Zmiana ustawienia Liverpoolu - jak to rozumieć?
Po wygranym 2:0 meczu z Rangers nastąpiło pewne zamieszanie odnośnie tego, jakim ustawieniem dokładnie zagrał Liverpool, ale Jürgen Klopp sprecyzował wprost, że było to "4-4-2".
Kiedy pojawiły się infografiki z wyjściowym ustawieniem składu the Reds na mecz trzeciej kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów, wśród fanów uwidoczniła się ekscytacja, ponieważ w wyjściowej jedenastce Klopp umieścił czterech napastników.
Nastąpiły trzy zmiany w porównaniu do jedenasstki ze zremisowanego 3:3 spotkania ligowego z Brighton. Luis Díaz, Diogo Jota oraz Darwin Núñez zastąpili Fabinho, Fabio Carvalho i Roberto Firmino.
Zaprzepaszczenie prowadzenia 3:2 w sobotę być może okazało się momentem granicznym, po którym Klopp w końcu dokonał zmiany formacji, a w konsekwencji doprowadził do komfortowego zwycięstwa.
Po meczu wywiązała się debata na temat tego, w jakim dokładnie ustawieniu grał Liverpool, ale w wywiadzie pomeczowym dla beIN SPORTS Klopp potwierdził, że "było to 4-4-2".
- Kiedy bronimy, jest to 4-6, ponieważ każdy musi bronić! - żartował.
W rozmowie z BT Sport Trent Alexander-Arnold opisał ustawienie, jako "trochę bardziej zbliżone do standardowego 4-4-2", chociaż w wywiadzie dla beIN SPORTS dodał, że "był to pewien rodzaj formacji 4-2-3-1".
Poniżej zobrazowano drobne różnice w tych systemach z uwzględnieniem uśrednionej pozycji zawodników na boisku, by doprecyzować podejście Liverpoolu do spotkania z Rangers.
Gdzie można dostrzec różnice?
Uśredniona pozycja na boisku w meczu z Brighton
W rywalizacji z Brighton Trent Alexander-Arnold był jednym z siedmiu zawodników, którzy większość czasu spędzili na połowie rywali, obok wyraźnie widocznej trójki środkowych obrońców. Z przodu lekko wysunięte ofensywne trio oraz szeroko ustawiony Kostas Tsimikas.
Uśredniona pozycja na boisku w meczu z Rangers
Tymczasem w spotkaniu z Rangersami jasno zarysowuje się struktura defensywna Liverpoolu z pięcioma zawodnikami na połowie Liverpoolu - z Trentem Alexandrem-Arnoldem wśród nich. Linia defensywy była osłaniana przez dwie "szóstki" w osobach Thiago i Jordana Hendersona.
Tsimikas był ponownie ustawiony bardzo szeroko, ale operował nieco bardziej z tyłu, podczas gdy Salah był nieco bardziej wysunięty do przodu, a Jota i Díaz grali trochę poniżej Núñeza, pełniącego funkcję środkowego napastnika.
- To było jak 4-4-2, ale Jots był ustawiony nieco za Darwinem. Była to zatem pewna odmiana 4-2-3-1 z dwiema "szóstkami" - wyjaśnił Alexander-Arnold.
- I mieliśmy prawdziwych skrzydłowych, którzy grają na szerokości obu stron boiska, zamiast napastników grających od środka do linii, z których normalnie korzystamy.
- Z przodu na boisku graliśmy czterema napastnikami, co oznaczało, że gdy kontrolowaliśmy piłkę i byliśmy w jej posiadaniu, i byliśmy w stanie ich odnaleźć, oni mieli możliwość rozgrywania akcji między sobą.
- Można było zauważyć, że wyglądało to tak, jakby wszyscy czterej grali i dobrze się bawili.
Co to oznacza?
Cóż, należy zacząć od tego, że taka zmiana spodobała się zawodnikom. Salah w rozmowie dla UEFA stwierdził, że "było to dobre dla każdego z nas z przodu", a Henderson wychwalał powrót "intensywności" w wywiadzie dla BT Sport.
Nie można pomijać różnicy pomiędzy poszczególnymi rywalami, ale Liverpool w meczu z Rangers stworzył sobie 19 okazji bramkowych, a w spotkaniu z Brighton tylko 9.
Wiele mówi też czyste konto - raptem trzecie w tym sezonie. Wcześniejsze dwa odnotowali gromiąc Bournemouth 9:0 i remisując 0:0 w derbach z Evertonem.
- To miało kluczowe znaczenie - kontynuował Arnold.
- To było coś, czego nam brakowało i coś, nad czym pracowaliśmy.
- Zagraliśmy dzisiaj w innym ustawieniu i to było najważniejsze. Byliśmy zwarci w defensywie, każdy wiedział, co musi zrobić, żebyśmy wygrali.
- Uważam, że dało się to dzisiaj dostrzec.
Czy takie ustawienie zobaczymy ponownie?
Przyszłość pokaże, czy 4-4-2 zostanie na dłużej, czy było jednorazowym szokiem dla systemu gry Liverpoolu, który we wtorek desperacko potrzebował zwycięstwa.
Jednak prawdopodobne jest to, że takie rozwiązanie przynajmniej pozostanie w odwodzie, kiedy 4-3-3 powróci w konkretnych sytuacjach.
Dwa takie mecze mogą nadejść już w ciągu półtora tygodnia w Premier League, gdy w niedzielę Liverpool pojedzie do Londynu na pojedynek z Arsenalem, a tydzień później odwiedzi Manchester City.
Arsenal obecnie jest liderem ligi, a mistrzowie City tracą do nich jeden punkt.
Jeżeli jednak Klopp wypuści swoje "nowe" 4-4-2 na któreś z tych spotkań, nie zrobi czegoś takiego po raz pierwszy: Salah, Jota, Firmino i Mané wystąpili wspólnie w zremisowanym 1:1 meczu z Manchesterem City w 2020 r.
Jack Lusby
Komentarze (2)