Sześć kluczowych momentów na drodze do finału
Prezentujemy sześć kluczowych momentów na drodze Liverpoolu do sobotniego finału Ligi Mistrzów.
The Reds zmierzą się na Stade de France z Realem Madryt prowadzonym przez Carlo Ancelottiego, mając nadzieję na zdobycie Pucharu Europy po raz siódmy w historii.
To kumulacja zarówno wydarzeń z tych rozgrywek, jak i jednego z poprzedniego sezonu, bez którego gra w Lidze Mistrzów raczej nie byłaby możliwa.
Oto sześć najważniejszych wydarzeń na drodze Liverpoolu do finału...
Zwycięska bramka Alissona w ostatniej minucie
Na 10 meczów do końca sezonu, szanse Liverpoolu na zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów były dosyć małe.
Drużyna Jürgena Kloppa doznała sześciu z rzędu porażek na własnym stadionie i była dręczona od początku kampanii przez kontuzje wszystkich środkowych obrońców - Joe Gomeza, Joëla Matipa i Virgila van Dijka.
Mimo to the Reds wrócili do gry w ostatnich tygodniach sezonu, wygrywając osiem meczów i remisując dwa.
Punkt kulminacyjny tego dramatu zajął już miejsce w historii klubu.
Były trzy mecze do końca sezonu i Liverpool nie miał miejsca na błędy w pogoni za miejscem gwarantującym grę w Lidze Mistrzów. Mimo to w meczu z West Bromwich Albion długo był remis 1-1, a czas uciekał.
W piątej minucie doliczonego czasu gry Liverpool wywalczył rzut rożny z lewej strony boiska. John Achterberg zachęcił Alissona Beckera by wbiegł w pole karne.
Chwilę później doszło do pandemonium.
Tren Alexander-Arnold dośrodkował piłkę na bliższy słupek, gdzie stał Alisson. Bramkarz uderzył głową w długi róg bramki, zapewniając drużynie zwycięstwo w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach.
- W pomeczowym wywiadzie po tamtym spotkaniu powiedziałem, że jeśli wygramy Ligę Mistrzów, ten gol będzie jeszcze bardziej wyjątkowy. Nie tylko gol, ale całe to poświęcenie z tamtego sezonu odpłaci się - powiedział niedawno Brazylijczyk.
- Właściwie to już się odpłaciło, ponieważ zagramy w finale, ale jeśli wygramy, to będzie to jeszcze bardziej wyjątkowe.
Minie rok i 12 dni od tamtego meczu, a Liverpool będzie miał szansę na zwycięstwo.
Hendo prowadzi Liverpool do mocnego startu
Po trudach związanych z zakwalifikowaniem się do Ligi Mistrzów, losowanie fazy grupowej nie było łatwe dla Liverpoolu.
W grupie Liverpoolu znalazły się bowiem: mistrz Hiszpanii Atletico Madryt oraz przyszli mistrzowie Portugalii i Włoch czyli FC Porto i AC Milan. Według wielu ekspertów była to grupa śmierci.
Poczucie zagrożenia jeszcze bardziej przybrało na sile, gdy w pierwszym meczu z Milanem, to włosi prowadzili do przerwy 2-1 na Anfield.
Następne mecze miały być wyjazdowe, więc każdy punkt był na wagę złota. Liverpool musiał uporać się z frustracją związaną z dominacją w pierwszej połowie i wyprowadzić dwa ciosy.
Dzięki bramce Mohameda Salaha udało się wyrównać, a następnie ruszyć po zwycięstwo. The Reds atakowali bramkę rywali w świetnym stylu.
W końcu padła bramka, i to jaka.
Po rzucie rożnym piłka została wybita przed pole karne, gdzie dopadł do niej Jordan Henderson i bardzo mocnym strzałem skierował ją w lewy dolny róg bramki Milanu.
The Reds odpalili.
Podwójne zwycięstwo nad Atletico
Po przekonującym zwycięstwie nad Porto, Liverpool miał się zmierzyć z Atletico prowadzonym przez Diego Simeone.
Liverpool miał już 6 punktów, więc dwa spotkania z drużyną, która wyeliminował the Reds w sezonie 2019/20, zdawały się kluczowe dla sytuacji ekipy z Merseyside.
Najpierw był powrót na Estadio Metropolitano, na którym Liverpool wygrał Puchar Europy w 2019 roku.
Na szybkie gole Salaha i Naby'ego Keïty (ten drugi po pięknym strzale z woleja z 20 metrów), odpowiedział bramką Antoine Griezmann, który następnie otrzymał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko.
Ostatnie słowo należało do gości i Salaha. Egipcjanin wykorzystał rzut karny pod koniec meczu, a Liverpool utrzymał już do końca prowadzenie, pomimo gorącej atmosfery na trybunach.
W rewanżu na Anfield dwa tygodnie później zwycięstwo było jeszcze bardziej oczywiste. Bramki Diogo Joty i Sadio Mané zapewniły Liverpoolowi czwarte zwycięstwo i awans do fazy pucharowej.
