To był Keïta, na którego wszyscy czekaliśmy
Walory Naby'ego Keïty, grającego tak jak wczoraj z Benficą, nigdy nie podlegały dyskusji.
Wystarczy spojrzeć na akcję, która przywróciła dwubramkowe prowadzenie Liverpoolu podczas emocjonującego wieczoru w Lizbonie. Mówimy tu o stworzeniu czegoś z niczego.
Po pierwsze, to czujność Keïty pozwoliła mu dopaść do podania Nicolasa Otamendiego. Potem widzieliśmy szybkość i dynamikę podczas próby uwolnienia się od Soualiho Meïté i João Mario. A następnie, po przejściu na połowę Benfiki, przyszła wizja i jej finalizacja poprzez doskonale wyważone podanie, które pozwoliło uwolnić się Luisowi Díazowi. Kolumbijczyk minął Odysseasa Vlachodimosa i wykorzystał szansę na to, by wprowadzić Liverpool jedną nogą do półfinału.
Serdeczny uścisk menedżera po tym, jak chwilę później Keïta opuścił boisko, był całkowicie zasłużony. Tu widzieliśmy "kompletnego pomocnika", o którym mówił Jürgen Klopp, gdy Liverpool w 2018 roku płacił za niego niemal 53 miliony funtów RB Lipsk.
Trzeci najdroższy zawodnik w historii klubu długo był postacią peryferyjną w zespole Kloppa, ale to on okazał się kluczowy dla Liverpoolu w odniesieniu piątego z rzędu wyjazdowego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, co zdarzyło się po raz pierwszy od 1984 roku.
Nikt na boisku nie zanotował wczoraj większej liczby kontaktów z piłką od Keïty (106). Spośród jego 78 podań aż 72 były celne (92 procent celności), a oprócz tego, że był głównym kreatorem na boisku, zaliczył też pięć odbiorów i przechwyt. Udowodnił też, że wie, jak przechodzić z obrony do ataku, bo odzyskiwał posiadanie piłki przy ośmiu okazjach.
Liga Mistrzów nie była dotychczas łaskawa dla Gwinejczyka. W 2019 roku ominął go zwycięski finał nad Tottenhamem ze względu na uraz pachwiny, a rok później nie odegrał żadnej roli, gdy Liverpool odpadał z rozgrywek po dwumeczu z Atlético Madryt.
Przed rokiem doznał upokorzenia, gdy został zdjęty z boiska jeszcze przed przerwą po pełnej błędów pierwszej połowie w pierwszym ćwierćfinale z Realem Madryt. Do końca sezonu więcej już nie zagrał.
W październiku, w meczu fazy grupowej z Atlético, nie wyszedł na drugą połowę po szalonych pierwszych 45 minutach, w których zdobył bramkę efektownym wolejem, ale potem niepokojąco zaginął, gdy podopieczni Diego Simeone strzelili dwa gole.
Od tamtego czasu Keïta nie rozpoczął meczu Ligi Mistrzów w pierwszym składzie. Jednak jego forma w ostatnim czasie oraz chęć Kloppa, by dać trochę odpocząć Hendersonowi, dały mu szansę, by błysnąć na Estádio da Luz. I nie zawiódł.
Co warte odnotowania, był to pierwszy mecz, w którym Thiago i Keïta wystąpili obok siebie od pierwszej minuty. To dało efekt w ciągu jednostronnej pierwszej połowy, gdy Liverpool dominował, a po strzałach Konaté i Mané zapachniało nawet pogromem.
Druga połowa wyglądała już jednak inaczej po tym, jak błąd Konaté pozwolił zmniejszyć straty Darwinowi Núñezowi i dał drugi oddech fanatycznym sympatykom Benfiki.
Gdy Liverpool zaczął się chwiać, a Klopp dał sygnał do zmian, by wprowadzić trochę świeżości, wymowne było to, że akurat Keïta pozostał na boisku. Trwało to bardzo długo, ale z czasem zaczął cieszyć się coraz większym zaufaniem menedżera, gdy stawka meczu jest wysoka.
