Któż nie kocha Carabao Cup?
The Reds, przegrywali 1:3, ale doprowadzili w doliczonym czasie do remisu z Leicester City, a następnie zapewnili sobie miejsce w półfinale po zwycięstwie w rzutach karnych.
Na koniec, kibice Liverpoolu odzwierciedlili swój zespół. Prawie wyszli, ale jednak nie do końca.
Zegar pokazywał 95 minutę, tłum patrzył w górę. Leicester, pomimo zawirowań w drugiej połowie, wciąż prowadził, a Liverpool, pomimo ożywienia w drugiej połowie wciąż przegrywał. Nie ma odwrotu. Nie tym razem.
Na głównej trybunie Anfield wielu kibiców wstało. Byli gotowi, by opuścić stadion w ten zimny grudniowy wieczór.
Wtedy James Milner wrzucił piłkę, ta trafiła do Takumiego Minamino i już nikt się nigdzie nie wybierał.
Kilka minut później Caoimhín Kelleher w konkursie rzutów karnych obronił strzały wykonywane przez Luke’a Thomasa i Ryana Bertranda. Minamino zmarnował szansę, by okryć się chwałą, przestrzelając ponad poprzeczką, ale Diogo Jota nie chybił.
Trafił, a Liverpool, wbrew wszystkim przeciwnościom dostał się do półfinału Carabao Cup.
Kto powiedział, że Jürgena Kloppa te rozgrywki nie obchodzą? Relacje bossa the Reds z Pucharem Ligi są różne, ale jego radość na końcu, te wymachy pięścią przed the Kop i ogromny uśmiech, mówią same za siebie. To coś znaczy. To było dobre uczucie.
Wyglądali jak martwi i pogrzebani po 45 minutach. Ich młody i zmieniony skład został rozerwany na strzępy przez drużynę Lisów, w której grali niemal wszyscy najlepsi strzelcy i wyglądali jakby podchodzili do sprawy bardzo poważnie.
Jamie Vardy po 13 minutach miał na koncie dwie bramki, obie były efektem złego rozegrania gospodarzy, a pomimo, że Alex Oxlade-Chamberlain zdążył zdobyć bramkę kontaktową, 12 minut przed przerwą James Maddison huknął z 25 metrów obok Kellehera i zbierało się na potężny bałagan.
W rzeczy samej, gdyby Vardy nie trafił w słupek, gdy otrzymał od Joego Gomeza szansę na zdobycie hat-tricka, tak właśnie mogło by być.
Na przerwę zeszli przegrywając 1:3 i Klopp dokonał zmian. Na boisku zameldowali się doświadczeni gracze tacy jak Ibrahima Konaté, James Milner i Diogo Jota. Zeszli młodzi Billy Koumetio, Tyler Morton oraz Conor Bradley.
Ci trzej nastolatkowie mieli problemy przez całą pierwszą połowę, każdy ich błąd stawał się większy przez doświadczonych i bezlitosnych przeciwników. Nie będą czuli się wspaniale, ale z pewnością każdy z nich skorzysta z doświadczenia z gry z Vardym, Maddisonem i Yourim Tielemansem.
Klopp, być może obawiając się bęcków, działał szybko w czasie przerwy, czego efektem była bardzo poprawiona gra, a co za tym idzie, dużo bardziej wciągające widowisko.
Jota strzelił na 2:3, jego 12. gol w sezonie był tak ładny jak poprzednie, a Anfield momentalnie eksplodowało.
Konaté wpadł na Marca Albrightona, Klopp starł się z Maddisonem, a Lisy wyglądały na wstrząśnięte.
Oxlade-Chamberlain wyróżniał się energią i zaangażowaniem, chciał brać odpowiedzialność gdzie tylko było to możliwe. Strzelił znakomitą bramkę, dobrze i celnie dogrywał i może być szczęśliwy z pracy, jaką wykonał tego wieczoru.
Podobnie Roberto Firmino, który rozegrał pełne 90 minut po raz pierwszy od blisko dwóch miesięcy, oraz Naby Keïta, który w drugiej połowie wszedł za Jordana Hendersona. Reprezentant Gwinei był niesamowity, prowadził piłkę, sklejał grę i zapewnił jedną z kluczowych chwil wieczoru, zagrywając piłkę między nogami coraz bardziej zdenerwowanego Maddisona.
To dobre znaki dla Kloppa, który potrzebuje tak wielu graczy w gazie, jak to tylko możliwe, przy tej ilości spotkań i ponownie atakującym koronawirusie.
Taka forma Keïty i Oxlade’a-Chamberlaina to doskonały prezent świąteczny.
Będzie pysznie, gdy oba te zespoły zmierzą się w ligowym starciu w najbliższy wtorek. Leicester, a w szczególności ich menedżer, będzie czuł ból. Brendan Rodgers jak nikt inny wie, że na Anfield nigdy nie jesteś bezpieczny.
Liverpool idzie dalej, w przyszłym miesiącu spotka się w półfinale z Arsenalem. Niespodziewanie, niemniej jednak będzie mile widziany.
Któż nie kocha Carabao Cup, co?
Neil Jones
Komentarze (1)