Mojżesz, salceson i Romeo to lawa
Letnie okienko transferowe jak do tej pory spełniło marzenia wielu kibiców Liverpoolu.
Na samym jego początku szeregi the Reds opuścił James Milner, którego wielu już w trakcie minionej kampanii nie chciało oglądać na murawie. Solidność, nienaganna kondycja i dyspozycyjność, doświadczenie to dla znacznej części obserwatorów za mało, by pełnić rolę zmiennika.
Następnie w lipcu pożegnano kapitana the Reds Jordana Hendersona. Piłkarza, który przychodził do Liverpoolu jako nieopierzony młokos z Sunderlandu bardziej z łatką "nigdy nie osiągnie poziomu Gerrarda i Lamparda" niż "kiedyś stanie się kapitanem, który z Liverpoolem zdobędzie mistrzostwo". Dla wielu był tak bardzo poniżej odpowiedniego poziomu, że aż sam Sir Alex Ferguson w swojej autobiografii musiał wspomnieć, jak bardzo nie chciał go mieć w United - angielskiego, młodego pomocnika - gdyż ten dziwnie biegał.
Tym dziwnym krokiem Henderson dobiegł nie tylko do tytułu mistrzowskiego Premier League, ale także do 3 finałów Ligi Mistrzów i triumfu w jednym z nich oraz do półfinału Mistrzostw Świata w 2018 r., co było największym sukcesem reprezentacji Anglii od 1990 r. Z kolei przez fanów Liverpoolu był często stawiany w roli pierwszego winowajcy porażek i piłkarza, który jako pierwszy powinien schodzić z boiska.
Na koniec lipca swój transfer sfinalizował także Fabinho. Jeszcze nieco ponad rok temu określany mianem "Latarni morskiej" - opoki dla swojej drużyny i falochronu dla defensywy, o który rozbijało się wiele ataków przeciwników. W minionym sezonie, przy widocznej gorszej dyspozycji fizycznej, zamienił się w oczach obserwatorów w latarkę, którą trzeba kilka razy uderzyć, żeby znów zaczęła świecić. Wielu miało już dość tego, że nie świeci ciągle - że baterie latarki się rozładowują.
Spełniło się! Żaden z nich nie będzie już nas - doświadczonych znawców taktyki, wydolności, metod trenerskich i boiskowej przydatności - kłuł w oczy swoimi niedostatkami.
Wystrzeliły korki od szampanów, a Liverpool pozostał z kraterem o średnicy całego środka pola w składzie. Tak, byli to piłkarze u schyłku swojej kariery na najwyższym szczeblu, ale posiadali doświadczenie, tyrali na boisku i unikali kontuzji.
Nieoszlifowany Bajcetić jest kontuzjowany, Thiago Alcântara wrócił dopiero do treningów po operacji, a Curtis Jones balansuje w swojej grze gdzieś między błyskami geniuszu, a chowaniem się przy bocznej linii. Liverpool popadł w niewolę braku opcji do gry.
W niebiosach (a raczej za oceanem) dokonano zatem jak zawsze skrupulatnego liczenia zarobionych na odejściach i transferach dodatkowych dolarów i centów, przekalkulowano budżet transferowy i podjęto decyzję: "Przelejemy powołanie na Mojżesza, który wyzwoli nas z tej egipskiej niewoli" - na Moisesa Caicedo.
Ogłoszono tę nowinę. O tym cudzie mówiło się na całym globie. Manna dolarów z nieba spłynęła na Brighton, morza się rozstąpiły, a Moises Caicedo prowadził the Reds ku obiecanej wizji środka pola. Za nimi pędziły rydwany Chelsea.
Szybko okazało się jednak, że Caicedo prowadzi inny naród, a to Liverpool siedzi w rydwanach zamiast Chelsea. Po przejściu suchą stopą Moises opuścił na the Reds ściany morza.
Po odejściu Milnera, Hendersona i Fabinho Liverpool uruchomił swoje działania w celu pozyskania Romeo Lavii z Southampton. Coś w tych działaniach było jednak nie tak. Wyglądało to raczej jak zabawa w Romeo to lawa. Liverpool złożył ofertę, a po jej odrzuceniu składał nowe, zwiększane o drobne (w skali tego, jakimi pieniędzmi obraca się obecnie w piłce nożnej), propozycje. Skąpstwo czy brak przekonania o wartości piłkarza?
Te końskie zaloty szybko wstrzymano na rzecz powołania Moisesa z Brighton. Lecz chyba sam Liverpool nie był w stanie sobie poradzić z tą niebiańską ilością gotówki. Negocjacje, szybka oferta, kasa na stół. Nawet Jürgen Klopp uderzył się w pierś.
