Media po meczu z Evertonem
Liverpool kontynuuje wywieranie presji na Manchesterze City i jednocześnie podniósł obawy Evertonu o ligowy byt. The Reds wygrali w derbach 2:0.
Na Anfield zwycięstwo dały trafienia Andy'ego Robertsona i Divocka Origiego. Wygrana ta sprawiła, że różnica pomiędzy Liverpoolem i będącym liderem tabeli Manchesterem City nadal wynosi jeden punkt.
Przegrana oznacza dla Evertonu, że pozostaje w strefie spadkowej.
Poniżej komentarze brytyjskich mediów dotyczące wczorajszego spotkania.
Henry Winter, The Times
Po końcowym gwizdku tych ogromnie ważnych derbów Merseyside the Kop chełpiło się dyskomfortem i porażką Evertonu, śpiewając "spadacie" i "to jest wasza ostatnia wizyta na Anfield". Everton gra w najwyższej klasie rozgrywkowej od sezonu 1954/55, ale ich sytuacja w tabeli jest coraz bardziej niebezpieczna, zwłaszcza że Burnley odnalazło swoją formę.
Everton opierał się przez godzinę, bazując na niewiarygodnym wysiłku, a w szczególności pracy Anthony'ego Gordona i grze na czas Jordana Pickforda i Richarlisona. Potem do głosu doszedł pressing, klasa i pragnienie Liverpoolu utrzymania tempa Manchesteru City. Andy Robertson wyprowadził Liverpool na prowadzenie, Divock Origi strzelił drugą bramkę i było to ponad siły stłamszonych gości.
Kiedy kibice Liverpoolu rozpoczęli "You'll never walk alone" na początku meczu, fani Evertonu odwrócili się plecami do boiska i z pewnością byli skuszeni też chęcią odwrócenia wzroku od tabeli Premier League. Burnley wygrało z Wilkami, co wciągnęło Everton do strefy spadkowej. "Spadacie" krakało nieustannie the Kop.
Martin Samuel, Daily Mail
Minęła godzina i Jürgen Klopp zobaczył wystarczająco wiele. Nie potrzebował naszpikowanego środka pomocy, żeby wygrać mecz z Evertonem nastawionym na marnowanie czasu. Potrzebował strzelców goli. Potrzebował wygrania meczu. Wszedł Divock Origi - talizman Liverpoolu w tym meczu i odmienił to spotkanie.
Czyniąc to być może także zmienił historię dwóch klubów z Merseyside. Liverpool pozostaje w grze o pierwszą w historii angielskiej piłki poczwórną koronę, czekając cierpliwie na potknięcie Manchesteru City. Tymczasem Everton po raz pierwszy w tym sezonie znalazł się w strefie spadkowej, kiedy kwiecień powoli zamienia się już na maj. Spadek nie jest już dłużej na Goodison Park jakimś analizowanym z przestrachem najgorszym scenariuszem. Obecnie jest to bardzo prawdopodobne zakończenie.
Origi pomógł wypracować pierwszego gola i sam strzelił drugiego. Ma niesamowity bilans w meczach z Evertonem, ale te gole były prawdopodobnie najbardziej znaczącymi w jego karierze. Oba zostały nagrodzone gromkim śpiewem ze strony kibiców gospodarzy.
Andy Hunter, The Guardian
Zagrożony spadkiem zespół Franka Lamparda imponował tylko do momentu wyłonienia się niespodziewanego bohatera w osobie Andy'ego Robertsona oraz innego, już nie tak zaskakującego, w osobie Divocka Origiego, co pozwoliło rywalom z Merseyside pozostać w rywalizacji o ogromną stawkę po przeciwnej stronie tabeli Premier League.
Robertson swojego gola zdobył w perfekcyjnym momencie spotkania, gdyż do momentu 62 minuty wśród kibiców gospodarzy pojawiały się już nerwy. Origi wszedł z ławki, by ponownie siać postrach w szeregach Evertonu i zdobył swojego szóstego gola w derbach, a Jürgen Klopp wygrał 12 derbowych spotkań w Anglii.
Na koniec dnia lokalni rywale z Liverpoolu są rozdzieleni różnicą 50 punktów, a Liverpool był w posiadaniu piłki przez 82,7% czasu gry, co stanowi drugi najwyższy wynik od czasu, kiedy Opta zbiera dane tj. od sezonu 2003/04. Jednak nie był to spokojny marsz, jak sugerowałyby statystyki lub jak wiele osób przewidywało.
Jason Burt, The Daily Telegraph
Rzadko derby Merseyside niosą ze sobą takie konsekwencje na szczycie i dole tabeli Premier League, ale rzadko także luka, absolutna przepaść, pomiędzy Evertonem i Liverpoolem bywała tak ogromna.
Liverpool pewnie utrzymał się w walce o mistrzostwo, przywracając przewagę Manchesteru City do jednego punktu przy pięciu kolejkach do końca sezonu. Jednocześnie Everton nie został tak mocno obity, jak się tego obawiał, ale zdał sobie sprawę ze swojego największego strachu: zajmują obecnie pozycję w strefie spadkowej. Widmo spadku zaczyna się pojawiać, rosnąć i przysłaniać rzeczywistość.
Wygrana Burnley z Wolverhampton Wanderers posłała Everton na 18 pozycję i wprawdzie przez długie momenty walczyli i pokazywali hart ducha, wciągając Liverpool do walki, okazało się to niewystarczające pomimo niesamowitej gry Anthony'ego Gordona. Przed nimi w niedzielę mecz na Goodison Park z Chelsea, czyli byłym klubem Franka Lamparda.
Dla Liverpoolu wynik tego meczu oznacza nie tylko utrzymanie w walce o bezprecedensową poczwórną koronę, ale, dla niektórych, był on dodatkowym smaczkiem jako przyczynienie się do spadku Evertonu z najwyższej klasy rozgrywkowej po raz pierwszy od 1951 r.
Paul Gorst, Liverpool Echo
Patrząc po wszystkim z perspektywy, dało się wyczuć coś więcej niż powiew przekonania o tym, kto będzie pewnym zwycięzcą 240 derbów Merseyside, kiedy numer 27 pojawił się na tablicy sędziego technicznego. Obserwując, jak Liverpool bez efektów męczy i szamocze się, Jürgen Klopp po godzinie zobaczył wystarczająco. Wprowadza Divocka Origiego, słynną zmorę Evertonu.
Po kilku chwilach od wejścia jego przytrzymanie gry pozwoliło Mohamedowi Salahowi dograć piłkę do Andy'ego Robertsona, co dało pierwszą bramkę. Potem domknął wynik swoim strzałem głową ponad Jordanem Pickfordem. W wielu wymiarach była to poezja symetrii dla jego pobytu w Liverpoolu, który z pewnością znajduje się w fazie ostatnich tygodni. To w grudniu 2018 r. Origi wskrzesił swoją karierę na Anfield za sprawą trafienia głową z bliskiej odległości. Przy the Kop. Przeciwko Evertonowi.
Cztery lata później Belg miał szansę domknąć sprawy w identyczny sposób, zdobywając swojego szóstego gola przeciwko the Blues. Jeżeli miał być to jego ostatni znaczący występ w czerwieni Liverpoolu, to nie mógłby on być bardziej odpowiedni. Jednak mając na uwadze smykałkę Origiego do niespodziewanych i heroicznych zagrań, która rozpoczęła się tą zwycięską bramką w derbach w 2018 r., nie można wykluczyć kolejnych pamiętnych chwil autorstwa numeru 27 w okresie od dziś do końca tego sezonu.
Komentarze (0)