Klopp o raporcie dot. wydarzeń z Paryża
Jürgen Klopp opowiedział o swojej reakcji na publikację niezależnego raportu UEFA dot. wydarzeń mających miejsce w czasie finału Ligi Mistrzów w Paryżu w zeszłym roku.
Jürgen, UEFA opublikowała niezależny raport dotyczący wydarzeń w czasie zeszłorocznego finału Ligi Mistrzów w Paryżu. Co o tym sądzisz?
Myślę, że to bardzo ważne, że w końcu jest to oficjalne. Jestem pewien, że w moim życiu jeszcze nigdy nie miałem sytuacji, której byłbym tak pewien, tak dużo o niej wiedział i miał na to tak dużo dowodów, pomimo tego, że nie byłem w nią bezpośrednio zaangażowany. Ja byłem na stadionie, przed nim były jednak rodziny, przyjaciele, oni wszyscy i wiedzieli jak się zachowywali nasi kibice. To dobre uczucie, gdy się wie, że teraz jest to oficjalne i wszyscy to wiedzą, ponieważ po meczu padło wiele słów, o których wiedzieliśmy, że są nieprawdziwe. To były po prostu kłamstwa. Cieszę się więc, że w końcu jest to powiedziane oficjalnie.
Jak ważne jest to, że UEFA i władze uznały rekomendacje zawarte w raporcie jako kwestie niezwykle pilne?
Nie można tego zignorować. Popełniono ogromne błędy. Rozumiem to, że musieli zmienić miejsce rozgrywania meczu zaledwie kilka miesięcy wcześniej i było to trudne. Jednak wybieranie stadionu, który nie jest na codzień używany, a jedynie od czasu do czasu na większe wydarzenia... Podam wam przykład. Mówię to jako Niemiec - można było przenieść finał do Berlina - dużego miasta, który ma wystarczającą ilość hoteli, a na stadionie odbywają się imprezy na 70 tys. osób średnio co dwa tygodnie. Jedyna różnica byłaby taka, że kibice nie byliby z Niemiec, tylko z Hiszpanii i Anglii. Można więc było znaleźć lepsze miejsce niż to we Francji. To pierwsza kwestia - nie przewidzieli tego. Mieli już problemy z miejscem rozgrywania finału Ligi Mistrzów, chyba 16 lat temu, czy jakoś tak, nie jestem pewien. Wiedzieli, że wtedy im nie wyszło. Myślę, że to był pierwszy problem, a cała reszta poszła za tym. Wielkie wydarzenia są organizowane co chwilę. Działa się wtedy pod presją czasu, trzeba podejmować odpowiednie decyzje i tylko niektórzy ludzie są w stanie brać za takie coś odpowiedzialność. Więc tak, mam nadzieję, że słuchają i się uczą.
Ponad 9 tys. kibiców skontaktowało się z klubem, by przekazać czego doświadczyli tamtej nocy. Dla wielu z nich było to bardzo trudne, ale jak ważny był ich głos, w osiągnięciu tego co widzimy teraz?
Niezwykle istotny. Jedyną dobrą rzeczą związaną z tymi okropnymi wydarzeniami jest to, że w tłumie było tak wielu dziennikarzy. Niezależnych, nie będących w koszulkach Liverpoolu. Po prostu tam byli i starali się wykonywać swoją pracę i również doskonale wiedzieli, że to się dzieje jest złe. Myślę, że to pomogło, ponieważ inaczej oni wszyscy musieliby również przez to przejść. Mieliśmy szczęście, że nic więcej się nie stało. Nie wiem jak to nazwać, ale to był dzień pełen "dobrych kłamstw" - czyli momentów, gdy kłamiesz żeby chronić inną osobę. Otrzymywaliśmy wiadomości od naszych bliskich, którzy byli na zewnątrz. Gdy mecz został opóźniony, ponownie zaczęliśmy patrzeć na telefony. Pytaliśmy, co się dzieje? Wiedzieliśmy, że ludzie nie mogą wejść, ale wszyscy mówili, że "wszystko z nimi w porządku". W rzeczywistości z nikim nie było w porządku. Z nikim. Później rozpoczął się mecz i usłyszałem, że ludzie są na stadionie, bo "jakimś cudem udało im się wślizgnąć". To nie jest nastrój, w którym chcesz oglądać finał Ligi Mistrzów. Najdziwniejsze było to, że jakąś godzinę po meczu, najmniej istotną wiadomością była ta, że przegraliśmy. To szalone, ale pokazuje jak to wszystko wyglądało.
Jeszcze, żeby rozwinąć tę kwestię, w raporcie podkreślono, że kibice zachowywali się bez zarzutu i dzięki temu udało się uniknąć poważnych obrażeń i śmierci. Co byś chciał powiedzieć tym kibicom?
Dziękuję wam. Pozostanie spokojnym w sytuacji, w której chyba nikt nie byłby spokojny - gdy dostajesz gazem łzawiącym w oczy, ludzie na ciebie naciskają z przodu, z tyłu z boku, a ty jesteś uwięziony pośrodku tego tłumu - jest niezwykle trudne. A później wychodzisz z tego i okazuje się, że to ty jesteś winny. Coś strasznego. To naprawdę straszne. Jest więc trochę rzeczy do poprawy i mam nadzieję, że odpowiednie organy się tym zajmą, ponieważ, tego typu wydarzenia powinny być przyjemnością.
Płacisz ogromne pieniądze, starasz się zakwalifikować, później jedziesz tam, jesteś w pozytywnym nastroju, a koniec końców cieszysz się, że jakimś cudem udało ci się dostać na stadion. Gdy słyszy się to po raz pierwszy, nie chce się wierzyć, że to wszystko miało miejsce, ale taka jest prawda. Jest więc jeszcze wiele do poprawy i mam nadzieję, że wszyscy wyciągną z tego lekcję.
Komentarze (0)