LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 843

Czy „mentalne potwory” złapią swoja falę?


Sierpień 2019, kilka dni po rozpoczęciu okresu przygotowawczego we francuskim resorcie spa w miejscowości Évian-les-Bains. Zawodnicy Liverpoolu zostali poproszeni o zebranie w sali konferencyjnej ulokowanej w ich kompleksie hotelowym.

Jürgen Klopp przedstawił im gościa – niemieckiego surfera Sebastiana Steudtnera. Miał opowiedzieć o pasji, która skłoniła go do przeprowadzki na Hawaje w wieku szesnastu lat gdzie bez reszty oddał się pogonią za jak największymi falami.

Steudtner na spotkaniu z ekipą the Reds pokazał im wideo, na którym widać było jak próbuje pokonać jedną z największych kiedykolwiek nagranych fal. Miało to miejsce w portugalskim Nazaré. Materiał pokazał także momenty, gdy surfer poleciał w dół, próbując złapać resztki powietrza, zagrożony wciągnięciem pod wodę. Powiedział wtedy piłkarzom, że tym co utrzymało go przy życiu to umiejętność poradzenia sobie z paniką oraz zachowanie spokoju pod presją.

Następnie zabrał drużynę nad hotelowy basen, gdzie rzucił im wyzwanie – niech spróbują wytrzymać pod wodą najdłużej jak mogą. Większość z nich wypływała na powierzchnie po około dwudziestu sekundach, biorąc upragniony oddech.

Steudtner zwrócił uwagę, że muszą podejść do tematu zupełnie inaczej. Zamiast skupiać się na oddechu, poradził im by w pełni odcięli jakiekolwiek myśli – wyłączyli swój mózg, aby odsunąć od siebie jakiekolwiek negatywne myśli. Dodatkowo mieli skoncentrować się wyłącznie na swoim ciele, od palców u nogi po czubek nosa. Piłkarze szybko zaczęli wytrzymywać pod wodą znacznie dłużej, od trzydziestu sekund do minuty.

Przekaz był następujacy: jeżeli myśleli, że wcześniej dotarli do kresu swoich możliwości to szybko okazało się, że stać ich na więcej. Największym wyzwaniem było przekazanie tej prawdy ich własnym ciałom.

Pod koniec spotkania piłkarze znacznie poprawili swoją wytrzymałość. Dejan Lovren, Adam Lallana oraz Mohamed Salah wytrzymywali pod wodą już ponad trzy minuty. Steudtner wraz z Kloppem byli zgodni co do tego, że ta lekcja pomoże the Reds w występach i grze w skrajnie niekomfortowych i stresogennych warunkach.

Kazanie Steudtnera odniosło skutek.

W ostatnich tygodniach sezonu 2018/19, Klopp ochrzcił swoją drużynę znamiennym hasłem „mentalnych potworów” (mentality monsters). Liverpool przegrał wówczas zaledwie jeden mecz ligowy, do samego końca zawzięcie rywalizując z Manchesterem City o tytuł mistrzowski. To był także sezon, w którym odbył się słynny dwumecz z Barceloną w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów. Ekipa z Merseyside po przegranym 0:3 pierwszym starciu na Camp Nou, w epickim stylu zwyciężyła 4:0 na Anfield. I ostatecznie zatriumfowała w elitarnych rozgrywkach.

Kolejną lekcją przekazaną Liverpoolowi przez Steudtnera była jego opowieść o pragnieniu rozwoju i skupianie się wyłącznie na następnej fali.

Ustanowienie rekordu “największej przesurfowanej fali” (która swoją drogą miała ponad 26 metrów) właśnie w Nazaré, jedynie podsyciło jego pasję i chęć pobicia kolejnego. Jeżeli kiedykolwiek przydarzy się jeszcze większa fala, on będzie gotowy.

Ciężko nie zrozumieć analogii, gdy myśli się o Liverpoolu w czasach Kloppa.

