Prasa po meczu z Orłami
Liverpool dzięki zwycięstwu nad Crystal Palace awansował na pierwsze miejsce w tabeli Premier League.
Sadio Mané i Mohamed Salah jak to mają w zwyczaju, zdobyli po bramce, a Naby Keïta w końcówce spotkania trafił z woleja, by dopełnić dzieła zwycięstwa.
Piłkarze Jürgena Kloppa zdobyli w tym sezonie 13 z 15 możliwych punktów i po niedzielnym spotkaniu pozostają jednym z czterech niepokonanych klubów w lidze.
Mnóstwo przedstawicieli krajowych mediów było obecnych na Anfield, aby obserwować jak Liverpool pokonuje Palace.
Oto, co wyłapaliśmy z werdyktu mediów krajowych na temat ostatniego zwycięstwa The Reds.
Jonathan Norcroft dla The Times:
- Szampan należał do Naby'ego Keïty, który, gdy wybicie Vicente Guaity wylądowało na jego drodze na skraju pola karnego, przyjął idealną pozycję ciała i uderzył wspaniałym wolejem, który wpadł do siatki przed rozentuzjazmowaną publicznością na The Kop.
- Keïta wzruszył ramionami, uśmiechnął się i wyciągnął dłonie, czując się niemal zmuszony do przeproszenia za swoją błyskotliwość.
- Wygrać 3-0 z dobrym, fizycznym, ambitnym Crystal Palace to nie lada wyczyn.
- Tak wielu wydaje się faworyzować Chelsea lub Manchester City w walce o tytuł, ale Liverpool jest na szczycie ligi i jak na razie w sezonie 2021/22 wyglądają tak dobrze jak wtedy, gdy w kampanii 2019/20 zostali mistrzami.
- Nieco pomijane wydają się również dokonania Sadio Mané i Mohameda Salaha, którzy po raz kolejny zdobyli po bramce.
Melissa Reddy dla The Independent:
- Liverpool pokonał kolejną uciążliwą przeszkodę, miażdżąc Crystal Palace, aby przypomnieć, że każdy, kto nie uważa ich za pretendentów do tytułu, sprzeciwia się oczywistej oczywistości.
- Sadio Mané, Mohamed Salah i Naby Keïta w sobotnie popołudnie wyrządzili gościom szkody na zalanym słońcem Anfield.
- Zwycięstwo nie przyszło łatwo, co sprawiło, że było tym słodsze dla Liverpoolu. Palace, Patricka Vieiry jest bezsprzecznie bardziej agresywne, ruchliwe i przepełnione wiarą, że może sprostać każdemu przeciwnikowi.
- Zremisowali z Brentford i West Hamem, a w Merseyside pojawili się po tym jak pokonali Tottenham, a proaktywne podejście menedżera zaczęło nabierać kształtów.
- Palace było niewygodnym przeciwnikiem dla niepokonanych do tej pory podopiecznych Jürgena Kloppa i choć wynik nie był taki, jakiego oczekiwali, nie zabrakło pozytywnych sygnałów na początku ich nowej ery.
Oliver Holt dla Daily Mail:
- Do końca spotkania pozostało 12 minut, kiedy Mo Salah wbiegł na piłkę, która po rzucie różnym wypadła z tłumu rywalizujących o nią przeciwników. Nie przerywając biegu ruszył na nią i uderzył obok Vicente Guaity, umieszczając w bramce Crystal Palace.
- Jego przełomowe trafienie, setny gol w Premier League, padło w zeszłym tygodniu na Elland Road, ale Salah świętował numer 101 z jeszcze większym rozmachem.
- Może dlatego, że było to przed The Kop, może dlatego, że było tak wiele spekulacji na temat tego, czy podąży za resztą najważniejszych piłkarzy pierwszego zespołu i podpisze nowy kontrakt w klubie, a może dlatego, że wiedział, że to był gol, który oznaczał, że Liverpool zakończy dzień na szczycie tabeli po raz pierwszy od 4 stycznia.
- Zdarł z siebie koszulkę, rzucił ją na murawę i napawał się radością kibiców.
- Może powód był jeszcze inny. To było zdecydowane zwycięstwo Liverpoolu i nawet jeśli mieli swoje problemy na początku meczu, to była to wygrana, która sugerowała, że po wszystkich przeciwnościach z zeszłego sezonu, w tym znów będą w ścisłej czołówce w wyścigu o tytuł.
Richard Jolly dla The Guardian:
- Sadio Mané już dawno zajął swoje miejsce w historii Liverpoolu. Był strzelcem w jednym z finałów Ligi Mistrzów, zwycięzcą w drugim, katalizatorem w zakończeniu 30-letniego oczekiwania na tytuł ligowy, ale stając się osiemnastym zdobywcą stu bramek dla klubu, dołączył do panteonu. "To ogromne osiągnięcie" - powiedział Jürgen Klopp. W chwalebnej historii tego klubu tylko 18 zawodników potrafiło strzelić 100 goli. Teraz Mané znalazł się w znamienitym towarzystwie, na równi z Kevinem Keeganem, a na jego celowniku znalazł się John Barnes.
- Być może nie było bardziej odpowiedniej i przewidywalnej ofiary dla osiągnięcia tej magicznej granicy. "Uwielbiam grać przeciwko Crystal Palace. Byłoby wspaniale grać z nimi w każdy weekend" - powiedział Mané. Uczucie to z pewnością nie jest odwzajemnione. Zdobywając bramkę w dziewiątym kolejnym meczu przeciwko nim, Mané wyrównał rekord Robina van Persiego jeśli chodzi o liczbę trafień przeciwko jednemu przeciwnikowi w Premier League. Palace może teraz współczuć Stoke, które cierpiało przez lewą nogę Holendra.
- Jego poprzednie bramki przeciwko nim zapewniały Liverpoolowi miejsce w Lidze Mistrzów i przyniosły koniec kariery menedżerskiej Roya Hodgsona. Odnowione Palace pod wodzą śmielej wystrojonego Patrica Vieiry, oferujące mieszankę grozy i oporu nie dało rady, a drużyna Kloppa przedłużyła swój doskonały początek sezonu. "To jeden z najciężej wywalczonych wyników 3:0 w historii" - powiedział menedżer Liverpoolu. "Musieliśmy dać z siebie wszystko. Nie graliśmy śpiewająco. Musieliśmy walczyć o jak najlepszy występ. Podobało mi się to".
- Podczas gdy ich rywale wydali tego lata duże pieniądze na talenty w ataku, Mané i jego kolega Mohamed Salah przypomnieli Liverpoolowi, że jego przeszłość i tańsze interesy, odpowiednio przygotowały ich do walki. Naby Keïta mógł czuć się wyjątkowo, jeden z wielkich zakupów Kloppa, który do tej pory nie radził sobie najlepiej, cudownym wolejem sprawił, że zwycięstwo było jeszcze bardziej dobitne. "Naby, wow! Zdobył najładniejszą z naszych bramek" - zachwycał się jego menedżer.
- Wynikało to z rzutu rożnego wykonanego przez Salaha, który Vicente Guaita wybił do boku. Wszystkie trzy bramki padły pośrednio z rzutów rożnych. "Bardzo słabo broniliśmy stałych fragmentów. Brak utraty gola z otwartej gry jest zasługą całego zespołu, ale frustrująca jest utrata trzech po stałych fragmentach" - ubolewał Vieira.
Komentarze (2)