Wywiad z Alberto Aquilanim
- Wielu ludzi uważa mnie za niewypał transferowy, bo kosztowałem za dużo i za rzadko grałem.
- Mają rację. To prawda. Ale bardzo dużo działo się za kulisami.
Alberto Aquilani nie ma złudzeń co do swojej kariery w Liverpoolu.
Po tym, jak Xabi Alonso za 30 milionów funtów przeniósł się do Realu Madryt, latem 2009 roku The Reds zdecydowali się na pozyskanie Włocha z AS Romy za 20 milionów.
Kiedy dopinano transfer zawodnik był kontuzjowany, Rafa Benítez musiał czekać aż do końca października, zanim mógł skorzystać z usług pomocnika.
Dołączył do ekipy zmagającej się z problemami, a jego pobyt w Merseyside zaczął zmierzać do końca już rok później, kiedy hiszpański szkoleniowiec pożegnał się z zespołem po słabym sezonie 2009/10.
Włodarze The Reds starali się jak najszybciej wypchnąć go z drużyny, ponieważ było jasne, że jego przygoda na Anfield zakończyła się tuż po tym, jak się zaczęła, łatwo było go winić za słabą postawę Liverpoolu.
Nie jest żadnym zaskoczeniem, że Włoch ma raczej mieszane uczucia co do swojego pobytu w Anglii, a w ekskluzywnym wywiadzie dla Liverpool ECHO przyznał, że gdyby to on decydował, to nigdy nie odszedłby z Romy.
- Liverpool był dla mnie dużą szansą - powiedział Aquilani. - Urodziłem się w Rzymie. Grałem w Romie. Byłem ich kibicem. Było mi bardzo trudno odejść z tego zespołu.
- Pamiętam, że kiedy byłem młodszy, miałem wiele okazji, aby opuścić Romę. Arsenal i Chelsea proponowały mi kontrakt, ale nie było szans, abym odszedł z Romy.
- Przytrafiła mi się jednak poważna kontuzja. Nie miałem na to wpływu, musiałem poddać się operacji, wypadłem z gry na cztery czy pięć miesięcy.
- Kiedy mój agent powiedział, że pojawiło się zainteresowanie ze strony Liverpoolu, dla mnie to była podobna sytuacja, co wcześniej z Arsenalem, Chelsea czy Juventusem, kiedy Roma nie chciała mnie sprzedać.
- Mój agent przyznał jednak, że tym razem Roma chciała mnie sprzedać, więc było inaczej. Ja sam nie potrafiłem wyobrazić sobie gry w innym klubie czy innym kraju.
- Rok wcześniej nawet nie myślałem w ten sposób, ale kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to prawda, Liverpool stał się dla mnie najlepszym wyborem.
Aquilani wolał zostać we Włoszech, jednak kiedy okazało się, że Roma chce go sprzedać, z ochotą przyjął wyzwanie gry w Anglii.
Po rozmowie z byłym graczem The Reds i partnerem z Romy, Johnem Arne Riise, nie trzeba było go długo przekonywać, że Liverpool to właściwy wybór.
Dodatkowo w perspektywie miał grę w środku pola ze Stevenem Gerrardem, a to zawodnik, którego Aquilani podziwiał. Był przekonany.
- To było moje marzenie - powiedział. - Wszyscy mówili mi, że Liverpool to piłkarski raj. To był właściwy ruch.
- To wielki klub, trzeba być skupionym na boisku i na grze. Przeszedłem tam pozytywnie nastawiony. John Arne Riise opowiadał mi o Liverpoolu, wiele razy rozmawiałem też z Rafą Benítezem.
- Uwielbiam angielską piłkę, uwielbiam styl gry Liverpoolu, a także kibiców i zawodników. Steven Gerrard był moim idolem, granie u jego boku było dla mnie wielką szansą.
- Widziałem wiele spotkań, widziałem w nich Stevena Gerrarda. Moim zdaniem on był genialnym piłkarzem. Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że to dla mnie świetna okazja.
Niestety dla Aquilaniego, w trakcie swojego ostatniego sezonu w Romie doznał poważnej kontuzji kostki, musiał walczyć o powrót do dobrej dyspozycji.
