Najlepszy wolny transfer Liverpoolu
Wolne transfery mogą w końcowym rozrachunku kosztować fortunę. Liverpool z pewnością odczuł to na własnej skórze kilkukrotnie w ostatnich latach. Na myśl przychodzi Philipp Degen, Milan Jovanović czy Joe Cole.
Z drugiej strony są też tacy, którzy przyszli na Anfield bez kwoty odstępnego i ostatecznie okazali się bezcenni. Gary McAllister wciąż jest uwielbiany na The Kop 20 lat po tym, jak pomógł doprowadzić Liverpool Gerarda Houliera do historycznego trypletu po zakończeniu jego kontraktu w Coventry City. Również Joël Matip okazał się być integralną częścią inspirowanego przez Jürgena Kloppa planu odrodzenia klubu, odkąd w 2016 roku wygasł jego kontrakt z Schalke.
Dyskusji nie podlega jednak to, który wolny transfer okazał się dla klubu najcenniejszy w erze nowożytnej. To zaszczytne miano należy do człowieka, który swoją trwałą grą na najwyższym poziomie wręcz kpi z upływającego czasu.
To już siódmy i prawdopodobnie ostatni sezon Jamesa Milnera w Liverpoolu. Gdy jego obecny kontrakt dobiegnie końca najbliższego lata, będzie miał już 36 lat. Jednak świadectwem jego profesjonalizmu i stylu życia jest to, że prawie 19 lat po tym, jak zaliczył swój debiut w Premier League dla Leeds United, nadal jest silny. Wpływ wicekapitana na zespół Kloppa - zarówno na boisku jak i poza nim - wciąż jest ogromny.
Na co dzień wyznacza standardy, a gdy komuś nie uda się ich spełnić, nie wstydzi się o tym poinformować. Jest idealnym porucznikiem Jordana Hendersona w szatni.
Młodzi zawodnicy, którzy przedarli się na wyższy szczebel, mówią nawet o początkowym poczuciu zastraszenia przez osobę Milnera. Na jego szacunek musisz zasłużyć sobie swoim zachowaniem.
- W końcu widzisz, że w głębi duszy ma też bardziej miękką stronę. Musisz tylko przebić się przez tę twardą zewnętrzną powłokę - mówił Trent Alexander-Arnold w 2019 roku.
- Cały czas daje małe rady i słowa zachęty. To ktoś, kto jest całkowicie oddany swojej pracy. Zawsze staje w obronie zespołu, zawsze jest gotów się dla niego poświęcić.
Ironią jest to, że Milner określił jako "samolubną" decyzję o nie podpisywaniu nowego lukratywnego kontraktu od Manchesteru City, gdy dołączył do Liverpoolu jako wolny zawodnik w lecie 2015 roku. Mimo że na Etihad był częścią zespołu, który dwukrotnie zdobywał tytuł, czuł, że nie jest w pełni doceniany. Brendan Rodgers zapewnił go, że na Anfield będzie grał na swojej preferowanej pozycji, w środku pomocy.
Spośród 254 występów dla Liverpoolu tylko w nieco ponad połowie z nich (137) zagrał na swojej pozycji. Ci, którzy kwestionowali jego odejście z City, musieli wycofać swoje słowa, gdy do zwycięstwa w Lidze Mistrzów dorzucił tytuł mistrzowski Premier League. Przez ten cały czas wiedział, że chwała na Anfield po tak jałowym okresie naprawdę odbije się echem.
Jednak pod rządami Kloppa musiał zaakceptować to, że jego uniwersalność będzie oznaczała konieczność gry na różnych pozycjach. Gdy menedżer zapytał go w sezonie 2016/17, czy woli zagrać na prawej czy lewej obronie, odpowiedział:
- To tak jakby spytać, którego z tych chłopaków wybierasz, żeby spędził noc z twoją kobietą.
Nie był zachwycony tym pomysłem, ale spuścił głowę i spędził większość sezonu na lewej obronie - zagrał na tej pozycji w Liverpoolu 52 razy (20% występów). Od tego czasu zdarzały mu się również występy na prawej stronie pomocy, na lewej stronie czy w roli pomocnika przetrzymującego piłkę. Teraz gra jako awaryjny prawy obrońca, po tym jak Alexander-Arnold stanął podczas treningu w Kirkby tuż przed wylotem do Portugalii, skarżąc się na dyskomfort w mięśniu przywodziciela.
Milner ostatnio wykonał dobrą robotę w tej roli, gdy Wilfried Zaha został powstrzymany wręcz fachowo w meczu wygranym u siebie z Crystal Palace, a we wtorkowym pogromie FC Porto po raz kolejny dobrze się zaprezentował. Luis Diaz, najgroźniejszy strzelec w zespole Portugalczyków, prawie nie kopnął piłki. Podsumowaniem występu Milnera była perfekcyjna centra po ziemi, która ośmieszyła Diogo Costę i sprawiła, że Sadio Mané dostał drugą bramkę dla Liverpoolu jak na talerzu.
