Owocne lato w wykonaniu Liverpoolu
Przez całe lato powtarzałem, że kluczowi zawodnicy, którzy często są nie tylko piłkarzami, ale także liderami wycenianymi na setki milionów funtów, wrócą do gry po wyleczeniu urazów i że nowe oraz niejednokrotnie wyższe kontrakty dla kluczowego personelu są bardziej istotne niż dodanie jakiekolwiek nowego, błyszczącego nabytku.
Jürgen Klopp postawił sprawę jasno i chciał jedności, stabilności i możliwości pracy ze składem, który ukształtował. Czy chciałby tracić czas na treningi z nowymi zawodnikami, które miałyby nauczyć ich robienia tego, czego nauczenie się obecnym już piłkarzom zajęło całe lata i na czym będą dalej bazować i korzystać?
Po dodaniu jednego wielkiego transferu, Ibrahimy Konaté, w składzie The Reds znajduje się oszałamiająca liczba 12 zawodników z nowymi, wieloletnimi umowami, a oczywiste jest też, że negocjacje nie zatrzymały się wraz z ostatnim dniem okna transferowego. Będą negocjowane nowe umowy dla Niesamowitego Tercetu. Na ten moment przynajmniej 14 piłkarzy pierwszego zespołu jest związanych umową do 2025 r., a sześciu do 2026 r. lub dłużej.
Zestawienie podpisanych umów (pogrubiono potencjalnych zawodników pierwszej jedenastki):
Adrián – 14 czerwca 2021
Caoimhín Kelleher – 24 czerwca 2021
Ibrahima Konaté – 1 lipca 2021
Harvey Elliott – 9 lipca 2021
Trent Alexander-Arnold – 30 lipca 2021
Fabinho – 3 sierpnia 2021
Alisson – 4 sierpnia 2021
Virgil van Dijk – 13 sierpnia 2021
Andy Robertson – 24 sierpnia 2021
Jordan Henderson – 31 sierpnia 2021
Nathaniel Phillips – 31 sierpnia 2021
Rhys Williams – 31 sierpnia 2021
Siedmiu z dwunastu piłkarzy z nowymi umowami zagrało w spotkaniu z Chelsea. Konaté i Kelleher byli na ławce rezerwowych. Po stracie ponad 100 mln funtów z powodu pandemii pojawiła się również utrata pewności. Negocjacje umów były trudniejsze dla klubu, który chciał pilnować swoich finansów do momentu, aż będzie wiadomo, kiedy kibice wrócą na stadion.
Poniższa grafika, autorstwa Andrew Beasleya, pokazuje praktycznie przeciwieństwo stanu sprzed kilku miesięcy. Oznaczenia zawodników przeniosły się z miejsca przypisanego do roku 2023 bliżej prawej strony wykresu (głównym celem jest teraz odnowienie umów jak największej liczby zawodników, którzy wciąż znajdują się przy znaczniku oznaczającym datę wygaśnięcia w 2023 roku).
Mocniejsi niż kiedykolwiek wcześniej
Szczerze wierzę, że to najsilniejszy skład, jakim kiedykolwiek dysponował Liverpool.
Kelleher to świetny i młody bramkarz. Jest lepszy od kogokolwiek z bramkarskiego zaplecza z minionych lat. Liverpool dodał do składu perspektywicznego (i ogromnego) Konaté, by zapewnić zestaw najlepszych czterech środkowych defensorów spośród tych, których jestem sobie w stanie przywołać pamięcią.
Nat Phillips okazuje się być najlepszym piątym wyborem na środek obrony w każdym klubie, który gra czwórką defensorów (zespoły, które grają trójką z tyłu mogą mieć więcej opcji, gdyż potrzebują przynajmniej sześciu środkowych obrońców). Prawdę mówiąc jeszcze rok temu Phillips był nikim, a teraz jest postacią kultową. To on skorzystał na wszystkich problemach z zeszłego sezonu i stał się prawdziwym zawodnikiem Premier League.