Niedawno zawodnik szczerze ocenił swoją dotychczasową, wciąż przerywaną kontuzjami karierę w Liverpoolu. Dużo mówił o frustracji związanej z nawrotami urazów, a także o potrzebie pracy nad swoją "agresją w grze", by odnieść sukces pod wodzą Kloppa na Anfield.
- Jeszcze nie widzieliśmy prawdziwego Keïty - mówił wówczas.
Gwinejczyk polaryzuje fanów. Jego występy zazwyczaj dawały mnóstwo argumentów zarówno jego zwolennikom jak i przeciwnikom.
Jednak oceniając czwarty sezon na Anfield w jego wykonaniu na chłodno, pomocnik przeżywa obecnie swój najlepszy okres w klubie. Wszedł na wyższy poziom po powrocie z Pucharu Narodów Afryki. Wygląda na silniejszego, jest częściej dostępny do gry.
Keïta wprawdzie tylko 10 razy w tym sezonie ligowym wyszedł w pierwszym składzie Liverpoolu, jednak gromadząc w sumie 1399 minut gry we wszystkich rozgrywkach, już spędził na boisku więcej czasu niż w każdym z poprzednich dwóch sezonów.
Zbyt wiele było takich pozornych przebudzeń Keïty, by już teraz dać się ponieść emocjom, ale najbliższe dwa miesiące będą dla niego decydujące. Liverpool wchodzi w ostatnią prostą wyścigu o poczwórną koronę, a 27-latek będzie grał o swoją przyszłość.
Podczas gdy uwaga wszystkich skupia się na Mohamedzie Salahu, wielu zapomina o tym, że Keïta jest obecnie w podobnej sytuacji kontraktowej. Jedyna różnica polega na tym, że nie ma obecnie ciśnienia, by Liverpool przedłużył jego umowę.
Biorąc pod uwagę ciągłą walkę Keïty o udowodnienie, że może być stałym członkiem pierwszej jedenastki, jest to oczywiście zrozumiałe. Jednak w ostatnim czasie w hierarchii wyprzedził on Aleksa Oxlade'a-Chamberlaina, Jamesa Milnera, Curtisa Jonesa i Harveya Elliotta.
Niewiele więcej mógł zrobić, by zawalczyć o miejsce w składzie na niedzielny szlagier Premier League na Etihad. Klopp będzie miał o czym myśleć, biorąc pod uwagę, że jego pierwszym wyborem jest obecnie trio złożone z Fabinho, Thiago i Jordana Hendersona.
Dzięki 17 zwycięstwom w ostatnich 18 meczach zespół utrzymuje rozpęd, pomimo rotacji i wykorzystywania głębi swojego składu. Wypoczęty Joël Matip zapewne wróci w miejsce Konaté w spotkaniu z Manchesterem City.
Zestawienie linii ataku będzie jednak dużo trudniejsze do przewidzenia. Obniżka formy Salaha trwa nadal, co było widoczne także w Lizbonie, gdy niechlujne przyjęcie zawodziło Egipcjanina w niektórych obiecujących sytuacjach.
Na drugim biegunie był za to Díaz, który nic nie robił sobie z drwin kibiców Benfiki i błyszczał w meczu - będącym dla niego powrotem do Portugalii - notując bramkę i asystę. Kolumbijczyk błyskawicznie oddał hołd Trentowi Alexandrowi-Arnoldowi, który prawdopodobnie zaliczył podanie sezonu, posyłając do niego diagonalną piłkę. Były zawodnik Porto skierował ją następnie głową do Sadio Mané, który wykończył cudowną akcję zespołu. O ile mocniejszy jest Liverpool, gdy Alexander-Arnold jest w pełni sprawny i wypoczęty.
Teraz najważniejszy będzie odpoczynek i regeneracja przed spotkaniem na Etihad. Gra będzie toczyć się o losy tytułu mistrzowskiego Premier League.
Keïta nigdy nie wyszedł w pierwszym składzie na City, ale też nigdy wcześniej nie wyglądał tak dobrze, nie grał z takim przekonaniem. Niezależnie od tego, czy dostanie swoją szansę w niedzielę, powinien dostawać o wiele więcej czasu gry w decydującej fazie sezonu. "Prawdziwy Naby Keïta" byłby dużym atutem.
James Pearce
Komentarze (12)