Brytyjska prasa po meczu z Nottingham
Liverpool pokonał Nottingham Forest 1:0 w ćwierćfinale Pucharu Anglii dzięki bramce Diogo Joty zdobytej w drugiej połowie.
Gol Joty dał Liverpoolowi możliwość zagrania w półfinale z Manchesterem City. Mecz odbędzie się w kwietniu, który okazuje się dla podopiecznych Kloppa miesiącem przepełnionym meczami.
Gospodarze mieli także własne szanse w ciągu 90 minut, ale nie udało im się znaleźć drogi do bramki i ich wspaniały występ w tegorocznym Pucharze Anglii dobiegł końca.
Liverpool zaś wciąż jest na dobrej drodze do bezprecedensowej, poczwórnej korony w tym sezonie, po zdobyciu w zeszłym miesiącu Pucharu Carabao. W przyszłym miesiącu rozegrane zostaną ćwierćfinały Ligi Mistrzów, do końca zbliżają się także rozgrywki Premier League i już tylko 180 minut dzieli The Reds od wygrania pierwszego Pucharu Anglii pod wodzą Kloppa.
Przyjrzyjmy się, co po spotkaniu z Forest pisały brytyjskie media...
Ian Ladyman, Daily Mail
Godna podziwu i wytrwała drużyna Steve'a Coopera z Nottingham Forest w tym sezonie pokonywała u siebie już rywali z Premier League - Arsenal i Leicester City. I tylko drobne detale sprawiły, że Liverpool nie poszedł w ich ślady. Drużyna Jürgena Kloppa będzie teraz musiała zmierzyć się w prestiżowym półfinale z Manchesterem City na Wembley, kontynuując swoją pogoń za czterema trofeami w tym sezonie. Można odnieść dziwne wrażenie, że wyzwanie, przed którym staną tego dnia The Reds, nie będzie większe niż to, z którym przyszło im mierzyć się tutaj - będzie ono po prostu inne.
Statystyki pokażą, że Liverpool był dziś częściej przy piłce i miał więcej szans. To prawda. Jednak naprawdę kluczowych momentów - tych, które zadecydowały o wyniku tego meczu - nie brakowało pod koniec spotkania i szczerze mówiąc, końcowy wynik z łatwością mógł paść łupem słabszego zespołu z ligi niżej.
Klopp dał odpocząć swoim zawodnikom, a to było ryzyko. Zabrakło choćby Mo Salaha czy Sadio Mané. Żadnego z nich nie było nawet na ławce rezerwowych. Jednak mieli oni godne zastępstwo, bo to Diogo Jota wykończył dośrodkowanie Kostasa Tsimikasa na 12 minut przed końcem regulaminowego czasu gry.
Ben Fisher, The Guardian
Kilka minut po tym, jak Zinckernagel nie trafił w bramkę po świetnym dośrodkowaniu Johnsona w pole karne, Jota wykorzystał dośrodkowanie Tsimikasa.
- Mecz rozstrzygnął się w dwie minuty, w których mieliśmy swoją naprawdę dobrą okazję i jej nie wykorzystaliśmy. Natomiast oni stworzyli sobie okazję i strzelili - mówił Cooper. Prawdopodobnie ma poczucie tego, „co mogło się wydarzyć”.
Yates domagał się rzutu karnego, gdy przeskoczył obok Alissona, a jego noga trafiła na wyciągniętą rękę bramkarza. Sędzia nie podyktował jedenastki i został poparty przez VAR. Yates powinien jednak powtórzyć wyczyn Van Hooijdonka z 1999 roku i dać wyrównanie w końcówce, ale to mu się nie udało - nie potrafił pokonać Alissona strzałem głową po rajdzie Johnsona. Zamiast tego uderzenie Joty okrutnie przypomniało o bezwzględności Liverpoolu pod bramką rywali.
Ten kluczowy, wymowny dotyk Portugalczyka ostatecznie okaże się decydujący - doprowadzi do ekscytującego półfinału i podtrzyma nadzieje Liverpoolu na zdobycie w tym sezonie bezprecedensowej, poczwórnej korony. Po meczu okolice stadionu spowił dym czerwonych rac rzuconych z radości na boisko.