Przeciwko Chelsea Liverpool desygnował do gry zawodników, którzy budowali jedenastkę zbliżoną do najlepszej, ale na ławce byli jeszcze Diogo Jota, Ibrahima Konaté, Thiago Alcántara, Naby Keïta, Joe Gomez, Alex Oxlade-Chamberlain, Takumi Minamino, Kostas Tsimikas i Caoimhín Kelleher. Wow! Czy ławka była kiedykolwiek mocniejsza, pomijając momenty, kiedy zasiadali na niej odpoczywający zawodnicy pierwszego składu?
Z różnych powodów w nawet poszerzonym 20-osobowym składzie nie znaleźli się: Curtis Jones, James Milner, Divock Origi, Nathaniel Phillips, Neco Williams, Rhys Williams i Kaide Gordon (oraz Adrián). Wielu z tych zawodników prezentuje poziom piłkarzy, którzy kilka lat temu zasiedliby na siedmioosobowej ławce rezerwowych. Teraz nie mieszczą się na dziewięcioosobowej ławce, a gdyby się mieścili, to kosztem wyśmienitych piłkarzy.
Ignorując często bezmyślną obsesję na punkcie nowych transferów, czy naprawdę można powiedzieć, że Liverpool kiedykolwiek wcześniej miał mocniejszy skład? I, jak zaraz pokażę, w tym składzie jest nawet więcej głębi i różnorodności niż wtedy, gdy zdobywano 97 i 99 ligowych punktów.
Nie zastąpiono Wijnalduma?
Dla mnie jest to błędne przekonanie, ponieważ na początku minionego sezonu Liverpool miał Wijnalduma, ale nie miał Thiago.
Potem przybył Thiago, co może być porównane do pozyskania przez Liverpool Johna Aldridge'a sześć miesięcy przed odejściem Iana Rusha do Juventusu. Przez pewien czas Liverpool miał w składzie obu tych piłkarzy, ale w pamiętnym sezonie 1987/88 grał już tylko Aldridge.
Nie było też Elliotta, ponieważ dzieciak przebywał na wypożyczeniu. Był Curtis Jones, ale nie przedzierał się on do świadomości fanów. Teraz zatem Thiago, Elliott i Jones są ważnymi składowymi równania związanego z odejściem Wijnalduma. Przy uznaniu kalibru Giniego, w ogólnym ujęciu można uznać, że nastąpiła tutaj poprawa.
Brakowało też Aleksa Oxlade'a-Chamberlaina, który wrócił dopiero w drugiej połowie sezonu. Podobnie jak Naby Keïta do rozwiązania problemów potrzebował kondycyjnego guru. W połowie kampanii 2021/22 Klopp powiedział, że Liverpool zatrudnił "najlepszego w Niemczech specjalistę" na nowe stanowisko Kierownika ds. Rekonwalescencji i Jakości Gry - Andreasa Schlumbergera.
Pojawienie się Jonesa daje mocną, 20-letnią opcję w środku pola. Pozyskanie Thiago nastąpiło rok przed odejściem Wijnalduma (gdyby Thiago pojawił się tego lata, to wszyscy powiedzieliby, że zastąpiono Winalduma!). Jest też rokujący talent Elliotta. Wszystko to sugeruje, że Liverpool ma znacznie lepsze możliwości w pomocy niż w ostatnich latach. Jones i Elliott z pewnością będą tylko lepsi.
Uważam, że Man United oczywiście pozyskali topowy talent w osobie Jadona Sancho i nie dokonuję tutaj porównania w długiej perspektywie, ale jak do tej pory w tym sezonie Elliott, kosztujący 3 mln funtów i komplet dresów, przyćmił 21-letniego Sancho, kosztującego 73 mln funtów. Sancho musi nauczyć się gry w systemie United i grać z nową presją ceny 73 mln funtów, a także problemów dyscyplinarnych na wcześniejszych etapach kariery (nawyk spóźniania się na treningi lub późniejszych powrotów ze zgrupowań kadry). Nawet rozegrał mniej spotkań na profesjonalnym szczeblu w Anglii niż Elliott.