- Problem w tym, że byłem kontuzjowany - przyznał. - Powiedziałem Benítezowi: 'Okej Rafa, przeniosę się, chcę tego, ale jestem kontuzjowany'. 'Nie ma sprawy, podpiszemy kontrakt na pięć lat. Nie na pięć miesięcy czy pięć dni, tylko na pięć lat, będziesz mógł dojść do siebie'.
- Byłem bardzo zadowolony z takiej umowy. Płacono mi jednak dużo pieniędzy. W tamtym czasie byłem dużym nazwiskiem w Liverpoolu, wielkim transferem, więc ludzie, dziennikarze, media, wszyscy oczekiwali, że będę wielkim zawodnikiem.
- Sytuacja była jednak taka, że przez pięć miesięcy byłem poza grą, najpierw z urazem, a potem na ławce. Trudno jest przyjść do nowego klubu przy takim szumie medialnym i nie grać. Nie grałem nie dlatego, że nie chciałem, tylko dlatego, że nie mogłem.
- To było trudne, drużyna też nie radziła sobie wtedy najlepiej. Odpadliśmy z Ligi Mistrzów, a w lidze wypadliśmy z najlepszej czwórki. To nie była dobra sytuacja.
- Kontrakt podpisałem na początku sierpnia, a nie grałem aż do końcówki października. Trzy miesiące to bardzo dużo - kontynuował.
- Widać to teraz po sytuacji Sergio Ramosa w PSG. Dołączył do zespołu, ale zmaga się z urazem. To frustrujące zarówno dla niego, jak i dla klubu. Wydają bardzo dużo na jego pensję, a on nie może grać. To bardzo frustrujące.
Kariera Aquilaniego w Liverpoolu nie była jednak tak nieudana, jak się uważa, Włoch przyznał, że jest niesprawiedliwie traktowany i bronił swoich liczb, które osiągnął, kiedy był zdolny do gry i był desygnowany w bardziej ofensywnej roli na boisku.
W sezonie 2009/10 zaliczył 26 występów, w których strzelił dwie bramki i dołożył sześć asyst.
Spodziewano się po nim, że zastąpi w zespole Xabiego Alonso, jednak Benítez od razu wyjaśnił mu, że nie o to chodzi.
- Szczerze mówiąc, to kiedy byłem zdrowy i grałem, czułem się bardzo komfortowo w tej drużynie - powiedział. - Dobrze czułem się w tym klubie i w tej lidze.
- Rafa powiedział mi: 'Nie jesteś tu po to, żeby zastąpić Alonso. Jesteś nowym zawodnikiem posiadającym inne atuty. Musisz skupić się na tym, co potrafisz najlepiej'.
- Na początku graliśmy systemem z dwoma cofniętymi pomocnikami, a Gerrard był nieco wysunięty. Później Gerrard i Mascherano grali z tyłu, a ja występowałem na pozycji numer 10. Bardzo mi to pasowało.
- Pamiętam kilka naprawdę znakomitych spotkań. Pamiętam półfinał przeciwko Atlético Madryt. Tamten sezon miał kilka niezłych momentów, jeśli chodzi o mnie, to szczególnie w jego końcówce.
- Sytuacja, w której płacono mi dużo pieniędzy, a ja nie mogłem zbyt dużo grać była kiepska, ale kiedy występowałem, czułem się naprawdę dobrze.
- Pamiętam mecz z Atlético Madryt, pamiętam starcie z Portsmouth, w którym strzeliłem swojego pierwszego gola, pamiętam spotkanie z Burnley, w którym zanotowałem trzy asysty, pamiętam też pojedynek z Tottenhamem na Anfield, kiedy wygraliśmy dzięki mojej asyście.
- Wspominam bardzo dobre sytuacje, w tamtym sezonie miałem sporo asyst, ale to nie wystarczyło. Dlaczego? Bo grałem za mało, a oni płacili mi za dużo. To nie było w porządku.
- Drużyna nie radziła sobie najlepiej, jednak ja momentami byłem w naprawdę niezłej formie, myślałem sobie wtedy 'jasna cholera, z tymi zawodnikami mogę zdziałać naprawdę dużo'.