Przez większość czasu spędzonego w klubie z Anfield, Klopp i jego podopieczni surfowali po najwyższych możliwych falach, często ocierając się lub odnosząc historyczne sukcesy: dotarcie do finału Ligi Europy w debiutanckich sezonie (i porażka z Sevillą), zakwalifikowanie się do finału Ligi Mistrzów (i porażka z Realem Madryt), skończenie na drugim miejscu w Premier League z zawrotną liczbą 97 punktów (City 98), wygranie szóstego trofeum Europejskich Pucharów, zakończenie 30-letniego oczekiwania na tytuł mistrzowski, przezwyciężenie ogromnego kryzysu w drużynie i zakończenie sezonu na trzecim miejscu w kolejnym sezonie, zwycięstwa w Pucharze Anglii oraz Pucharze Ligi Angielskiej po seriach rzutów karnych, zeszłosezonowa pogoń za City i walka o mistrzostwo do samego końca (znowu), trzeci finał Ligi Mistrzów w erze Kloppa (i ponowna klęska z Realem).

Liverpoolczycy na przestrzeni ostatnich sezonów często byli na granicy. Jedna Liga Mistrzów i jedno mistrzostwo Anglii. A blisko byli dopisania sobie kolejnych dwóch trofeów z obu rozgrywek. Jednak oni nigdy się nie łamali, osiągali swoją granicę, a w odpowiednich chwilach – je przezwyciężali.

W ostatnich czterech sezonach wygrali 110 meczów Premier League, 27 zremisowali i przegrali zaledwie 15 (a osiem z tych porażek jest z tragicznego, napiętnowanego kontuzjami okresu z wczesnego 2021 roku). Ten poziom konsekwencji i regularności jest niespotykany w historii angielskiej piłki… nie licząc City z tego samego okresu.

Od czasów Czerwonych Diabłów sir Alexa Fergusona, nie było chyba angielskiej drużyny, która tak mocno była kojarzona z boiskową energią, intensywnością i poczuciem sensu co Liverpool Kloppa.

Owszem, wokół wielkich klubów z Wysp wytworzyły się przeróżne narracje. Kompania braci, która nigdy się nie poddawała – United i Ferguson. Arsenal za najlepszych czasów Arsène’a Wengera: niepokonane połączenie jedwabiu i stali. Maszynka do zwyciężania – Chelsea José Mourinho. City goniące za perfekcją pod batutą Pepa Guardioli. Ale żadnej z tych ekip nigdy nie wyróżniała w większym stopniu nieustępliwość i zawziętość, niż sam talent… jak to jest w przypadku Liverpoolu Kloppa.

Brak tego elementu jedynie podsyca krytykę, która obecnie spada na the Reds.

Przez większość część sezonu – wciąż znajdującego się na wczesnym etapie – drużyna znana ze swojego ducha i wiary, wydawała się pozbawiona obu.

Szalone zwycięstwo 7:1 w meczu wyjazdowym z Rangers w Lidze Mistrzów mogło zasugerować powrót ich instynktu zabójcy. Zwłaszcza, gdy wchodzący z ławki rezerwowych Salah potrzebował zaledwie 6 minut, aby skompletować hattricka. Jednak przed niedzielnym starciem z Manchesterem City na Anfield, Klopp był zbyt ostrożony, aby nazwać starcie na Ibrox punktem zwrotnym. W tym sezonie było bowiem już parę fałszywych zapowiedzi wyjścia na prostą.

Już od pierwszego meczu sezonu z Fulham, Liverpool wyglądał nieswojo. Już wówczas, 6 sierpnia na Craven Cottage, widoczne były symptomy marazmu. Ofensywie brakowało wcześniejszej naturalności, środek pola pozbawiony był opanowania zarówno przy piłce, jak i bez niej, a dotąd żelazna obrona okazała się zaskakująco łatwa do sforsowania. I był to schemat, który będzie funkcjonował przez następne dwa miesiące.

Dochodziły do tego problemy indywidualne: coraz dłuższa lista kontuzjowanych, zmagania Trenta Alexandra-Arnolda, Fabinho, Jordana Hendersona czy nawet Salaha i Virgila van Dijka, trudności Darwina Núñeza z wpasowaniem się do linii ataku, której brakowało szybkości, inteligencji, agresji oraz sprawności. Do tego doszło oczywiście odejście Mané, który po sześciu latach zdecydował się odejść do Bayernu Monachium.