Powtarzam, Sancho w United może stać się nowym Giggsem - ma szybkość i zdolności - ale jeśli Elliott dalej będzie grał tak, jak gra, i wraz z wiekiem będzie się rozwijał oraz nabierał doświadczenia (czego należy oczekiwać), to Liverpool nie będzie musiał za nikogo płacić 73 mln funtów.
Elliott w wieku 18 lat jest na tyle dobry, by rozważać go do nagrody zawodnika meczu z zawadiacko grającymi osiłkami z Burnley i Mistrzami Europy. Elliott w wieku 21 lat może być wręcz zadziwiający. Zwłaszcza jeśli będzie grał w zespole, w którym wyrósł i w którym każdy rozumie grę pozostałych zawodników. Elliott w ciągu trzech miesięcy może zrobić kolejny krok w porównaniu do tego, co widzieliśmy do tej pory.
Idźmy dalej. Gdyby tego lata Liverpool zapłacił 350 mln funtów za Van Dijka, Matipa, Gomeza, Thiago, Jotę, Oxlade'a-Chamberlaina, Jordana Hendersona i Keïtę, którzy ominęli znaczną część poprzedniego sezonu, to ludzie postrzegaliby wszystko zupełnie inaczej. Są nawet lepsi niż nowi piłkarze. Są zintegrowanymi piłkarzami (przypomnienie: Jota rozegrał tylko 1/3 możliwych do rozegrania minut w lidze).
Panuje przekonanie, że nowe jest zawsze lepsze. Jednak najbardziej komfortowo chodzi się w butach, które już jakiś czas nosisz. Takich, które z każdym kolejnym dniem, stopniowo lepiej pasują do kształtu twojej stopy. Jeśli nie zaczynają się rozpadać, to są idealne. Nowe, które wyglądają lepiej, ale powodują odciski, nie są tak perfekcyjne.
Za mało napastników?
I znów, w pierwszej połowie rekordowego w wykonaniu Liverpoolu sezonu napastnikami byli: Mo Salah, Roberto Firmino, Sadio Mané i Divock Origi, a rozpadający się w oczach Daniel Sturridge odszedł po rozegraniu niewielu spotkań w trakcie sezonu zwieńczonego wygraną w Lidze Mistrzów.
Przybył Taki Minamino i jeszcze nie odpalił, ale teraz prawdopodobnie w końcu przywyknął do angielskiej piłki. Ma to, co ma w sobie większość dobrych piłkarzy w składzie: jest utalentowany, chętny i ma profesjonalne podejście, ale przy tym na tyle pokorny, żeby zaczekać na swój czas (w pierwszej połowie minionego sezonu strzelił tyle samo bramek, co wybitnie wykańczający akcje Sturridge w trakcie całego swojego ostatniego sezonu w 27 występach).
Natomiast kluczowe było dodanie Diogo Joty, który zdobywa bramki - nie po rzutach karnych - szybciej niż którykolwiek napastnik Liverpoolu. Robi to nawet bardziej regularnie niż Salah. Główne trio ma niesamowite statystyki pod względem zdrowotnym, co utrudnia zmiennikom wkomponowanie się w zespół, ale Jota jest tak samo dobry, jak ktokolwiek z omawianej czwórki.
Zostaje Divock Origi. Chcę podkreślić, jak łatwo jest go pominąć. W sezonie 2018/19 nie grał do grudnia (i ta bramka), a serię spotkań zaliczył tak naprawdę w końcówce, gdzie był kluczową postacią. Potem sezon się skończył. Analogia do sezonu 2015/16, który to zakończył efektownie, ale doznał złamania nogi. Każdy następny sezon zaczynano z Salahem, Firmino, Mané, bo dlaczego niby nie? W rzeczy samej, zdobył gola przeciwko Norwich w meczu otwierającym sezon 2019/20, a i tak wrócił na ławkę. To trudne, ale takie jest życie.
