Manewr z Keïtą się opłacił
Dziś poznaliśmy odpowiedź na pytanie, czy Jürgen Klopp postawi w półfinale Pucharu Anglii na stabilizację, czy brawurę. Niemiec podobnie jak wielu kibiców i obserwatorów zauważył, że linia pomocy, przeciwko tak silnemu rywalowi jak Manchester City, wymaga zmian. Naby Keïta wyszedł w podstawowej jedenastce u boku Fabinho i Thiago, a my mieliśmy okazję obejrzeć chyba najlepsze 45 minut w wykonaniu Liverpoolu w tym sezonie. Dynamika, pressing, opanowanie, w przeciągu pierwszej połowy The Reds wychodziło praktycznie wszystko. Szybko objęte prowadzenie, za sprawą będącego w wybitnej formie strzeleckiej Ibrahimy Konaté, zostało podwyższone przez Sadio Mané wykorzystującego fatalny błąd bramkarza City, Zacka Steffena. Na sam koniec pierwszej części gry, podopieczni Kloppa przeprowadzili przepiękną akcję, zakończoną drugim golem Senegalczyka, który idealnie złożył się do strzału, po cudownym podaniu od Thiago.
Druga linia wyglądała tak, jak miała wyglądać, Thiago i Keïta byli waleczni od pierwszego gwizdka, dobrze funkcjonowali w pressingu. Gwinejczyk wykazywał się dużą swobodą, kiedy zachodziła potrzeba uwolnienia się od piłkarzy The Citizens na małej przestrzeni i miał znacznie wyższy procent celnych podań pod presją niż zazwyczaj notuje grający na tej pozycji Jordan Henderson. Wszystko to sprawiło, że pod nieobecność w pierwszym składzie fundamentalnych postaci Manchesteru, takich jak Rodri, czy De Bruyne, Liverpool przejął kontrolę w środku boiska, co miało być najistotniejsze w perspektywie tego spotkania.
W drugiej połowie tempo spadło, a The Reds zbyt szybko nadziali się na niebezpieczny atak City. Andy Robertson w dość niezrozumiały sposób popełnił niewymuszony błąd w bocznym sektorze boiska, a jego strata, wywołana niecelnym podaniem otworzyła piłkarzom Guardioli potężną przestrzeń po tej stronie. Ostatecznie po wymanewrowaniu reszty defensywny przez Gabriela Jesusa, piłkę do siatki wpakował Grealish. City otrzymało butlę z tlenem w postaci szybko strzelonej bramki, jednak nie do końca z niej skorzystało. Liverpool z kolei wykazywał się spokojem, nie było w jego poczynaniach nerwowości. Po raz kolejny doskonale funkcjonował Sadio Mané, który z niesamowitą swobodą zbierał olbrzymią ilość granych do niego długich piłek, mimo towarzystwa przyklejonych do pleców obrońców. Senegalczyk zaczyna doskonale odnajdywać się na pozycji numer „dziewięć” i nie pozwala o sobie zapomnieć tym, którzy powoli w niego wątpili. W ostatecznym rozrachunku Liverpool był tego dnia znacznie lepszym zespołem. Mimo to, kolejny błąd Robertsona, który tym razem źle ustawił się względem Riyada Mahreza, sprawił, że Algierczyk zdołał wymanewrować Szkota i oddać strzał z ostrego kąta. Piłka po interwencji Alissona trafiła prosto do Bernardo Silvy, a ten wpakował ją do bramki. Wywołało to bardzo nerwową końcówkę, na którą absolutnie nie wskazywał przebieg tego spotkania.
Środek pola zdał egzamin i udowodnił, że Keïta jest idealną alternatywą dla Hendersona na spotkania o najwyższą stawkę. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że opłacało się tego dnia postawić na Gwinejczyka, by dopiero w końcówce, w celu uspokojenia sytuacji posłać do boju doświadczonego kapitana. Po takim meczu, wprowadzającym nas w doskonały świąteczny nastrój, ciężko przyczepić się do czegokolwiek. Jedynie aktualna dyspozycja Salaha i Robertsona, może wprowadzać nas w lekkie zakłopotanie. O ile z Egipcjaninem sprawa zdaje się być prosta - przełamanie nastąpi, gdy w końcu trafi do siatki, o tyle Robertson, od jakiegoś czasu przejawia symptomy gorszej dyspozycji. Nie można jasno określić, czy jest to spowodowane przebytym jakiś czas temu koronawirusem, czy też zwyczajnie nadmiarem spotkań. Mając komfort posłania do boju Tsimikasa, Klopp nie powinien się wahać i częściej dawać Grekowi szanse. Autor dwóch asyst przeciwko Benfice udowodnił już swoją wartość i nie ma żadnej potrzeby eksploatowania Robertsona ponad stan.
The Reds awansowali do finału Pucharu Anglii po raz pierwszy od 2012 roku i pojawią się na Wembley po raz trzeci w tym sezonie, miejmy nadzieję, że z takim samym skutkiem jak do tej pory! Wesołych Świąt!
Komentarze (14)
Bedę to pisał do znudzenia, Henderson jest głównym czynnikiem porażek. Dziś jak wszedł, to cała gra się załamała. Na szczęście Klopp też to widzi i kapitan będzie coraz częściej gościł na ławce rezerwowych, a przynajmniej w tych ważnych finałowych spotkaniach. Hendo jest symbolem dawnego Liverpoolu, drewnianego i bezjajecznego.
kazdy napastnik w meczu musi strzelić co najmniej jedną bramkę
pomoc musi zdominować środek pola i każdy musi zaliczyć asystę
Trent i Andy muszą w każdym meczu zaliczać po dwie asysty i nie łamać linii spalonego
Musimy grać za 0 z tyłu bo inaczej ŚO i Ali dali d..y
Panie i Panowie w piłce chodzi o to żeby strzelić w każdym meczu jednego gola więcej niż przeciwnik to udalo się z MC - moim zdaniem jednym z dwóch najlepszych zespołów na świecie, także więcej optymizmu :) i wesołych świąt