Opinie prasy po zwycięstwie z Rangersami
Liverpool wrócił na zwycięską ścieżkę we wtorkowy wieczór, pewnie wygrywając z Rangersami na Anfield w stosunku 2:0 w ramach trzeciej kolejki rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów.
Trent Alexander-Arnold uciszył swoich krytyków wspaniałym strzałem z rzutu wolnego w pierwszej połowie, a Mohamed Salah dołożył kolejną bramkę z rzutu karnego w drugiej połowie i zapewnił The Reds komplet punktów.
Jürgen Klopp ustawił zespół w nowej formacji 4-2-3-1, z Salahem, Luisem Díazem i Diogo Jotą, grającymi za Darwinem Núñezem i wyglądało na to, że zabieg ten zdał egzamin wtorkowego wieczoru. Końcowy rezultat sprawił, że Liverpool jest drugim miejscu w grupie A za Napoli, które jeszcze nie straciło punktów.
Oto, co o zwycięstwie Liverpoolu pisały angielskie media...
Sam Wallace, The Telegraph
W ciągu kolejnych 11 dni Liverpool stanie przed wyzwaniem, z którym zmierzyć musi się każdy zespół celujący w najwyższe trofea - najpierw The Reds czeka wizyta na stadionie lidera Premier League, a potem spotkanie z zespołem zdolnym do pokonania każdego.
Między tymi dwoma meczami Premier League podopieczni Jürgena Kloppa udadzą się na północ, by zmierzyć się z Rangersami na Ibrox, a tam trzeba założyć, że Szkoci postawią się bardziej niż wczorajszego wieczoru. Liverpool dostał tęgie lanie w swoim jedynym dotychczasowym meczu wyjazdowym w rozgrywkach europejskich i spotkanie w Glasgow (za tydzień w środę) z pewnością będzie stanowić większe wyzwanie niż to na Anfield.
Wprawdzie padły tylko dwa gole, ale skala tego zwycięstwa dla Liverpoolu była znacznie większa. Zespół Giovanniego van Bronckhorsta, jedna z rewelacji poprzedniego sezonu i finalista Ligi Europy, prawie nie stworzył wczoraj żadnego zagrożenia pod bramką Alissona. Przy wsparciu pełnego Ibrox Stadium oraz biorąc pod uwagę to, że Rangersi nie strzelili jeszcze gola w trzech meczach Ligi Mistrzów, można sobie wyobrazić, że w przyszłym tygodniu Liverpool czeka zupełnie inne wyzwanie.
Ciężko powiedzieć, czy to już odrodzenie Liverpoolu po tak nijakim początku sezonu. To było dopiero czwarte zwycięstwo The Reds w dotychczasowych 10 meczach we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie. Napoli tymczasem wygrało z Ajaxem w Amsterdamie aż 6:1, co było pokazem siły Włochów w grupie A. Klopp po meczu z Rangersami podkreślał, że Liverpool zagrał w zupełnie innym ustawieniu w ofensywie z czterema atakującymi i dwoma pomocnikami.
Wśród zawodników ofensywnych znalazł się również Darwin Núñez, który wciąż czeka na swojego gola na Anfield. Zawodnik, którego cena może osiągnąć nawet 85 milionów funtów, przy trzech okazjach został zatrzymany przez rozgrywającego świetny mecz 40-letniego bramkarza Rangersów, Allana McGregora. Klopp mówił po meczu, że jego podopieczni ćwiczyli grę w systemie 4-2-3-1 tylko raz na kilka dni przed meczem i to na niskiej intensywności.
Martin Samuel, Daily Mail
Kryzys zakończony. Przynajmniej w Europie.
Dogonienie Napoli zajmie trochę czasu, ale Liverpool jest obecnie na dobrej drodze do awansu z grupy A. Upokarzająca porażka w Neapolu jest już odległym wspomnieniem, poza tym nigdy nie przyznawano specjalnych nagród za zajęcie pierwszego miejsca w grupie. Forma w lidze może wciąż być powodem do niepokoju, ale w tych rozgrywkach w następnym meczu The Reds zmierzą się na wyjeździe z Rangersami. Jeśli wczorajsze spotkanie miało nam coś pokazać, to pokazało nam, że między zespołami jest przepaść, której nie zniweluje nawet przewaga własnego boiska Rangersów.
Końcowy wynik 2:0 właściwie schlebia Rangersom, podobnie jak wynik 6:3 w meczu z City schlebiał Manchesterowi United. Gdyby nie heroiczne interwencje Allana McGregora, Rangers wracaliby z urażonym ego i reputacją w strzępach. Liverpool nie wygrał u siebie z zespołem ze Szkocji od 1980 roku, kiedy pokonał 4:0 Aberdeen. Od tamtego czasu trzykrotnie ta sztuka nie udawała się The Reds, jednak wczoraj ani przez chwilę nie było wątpliwości, który zespół jest lepszy.
