Endō: Ostatnie dni to istne szaleństwo
Wataru Endō przyznał, że ostatnie dni były dla niego totalnym szaleństwem. Japończyk został w piątek oficjalnie zaprezentowany, jako nowy zawodnik Liverpoolu, a dzień później miał okazję debiutu w rywalizacji z Bournemouth na Anfield.
- To po prostu obłęd! Na początku tygodnia szykowałem się do weekendowego meczu Bundesligi ze Stuttgartem, tymczasem wystąpiłem na Anfield przed tą fantastyczną publicznością - powiedział pomocnik z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Wydawałoby się, że Wataru zagra w pomocy Stuttgartu, który już bez Endo w wyjściowej jedenastce pokonał 5:0 Bochum.
- Gra w Anglii jest niesamowita. Czułem to wszystko na własnej skórze podczas rozgrzewki, gdy fani za moimi plecami skandowali non stop 'Endo, Endo!'. W trakcie meczu tworzyli niesamowitą atmosferę i jestem szczęśliwy, ze mogłem dołączyć do tak wyjątkowego klubu.
- O zainteresowaniu Liverpoolu na dobrą sprawę dowiedziałem się 3-4 dni temu. Słyszałem, że bardzo mnie chcą i musiałem od razu podjąć decyzje. Agent zadzwonił do mnie i praktycznie z marszu zgodziłem się na wszystko - uśmiechał się Wataru podczas wywiadu.
- Śledziłem co się dzieje w Liverpoolu i widziałem, że szukają 'szóstki' na rynku transferowym. Myślałem, że zakontraktowali Caicedo, ale okazało się, że ostatecznie wybrał Chelsea. Pomyślałem sobie wtedy 'może się uda' - kontynuował Wataru.
- Być może potrzebowali kogoś doświadczonego do środka pola po odejściu Fabinho i Hendersona. Nadarzyła się doskonała okazja, więc musiałem z niej skorzystać.
- Odbyłem zaledwie jeden trening z zespołem, zanim graliśmy z Bournemouth. Starałem się robić na boisku to, co potrafię najlepiej. Jestem doświadczonym piłkarzem, musiałem zaakceptować całą sytuację i skupić się na grze.
- Niejednokrotnie powtarzałem mojemu agentowi, że chce kiedyś zagrać w Anglii w topowym zespole. No i jestem w Liverpoolu!
- Dostałem nieprawdopodobną szansę od losu i zrobię wszystko, by ją wykorzystać - podsumował Japończyk.
Komentarze (7)
Wciąż uważam, że to nie był dobry ruch Liverpoolu, ale chciałbym się pomylić.
Gdyby tego było mało, w doliczonym czasie gry debiutujący w barwach Chelsea Moisés Caicedo sfaulował w swoim polu karnym rywala, za co sędzia podyktował rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Paquetá, który bez większych trudności pokonał bramkarza The Blues. Tym samym piłkarze ze Stamford Bridge przegrali swój pierwszy mecz i jednocześnie pierwsze derby Londynu w sezonie.