Liverpool musi przestać bawić, a zacząć być nudny
Pep Lijnders nie był przygnębiony. Tymczasowy menadżer Liverpoolu miał misję poprowadzenia drużyny w zapierającym dech w piersiach spotkaniu na Stamford Bridge. Po meczu jego szklanka była z pewnością do połowy pełna.
- Moglibyśmy mieć wiele wymówek w sytuacji, w której jesteśmy, ale chłopcy pokazali wielkie serce do gry - powiedział Holender, który zastępował Jürgen Kloppa. Oprócz menadżera z Chelsea nie mogło z różnych powodów zagrać co najmniej dziewięciu piłkarzy. Niektórzy z powodu Covida, inni z powodu kontuzji, a jeszcze inni z powodu zawieszenia.
Lijnders ma rację. W tej sytuacji byłoby śmiesznym nadmierne krytykowanie drużyny, która wróciła do Merseyside z punktem. Trener powiedział jeszcze coś, co było równie ważne:
- Z nami nigdy nie ma nudy.
To z pewnością trafne stwierdzenie, ale nie jest to zbyt wielki komplement. W ostatnich pięciu meczach we wszystkich rozgrywkach, Liverpool strzelił 10 goli, a stracił 9.
Dwa lata temu, gdy Liverpool zakończył szalony marsz, którego zwieńczeniem było zakończenie 30-letniego oczekiwania na mistrzostwo, drużyna zmieniła zarządzanie meczem w formę sztuki.
Co tydzień zdobywali przewagę, a następnie zamykali mecz. Zamiast rzucać się do gardła, grali spokojnie i prowadzili grę. Byli zdyscyplinowani taktycznie i wiedzieli kiedy użądlić.
W sezonie 2019/20 wygrali 13 meczów ligowych przewagą jednego gola. Po świetnym rozpoczęciu 2020 roku zwycięstwem 4-0 nad Southampton, w następnych czterech meczach wygrywali 1-0, 2-0, 1-0 i 2-0. Przeciwnicy akceptowali swój los. Wiedzieli, że gdy stracą bramkę to koniec.
Klopp oddałby teraz wiele za taką kontrolę.
Zamiast tego, podczas siedmiodniowej izolacji w swoim domu w Formby, Klopp będzie musiał przeanalizować kolejny mecz, w którym Liverpool pozwolił by zwycięstwo się wyślizgnęło.
Sadio Mané i Mohamed Salah dali drużynie idealny prezent na pożegnanie przed wylotem do Kamerunu na Puchar Narodów Afryki. Mané zakończył swój najgorszy okres jeśli chodzi o gole odkąd przybył na Anfield sprytnym wykończeniem, natomiast Salah dorzucił do swojej kolekcji kolejną piękną bramkę.
Wczoraj jednak, nawet gdy prowadzili 2-0, nie wyglądali na zaspokojonych. Kształt nie był odpowiedni, pozostawało zbyt dużo luk, które Chelsea mogło wykorzystać. Taka sytuacja zdarza się w tym sezonie zbyt często.
Drużyna Kloppa prowadziła 2-1 i 3-2 z Brentford we wrześniu, a mimo to nie udało się wygrać. Następnego weekendu prowadzili 2-1 z Manchesterem City na dziewięć minut przed końcem i również mecz zakończył się remisem. Dwubramkowa przewaga została zmarnowana również w domowym meczu z Brighton w Halloween i na wyjeździe z Tottenhamem na chwilę przed świętami, kiedy the Reds stracili wyrównującą bramkę w ostatnich dwudziestu minutach. Gdyby podsumować te mecze, to Liverpool stracił 10 punktów, które aż się prosiły by je zdobyć.
W obecnym sezonie tylko cztery razy zdarzało się by drużyna, która prowadziła co najmniej dwoma bramkami nie wygrała meczu. Połowa z tych sytuacji zdarzyła się Liverpoolowi.
Z takim zwyczajem nie można wygrać mistrzostwa.
Linia pomocy Liverpoolu była zbyt łatwo mijana na Stamford Bridge oraz bezużyteczna przy posiadaniu piłki.
- Rządzili i straszyli - powiedział w Sky Sports były pomocnik Graeme Souness o dynamicznym duecie N'Golo Kanté i Mateo Kovačić.
Fabinho wyglądał nieswojo po przerwie spowodowanej Covidem. Nie miał swojej energii i opanowania. Również Jordan Henderson zalicza zniżkę formy. Kapitan miał statystykę celnych podań na poziomie 73%, a w ciągu 90. minut stracił piłkę 16 razy. Piłki nie były wystarczająco dobrze dostarczane do napastników. Wiele dobrze zapowiadających się akcji, szybko kończyło się fiaskiem.
James Milner był ewidentnie sfrustrowany swoim występem, gdy w połowie drugiej połowy zmieniał go Naby Keïta. Milner, który we wtorek kończy 36 lat, wyszedł przed Alexem Oxlade-Chamberlainem i Keïtą, z uwagi na swoje umiejętności w defensywie.