Liverpool powinien strzelić o wiele więcej rywalom, którzy rzadko kiedy przekraczali linię połowy boiska i pozostawili na ławce swojego najlepszego strzelca. Zamiast tego, dopiero gdy nastoletni Leon King sfaulował Luisa Díaza - uprzedzając Johna Lundstrama, który zamierzał zrobić dokładnie to samo - Liverpool mógł poczuć się komfortowo.
Nie dlatego, że wcześniej Rangersi stwarzali zagrożenie. Po prostu wynik 1:0 zawsze jest dość niebezpieczny dla zespołu prowadzącego, niezależnie od różnicy klas między drużynami. Gdy tylko Salah strzelił z jedenastu metrów w środek bramki - był to jego 10. gol w ostatnich 10 meczach fazy grupowej Ligi Mistrzów - Liverpool miał zabezpieczenie, którego potrzebował.
Na potwierdzenie teorii o wyniku 1:0, pięć minut przed końcem spotkania strzał Fashiona Sakali został wybity z linii bramkowej, a chwilę później po rzucie rożnym Alisson pierwszy raz poważnie interweniował po strzale Colaka, który chyba pojawił się na boisku za późno. Ostrożności nigdy za wiele.
Jednak tak naprawdę, pomimo całej tej rywalizacyjnej narracji, sam mecz był rozczarowaniem. Spotkanie było jednostronne. Obydwa kluby czekały od zarania europejskich rozgrywek, by w końcu się ze sobą spotkać, a gdyby nie McGregor, mecz byłby zakończony jeszcze przed przerwą.
Phil McNulty, BBC Sport
Budowaniu napięcia wokół tego spotkania towarzyszyła typowa narracja pt. "Bitwa o Brytanię” - w końcu Rangersi udawali się za południową granicę, by sprawdzić się w starciu z jednym z elitarnych reprezentantów Premier League.
W rzeczywistości rywalizacja zakończyła się już wtedy, gdy Alexander-Arnold zademonstrował bajeczną technikę, podkręcając piłkę z rzutu wolnego i pokonując w ten sposób McGregora. Liverpool od tamtego czasu nie oglądał się za siebie, a Rangersi do końca meczu nie zdołali na poważnie zagrozić bramce Alissona.
Rozczarowaniem dla Liverpoolu może być jedynie to, że zawodnicy nie wykorzystali wielu okazji, które zdołali sobie stworzyć. Ciężko pracujący w tym meczu Núñez dobrze się poruszał i trafiał w światło bramki przy większości swoich okazji, jednak zazwyczaj posyłał piłkę zbyt blisko McGregora.
Mimo całej swojej dominacji, Liverpool musiał polegać na genialnym strzale z rzutu wolnego i rzucie karnym, by odnieść zwycięstwo. To była idealna okazja dla The Reds, by odzyskać rytm, a Klopp posłał do boju skrajnie ofensywny skład z Salahem, Núñezem, Díazem i Diogo Jotą z przodu. Z pewnością trudniejszy test czeka Liverpool na nieprzyjaznym Ibrox w rewanżu, jednak wczorajsze zwycięstwo nie mogło chyba zostać odniesione w bardziej komfortowy sposób. To musiało usatysfakcjonować Kloppa, który chciał zobaczyć Liverpool wracający do swojej najlepszej dyspozycji.
Andy Hunter, The Guardian
Pierwsze spotkanie o punkty pomiędzy dwoma najbardziej utytułowanymi klubami w Wielkiej Brytanii podziałało na wyobraźnię kibiców, przyciągnęło Stevena Gerrarda z powrotem na ukochane Anfield, a nawet zwabiło Sir Alexa Fergusona na terytorium wroga. Jednak starcie okazało się wielką okazją tylko na papierze. Przepaść między Liverpoolem a Rangersami pod względem doświadczenia w Lidze Mistrzów, klubowych przychodów, czy jakości zawodników znalazła odzwierciedlenie na boisku, na którym zespół Giovanniego van Bronckhorsta został całkowicie zdeklasowany.
60.mecz Jürgena Kloppa w Lidze Mistrzów jako menedżera Liverpoolu - z wyłączeniem meczów kwalifikacji - był jak serum, którego potrzebowała jego drużyna, by odzyskać pewność siebie i solidność w defensywie. Trent Alexander-Arnold, oszałamiająco egzekwując rzut wolny, tylko przypomniał Garethowi Southgate’owi o swoich umiejętnościach ofensywnych, z których selekcjoner Anglii mógłby skorzystać podczas Mistrzostw Świata.
Mohamed Salah dorzucił drugą bramkę z rzutu karnego. Ograniczenie porażki do 2:0 było tego wieczoru najlepszym osiągnięciem Rangersów, którzy mogą być wdzięczni za doskonałą dyspozycję bramkarza Allana McGregora na przestrzeni całego meczu.
Komentarze (0)