Dobry styczeń w wykonaniu Liverpoolu
Wszystko wskazywało na to, że to będzie trudny okres.
Kiedy trzy tygodnie temu Mohamed Salah, Sadio Mané i Naby Keïta wyjeżdżali do Kamerunu na Puchar Narodów Afryki, Liverpool w trzech poprzednich meczach Premier League zdobył zaledwie dwa punkty z możliwych dziewięciu.
Po zakończeniu 2021 roku porażką z Leicester City, nowy rok zespół rozpoczął od frustrującego remisu z Chelsea po spotkaniu, w którym już w trzydziestej minucie prowadził 2:0.
Jürgen Klopp, Alisson, Joël Matip i Roberto Firmino izolowali się z powodu pozytywnych wyników testów na COVID-19. Thiago został wykluczony przez kontuzję biodra. Liverpool był zdziesiątkowany i ranny. Nadzieje na zdobycie pucharu spadły. Problemy się piętrzyły. Dogonienie Manchesteru City wydawało się nierealne. Drużyna zdawała się być skazana na oddalanie się od celu.
Za kadencji Kloppa styczeń był zwykle tym miesiącem, w którym Liverpool cierpiał najmocniej. To czas, w którym głębia składu była zazwyczaj rozciągana do maksimum po wyczerpującym okresie świątecznym.
W pierwszym sezonie pracy Kloppa, czyli 2015/16, w styczniu zespół wygrał tylko trzy z dziewięciu rozegranych meczów (cztery, jeżeli liczyć wygraną ze Stoke City, wtedy ekipą z Premier League, po rzutach karnych w Pucharze Ligi), jednak jednym z nich było powtórzone starcie na Anfield w Pucharze Anglii z czwartoligowym Exeter City. Kolejny rok był jeszcze gorszy. Wtedy jedynym styczniowym zwycięstwem w dziewięciu spotkaniach był kolejny triumf w Pucharze Anglii, tym razem z grającym na poziomie League Two Plymouth Argyle.
Styczeń 2018 roku najpierw przyniósł porażkę z West Bromwich Albion w Pucharze Anglii, a następnie ze Swansea City w Premier League. Obie te ekipy spadły z ligi na koniec sezonu. Dwanaście miesięcy później ekipa Kloppa przegrała 1:2 absolutnie kluczowe starcie z rywalami w walce o tytuł, Manchesterem City. W kolejny weekend drużyna odpadła też z Pucharu Anglii po meczu z Wolverhampton Wanderers.
Anomalią był styczeń 2020 roku, kiedy nikt nie potrafił zatrzymać rozpędzonego Liverpoolu. Wygrali sześć z siedmiu spotkań, zremisowali tylko jeden mecz ze Shrewsbury Town w Pucharze Anglii, jednak wtedy Klopp dokonał wielu zmian w składzie.
Styczeń zeszłego roku był jednak bardzo gorzki.
Broniący tytułu Liverpool rozpoczął 2021 rok na fotelu lidera, jednak wszystko posypało się, kiedy drużynę dotknął kryzys związany z kontuzjami w formacji defensywnej. Pamiętacie ponure porażki z Southampton i Burnley w Premier League, a następnie odpadnięcie z Pucharu Anglii kosztem Manchesteru United? Liverpool nie zdołał strzelić ani jednej bramki w czterech kolejnych spotkaniach ligowych po raz pierwszy od 21 lat.
Biorąc pod uwagę kiepską formę The Reds na początku 2022 roku, a także wyjazd dwóch najskuteczniejszych napastników zespołu na Puchar Narodów Afryki wielu spodziewało się powtórki z poprzednich lat zwłaszcza, że nie było mowy o rozbiciu banku na wzmocnienia w tym okienku transferowym. Pesymiści byli gotowi na swój czas.
Czy powracająca kawaleria będzie jeszcze miała o co walczyć?
Co ważne, w tej chwili odpowiedź na to pytanie brzmi - oczywiście.
Klopp poradził sobie z corocznym styczniowym kryzysem. Na przekór wszystkiemu Liverpool przeszedł przez ten miesiąc bez porażki, w sześciu spotkaniach cztery razy zwyciężał, a dwa razy remisował.
The Reds awansowali do kolejnej rundy Pucharu Anglii po pokonaniu Shrewsbury Town, tym razem bez potknięć, zapewnili sobie pierwszy od sześciu lat finał na Wembley - w Pucharze Ligi - a także zbliżyli się do prowadzącego w lidze Manchesteru City na dziewięć punktów. Liverpool, który ma jeden zaległy mecz, wybierze się na Etihad w drugi weekend kwietnia, na siedem kolejek przed końcem sezonu. Ekipa Pepa Guardioli pewnie przewodzi stawce, jednak nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte.
Kloppowi należy się uznanie za to, że znalazł odpowiedzi na problemy, które pojawiły się w ostatnim czasie.
Nie pozwolił, aby wśród zawodników zalęgło się negatywne nastawienie. Publicznie, a także za kulisami skupiał się na utalentowanych zawodnikach, których miał wokół siebie zamiast narzekać na brak kluczowych piłkarzy. Zdołał wycisnąć to, co najlepsze z zawodników, którzy wcześniej grali sporadycznie.