W pomocy nie było jakiejkolwiek równowagi. Gdy Alexander-Arnold prowadził swoje rajdy na skrzydle schodząc ostatecznie do środka, Salah zdecydowanie za dużo czasu spędzał przyspawany do bocznej linii boiska.

Gdy Liverpool zdobywał bramki to najczęściej działo się to wybuchowo – dziewięć goli strzelonych Bournemouth, siedem na Ibrox. Oczekiwana liczba bramek strzelonych nie z rzutów karnych spadła poniżej 2.0 na mecz. Równocześnie rosła statystyka oczekiwanych bramek straconych.


Klopp w ubiegłym tygodniu był pytany o to, czy rywale Liverpoolu przejrzeli ich styl.

- Nasi rywale “przejrzeli nas” lata temu. Ale wielokrotnie nie mogli nic z tym zrobić, ponieważ graliśmy wybitnie – odpowiadał niemiecki trener.

W zasadzie to się nie mylił.

Każdy rywal the Reds od dawna wiedział, w których przestrzeniach Liverpool tworzy luki, związane z wysoko grającą linią obrony oraz wychodzącymi jeszcze wyżej bocznymi obrońcami. Ale wykorzystywanie tych przestrzeni było dużo prostsze do powiedzenia niż zrealizowania.

Nawet jeżeli było się w stanie uniknąć spalonego lub piłka mijała Van Dijka lub jego partnera, tak można było się spodziewać Alissona, pędzącego, aby zażegnać zagrożenie. Rywale unikali rzucania swojej ofensywy do przodu, ponieważ potencjalne ryzyko było zbyt duże, a innymi słowy: potencjalny zysk nie równał się potencjalnym stratom.

W obecnym sezonie było jednak odwrotnie.

Liverpool w obecnym sezonie często wyglądał na drużynę bezcharakterną podczas posiadania piłki, brakowało jej zgrania i płynności. Największym zmartwieniem była jednak ich słabość, gdy piłki nie posiadali. Jedna drużyna za drugą – Fulham, Manchester United, Napoli, Brighton, Arsenal, a nawet Rangersi – wchodzili w defensywę the Reds jak rozgrzany nóż w masło.

Poniższy graf ukazuje liczbę “bezpośrednich ataków”, po których Liverpool tracił bramkę w meczach Premier League. Statystyka jest średnią z 10 meczów zaczynając od sezonu 2019/20.


W trakcie ośmiu meczów Premier League oraz czterech Ligi Mistrzów, Liverpool tracił bramkę jako pierwszy ośmiokrotnie.

W trzech z ostatnich sześciu meczów – Napoli, Brighton oraz Arsenal – Liverpool przegrywał 0:1 jeszcze przed piątą minutą od rozpoczęcia meczu. Każda z tych straconych bramek ewidentnie wskazywała na gigantyczne problemy z koncentracją co najmniej jednego zawodnika. Kilkukrotnie zawinił Alexander-Arnold, ale swoje odegrali też dotychczas niezawodny Van Dijk i para Fabinho-Henderson.

Fakt, że te problemy zdają się mieć charakter zaraźliwy, wskazuje raczej na zbiorowy kryzys niż serię drobnych błędów, które można poprawić za pomocą odpowiednich korekt tu i tam.

Taki marazm może zaszkodzić każdej drużynie, ale szczególnie tej, której tożsamość – jak to ujął Klopp oraz Ljinders – opiera się na intensywności. Bez energii, wiary i jedności nie mogą funkcjonować.

Coraz głośniej wybrzmiewa pytanie o to czy magia Kloppa po siedmiu latach się po prostu nie skończyła, podobnie jak to zresztą miało miejsce w poprzednim klubie Niemca – Borussii Dortmund. Zawsze jest taka możliwość, to prawda. Niemniej jednak w tym przypadku jest zbyt wcześnie, aby wydawać taki wyrok. Przypomnijmy sobie, że jeszcze do niedawna niektórzy zastanawiali się czy Guardiola nie jest przypadkiem znużony życiem w Manchesterze.

Nie ma jednak bardziej przekonującej mikstury od zwyciężania.

