Firmino i Salah w dobrym momencie
Wyglądało na to, że to wyrównane spotkanie w Lidze Mistrzów zakończy się bezbramkowym remisem, ale potem the Reds pokazali niesamowitą siłę głębi swojego składu.
Po końcowym gwizdku Simone Inzaghi wyglądał jak człowiek, któremu właśnie kieszonkowiec ukradł pieniądze na lunch.
Nic dziwnego.
Liverpool jest jedną nogą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a Inter praktycznie przechodzi przez drzwi wyjściowe turnieju.
Wydaje się, że taki stan rzeczy nastąpił w trakcie jednego mrugnięcia okiem.
Przez większą część tego spotkania różnica dzieląca obie drużyny była na tyle niewielka, że nie dałoby się w nią wcisnąć nawet kartki papieru.
Inter naciskał i Liverpool drżał. Mówiąc szczerze, gdyby ktoś miał obstawić, kto strzeli gola, to prawdopodobnie postawiłby na Włochów.
Jednak pomyliłby się. W niewiarygodnym ostatnim kwadransie meczu Roberto Firminio i Mohamed Salah trafili do siatki, co pozwoliło the Reds całkowicie przejąć kontrolę nad dwumeczem.
Trzeba mieć wyczucie czasu. To były jedyne strzały celne Liverpoolu w całym meczu, ale Jürgen Klopp nie będzie się tym przejmował.
Nie przejmie się tym też około 2 000 kibiców Liverpoolu, których dało się słyszeć w trakcie spotkania i którzy adekwatnie świętowali po jego zakończeniu.
Co to była dla nich za podróż i jaką szansę ma ich drużyna w tegorocznych rozgrywkach. Skoro są w stanie wygrać w taki sposób, grając w taki sposób, to wyobraźcie sobie, co są w stanie zrobić, kiedy wszystko kliknie.
Momentami musieli walczyć z burzą, ale uwzględniając pochwały i działanie, całą włożoną energię i pasję oraz przerzuty z lewej na prawą stronę, Inter nie wypracował ani jednego strzału na bramkę.
Liverpool, korzystając ze swojego doświadczenia, bezwzględnie to wykorzystał.
Firmino był tym, który otworzył kłódkę. Brazylijczyk nie jest już tą siłą, jaką był jeszcze dwa lub trzy lata temu, ale nadal jest więcej niż przydatnym zasobem Kloppa i jego zespołu.
Po wejściu do gry w przerwie meczu, zmiana za Jotę, prezentował się całkiem zwyczajnie, ale w idealnym momencie zdecydował się dojście do dośrodkowania Andy'ego Robertsona z rzutu rożnego na krótki słupek. Muśnięcie piłki głową skierowało ją precyzyjnie w dalszy róg bramki Samira Handanovicia.
W jednej chwili świat uległ zmianie. Osiem minut później Virgil van Dijk odbił piłkę dograną przez Trenta Alexandra-Arnolda i Salah, do tego momentu praktycznie niewidoczny, był w gotowości i skierował piłkę do bramki.
Pierwszy od sześciu tygodni gol Egipcjanina dla the Reds był bardziej niż mile widziany, a Klopp będzie pozytywnie patrzył na wpływ wywarty na grę przez zmienników. Nie tylko Firminio, ale i Jordana Hendersona, Naby'ego Keïty i Luisa Díaza.
Powiedział, że to najmocniejszy skład, jaki kiedykolwiek miał i wczoraj widzieliśmy dlaczego.
W wyjściowym składzie zastosował niespodziankę, gdyż wystawił Harveya Elliotta, który zadebiutował w europejskich rozgrywkach i był to jego pierwszy występ w pierwszej jedenastce od 12 września.
W wieku 18 lat i 318 dni stał się najmłodszym zawodnikiem w historii the Reds, który zagrał w Lidze Mistrzów.
To była odważna decyzja, gdyż na ławce pojawili się Henderson i Keïta, a także James Milner i Alex Olxlade-Chamberlain.
Elliott w trakcie 58 gry pokazał jedynie swoje przebłyski, ale nie był to ostatni raz, kiedy widzieliśmy go na takiej scenie. Zapamiętajcie moje słowa.
I w ten sposób dochodzimy do Anfield. Przed Liverpoolem teraz dwa mecze u siebie w Premier League. Mogą je wykorzystać na wykonanie swojej pracy w pościgu za Manchesterem City.
Potem czeka ich finał Carabao Cup, następnie mecz piątej rundy FA Cup, a dopiero po tych spotkaniach rozegrany zostanie rewanż z Interem.
Wielkie mecze, wielka scena, wielkie możliwości. Przed Kloppem i jego ekipą naprawdę ważne tygodnie.
Neil Jones
Komentarze (4)
Warto byłoby dodać, że chodzi o strzały celne, bo niecelnych było chyba 9.
Dzięki za artykuł. Pozdro.