- Niektóre nasze akcje były niesamowite. Dla mnie to nie był problem. Takie miałem ambicje, a gra w tym zespole była moim marzeniem.
Aquilani zdobył bramkę w przegranym półfinale Ligi Europy z Atlético Madryt, a teraz zastanowił się, co mogło się wydarzyć.
- Wyobraźcie sobie, że dostaliśmy się do finału Ligi Europy, a ja zdobyłem bramkę w półfinale - powiedział. - To mogłoby sprawić, że moja kariera tutaj wyglądałaby inaczej.
- Gdybyśmy dostali się do tego finału to mielibyśmy szansę go wygrać, a wtedy może zostałbym w Liverpoolu na kolejne dziesięć lat. Nie wiem.
- Przegraliśmy jednak tamto spotkanie i sezon można było spisać na straty, ponieważ wypadliśmy z najlepszej czwórki ligi, odpadliśmy z Ligi Mistrzów i przegraliśmy półfinał.
Aquilani wspominał również, że całą jego karierę w Liverpoolu, zaczynając od podpisania kontraktu można było określić słowami 'niewiele brakowało', od samego początku musiał zmagać się z kontuzją, a później o mały włos zaliczyłby wymarzony debiut w starciu Pucharu Ligi z Arsenalem, który odebrała mu jednak decyzja sędziego, z której teraz może się już tylko śmiać.
- Mój pierwszy mecz był niesamowity. Przegrywaliśmy, ja wszedłem na boisko z ławki i oddałem strzał przewrotką, jednak przeciwnik zablokował go ręką - powiedział. - Należał nam się rzut karny, jednak sędzia tego nie zauważył, a VAR wtedy nie istniał.
- Nie dostaliśmy tego karnego i przegraliśmy. To było bardzo pechowe, ale można to uznać za podsumowanie tamtego sezonu.
Aquilani na boisku radził sobie z różnym szczęściem, w grze na pewno nie pomagała mu też wojna na Anfield prowadzona między sobą przez nielubianych właścicieli Toma Hicksa i George'a Gilletta, którzy przy okazji zwolnili Beníteza, a kibice dawali znać o swoich odczuciach.
37-latek, który aktualnie jest szkoleniowcem młodzieżowej drużyny Fiorentiny, przyznał, że takie zamieszanie niczego nie ułatwiało.
- Nigdy ich nie poznałem [właścicieli]. Kiedy byłem w klubie nie mówiłem jeszcze zbyt dobrze po angielsku, więc czasami nie do końca rozumiałem co się działo dookoła - powiedział.
- Pamiętam jednak, że kibice nie byli zadowoleni z działań właścicieli. Coś nie grało.
- Może Rafa był tam zbyt długo i byli nim zmęczeni. Kto mnie pozyskał? Rafa? Kto mnie pozyskał? Hicks i Gillett? To nie była sytuacja idealna.
W rezultacie pierwszy sezon Aquilaniego w Liverpoolu nie był taki, jaki by sobie wymarzył, miał jednak okazję spełnić dwa ze swoich marzeń, którymi były gra na Anfield i partnerowanie Gerrardowi.
Nie miał też żadnych wątpliwości, że to właśnie kaptian The Reds był najlepszym piłkarzem, z którym przyszło mu grać w Merseyside.
- Z pewnością Gerrard - powiedział bez zawahania. - Gerrard był najlepszy. Gerrard był na zupełnie innym poziomie.
- Był najlepszy. Czasem oglądał skróty meczów, w których grałem u jego boku i to było dla mnie genialne. Granie razem z nim było moim marzeniem.
- Marzyłem również o graniu na Anfield. Było tak, jak się tego spodziewałem, w telewizji zawsze widziałem śpiewających kibiców Liverpoolu.
- Wszyscy wiedzą o The Kop, wszyscy wiedzą o 'You'll Never Walk Alone', wszyscy wiedzą o Liverpoolu.
- Granie tam było fantastyczne. Gra w piłkę w tym wielkim klubie była moim marzeniem.
Gerrard oczywiście nie był jedynym piłkarzem klasy światowej, z którym Aquilani grał w Liverpoolu, duży wpływ na Włocha wywarł także Fernando Torres.