Istotniejsze pytanie brzmi: czy Klopp jest w stanie przywrócić ten zespół do gry na podobnych obrotach co w ostatnich czterech latach, czy na ten moment osiągneli koniec pewnego cyklu?

Nie da się ukryć, że ryzyko spadku intensywności zawsze wydawało się głównym zagrożeniem dla przyszłości ekipy. Zaznaczmy, że ekipy mocno starzejącej się, w której większość zawodników wchodzi w późniejszy etap swojej kariery. Co więcej, wielu z nich dotarło do tego momentu w karierze wspólnie (poza Georginio Wijnaldumem oraz Mané), grając w systemie, który wymaga bezgranicznego oddania, niezłomnego ducha i niezaspokajalnego apetytu na kolejne sukcesy.

Mimo wielu świetnych transferów poczynionych w trakcie okienek za czasów Fenway Sports Group, ciężko nie odnieść wrażenia, że Liverpool u szczytu możliwości sportowych, wielokrotnie wykazał się zbyt dużą pasywnością.

Z pewnością pandemia COVID-19 miała znaczący wpływ. Ograniczyła ich finansowo. Ale jeszcze przed tym, wśród kibiców wyczuwalne było przekonanie, że długoterminowe wyzwania jedynie narastają. Na przestrzeni ostatnich czterech lat Liverpool przeszedł drogę od drużyny z jedną z najmłodszych kadr w Premier League, do ekipy z jedną z najstarszych.

Całkowicie ludzką rzeczą byłoby to, że część z nich mogła po takim czasie poczuć się zajechana lub zblazowana – czy to psychicznie, mentalnie czy na obu płaszczyznach.

Zeszłosezonowy pościg za trofeami na wszystkich czterech frontach wyglądał na wyczerpujący. Prawdę mówiąc już w niektórych z ostatnich meczów ubiegłej kampanii, Liverpool wyglądał na drużynę jadącą na oparach. Przykładem tego były między innymi: pierwsza połowa starcia z Villarreal (0:2), mecze z Tottenhamem, Aston Villą, Southampton czy ostatnie, piekielnie ważne starcie ligowe z Wolverhampton.

W tamtych meczach tak często zdarzało im się „wracać do żywych”, że nieustannie powracała cała ta gadanina o „mentalnych potworach”. I owszem, Liverpool z pewnością nie poległ wówczas na poziomie psychologicznym. Przegrali rywalizację z City o jeden punkt. Na ostatnie 18 meczów w sezonie zanotowali aż szesnaście wygranych i dwa remisy. Później jeszcze doszedł finał Ligi Mistrzów, gdzie niestety ulegli Realowi Madryt.

Zdaje się, że zbliżenie się do historycznego i absolutnie bezprecedensowego sukcesu w angielskiej piłce, przyczyniło się do ukrycia pewnych pęknięć na ich mentalności zwycięzców. Oczywiste wobec tego było, że po zbyt krótkim okresie przygotowawczym i problematycznym początku nowego sezonu, naznaczonym kontuzjami oraz indywidualnymi problemami z formą, niektóre z tych „pęknięć” zaczną się ujawniać.

Ta drużyna nie może funkcjonować na pół gwizdka, z jakimkolwiek cieniem wiszącym nad wiarą we własne możliwości. Wielokrotnie pokazywali, że potrafią podnieść się z tymczasowych niepowodzeń, ale w tym przypadku po utracie swojego impetu jest im wyjątkowo ciężko wrócić na właściwe tory.

Czy na trzy lata po wspomnianej na samym początku sesji z Steudtnerem w Évian-les-Bains, piłkarze Liverpoolu nadal mają pewność siebie i odwagę, aby zmierzyć się z największymi falami?

Przy sprzyjających warunkach wszystko idzie po ich myśli, co pokazały mecze z Bournemouth i Rangersami. Ważne jest jednak aby zawodnicy Kloppa na nowo odkryli tę mentalność, potrzebę mierzenia się z największymi wyzwaniami. A wykorzystać do tego można impet z meczu w Glasgow.

Niedziela. Liverpool na Anfield podejmie City, przeciwników tak nieubłaganych i nieustępliwych jak ocean.