Origi prawie nigdy nie otrzymuje szansy rozegrania serii spotkań, co uczyniłoby go sprawniejszym, lepszym i silniejszym oraz umożliwiłoby mu przywyknąć do roli (każdy, kto czynnie uprawia ten sport wie, że łatwiej jest mieć serię spotkań i się zrelaksować, niż starać się zbyt mocno przy każdej zaskakującej okazji na sześć minut gry po wejściu z ławki). Nigdy nie ma okazji, żeby znaleźć rytm, co jest konsekwencją tego, że Niesamowity Tercet rozegrał w barwach The Reds ponad 500 meczów. Niewielu zawodników prezentowałoby się dobrze, grając tylko raz na miesiąc. Kiedy Origi wchodził w serię spotkań, nigdy nie zawodził drużyny. Był daleki od tego. Powtarzam, nie odegrał żadnej znaczącej roli do początku grudnia 2019 r., ale potem wkroczył i zdefiniował ten sezon. Tak to może działać z Kloppem: piłkarze wychodzą z ciemności, a jeśli otrzymają szansę gry w kilku meczach z rzędu, wykonują swoje zadania. Popatrzcie na Nata Phillipsa i Rhysa Williamsa w minionej kampanii.
Liverpool ma lepsze opcje w ofensywie niż w sezonach 2018/19 i 2019/20, czyli w dwóch najlepszych w najnowszej historii Liverpoolu (i prawdopodobnie w jego całej historii po uwzględnieniu liczby zdobytych punktów i triumfu w Europie). Obecnie rywale wydają po 100 mln funtów na napastników lub sprowadzają supergwiazdy z pensją 500 tys. funtów tygodniowo, ale Liverpool nie jest w stanie tak działać.
Jeśli żyjesz nieustannie porównując się z innymi, to takie podejście cię dobije. Liverpool nie jest w stanie powstrzymać tego, co robią jego rywale. Zaciąganie długów, żeby wyrównać wydatki to głupi sposób na życie.
Kiedy Liverpool nie wydał nic w 2020 r., Man City wydali 120 mln funtów na dwóch piłkarzy i mieli kiepski sezon. Ci dwaj zawodnicy poradzili sobie znacznie lepiej w sezonie 2020/21, gdy byli już zaaklimatyzowani. Kupowanie dla samego kupowania niczemu nie służy. Wystarczy spojrzeć na paniczne podebranie przez Man United Alexisa Sancheza z rąk City, który wyrządził United więcej szkód niż dał korzyści.
Ludzie tego nie rozumieją, ale gdy dodajesz, to możesz odjąć: możesz stracić spójność, wzajemne zrozumienie oraz dostrzec nagle rozchwianą przez nowe nabytki listę płac. Sanchez nie tylko zawiódł, ale wkurzył też innych piłkarzy, którzy chcieli podwyżek, by zrównać swoje zarobki z jego megaumową.
To moja nauczka z 1997 r., gdy miałem poczucie, że trudny charakter Paula Ince'a wzmocni siłę linii pomocy The Reds. Jednak strata będącego przez 99% czasu przy piłce Johna Barnesa oznaczała, że Ince często wygrywał walkę o piłkę, którą sam stracił. Ince miał jakość, ale Liverpool nie stał się ogólnie lepszy, ponieważ dodając twardość Ince'a, stracili kontrolę nad meczami.
Ego-system
Wszystko, co zostanie dodane do ekosystemu może zmienić go na różne, nieoczekiwane sposoby i podobnie jest w przypadku dodawania kolejnych ego do zespołu piłkarskiego. O wiele łatwiej jest rozbić całkowicie zjednoczoną grupę zawodników, niż ją ulepszyć.
