Rozpoczynamy przygodę z Ligą Europy!
Miejsce Liverpoolu jest w Lidze Mistrzów.
Z powyższym stwierdzeniem zgodzi się zapewne każdy fan The Reds. Nic nie pasuje tak wspaniale do czerwonej koszulki jak emblemat Champions League z dumną cyfrą 6, a i nie wiele jest stadionów, gdzie europejskie wieczory smakują tak dobrze, jak na Anfield. Od sezonu 2017/18 Liverpool nieprzerwanie występował w tych rozgrywkach, trzy razy dochodząc aż do wielkiego finału, zwyciężając raz, w Madrycie w 2019 roku.
Skupmy się jednak na teraźniejszości. W obecnym sezonie Liverpool będzie grał w czwartki. To podzieliło kibiców The Reds. Jedni uważają, że to idealna szansa na zgarnięcie trofeum, inni woleliby, aby Liverpool nie uczestniczył w nich wcale. Fakty są jednak takie, że już w czwartkowy wieczór Liverpoolczycy wyjdą na boisko, mierząc się na wyjeździe z austriackim LASK. Co więc zrobić z tym fantem?
Wygrać Trofeum
To chyba najbardziej trafna odpowiedź. Oczywiście ewentualny triumf w Lidze Europy nie stanie się motywem przewodnim piosenki śpiewanej przez The Kop, jednak bogata historia Liverpoolu w europejskich pucharach jest częścią DNA klubu z Merseyside i nie chodzi tu oczywiście tylko o zdobyte puchary z charakterystycznymi wielkimi uszami. Oczywiście dla wielu kibiców wstydliwym jest fakt, że Liverpool gra w Lidze Europy, jednak większym wstydem byłoby zignorowanie tych rozgrywek i przegranie ich w złym stylu.
Zwycięstwa wzmacniają drużynę, a biorąc pod uwagę, że doświadczamy właśnie “Nowego Liverpoolu”, wygrana Liga Europy może zdecydowanie podnieść pewność siebie drużyny, która przechodzi przez małą rewolucję. Szoboszlai, Mac Allister i inni z pewnością chętnie rozpoczną swoją przygodę z klubem od nałożenia medalu zwycięzcy na szyję. Bardziej doświadczeni gracze na pewno nie będą mieli nic przeciwko uświetnieniu ery Kloppa jeszcze bardziej, nawet zdobywając drugorzędne europejskie trofeum. Zwycięstwo w LE zapewnia udział w Lidze Mistrzów, a także w lukratywnym spotkaniu o Superpuchar Europy. Innymi słowy - jest o co grać.
Dać szansę młodym
To właśnie ma być “zaleta” grania w czwartki. Pozornie łatwe spotkania, w których ogrywamy graczy, którzy dostają szansę tylko w pierwszych rundach pucharów krajowych, jednocześnie dając odpocząć stałym bywalcom pierwszej XI. Wilk syty i owca cała, idealne rozwiązanie.
To oczywiście możliwy scenariusz, jednakże sam Klopp zapowiedział, że nie będzie “eksperymentował” w Lidze Europy, a jeżeli młodzież chce grać w tych spotkaniach, będzie musiała prezentować odpowiedni poziom. Nie oznacza to oczywiście, że nie zobaczymy wielu zmian w wyjściowej XI na LASK i innych meczach LE, rozgrywki ligowe mają przecież wyższy priorytet. Słowa trenera mają na celu zmobilizowanie zawodników do wytężonej pracy oraz podkreślić szacunek do rozgrywek Ligi Europy.
Nazwiska, które przewijają się w tym kontekście to przede wszystkim uzdolniony Ben Doak, wspaniale prosperujący Stefan Bajčetić czy Jarell Quansah, który ostatnio dobrze spisywał się w meczu z Wolves. Liga Europy może być także szansą dla zawodników pokroju Harveya Elliotta, Curtisa Jonesa, Kostasa Tsimikasa - stałych bywalców pierwszej drużyny, którzy z pewnością mają apetyt na więcej minut na boisku. Jest także Kelleher – bramkarz, który dostaje szansę tylko w Carabao Cup, mógłby osłodzić sobie bycie “dwójką” uczestnicząc w europejskich wojażach The Reds.
Napisać kolejną wspaniałą historię
Po prostu.
Pierwszy europejski triumf Liverpoolu to właśnie wygrana Pucharu UEFA w 1973 pod wodzą legendarnego Shankly’ego. Ten sam puchar był częścią “małej potrójnej korony”, zdobytej przez Liverpool w 2001 roku, kiedy to menadżerem był Gerard Houllier, a do triumfu w Europie Liverpoolczycy dołożyli jeszcze oba puchary krajowe. Wielu kibiców wspomina tamten okres z sentymentem. Nie trzeba jednak się cofać tak daleko – pierwszy sezon Jürgena Kloppa, ekscytująca przygoda w Lidze Europy, jedyna europejska potyczka z Manchesterem United, no i ten mecz przeciwko Borussi Dortmund. Europejski Comeback, mała Barcelona, zwycięstwo po bramkach Coutinho, Origiego, Sakho i zwycięskiej główce Lovrena. Jak to mawiał Mourinho – Football heritage.
Liverpool to najbardziej utytułowany angielski klub na arenie międzynarodowej. Nie dajmy się nigdy zrzucić z tej naszej pieprzonej grzędy.
Filip Sobczyński
Komentarze (7)