Jedyną rysą był pierwszy mecz półfinałowy w Pucharze Ligi z Arsenalem, kiedy grając na Anfield Liverpool nie potrafił wykorzystać przewagi liczebnej spowodowanej czerwoną kartką dla Granita Xhaki już w pierwszej połowie spotkania, jednak w ostatecznym rozrachunku ten wieczór nie przyniósł żadnych szkód.
Pod względem taktycznym Klopp odpowiedział na ten impas sięgnięciem po Curtisa Jonesa, który z miejsca wniósł więcej energii i kreatywności do środka pola. Ten manewr zadziałał świetnie. Od tego czasu zespół rozegrał trzy mecze. Trzy razy wygrał. Jones prezentuje się znakomicie. Liverpool skorzystał na ustabilizowaniu środka pola, w końcu wcześniej bez przerwy dochodziło do przetasowań w tej formacji.
W tym miesiącu odpłaciła się też wiara pokładana w młodzieży, Kaide Gordon strzelił swoją pierwszą bramkę w starciu ze Shrewsbury, następnie zaliczył swój debiut w Premier League, a w rewanżowym starciu półfinału Pucharu Ligi na The Emirates z Arsenalem znowu znalazł się w wyjściowej jedenastce.
Salah i Mané wyjechali, Divock Origi jest wciąż kontuzjowany, a Liverpool potrzebuje tyle siły ognia, ile to tylko możliwe - w tym momencie z łańcuchów zerwał się Alex Oxlade-Chamberlain. Najpierw strzelił bramkę z Brentfordem, wczoraj dołożył trafienie z Crystal Palace, a warto zaznaczyć, że to dopiero drugi raz od czasu jego transferu z Arsenalu w 2017 roku, kiedy zdołał strzelić gola w dwóch ligowych meczach z rzędu. Odzyskał pewność siebie.
Pomiędzy tymi meczami w starciu z Arsenalem kapitalnie zaprezentował się Diogo Jota. Fabinho strzelił cztery bramki w pierwszych 142 spotkaniach w barwach klubu. Brazylijczyk podwoił swój dorobek strzelecki w ostatnich pięciu występach.
Swoją rolę odegrali też boczni obrońcy. Wzajemnie wyciągają z siebie to co najlepsze. W kwestii bycia kreatorem sytuacji, w niedzielnym starciu na Selhurst Park Trent Alexander-Arnold przekazał pałeczkę Andy’emu Robertsonowi.
Kapitan reprezentacji Szkocji najpierw asystował przy trafieniu Virgila van Dijka, a następnie posłał ostatnie podanie do Alexa Oxlade’a-Chamberlaina. W styczniu Robertson zanotował trzy asysty, jedną mniej niż Alexander-Arnold.
Niedzielne zwycięstwo w południowym Londynie było jednym z tych meczów, z których ciężko wyciągnąć wnioski. Przez 35 minut można było oglądać Liverpool w najlepszej formie z tego sezonu. Drużyna prowadziła 2:0, a różnica klas między nią i rywalami była tak duża, że ta przewaga bez problemu mogłaby być dwukrotnie wyższa. Zawodnicy byli dobrze zorganizowani i raz za razem wymuszali na przeciwnikach błędy.
Mimo to ich przewaga zaczęła topnieć z biegiem spotkania, czy to z powodu zmęczenia, czy poczucia bezpieczeństwa, czy też mieszanki obu. Goście się pogubili, czym zachęcili Palace do ataku.
Kiedy Liverpool miał kłopoty, na ratunek pojawił się kolejny zawodnik dysponujący światowej klasy talentem. Tym razem na bohatera wyrósł Alisson, który raz za razem popisywał się dobrymi interwencjami. Wielu z jego partnerów z zespołu po meczu bardzo go chwaliło, czemu nie można się dziwić.
Do The Reds uśmiechnęło się też szczęście, dostali rzut karny, który wykorzystał Fabinho i trzecim trafieniem tego wieczoru odebrał nadzieję Palace.
Druga połowa nie była przyjemna, ale trzeba docenić upór Liverpoolu. Najważniejsze jest to, że udało się wykorzystać potknięcie Manchesteru City, który w sobotę zgubił dwa punkty w starciu z Southampton.
Teraz zespół czekają dwa tygodnie odpoczynku, na który zasłużyli. To był niesamowity wysiłek.
Kolejny mecz w Premier League Liverpool rozegra 10 lutego przeciwko Leicester City, a do tego czasu wrócić powinni zawodnicy, którzy aktualnie przebywają na Pucharze Narodów Afryki, zdrowy powinien być też Thiago.
Styczeń za nami.
Miesiąc, którego wszyscy się obawiali okazał się być tym, z którego trzeba być zadowolonym.
James Pearce
Komentarze (4)
A tak serio, to fajnie raz nie mieć w styczniu zapaści, odpadnięcia z dwóch pucharów, straty szansy na najwyższe cele. Oby teraz już ustabilizować formę. Bo w przeciwnym razie to będzie odsuwanie dołka o miesiąc.
Na szczęście wynik OK.