Nowi piłkarze mogą wszystko popsuć, zaburzyć hierarchię płac, czy powodować przeróżne problemy, jeśli nie są odpowiednio dobrani, a znalezienie odpowiednich zawodników nie jest łatwe. Transferowe sukcesy Liverpoolu w ciągu ostatniej dekady to zasługa ograniczania dostępnych opcji tak, by unikać toksycznych charakterów. Brendan Rodgers zaryzykował raz z Mario Balotellim, a Włoch bardziej niż pomagał, rujnował sezon. Popsuły się treningi, atmosfera. Momentami był bardzo zabawny, ale dużo częściej był wrzodem na tyłku.
Wielu piłkarzy nie spełnia kryterium Liverpoolu, polegającego na "nie byciu dupkiem", ale to tyczy się nie tylko piłkarzy. Chodzi też o wtrącających się członków rodziny, robiących zamieszanie agentów, którzy wciąż buntują swoich piłkarzy, by wymusić transfer, wszystkie osoby towarzyszące, które przeszkadzają w prawdziwym futbolu. Liverpool unika bucowatych piłkarzy, ale także rodzin, agentów i osób towarzyszących. W końcu dupki odwracają uwagę.
Zamiast tego, The Reds wykonują mniej transferów, ale rozwijają swoich zawodników poprzez system intensywnych treningów, światowej klasy sztab trenerski, jasną wizję taktyczną oraz wspólne wartości i wzajemne zrozumienie.
Dla przykładu, pod koniec zeszłego sezonu ludzie mówili mi, że Kostas Tsimikas to odrzut. Jednak po solidnym przepracowaniu obozu przygotowawczego, po roku dostosowywania się, dziś to zupełnie inny zawodnik. Po prostu poczekajmy - mówiłem to cztery miesiące temu - on może się jeszcze podciągnąć. Zobaczcie, co się dzieje, gdy piłkarz dostanie więcej czasu w tej grupie, w tej lidze, gdy codziennie intensywnie trenuje pod okiem Kloppa i Lijndersa (po drodze pokonując covid i poważny uraz kolana).
Teraz to Manchester United skrada wszystkie nagłówki po ponownym pozyskaniu Cristiano Ronaldo, będącego podczas pierwszego pobytu w Manchesterze bezsprzecznie jednym z najlepszych piłkarzy w Anglii (nie znoszę tego faceta, ale po wolnym starcie był genialny w United).
Ronaldo ma już jednak prawie 37 lat i z marszu stał się najlepiej zarabiającym zawodnikiem w zespole, w którym inni będą pracować ciężej od niego.
Kiedy kupujesz podstarzałą gwiazdę, która nie wykonuje na boisku sprintów, musisz oprócz plusów brać pod uwagę także minusy takiej decyzji.
Co za tym idzie, gdy możesz wystawić maksymalnie 11 graczy, każdy piłkarz dodany do składu może nie tylko coś poprawić, ale może też zabrać coś z drużyny. Każdy nowy zawodnik musi zastąpić kogoś, kogo umiejętności może później brakować, jednak kluczem jest to, czy nowy gracz może dać drużynie więcej.
Nowe, duże nazwisko może indywidualnie odnosić sukcesy, sama obecność dużych nazwisk może dać innym pozytywny impuls. Z pewnością sprzedadzą więcej koszulek.
Jeśli jednak sprowadzisz zawodnika, który dostaje za dużo pieniędzy i jest zbyt głośnym nazwiskiem, by go odstawić, mimo że znajduje się w fazie schyłkowej, to co wtedy? Szczerze mówiąc, Zlatan Ibrahimović i inni wyjątkowo dobrze przeciwstawili się zębowi czasu, ale starsi piłkarze wiążą się z większym ryzykiem. Każdy zawodnik może doznać poważnej kontuzji, ale tylko zawodnicy po trzydziestce mają tendencję do „topnienia”. Schodzeniu ze sceny ikon prawie zawsze towarzyszy bałagan.
Cristiano Ronaldo i Lionel Messi wciąż strzelają dużo goli (chociaż potrzebują do tego wielu strzałów i rzutów karnych, które mogliby wykonywać inni zawodnicy), jednak wykonują mniejszą pracę niż jakikolwiek inny napastnik.
