Forma Fabinho dużym zmartwieniem Kloppa
Podczas spotkania, rozgrywanego bardziej jak mecz koszykówki niż piłki nożnej, przytrafił się zastój, podczas którego Jürgen Klopp dostrzegł swoją szansę.
Była 38. minuta, a Liverpool - już chyba po raz n-ty - pozwolił Leeds przedrzeć się środkiem swojej linii pomocy. Klopp wyładował swoją wściekłość na Fabinho, wymachując rękami i krzycząc.
Nie jest to nadzwyczajny widok. Klopp wyładowuje złość na każdym, kto nie wykonuje swojej pracy. Jednak to, co czyni tę scenę intrygującą, to reakcja reprezentanta Brazylii, który wydawał się nieporuszony faktem znalezienia się w centrum uwagi menedżera.
Zamiast podnieść rękę, przeprosić za niedociągnięcie, by spróbować wszystko załagodzić, Fabinho tylko zmrużył oczy do Kloppa - ewidentnie rozdrażniony - i potrząsnął głową. To tylko zaogniło sytuację, Niemiec dalej był wściekły i wrzeszczał aż cały się trząsł.
To, co najbardziej uderzające w tym epizodzie, to fakt, że Klopp zrugał jedną z najważniejszych postaci swojego zespołu - człowieka, który maczał palce w każdym wielkim zwycięstwie, jakie odniósł Liverpool w ciągu ostatnich pięciu lat.
Tak ważna jest rola Fabinho, będącego tarczą ochronną dla defensywy The Reds. Klopp zdradził kiedyś nawet, że nazywał Brazylijczyka „Dyson” - ze względu na jego umiejętność posprzątania bałaganu po cichu i wręcz natychmiastowo.
W tym sezonie jednak widać znaczną różnicę w dyspozycji defensywnego pomocnika. W pierwszych tygodniach sezonu wszyscy skupiali się na Trencie Alexandrze-Arnoldzie i Virgilu van Dijku, jednak widoczne było także obniżenie lotów przez numer 3 Liverpoolu.
Klopp mógł próbować swoim atakiem złości przywrócić Fabinho do porządku, jednak w 42. minucie byliśmy świadkami jeszcze jednej wymiany zdań - choć już nie tak donośnej - gdy drobny i dynamiczny Brendon Aaronson kolejny raz go minął.
Fabinho nie jest oczywiście jedynym powodem problemów Liverpoolu, ale jego spadek formy jest czymś wartym odnotowania, ponieważ Brazylijczyk zawsze prezentował niesamowicie równą dyspozycję, odkąd za 43 miliony euro trafił na Anfield 48 godzin po finale Ligi Mistrzów z 2018 roku.
Tydzień w tydzień notował występy na 7-8 (w skali od 1-10). To zawodnik, który rzadko trafia na nagłówki gazet, ale gra z opanowaniem i inteligencją. Zawsze podejmuje właściwe decyzje, jednak wczorajszego dziwacznego wieczoru zabrakło mu rozsądku.
Jego gra uległa nieznacznej poprawie w drugiej połowie - widzieliśmy świetne przejęcie piłki od Aaronsona, które pozwoliło popędzić do przodu Darwinowi Núñezowi, był też perfekcyjnie wymierzony wślizg, gdy piłkę miał Patrick Bamford - jednak nie wytrwał na boisku dłużej niż do 60. minuty.
Jego ostatnią akcją było przekazanie opaski kapitańskiej z rąk Van Dijka do Jordana Hendersona. Przybił też serdeczną piątkę z Kloppem, zanim poszedł w kierunku ławki, kręcąc głową z frustracji.
Nie można powiedzieć, że obraz gry zmienił się po zejściu Fabinho. Liverpool wciąż marnował okazje, a próbując zdobyć zwycięskiego gola, zostawiał widoczne dziury w ustawieniu na całym boisku. Kontrola w grze Liverpoolu zniknęła. Dopóki nie powróci, The Reds będą regularnie nieregularni.
Dominic King
Komentarze (19)
Przyjechali na Anfiled po 4 porażkach z rzędu w angielskich rozgrywkach i stwarzali nam problemy pod naszą bramką niczym Manchester City. To jest upadek... Oby chwilowy...