Trent Alexander-Arnold był decydujący
23-latek był kluczową postacią Liverpoolu zarówno w ofensywie jak i defensywie w meczu wygranym przez podopiecznych Kloppa z West Hamem na Anfield. Jedyną bramkę tego spotkania zdobył Sadio Mané.
To był występ, którego nie powstydziłby się Mané czy Salah.
I to dzięki niemu Klopp mógł po meczu spowodować poślizgnięcie się kamerzysty Sky Sports, który próbował zrobić mu miejsce do świętowania przed The Kop.
Pomeczowe gesty Kloppa są obecnie stałą częścią rozrywki na Anfield. Nie inaczej było w sobotę, gdy The Reds po raz kolejny podgrzali atmosferę w liderującym w tabeli Premier League Manchesterze City.
Zwycięstwo z West Hamem nie przyszło łatwo. Trzy punkty zapewnił gol Mané z pierwszej połowy oraz pokaz gry w defensywie, który czasami łączył determinację z desperacją, ale ostatecznie dał satysfakcjonujący wynik.
- Musieliśmy naprawdę się postarać - przyznał Klopp po tym, jak jego drużyna odnotowała 12. zwycięstwo z rzędu we wszystkich rozgrywkach. The Reds wygrali ostatnie siedem spotkań w lidze, a teraz znajdują się w niezwykłej sytuacji, oczekując przysługi od Manchesteru United w niedzielnym meczu derbowym z City.
The Reds potrzebowali kilku heroicznych interwencji, by zdobyć komplet punktów przeciwko West Hamowi. Potrzebowali Trenta Alexandra-Arnolda, który w pierwszej połowie wybijał piłkę spod poprzeczki. Potrzebowali Andy'ego Robertsona, który wślizgiem powstrzymał Jarroda Bowena, a także Naby'ego Keïty, który sprintem wrócił, by zatrzymać atak Michaila Antonio.
Potrzebowali wytrwałości i szczęścia. Potrzebowali wielkich występów Virgila van Dijka i Ibrahimy Konaté - pierwszy z nich oficjalnie wrócił do formy ze swoich najlepszych czasów, a drugi zaczął wyglądać jak środkowy obrońca za 40 milionów funtów.
Kiedy jednak pressing i wysoka linia obrony zawodziły, stoperzy potrzebowali ratunku. Alexander-Arnold, Robertson i Keïta właśnie to zapewniali.
- Szczerze mówiąc, te sytuacje były dla mnie jak zdobyte bramki, były tak samo ważne - mówił po meczu Klopp.
Gol Liverpoolu padł w znajomych okolicznościach - Mané był we właściwym miejscu, nie spalił akcji i wpakował do siatki płaskie dośrodkowanie Trenta Alexandra-Arnolda w 27. minucie.
To już czwarty gol w trzech meczach dla Mané, który w całym sezonie ma na koncie już 14 bramek. Trent Alexander-Arnold ma natomiast 16 asyst we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie, co jest jego najlepszym wynikiem w jednej kampanii. A wciąż ma przed sobą trzy miesiące grania.
W samym meczu z West Hamem mógł mieć jednak więcej asyst. Gdyby Salah był bardziej precyzyjny, to miałby jedną na koncie w ciągu pierwszych 90 sekund, był też centymetry od bramki po strzale z rzutu wolnego na granicy szesnastki chwilę po golu Mané.
Równie ważna była jednak jego praca w defensywie - to jego powrót do obrony umożliwił wybicie piłki z linii bramkowej po próbie Pablo Fornalsa, gdy wysoka linia obrony Liverpoolu została wystawiona na próbę po podaniu Bena Johnsona.
Obrona nie jest mocną stroną Alexandra-Arnolda, nie jest też atrybutem, który najbardziej kojarzymy z 23-latkiem, ale jasne jest, że znacznie poprawił się w tym aspekcie. Lepiej czyta grę, broni dalszego słupka z większą agresją, dodał też do swojego wielkiego talentu większą fizyczność.
- Gdyby nie umiał bronić, to by nie grał - mówił w niedzielę Klopp.
- Przynajmniej nie na tej pozycji. Poczynił postępy pod każdym względem, także w grze defensywnej. Jego gra w obronie nie jest naszym problemem.
Liverpool ma zresztą obecnie niewiele problemów. Czasami piłkarze The Reds mogli wyglądać na przemęczonych w meczu z West Hamem i innego dnia pewnie zostaliby za to ukarani, jednak słabszego występu nie należy mylić ze szczęśliwą wygraną.
Drużyna Kloppa oddała 22 strzały i miała prawie 70 procent posiadania piłki. Gdyby nie kilka heroicznych interwencji i kiepskie wykończenie w paru sytuacjach, The Reds mogli zniknąć rywalom z pola widzenia na długo przed ostatnim gwizdkiem sędziego Jona Mossa.
Neil Jones
Komentarze (14)
W przyszłym sezonie gracze MU pooglądają LM w tv
Skrupulatność siedzących na varze, aż do bólu. Szkoda tylko że tylko w meczach kiedy gra City.