Na podstawie ostatnich wydarzeń okaże się, czy Liverpool dalej będzie wyhamowany czy zainspirowany perspektywami. Nawet jeżeli wstrzelą się w swoją najlepszą dyspozycję i zanotują jeden z tych występów, który wykracza poza ich granice, czy wciąż będą mieli chęć i energię do podążania za tym trendem?

Za kadencji Kloppa tak właśnie to wyglądało: surf na spienionym grzbiecie jednej fali, potem kolejnej i kolejnej – skupieni, nieustraszeni i pchani do granic możliwości.

Ostateczne pytanie wygląda następująco: czy Liverpool ma to czego potrzeba, aby wrócić do gry czy raczej podda się i pozwoli, by zalała ich błękitna fala?

Oliver Kay

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (7)

galthar 16.10.2022 10:17 #
Wow! Zwykle nie czytam takich artykułów, bo często są nudne i o tym samym. Ale tu naprawdę super artykuł. Ciekawe nawiązania do surfingu.
Czy błękitna fala nas dzisiaj zaleje?
Oby nasi wyszli z jakimś pomysłem
YNWA
BigAnfield 16.10.2022 10:25 #
Zazwyczaj jak jest fala takich artykułów przed meczem, to wychodzi zupełnie odwrotnie. Nie mówię o jakimś pompowaniu balonika, ale w obecnej formie, nam kibicom łatwiej byłoby przełknąć gorzką pigułkę bez tych ochów i achów. Tylko nie wrzucajcie już kolejnych wypowiedzi naszych bohaterów o tym jak muszą spiąć tyłki i że każdy musi wykonać swoją robotę aby osiągnąć dobry wynik.

Remis byłby dobrym wynikiem, ale o to będzie ciężko. Jak będą mocno harować to i porażkę można przełknąć, ale jeśli przejdą mecz na stojanowa, to powinny posypać się głowy. Nie mówię o trenerze tylko samych piłkarzach.
Fsobczynski 16.10.2022 11:20 #
Super artykuł, jest tylko mały błąd - w debiutanckim sezonie był to finał ligi europy oczywiście ;)
WojtekYNWA 16.10.2022 12:15 #
Z Arsenalem czułem ze przegramy sportowo, ale nie spodziewałem sie ze po sedziowaniu. Tutaj jest wielka nie wiadoma, bo gramy z maszyną chociaz moze nie do konca, bo Aston slabo grają a urwali City punkty, nawet powinni wygrac ale sedziowie odjebali maniane.
Jedynie czego oczekuje dzisiaj to dobrego sedziowania
Scofield1111 16.10.2022 12:41 #
Takie mecze zawsze graliśmy dużo lepiej niż z teoretycznie słabszymi rywalami. Czy dzisiaj stwierdzenie mentality monster jest tak ważne? Nie wiem, ale na pewno bym chciał żebyśmy to My strzelili pierwsi bramkę, a wtedy zobaczymy w końcu prawdziwy Liverpool FC. I poza tym ja również oczekuje dzisiaj dobrego sędziowania. Nie wyobrażam sobie kolejnej maniany z miękkimi karnymi czy z varem.
Owen89 16.10.2022 13:46 #
Wszystko wskazuje przeciw nam, więc po zwycięstwo The Reds!
Snatchi 16.10.2022 16:16 #
Idealny moment na przełamanie!

Pozostałe aktualności

Jaros z Pucharem Austrii  (0)
02.05.2024 13:27, Ad9am_, liverpoolfc.com
Wieść, na którą John W. Henry czeka od lat  (3)
02.05.2024 10:54, Bartolino, Liverpool Echo
Koniec sezonu dla Bobby'ego Clarka  (0)
01.05.2024 19:11, Margro1399, liverpool Echo
Achterberg po 15 latach opuści klub  (16)
01.05.2024 13:54, AirCanada, The Athletic
Carra: Każdy będzie miał ciężko po Kloppie  (0)
01.05.2024 13:17, AirCanada, Liverpool Echo
Neville: The Reds zaszli tak daleko, jak mogli  (1)
01.05.2024 10:29, B9K, Sky Sports