W sporcie drużynowym tracisz w ten sposób pod kątem pressingu i wbiegania w wolne przestrzenie, a futbol nie jest jak koszykówka, gdzie indywidualność może ponieść drużynę.
Duże nazwiska mogą być inspiracją, ale gwiazdy mogą też przetrzymywać piłkę, skupiać uwagę reporterów i rozchwiać system ego w zespole. Za dużo wielkich ego i skład staje się beczką prochu.
Poza tym, jak wycofać ze sceny supergwiazdę, której nogi słabną, a która nie przyjmie grzecznie jakiegoś planu odejścia (źle to wyszło ze Stevenem Gerrardem w Liverpoolu, podczas gdy Kenny Dalglish miał luksus zarządzania redukcją własnego czasu gry jako menedżer)?
Ronaldo jest w świetnej formie, ale czy to naprawdę może potrwać jeszcze długo? To możliwe, ale prawdopodobnie tak nie będzie.
Czy w tym ujęciu transfery niektórych klubów przysparzają więcej problemów niż dają rozwiązań?
Atak!
Skromny transfer poczyniony jeszcze w lutym (to zamierzchła historia, co znaczy, że się nie liczy) może okazać się kolejnym diamentem w ciągu nadchodzących 12 miesięcy. I choć pewnie nie pogra za dużo w lidze, Kaide Gordon to najlepszy 16-latek, jakiego miał Liverpool w młodszych rocznikach - z wyjątkiem Harveya Elliotta.
Nie widzę również żadnego załamania formy u Sadio Mané. Jego szybkość i umiejętność mijania zawodników jest oczywista, a jego forma strzelecka z końcówki ubiegłego sezonu, okresu przygotowawczego oraz gol, którego zdążył już strzelić w Premier League, sugerują że nie ma żadnego spadku formy. Wygląda dobrze jak zawsze - a to tylko jeden z trzech strzelców, który robi jeszcze wiele innych rzeczy. Jest dynamiczny, kreatywny, pracowity i rozciąga zespoły rywali. Jego szybkość nie spadła ani o trochę.
Liczby goli strzelonych w sezonie przez poszczególnych napastników często się różnią, a Mané nie wykonuje rzutów karnych (czy choćby rzutów wolnych), by poprawić swoje liczby i przerywać okresy bramkowej posuchy. Gdyby wykonywał (i strzelał) rzuty karne Liverpoolu w zeszłym sezonie, nikt nawet nie wspomniałby o tym, że strzela za mało goli. To samo dotyczy Roberto Firmino, który również kończył poprzedni sezon w gazie, miał świetny okres przygotowawczy i zdążył wpisać się na listę strzelców w tym sezonie ligowym, zanim złapał coś, co wygląda na drobny uraz ścięgna udowego.
Obydwaj w zeszłym sezonie mieli problemy z brakiem pewności pod bramką przeciwnika, jednak ich gra w ofensywie często wciąż wyglądała doskonale. Jeśli oceniasz piłkarzy tylko przez pryzmat zdobytych goli, nie dostrzegasz tych wszystkich sposobów, na jakie pomagają kolegom zdobywać gole i wygrywać mecze. W zeszłym sezonie grali też w mocno osłabionej jedenastce, bez liderów zespołu i gigantów stałych fragmentów.
I znowu, jak pokazywałem to kilka razy w zeszłym sezonie, wyraźna jest korelacja pomiędzy golami Firmino po stałych fragmentach a obecnością na boisku wysokich stoperów, co było widoczne, gdy tylko Liverpool przeszedł na grę wysokim Rhysem Williamsem i szalonym, główkującym Phillipsem. Tylko Van Dijk zdobył dla The Reds więcej goli po stałych fragmentach niż Firmino i obydwaj zawodnicy notują w tej klasyfikacji dwucyfrowy wynik. Jednak bez dużych facetów Firmino ze swoim wzrostem staje się łatwy do upilnowania. Ludzie raczej nie odnotowują tego, że kilka z jego goli padło, gdy Virgil van Dijk lub Joël Matip byli otoczeni i faulowani, albo gdy ktoś taki jak Rhys Williams samą swoją obecnością odciągał kilku rywali.
