LFC i trudna sytuacja na rynku transferowym
Zdaje się, że ostatnie działania transferowe Liverpoolu poszły fatalnie.
Jest takie niemieckie przysłowie – nie chwal dnia przed zachodem słońca. Jürgen Klopp zdawał się doskonale wiedzieć co może się szykować po tym, gdy potwierdził, że LIverpool złożył rekordową ofertę za Moisesa Caicedo.
Od początkowej euforii wywołanej tym ambitnym ruchem, po rozczarowanie, które nawarstwiało się przez kilka kolejnych dni. Jeśli przegranie z Chelsea w walce o Caicedo było bolesnym ciosem, to wygrany przez the Blues wyścig o podpis Romeo Lavii, był już sypaniem ran solą.
Ostatnie wydarzenia były prawdziwym chaosem. Rany, co za bajzel. To z czym wyszedł Liverpool z ostatnich prób sprowadzenia piłkarzy, to jeszcze większa desperacja wobec poszukiwań defensywnego pomocnika. Zostały dwa tygodnie okienka transferowego.
Grupa talentów, które pasują do tego profilu, kurczy się, a rywale wiedzą, że Liverpool jest zdeterminowany i ma dużą sumę gotówki do wydania – to nie jest dobry fundament do prowadzenia negocjacji.
Wśród kibiców jest mnóstwo frustracji i gniewu. To zrozumiałe emocje. Niedzielny mecz, otwierający sezon zarówno dla Chelsea, jak i the Reds, wyraźnie ukazał brak specjalisty na pozycji numer 6 w drużynie Kloppa.
Minął miesiąc, odkąd stało się jasne, że zarówno kapitan Jordan Henderson, jak i Fabinho odejdą z klubu, przekonani przez saudyjskie pieniądze. Owszem, nie można było być przygotowanym na coś takiego. Klopp nie chciał stracić żadnego z nich, ale należy potrafić reagować na nieprzewidziane wydarzenia. Trzeba być zdecydowanym.
Cały plan opracowany przez Liverpool wyglądał na chaotyczny i nieodpowiednio zaplanowany. Liverpool spędził tygodnie na dążeniu do sprowadzenia Lavii, ale odmawiał jednocześnie spełnienia żądań finansowych Southampton. Święci oczekiwali 50 milionów funtów.
Beligijski pomocnik był chętny do dołączenia na Anfield i cierpliwie czekał na porozumienie międzyy klubami. Tak się jednak nie stało. Zostały przedstawione w sumie trzy oddzielne oferty, wynoszące kolejno 37, 41 oraz 46 milionów funtów. Były jednak szybko odrzucane.
Kiedy Southampton postawiło na swoim, Liverpool starał się wskazywać na fakt, że Lavia ma 19 lat i zaledwie 34 mecze seniorskiej kariery na swoim koncie. Zaledwie 15 więcej niż Stefan Bajcetić. Kupowaliby zawodnika z potencjałem, a nie gotowego grajka.
To logiczna argumentacja, jednak rozbijała się o fakt, że Liverpool naprawdę potrzebował kogoś jeszcze w trakcie przygotowań przedsezonowych. Każdy stracony tydzień niósł ze sobą negatywne skutki, a koszta rosły.
Jeśli naprawdę uważali, że Lavia to pieśń przyszłości, powinni byli zapłacić. Jeśli nie, to powinni pójść dalej. Decyzja o oczekiwaniu w bezsensownej nadziei, że Southampton obniży cenę, okazała się błędna.
Nieudana próba podpisania umowy z Caicedo. Była to przemyślana gra, która ostatecznie się nie powiodła. Liverpool przystąpił do niej z opóźnieniem i przegrał z dwóch powodów.
Po pierwsze, Chelsea szykowała sobie grunt pod ten ruch już od styczniowego okna transferowego. Liverpool już wtedy rozglądał się za potencjalnym zastępcą Fabinho, ale powiedziano im, że Caicedo jest już dogadany z klubem ze Stamford Bridge.
Po drugie, Caicedo był poza zasięgiem finansowym przez większość czasu. Dopiero sprzedaż Hendersona i Fabinho, która przyniosła w suime 52 milionów funtów, umożliwiła im na taki ruch.
Właśnie wtedy Liverpool przeniósł zainteresowanie z Lavii na Caicedo. Klub otrzymał także informację o tym, że ekwadorski reprezentant byłby otwarty na przenosiny na Anfield, jeśli tylko udałoby się osiągnąć porozumienie z Brighton. Chelsea ociągała się z kolejną ofertą po tym, gdy poprzednia, opiewająca na 80 milionów funtów, została odrzucona.
Fakt, że Liverpool był gotowy zapłacić rekordowe 111 milionów funtów, pokazał, że FSG byli zdeterminowani, aby sprowadzić właściwego zawodnika.
Jednakże ekscytacja wywołana tym przejawem ambicji, szybko przerodziła się w rozpacz, gdy okazało się, że Chelsea przygotowuje kontrpropozycję w wysokości około 115 milionów funtów. Wcześniej otrzymali jeszcze zapewnienie, że nadal są pierwszym wyborem Caicedo.
Ostatecznie Chelsea pozyskała zawodnika. Brighton wycisnęło z londyńskiego klubu mnóstwo pieniędzy. Warto mieć na uwadze, że w 2021 pozyskali Moisesa za 4,5 milionów funtów.
Caicedo spełnił swoje marzenie. Przeniósł się do większego klubu. A Liverpool został wykorzystany.