Młody Caoimhin Kelleher godnie zastąpił Alissona w bramce. Mógłby mieć jednak więcej problemów gdyby nie trzy wślizgi, pięć wybić, dwa bloki i odbiór, które zrobił Milner. Były reprezentant Anglii radził sobie jednak zdecydowanie gorzej, gdy jego drużyna była przy piłce. Tylko 65% jego podań było celnych.
W pomocy po prostu nie było wystarczającego ataku na piłkę, a to może powodować problemy, gdy ma się tak wysoko ustawioną linię obrony. Chelsea zbyt łatwo przedzierało się za linię Liverpoolu.
Żaden z pomocników nie wniósł też ani grama kreatywności w poczynania ofensywne.
Liverpool bardzo potrzebuje zdrowego i gotowego do gry Thiago. Problemem jest jednak kontuzja biodra, która pojawiła się zaraz po tym, jak po raz drugi wyzdrowiał z Covida. Jak do tej pory Hiszpan wyszedł w pierwszym składzie tylko w 8 z 20 meczów w lidze.
Takie ciągłe zmiany w linii pomocy Liverpoolu niweczą plany zdobycia tytułu. Brakuje ciągłości. Decyzja o tym by nie szukać zastępstwa za Giniego Wijnalduma po tym, gdy ten w lecie za darmo przeniósł się do Paris Saint-Germain, stała się obiektem krytyki, ponieważ opcje w pomocy się ciągle wyczerpują. Oxlade-Chamberlain i Keïta mieli swoje momenty, ale brak im ciągłości i żaden z nich nie znajduje się w najmocniejszym składzie Kloppa.
Keïta wyjeżdża zresztą na Puchar Narodów Afryki, więc większą rolę będzie miał do odegrania Curtis Jones. Blisko powrotu po kontuzji kostki jest również Harvey Elliott, ale po czterech miesiącach poza grą, będzie on potrzebował nieco czasu, by wrócić do najwyższej formy.
Innymi opcjami są 20-letni Leighton Clarkson, którego wypożyczenie do Blackburn Rovers zostało skrócone oraz 19-letni Tyler Morton.
Pod nieobecność Salaha i Mané, Liverpool musi próbować przebrnąć przez dwumecz w półfinale Carabao Cup z Arsenalem, by pod koniec przyszłego miesiąca wystąpić w finale na Wembley. Rywalizacja o pierwsze od 16 lat zwycięstwo w FA Cup rozpocznie się w niedzielę meczem na Anfield przeciwko trzecioligowemu Shrewsbury Town.
Na okres Pucharu Narodów Afryki zaplanowano dwa mecze ligowe - z Brentford u siebie i z Crystal Palace na wyjeździe. Liverpool powinien poradzić sobie w nich nawet bez swoich największych gwiazd, ale duża odpowiedzialność za wyniki spadnie na barki Diogo Joty i Roberto Firmino.
Zdobycie tylko dwóch z ostatnich dziewięciu możliwych do zdobycia punktów boli Liverpool. Trudno wyobrazić sobie by udało się odrobić 11 punktową stratę do Manchesteru City, nawet pomimo zaległego meczu z Leeds United.
Nie czas jednak na defetyzm. W najbliższych miesiącach są do zdobycia jeszcze trzy inne trofea. Celem jest, by taka sytuacja się utrzymała do powrotu zawodników z Afryki.
Bez Salaha i Mané Liverpool nie ma prawa myśleć, że będzie łatwo pokonywał przeciwników.
The Reds muszą być odporni, trudni do złamania, muszą dawać z siebie wszystko.
Nie mogą chcieć bawić neutralnych kibiców. Czasami muszą być po prostu nudni.
Aby tego dokonać, Klopp potrzebuje znacznie większej stabilności w pomocy. Menadżer musi zająć się tym wrażliwym punktem.
James Pearce
Komentarze (11)
Nie chce żeby LFC było kolejnym klubem przejętym jak Chelsea czy City przez gościa który sra pieniędzmi. Wolę, żeby było klubem mądrze zarządzanym, z inwestycjami bardziej na przyszłość niż na tu i teraz. Nie chcę żeby LFC skoczyło jak Barcelona.
A ty SEB oraz inni na tym forum(jak GrzegorzLFC) chcecie naprowadzać pierdyliar piłkarzy za pieniądze których nie ma. I skoczyńmy potem jak Barca, United czy Arsenal. Wolę być w czubie ciągle niz być na paraboli
Na innych sportowych stronach mówią, że złożyliśmy ofertę 45 baniek za Danjume z Villareal. Osobiście zarzucił bym ponownie sieci na Wolves i spróbował wyjąć Podence'a w podobnej kwocie. Taka mniejsza wersja Joty. Mały, ruchliwy z dobrą techniką, który może biegać przez pełne 90 min.