Wszyscy zawsze tak bardzo skupiają się na jego zdolnościach przywódczych i walecznej naturze, że często zapominają o jego jakości. Żaden piłkarz nie zaliczył więcej asyst w Lidze Mistrzów dla Liverpoolu niż Milner, który zrównał się właśnie pod tym względem ze Stevenem Gerrardem (wyłączając kwalifikacje do rozgrywek).
Przy wyniku 3:0, na ostatnie 25 minut jednostronnego pojedynku, Milnerowi dano chwilę wytchnienia, zastępując go Joe Gomezem. Biorąc pod uwagę fakt, że Alexander-Arnold ma być sprawny dopiero po październikowej przerwie reprezentacyjnej, na Milnera trzeba było chuchać i dmuchać.
Wygląda na to, że w niedzielę rozpocznie mecz ze swoim byłym klubem na Anfield. Jego osobista walka na tej flance z Jackiem Grealishem zapowiada się fascynująco. Darmowy transfer kontra człowiek o wartości 100 milionów funtów. Stal kontra jedwab.
Milner podejmie wyzwanie i postawi zespół na pierwszym miejscu, jak zawsze. Pomoże nadać ton swoją kontrolowaną agresją. Jest tylko jedna rzecz, której nienawidzi bardziej niż granie poza swoją pozycją - to bycie pominiętym przy ustalaniu składu.
Alexander-Arnold stworzył 21 okazji w pierwszych sześciu meczach Premier League w tym sezonie - więcej niż jakikolwiek inny zawodnik Liverpoolu - jednak obawy, że jego nieobecność będzie dotkliwie odczuwalna w ostatnim meczu z Porto, szybko zostały rozwiane.
Milner z pewnością pomógł wypełnić tę lukę, podobnie jak Curtis Jones, który tego wieczoru spisywał się wybitnie. Wychowanek akademii wszedł do składu i wykorzystał swoją szansę pod nieobecność kontuzjowanych Harveya Elliotta i Thiago. Pokazał, dlaczego menedżer wolał skorzystać z niego niż z Naby'ego Keity czy Aleksa Oxlade'a-Chamberlaina.
Jones, zaangażowany w cztery spośród pięciu bramek dla The Reds, musi wyjść w pierwszym składzie na City. Dobrze wyglądał balans w linii pomocy z nim odpowiadającym za ofensywę i z Fabinho oraz Hendersonem sprawującymi kontrolę. Niestrudzona praca bez piłki 20-latka była równie imponująca, co jego gra z piłką. To był naprawdę dojrzały występ.
Zdziesiątkowana linia obrony Porto nie potrafiła odpowiedzieć na nieustanną intensywność Liverpoolu. W ciągu sześciu meczów we wszystkich rozgrywkach we wrześniu podopieczni Kloppa strzelili aż 20 goli. A nie wydaje się nawet, by byli szczególnie skuteczni.
Kontuzja Alexandra-Arnolda jest kolejnym nieszczęściem, ale oni po prostu uchylają się przed ciosami - przewodzą w tabeli Premier League oraz w grupie B Ligi Mistrzów z maksymalną liczbą punktów.
Biorąc pod uwagę sporą ilość czasu na regenerację przed niedzielą, jedyny dylemat Kloppa dotyczy tego, czy Diogo Jota utrzyma Roberto Firmino poza wyjściowym składem.
W wieczór, w który dublet uczynił Mohameda Salaha drugim najlepszym strzelcem z Afryki w rozgrywkach Ligi Mistrzów (z 31 golami na koncie), Firmino wszedł z ławki i również ustrzelił dublet.
Henderson z klasą zadedykował zwycięstwo Rogerowi Huntowi, po tym jak legendarny napastnik Liverpoolu i reprezentacji Anglii zmarł w wieku 83 lat. Ten wspaniały człowiek z pewnością ucieszyłby się z tego wyróżnienia.
Drużyna Kloppa jest rozpędzona, zaś City będzie wylizywało się z ran po porażce z Paris Saint-Germain.
- Potrzebujemy kompletnego występu, żeby w ogóle mieć szansę. Mecz z City będzie zupełnie inny - podkreślał Klopp.
Może tak być, jednak Niemiec wie, że może liczyć na więcej tego samego ze strony Milnera. Bez awanturowania się - po prostu czysta niezawodność i poświęcenie od zawodnika pozyskanego za darmo, który jak żaden inny wciąż służy Liverpoolowi z wyróżnieniem.
James Pearce
Komentarze (18)
James Milner to dla mnie legenda tego klubu. Powinien mieć pomnik przed Anfield.
My podobnie - w ubiegłym sezonie chociazby Trent, Alisson, Firmino. W wygranym sezonie LM wyszliśmy z grupy dzięki bramce w 90 minucie.