Czy flirt Liverpoolu z Caicedo ostatecznie kosztował ich także utracenie zainteresowania Lavii? Źródła bliskie zawodnikowi, wypowiadając się anonimowo w celu ochrony relacji, stwierdziły, że Romeo poczuł się jak "drugorzędny wybór".
Liverpool był gotów dorównać udanej ofercie Chelsea w wysokości 53 milionów funtów plus dodatkowe 5 milionów funtów premii, ale nastolatek zdecydował się na Stamford Bridge.
Dwie szybkie odmowy nie wyglądają najlepiej, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Chelsea nie jest już tak potężna, jak kiedyś. Nawet nie mogą zaproponować nowym rekrutom gry w Lidze Europy. Jednakże, kiedy masz do czynienia z klubem oferującym bardzo lukratywne kontrakty na osiem lat, stajesz przed perspektywą przegrania w rywalizacji o podpis zawodnika.
Kolejnym ważnym czynnikiem w decyzji Lavii była jego relacja z kordynatorem do spraw rekrutacji i rozwoju talentów z Chelsea, Joe Shieldsem. Ten wcześniej pracował w Southampton i odegrał ważną rolę w sprowadzeniu Lavii do S'oton z Manchesteru City.
Jakie perspektywy ma więc Liverpool?
Klub ostatnio nawiązał kontakt z Fluminense, wyrażając zainteresowanie André. Brazylijski klub dał jednak jasno dał do zrozumienia, że chcą zatrzymać pomocnika do stycznia. Pozostaje czekać i przekonaćsię czy Liverpool będzie gotowy złożyć ofertę wystarczająco atrakcyjną, aby zmienić stanowisko Fluminense.
Ryan Gravenberch od dawna jest na celowniku, ale Bayern Monachium przez całe lato stał na stanowisku, że ten nie jest na sprzedaż. Wśród obserwowanych piłkarzy znajdują się także Cheick Doucouré z Crystal Palace i Boubacar Kamara z Aston Villi.
Czasami los podaje ci pomocną rękę. Wróćmy do 2017 roku, gdy Liverpool próbował bez powodzenia pozyskać Juliana Brandta z Bayeru Leverkusen i ostatecznie zdecydował się na Mohameda Salaha. Jak wiemyt, wyszło całkiem nieźle. Ale klub nie był wówczas tak zagubiony.
Sukces Liverpoolu w erze Kloppa opierał się na stabilności i umiejętnym rekrutowaniu.
Nie mogąc dorównać wydatkom niektórych rywali, chodziło o to, aby być bardziej rozsądnym i mądrze przekierowywać posiadane zasoby.
Przez ostatnie 12 miesięcy wydaje się, że podejmowanie decyzji poszło w nieco złym kierunku. Zbiegło się to z rozważaniami właścicieli o sprzedaży klubu, ustępującym dyrektorem sportowym Julianem Wardem po zaledwie jednym sezonie pracy oraz odejściem dyrektora ds. badań, Iana Grahama. To wiele zamieszania.
Długi poszukiwania nowego dyrektora sportowego zakończyły się podpisaniem trzymiesięcznej umowy z Jorgiem Schmadtke jako tymczasowym rozwiązaniem. To także było dalekie od ideału.
Odbudowa środka pola powinna się zacząć w zeszłym roku, ale klub zdecydował się nie zabiegać o Aureliena Tchouameniego, który ostatecznie trafił do Realu Madryt. Zamiast tego Liverpool zwlekał i w ostatniej chwili pozyskał Arthura Melo w ramach wypożyczenia z Juventusu. Zmarnowane 4 miliony funtów. Melo zagrał w sumie 13 minut.
Przez większość zeszłego sezonu mówiło się o dążeniach do pozyskania Jude'a Bellinghama z Borussii Dortmund. Ostatecznie w kwietniu Liverpool wycofał się z wyścigu, mierząc się także z konsekwencjami braku awansu do Ligi Mistrzów. Wiedziano, że klub nie może przeprowadzić zaledwie jednego transferu. Potrzebna jest solidna przebudowa. Nie tylko opłata transferowa była problemem, ale także oczekiwania finansowe Bellinghama. Ten pragnął zarabiać około 400 tysięcy funtów tygodniowo.
Kiedy szybko i stanowczo podjęli decyzję o pozyskaniu Alexa Mac Allistera i Dominika Szoboszlaia za łączną sumę 95 milionów funtów podczas okienka letniego, panowała atmosfera pozytywnego oczekiwania. Jednak brak wzmocnień od transferów Fabsa i Hendo do Arabii Saudyjskiej, wywołał frustrację wśród kibiców.
Będziemy mogli w pełni ocenić to okno transferowe w wykonaniu Liverpoolu dopiero, gdy się skończy. Jednak zegar tyka, a the Reds muszą wymyślić jak wyjść z dołka, w którym się znaleźli.
James Pearce
Komentarze (47)
za to w Chelsea będzie trzecim wyborem. To rzeczywiscie mial powod, żeby sie obrazic
Naprawdę w oryginale jest tak napisane? "Grajka"?
Najważniejsze jednak, żeby FSG ogarnęło ten burdel w pionie decyzyjnym, bo przykro się patrzy, jak w 2 sezony z jednej z lepiej zarządzających zasobami ekip, staliśmy się pośmiewiskiem Premier League. No może poza dealem Mac Allistera, który wygląda na genialny ruch.
Negotiations ongoing with player keen on move as it’s biggest opportunity of his career — deal on 🔛✨
Co to ma znaczyć?!