Wiem, że mówiłem to samo jeszcze przed tym latem, ale narracja nigdy się nie zmienia: Liverpool musi kupować nowych piłkarzy to stała mantra.
Nie. Liverpool to zespół budowany na małej liczbie transferów, stopniowej integracji, ekstremalnym profesjonalizmie, motywacji i ulepszonym współdziałaniu - wszystko to w skrzętnie zarządzanej i bardzo motywacyjnej strukturze płac, który naprawdę nagradza sukces, a nie przeciętność.
Po piekle poprzedniej zimy - niekończącym się lockdownie, pustych stadionach, coraz dłuższej liście kontuzji, czy pogrzebie matki Kloppa, na którym nie mógł się pojawić ze względu na covidowe restrykcje (tak jak Alisson na pogrzebie swojego ojca) - powinniśmy się cieszyć, że Klopp wciąż jest w klubie, bo, jak się obawiałem, wyglądał na bliskiego wypalenia (wszyscy się tego obawialiśmy i to bez tych dodatkowych stresów).
W swoim czasie będą potrzebne nowe transfery, być może także jakieś przetasowania za kulisami, jednak na ten moment skład pozostaje w dobrym wieku. To może być stopniowa ewolucja na przestrzeni kilku kolejnych lat.
Łatwo jest chcieć nowych rzeczy, jednak w przypadku Kloppa i piłkarzy takich jak Alisson, a także wielu innych, solidna przerwa w celu naładowania się i rozładowania ciśnienia może być największym benefitem tego lata. Jak zawsze - jak choćby w przypadku sprzedaży Coutinho, jak wtedy, gdy klub wolał poczekać pięć miesięcy na Van Dijka zamiast sprowadzać kogoś innego, jak wtedy, gdy ludzie myśleli, że 8 milionów funtów za Robertsona to strata pieniędzy lub gdy nie było konkretnego wzmocnienia przed sezonem 2019/2020 - często lepiej poczekać, by się przekonać.
Paul Tomkins
Komentarze (42)
Nie sprowadziliśmy nikogo do ataku, a oddaliśmy innych. Dodatkowo zostawiliśmy w składzie zawodników, którzy nie mogliby liczyć na miejsce w składzie w Norwich City.
Typa dawno nie powinno być na stronie.
Świetna wymówka, żeby właściciele nie musieli wydawać kasy na klub. Ktoś chyba zapomniał, że największe sukcesy przyszły po transferach VVD, Fabinho i Alissona. Na te transfery poszło około 200 milionów.
Jestem praktycznie pewien, że ten tekst jest opłacony przez jankesów. To jest bardzo sprytna strategia wizerunkowa.
Potem przybył Thiago, co może być porównane do pozyskania przez Liverpool Johna Aldridge'a sześć miesięcy przed odejściem Iana Rusha do Juventusu.
HAHAHAHA HAHA oni naprawdę mają ludzi za głupich. To że samuraj odpali i nagle zacznie być genialny to aż szkoda komentowac
Poza tym mają jeszcze jedną ważną funkcję. Działają jak barometr i pokazują ilu jeszcze mamy idiotów na stronie, którzy nie rozumieją słowa pisanego.
Dla redakcji szacun, że musieliście taką ścianę bzdur tłumaczyć. Trochę mi was szkoda ;)
Każdy z nas chce sukcesów, ale akurat LFC ciezko zarzucić złe zarządzanie.
Więcej optymizmu!
Takiej chujni na tym forum nie było jeszcze nigdy, czasem żałuję że tu w ogóle zaglądam.
Gdzie rośnie tak wielka choinka, z której żeście się k....a pourywali.
Jeśli zdobędziemy jakieś trofeum w tym sezonie to tak z czystej przyzwoitości Ci co piszą te brednie powinni się zwyczajnie tutaj nie pokazywać.