Wymieniając swoich byłych kolegów z zespołu, w tym dosyć zaskakujące nazwisko jeśli chodzi o treningi, ciężko jest nie zastanowić się, czy przypadkiem Włoch nie trafił do odpowiedniego klubu, ale w złym dla niego czasie.
- W tamtym zespole było wielu świetnych piłkarzy, choćby Torres - wspominał. - W tamtym sezonie Torres był genialny.
- Mascherano. Glen Johnson. Pepe Reina. Kuyt, Dirk Kuyt. To był twardy zawodnik. Pamiętam, że w czasie treningów Mascherano był bardzo zaangażowany. Był w topce jeśli chodzi o sportową agresję.
- Pamiętam, że Torres był zabójczo skuteczny. Fantastyczny napastnik, najlepszy. Pamiętam też Sterlinga, był wtedy bardzo młody. Czasami pojawiał się na naszych treningach, aby szkolić się z nami, zagraliśmy też jeden mecz towarzyski razem, miał wtedy 16 lat. Już wtedy widziałem, że to utalentowany gracz.
- Moim zdaniem świetnym piłkarzem był też Glen Johnson. Ważny zawodnik. Potrafił wszystko, zarówno bronić, jak i atakować.
Wyraźnie widać brak nazwiska Jamiego Carraghera na tej liście, a Aquilani zasugerował, że na Anfield nie mieli ze sobą zbyt wiele do czynienia.
- Nie rozmawialiśmy zbyt wiele - powiedział szorstko. - Widziałem, że czasami wypowiadał się na mój temat i to w niezbyt pochlebny sposób, ale ja tak nie lubię. Był bardzo dobrym piłkarzem.
Aquilani chciał grać więcej niż było mu to dane w swoim pierwszym sezonie w Liverpoolu, zaowocowało to frustracją skierowaną w stronę Beníteza.
Przed drugim sezonem w klubie był zdeterminowany, aby nadrobić stracony czas i udowodnić swoją wartość raz na zawsze.
Wtedy hiszpański menedżer stracił pracę, a przyszłość pomocnika na Anfield stała się niepewna, a Włoch powtórzył, że The Reds nigdy nie dali mu okazji, żeby udowodnił, że warto było wydać na niego 20 milionów funtów.
- To był naprawdę dobry zespół. Do tego dobry menedżer - powiedział. - Czasem się na niego złościłem, bo nie dawał mi więcej szans do gry.
- Skończyłem sezon i byłem skupiony. W pierwszym byłem kontuzjowany, do tego to był mój pierwszy rok poza Włochami, ale w perspektywie miałem już kolejny.
- Trzeba wiedzieć, że w nowej drużynie potrzeba czasu. Mój pierwszy rok nie był aż taki zły. Ale to tylko przez wzgląd na to, że sytuacja ogólnie nie była najlepsza.
- Rzeczywistość była taka, że straciłem za dużo czasu, ale kiedy tam byłem, to atmosfera w klubie, relacje z innymi zawodnikami, z trenerem, to wszystko było w porządku, więc okej, następny sezon będzie lepszy.
- Co się jednak stało? Rafa odszedł, a na jego miejscu pojawił się Roy Hodgson. W klubie zatrudniono też nowego dyrektora sportowego, został nim Damien Comolli, oczywiście oni chcieli sprowadzić swoich piłkarzy. Ja miałem podpisany kontrakt z klubem, ale nie byłem ich zawodnikiem.
- Taka jest piłka. Trzeba podejmować właściwe decyzje i trzeba wierzyć. Wierzyłem w to, że pokażę się tam z dobrej strony, ale było inaczej. Rok to niezbyt wiele czasu.
- Nie podoba mi się to, że ta przygoda była taka krótka. Za krótko byłem w klubie, za mało czasu spędziłem na boisku. Potrzebowałem więcej minut. To mógł być problem.
- Wielu ludzi uważa mnie za niewypał transferowy, bo kosztowałem za dużo i za rzadko grałem. Mają rację. To prawda. Ale bardzo dużo działo się za kulisami.
Komentarze (5)