Tylko jakby zapomniano dogadać sprawę z samym zainteresowanym. Niby był to sprytny ruch, bo oferta teoretycznie blokowała Chelsea z uwagi na ich limity FFP, ale co z tego? Jak miały wyglądać negocjacje z potencjalnym najdroższym piłkarzem w historii Liverpoolu i Premier League? "Słuchaj, wiemy, że jesteś umówiony z Chelsea, ale zablokowaliśmy ich finansowo, więc choć do nas". "Jasna sprawa, chętnie będę z dumą reprezentował klubowe barwy..."
Oczywiście bazujemy jedynie na doniesieniach mediów. Nie mamy pełnej wiedzy, jak przebiegała ta transferowa bitwa. Jürgen Klopp w jej trakcie pokajał się i stwierdził, że prowadzona przez niego od kilku lat krucjata przeciwko wydawaniu na piłkarzy po 100 mln euro, była błędem. Widać po tym, że wciąż był w szoku po cudzie gotówkowym zza oceanu. Osobiście nie wierzę, żeby naprawdę tak uważał. Jest w tym sporcie zbyt długo, żeby myśleć, że cena piłkarza determinuje jego jakość. Neymar i Coutinho są tego przykładami.
Caicedo został piłkarzem Chelsea. Liverpool przypomniał sobie, że przecież jeszcze niedawno starał się o Romeo Lavię. Wrócili do tematu, ale w Southampton już wyczuli, że mogą spokojnie zwiększyć cenę wywoławczą za zawodnika. Pomogła w tym Chelsea, która zaatakowała Liverpool jego własną bronią - złożyła ofertę zgodną z pierwotnymi oczekiwaniami Świętych.
The Reds zapewne będą w stanie zapłacić za Lavię i 60 mln funtów. Tylko czy to ma sens? Rozmawiasz z zawodnikiem przez kilka tygodni. Pewnie mówisz mu, że chciałbyś, żeby tworzył nową linię pomocy w Twojej drużynie. Potem nagle składasz ofertę dwukrotnie większą za innego piłkarza, dając jasny sygnał, kogo wolisz w drużynie i co? Po tygodniu dzwonisz i mówisz: "Co tam słychać? To robimy ten transfer?" Nie potrafię sobie tego wyobrazić. I nie potrafię stwierdzić, że takie rozwiązanie miałoby jakiekolwiek szanse powodzenia i sens w kontekście późniejszego zaangażowania piłkarza w grę dla klubu. Dlatego nie zdziwię się, jeżeli także Lavia podpisze kontrakt z Chelsea i klub ze Stamford Bridge kupi go za 50 mln funtów, a wyrzucone przez morze czerwone rydwany przykryje dodatkowo rozgrzana lawa.
Liverpool powinien szybko zapomnieć o tych wyzwolicielach i poszukać kogoś, kto faktycznie rozwinie się w klubie i będzie przydatny w środku pola, a nie po to, by pokazać, że przebili Chelsea. Przeprowadzić transakcję tak, jak to robili wcześniej - bez szumu i scenariuszy rodem z telenoweli.
Chcieliśmy mieć Caicedo, a mamy salceson. Na pierwszy mecz, nota bene z Chelsea, Liverpool musiał wystawić linię pomocy przypominającą znany w Polsce wyrób podrobowy zrobiony z okrawków mięsa, skórek i krwi, w tym przypadku pomocników i napastników, którzy musieli jakoś utrzymać wyćwiczoną formację oraz taktykę.
Problemem nie jest jednak to, że ktoś je salceson. Problemem jest to, że Liverpool rywalizuje w Premier League z tymi, którzy jedzą kawior.
Damian Strzałkowski
Komentarze (57)
Myśl człowieku.
Co do Milnera: z jednej strony jasne, że doświadczony i uniwersalny zawodnik. Z drugiej natomiast: też już ma swoje lata. Ile można korzystać z takiego zawodnik, gdy do pierwszego składu potrzeba kogoś „świeższego”, a w akademii jest rzesza młodzików, którzy też chcieliby walczyć o szansę z ławki?
Caicedo i Lavia: pierwszego nie można winić, może jest kibicem Chelsea, może skusiła go kasa - nieważne. Fatalnie rozegrane pr-owo: nie ma żadnych ustaleń na temat kontraktu, tylko zgoda z Brighton i już trąbi się na lewo i prawo, że LFC kupuje Caicedo. Lavia natomiast to żart. Amrabat za mniejsze pieniądze to pewniejszy zakup niż Belg, bo błyszczeć na tle tego Southamptonu z poprzedniego sezonu potrafiłby nawet pies z kulawą nogą. Tak jak ktoś napisał wcześniej: kto jak kto, ale Guardiola wyczułby, gdyby miał pod nosem wschodzącą gwiazdę i nie opylałby go za grosze.