Freddie Keighley, Mirror
Portugalski napastnik dopadł do dośrodkowania Kostasa Tsimikasa w 78. minucie i z bliska skierował piłkę do siatki, by podtrzymać nadzieje The Reds na bezprecedensową poczwórną koronę.
Gol nie wynikał jednak z przebiegu gry, ponieważ Forest był lepszą drużyną przez długie momenty drugiej połowy.
Jürgen Klopp wydawał się mocno niezadowolony z tego, co prezentował jego zespół przez pierwszą godzinę i dokonał poczwórnej zmiany, żeby spróbować przywrócić Liverpoolowi kontrolę nad meczem. Na boisko weszli tacy zawodnicy jak Luis Díaz czy Thiago, jednak to Jota okazał się kluczowy, strzelając swoją 19. bramkę w sezonie.
To nie był klasyczny występ klubu z Anfield, który w końcówce dwukrotnie był w opałach - najpierw, gdy Philip Zinckernagel strzelił obok bramki, a następnie, gdy Alisson interweniował, zahaczając Ryana Yatesa w okolicy pola karnego. Jednak ostatecznie wynik tego spotkania oznacza dla The Reds tylko tyle, że od ich pierwszego od 10 lat finału Pucharu Anglii dzieli ich już tylko 90 minut.
Mark Critchley, Independent
Co by się stało, gdyby na kilka minut przed decydującym golem Joty Philip Zinckernagel wykorzystał najlepszą okazję tego meczu? Co by było, gdyby w końcówce zagwizdano na korzyść Ryana Yatesa, który minął Alissona, po czym upadł na ziemię i kazano mu wstać? Co by było, gdyby Forest wytrwali z pretendentami do tytułu Premier League do dogrywki, co zaczęło się wydawać bardzo prawdopodobne?
Steve Cooper i jego zawodnicy będą odtwarzać te chwile w głowach po tym, jak koło nosa przeszedł im pierwszy od 1991 roku półfinał. Jednak nie odbierajmy im niczego z występu, który gwarantował co najmniej kolejne pół godziny gry i być może nawet loterię w rzutach karnych. Liverpool był lepszym zespołem, jak zresztą oczekiwano, jednak The Reds musieli się mocno napocić przed swoim pierwszym półfinałem Pucharu Anglii pod wodzą Jürgena Kloppa.
To było pierwsze starcie tych zespołów od 23 lat i pierwsze ich spotkanie w FA Cup od czasu powtórki półfinału w 1989 roku, trzy tygodnie po katastrofie na Hillsborough. W tym czasie wiele się zmieniło, nie tylko w samych klubach. Jednak pomimo tego, jak wiele minęło czasu i wszystkiego, co wydarzyło się po drodze, City Ground drżało w posadach w oczekiwaniu na to, co miało nadejść.
Paul Gorst, Liverpool Echo
Minęło ponad 15 lat od „finału Stevena Gerrarda” w 2006 roku, a The Reds od tamtego czasu jeszcze nigdy nie byli tak blisko wygrania tego słynnego trofeum za rządów obecnego menedżera.
I choć jego zespół - zwykle po sporej rotacji - nigdy nie przeszedł dalej niż do piątej rundy rozgrywek, to boss Liverpoolu jest zdania, że duży wpływ na to miały ekipy, na które trafiają The Reds od 2016 roku.
Spośród 36 meczów Liverpoolu pod wodzą Kloppa w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi The Reds 23 razy trafiali na drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej, a wśród ich pogromców są choćby Manchester United i Chelsea, które zdobywały puchar w ciągu ostatnich dwóch lat. Warto dodać, że mecze z tymi zespołami były rozgrywane poza Anfield.
Również West Ham, West Brom i Wolverhampton grały w Premier League, kiedy eliminowały ludzi Kloppa w 2016, 2018 i 2019 roku. Brak szacunku ze strony Kloppa wobec FA Cup jest więc nietrafionym oskarżeniem, które nie wytrzymuje żadnej prawdziwej analizy. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę w tej dyskusji niuanse związane z wynikami Niemca w krajowych pucharach.
Komentarze (0)