Prasa po meczu z Preston
Jürgen Klopp poprowadził Liverpool do awansu do ćwierćfinału Carabao Cup. Poniżej prezentujemy opinie angielskich mediów na temat wczorajszego spotkania.
Dzięki wygranej 2:0 nad Preston North End Liverpool po raz pierwszy od 2019 r. zakwalifikował się do tego etapu tych rozgrywek.
Wczorajszy mecz zostanie zapamiętany głównie z powodu bramki zdobytej przez Divocka Origiego.
Ian Whittell, The Times
Takumi Minamino być może nie jest w takiej formie strzeleckiej, jak grający na jego pozycji w pierwszym składzie Mohamed Salah, ale to właśnie piąty gol reprezentanta Japonii w piątym meczu Carabao Cup pomógł wczoraj Liverpoolowi w wywalczeniu awansu do ćwierćfinału.
Jego partner z ofensywy w spotkaniu w Deepdale, Divock Origi, to kolejny napastnik drugiego wyboru w ekipie Jürgena Kloppa, który lubi zdobywać bramki w tych rozgrywkach, a zdobyta przez niego w bezczelny sposób bramka dopełniła formalności na siedem minut przed końcem spotkania z ekipą z Championship.
Origi trafił do siatki wykonując trudne uderzenie piętą po tym, jak Kostas Tsimikas obił poprzeczkę, a Neco Williams odbitą od niej piłkę posłał wysoko w powietrze za plecami napastnika.
To jedenasta bramka Origiego w dziesięciu występach w tej kategorii rozgrywek, a należy ją uznać za jeszcze ładniejszą od tej, którą zdobył Minamino, chociaż to moment zdobycia gola przez Japończyka miał szczególne znaczenie dla losów rywalizacji na wypełnionym po brzegi Deepdale.
Andy Hunter, The Guardian
Puchar Ligi nie zawsze był miłym turniejem dla Jürgena Kloppa - i vice versa, jeśli ktoś woli - jednak Liverpool nieprzypominający, pod względem kadrowym i jakości gry, drużyny anihilującej w niedzielę Manchester United, awansował w Preston do ćwierćfinału tych rozgrywek.
Imponujące wykończenia akcji przez Takumiego Minamino i Divocka Origiego zapewniły bezpieczną drogę do kolejnej fazy po traumatycznej pierwszej połowie meczu z ekipą z Championship. Origi przypieczętował zwycięstwo zuchwałym uderzeniem z woleja piętą, czym powiększył swój imponujący bilans goli w tych rozgrywkach do 11 trafień w 10 meczach.
Liverpool awansował dzięki mądrości i zimnej krwi pod bramką rywali oraz dzięki poprawie swojej gry w drugiej połowie. Neco Williams, przesunięty do przodu po wprowadzeniu na murawę w 54 minucie defensora z Irlandii Północnej Conora Bradleya, oraz Alex Oxlade-Chamberlain byli w centrum działań umożliwiających poprawę jakości.
Ian Parker, The Independent
Takumi Minamino oraz Divock Origi, specjaliści od Carabao Cup, wstrzelili Liverpool do ćwierćfinału, umożliwiając wygraną 2:0 nad Preston, ale nie obyło się to bez zagrożenia wielką niespodzianką ze strony zespołu z Championship.
Wspomnienia niedzielnej destrukcji Manchesteru United 5:0 wciąż były świeże w umysłach kibicujących na wyjeździe fanów Liverpoolu, ale niewiele z tego było widoczne na boisku, gdyż Jürgen Klopp wymienił całą wyjściową jedenastkę, co w efekcie dało zupełnie innego rodzaju występ.
Gdy Minamino w 62 minucie wykorzystał podanie Neco Williamsa, był to pierwszy celny strzał na bramkę w wykonaniu Liverpoolu, przy czym wcześniej Preston, w pierwszej połowie, zmusiło Adriána do wykonania kilku interwencji.
Origi błysnął na sześć minut przed końcem, ale różnica między bezwzględnymi gwiazdami Kloppa a ich nieco bardziej skromnymi zastępcami, była oczywista, gdyż Liverpool jedynie sporadycznie pokazywał zęby w rywalizacji z drużyną, która zajmuje 19 miejsce w Championship i w swoim składzie również dokonała kilku roszad.
Preston jeszcze nigdy nie dotarło do ćwierćfinału, ale ta marchewka to było za mało, żeby powstrzymać Frankiego McAvoya od wymienienia dziewięciu zawodników po weekendowej porażce 2:0 z Blackpool. Jednym z dwóch ocalałych był Sepp Van Der Berg, który otrzymał od swojego macierzystego klubu pozwolenie na występ w tym meczu.
Klopp dał szansę debiutu nastoletniemu Harveyowi Blairowi, a Tyler Morton po raz pierwszy wybiegł w wyjściowym składzie. W drużynie nie brakowało jednak doświadczenia, gdyż w środku defensywy zagrał duet Joël Matip i Joe Gomez.
Craig Hope, Daily Mail
To był występ nieporównywalny do niedzielnej demolki Manchesteru United, a wystarczającą przyczyną takiej sytuacji był fakt, że gwiazdy z Old Trafford odpoczywały w swoich domach.
Z pewnością nie było to łatwe do oglądania dla Mo Salaha i spółki, aczkolwiek zadanie zostało wykonane na tyle dobrze, na ile mogło być dla Liverpoolu.
Światła reflektorów należy kierować na zastępców, którzy umożliwili przejście do kolejnej fazy tych rozgrywek. Natomiast równie dobrze światła mogły całkowicie zgasnąć z uwagi na niechlujną grę w pierwszej połowie, której nawet Jürgen Klopp nie próbował koloryzować.
Dokładnie, Klopp powiedział, że do ostatniego dnia przed meczem ćwierćfinałowym będzie czekał z decyzją, czy po koszmarnym wieczorze w Preston grający w tym meczu zmiennicy wyjdą ponownie z cienia.
Tak, wygrana wydłuża serię meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach do 23 spotkań, ale to nie był ten Liverpool, którym zachwycaliśmy się w trakcie pogromu Manchesteru United 5:0.
Komentarze (0)