Jak bym taki nagłówek zobaczył to już bym chyba zwariował do końca , tylko że przy tym okienku to bardzo ale to bardzo możliwe. Piguła go wzieła na warsztat po turne i zaraz wyskoczy z pudełka. 😁
Odpowiedź do Mroczny Jaszczomp
- myślę właśnie że autor artykułu pisał o takich osobach jak Ty... (bez jakiejkolwiek urazy -
chodzi o podejście) Potwierdziło się że ani Henderson ani Milner dla Ciebie nie byli już potrzebni... a jakbyś choć troszkę pokopał piłkę na jakimkolwiek lekko wyższym poziomie (powiedzmy 3,2 liga) to byś docenił po 1 - ich doświadczenie i waleczność, a przede wszystkim że lubisz mieć takiego gościa w drużynie który po prostu zapier**la całym serduchem na placu. W drużynie jest 11 gości co gra. 1 broni, drugi walczy, trzeci biega, czwarty kiwa, asystuje, piąty umie przyśpieszyć grą, szósty, sidómy itp. itd. Hendo ze swojej roli wywiązywał się zazwyczaj bardzo bardzo dobrze, jego obecność na boisku dawała impuls pozostałym chłopakom. Nie słyszałem żeby na forum pisali o braku kreatywności Keity, Oxa, (choć oni ch**a grali), Milnera, Fabinho - zawsze jeśli chodzi o kreatywność wszyscy oceniali JH , choć on miał zupełnie inne zadania do wykonania... ogólnie to co napisałeś też daje do myślenia, każdy Twój argument co opisałeś sobie przemyślałem... ogólnie z każdym się nie zgadzam, ale nie zgadzam się z Twoim ogólnym brakiem chęci do posiadania JH i JM w zespole, a nie wszystkiego co napisałeś.
To że JH odszedł - w ogóle mnie nie dziwi!!! TO jest życie, dużo osiągnął w LFC, zgadzam się że zdrówko które napędzało jego atuty na boisku już nie to co 5 lat temu. Pogadał z trenerem, który co jak co też rozumie okazję i przy okazji klub troszkę zarobił ! Ja mu życzę jak najlepiej. Mimo że nie był najlepszy to zawsze będzie przeze mnie bardzo ceniony.
Co co transferów - osobiście nie sądzę, aby Amrabat był na poziomie który my oczekujemy i nie ma już takich predyspozycji do "znacznego" rozwoju. On już teraz ma 26 lat więc ma swoje Prime! - oczywiście przydałby się! ale czy on będzie zbawieniem?
Caicedo KOT, Lavia - uj wie. Po skrótach na YT - OK uważam że ma to coś, ma charyzmę, technikę, jest DZIK i osobiście też bym się o niego bił - ale to jak wróżenie z fusów.
Po prostu trzeba się dostosować do warunków które na rynku panują. Zdecydowanie to jest najsłabsze pod względem PRowym, pod względem szumu medialnego okienko transferowe. Komedia! I fajnie że jest McA i Szobo, ale za to jak okienko wygląda (choć to nie koniec) to nowy Dyrektor w dużej Korpo myślę że byłby ma dywaniku, a w części po prostu szybko by go wyj**li:) bo przez takie cyrki i taktykę będziemy szukać jakichś naprawę głębokich rezerw na naszych listach kandydatów (i oby któryś w *UJ wypalił)!!!!!!
Dziwi mnie za to podejście Stevena że wyciągnął nam JH wiedząc że bardzo by się przydał w drużynie, w adaptacji nowych itp itd - i wcale nie musiałby grać w każdym meczu. Pomógł w tym trudnym sezonie wielu zmian - a za rok pewnie Stefciu i tak by mu załatwił dobre siano.
Pierwszy mecz słabiutko. Przyzwyczaiłem się do czegoś więcej i jako kibic i fan dobrej piłki dla oka oczekuję więcej. Chelsea z LFC zawsze dobrze grała, jak mieli gorsze sezony to z LFC i tak często była lepszą drużyną. Widzę ciut nadziei że z McA i Szobo i kimś naprawdę kumatym w destrukcji (i szkoda że nie ma u nas Nkuknku zamiast tego przereklamowanego Salaha) osiągną dobre wyniki i znów będą groźni. Bo teraz to ja siedząc przed TV wiem gdzie pójdzie każde podanie, kiedy ktoś wybije, kiedy ktoś przerzuci itp. Coś musi się zmienić - oby nie nasz trener - bo nigdy o tym nie myślałem. Żyłem w bajce że to on już ten jedyny na zawsze. ALE im jest się starszym bardziej się zaczyna rozumieć i doceniać pewne procesy, zmiany które mimo wielkiego bólu i smutku zajść muszą - i często przynoszą mega efekty! (a czasem nie :P) sorry rozpisałem się
3majmy kciuki, nie oceniajmy, nie krytykujmy po prostu dopingujmy
czuje że to będzie dobry sezon!
YNWA!
No i chuj, no i cześć