To był pierwszy raz w historii gdy Liverpool wygrał wszystkie cztery pierwsze mecze w fazie grupowej. To była idealna seria. The Reds zdobyli maksimum punktów - 18 na 18.
Bobby napoczął Inter na San Siro
Liverpool zakończył fazę grupową zwycięstwem nad Milanem na San Siro. Już w pierwszym meczu fazy pucharowej powrócił jednak na legendarny stadion.
Na drodze the Reds stanął Inter, będący mistrzem Włoch. Pierwszy mecz we Włoszech był bliski zakończenia się wynikiem 0-0.
Wtedy pojawił się Roberto Firmino.
Brazylijczyk wszedł na boisko w przerwie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego przez Trenta Alexandra-Arnolda, uciekł obrońcy i idealnym strzałem głową umieścił piłkę w długim rogu bramki.
Niedługo później do piłki w polu karnym dopadł Salah i zdobył drugą bramkę tego wieczoru. Stan rywalizacji przechylił się znacząco na korzyść the Reds.
To był decydujący moment. Na Anfield Inter wygrał bowiem 1-0. Była to jedyna porażka ekipy Kloppa w 2022 roku aż do teraz. To jednak nie wystarczyło Interowi.
Díaz strzela po powrocie do Portugalii
Luis Díaz jako były zawodnik Porto stał się głównym celem gwizdów i wyzwisk, gdy Liverpool przyjechał do Lizbony na pierwszy mecz ćwierćfinałowy z Benficą.
Reprezentant Kolumbii nie zrażał się tym chłodnym przywitaniem i odegrał kluczową rolę w swojej nowej drużynie pomagając jej wygrać 3-1.
Díaz wykorzystał idealne prostopadłe podanie od Alexandra-Arnolda, a następnie wystawił piłkę Mané, który podwyższył na 2-0. Wcześniej gola zdobył Ibrahima Konaté.
Do przerwy Liverpool prowadził dwoma bramki, a pierwsza połowa przebiegła niemal idealnie według scenariusza gości. Na początku drugiej połowy Benfica poderwała się na chwilę za sprawą gola zdobytego przez Darwina Núñeza, jednak drużyna z Lizbony zaraz znalazła się ponownie w opałach.
Była 88. minuta gdy Díaz otrzymał idealne prostopadłe podanie od Keïty, minął bramkarza i skierował piłkę do pustej siatki z dużego konta. Drużyna Kloppa była mu wdzięczna.
- Myślę, że ta bramka była kluczowym momentem, ponieważ zadecydowała o wyniku meczu - powiedział niedawno Díaz w wywiadzie udzielonym UEFA.
- Gdy znalazłem się przed bramkarzem, postanowiłem go minąć i strzelić ładnego gola.
- To było niesamowite dla mnie, że strzeliłem swojego pierwszego gola dla Liverpoolu w Lidze Mistrzów. Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc drużynie i dzięki temu zaliczyliśmy ważne zwycięstwo.
Waga tej bramki ujawniła się w rewanżu na Anfield, gdy Benfica była bliska odrobienia straty, a spotkanie zakończyło się wynikiem 3-3.
Przerwa w Villarreal
Liverpool pojechał do Villerreal na Estadio de la Ceramica na rewanżowe spotkanie półfinału, prowadząc 2-0 po pierwszym meczu na Anfield.
Nikt jeszcze nie myślał o Paryżu, jednak Klopp ostrzegał przed meczem:
- Dadzą z siebie wszystko - powiedział.
Okazało się, że się nie pomylił.
Upłynęły zaledwie 3 minuty, a Boulaye Dia już trafił z bliska do bramki. Chwilę przed przerwą drugiego gola zdobył Francis Coquelin i drużyna z Hiszpanii wyrównała stan rywalizacji. The Reds byli w szoku.
Nadzieja na trzeci finał Ligi Mistrzów w ciągu pięciu lat zawisła na włosku. Liverpool po prostu musiał zareagować.
Główną rolę odegrał Díaz, który wszedł na boisko w przerwie, a the Reds rozpoczęli zemstę. W ciągu 12 minut strzelili trzy bramki i zapewnili sobie wyjazd na Stade de France zwycięstwem 3-2.
Pierwszą bramkę strzelił Fabinho, drugą Díaz głową, trzecią Mané, mijając wcześniej bramkarza.
Zapytany o to co powiedział zawodnikom w przerwie Klopp odparł:
- Rozmawialiśmy o graniu w piłkę. O tym gdzie mamy ją grać, gdzie mamy się poruszać, gdzie mamy się pojawiać, gdzie mamy być odważni, gdzie mamy zmienić tempo, gdzie mamy wchodzić za obrońców i gdzie mamy wchodzić między nich.
- To były problemy natury piłkarskiej, które należało rozwiązać grając w piłkę. Już po trzech minutach mieliśmy problem mentalny. Spieszyliśmy się, czuliśmy zupełnie niepotrzebną presję.
- W takich sytuacjach trzeba przeforsować swój styl gry, i dokładnie to zrobiliśmy w drugiej połowie.
Komentarze (1)