Cichy bohater derbów Merseyside
To już staje się stałym punktem programu.
W pomeczowych analizach kibiców Liverpoolu, którzy rozpatrują uważnie każdy pojedynczy moment, genialna gra Dominika Szoboszlaia przewija się tylko przez chwilę.
- Szoboszlai znowu był świetny, prawda?
Wszyscy się zgadzają, przechodzimy dalej.
Takie standardy wyznaczył sobie Węgier od momentu dołączenia do klubu latem. Jego standardem jest doskonała gra, praktycznie nie schodzi poniżej najwyższego poziomu.
W wygranym 2:0 meczu z Evertonem na Anfield nie było inaczej. Pomimo że nigdy wcześniej nie miał okazji zagrać w tym słynnym spotkaniu, 22-latek szybko odnalazł się w derbach Merseyside, podobnie jak w rozgrywkach Premier League.
I podczas gdy nagłówki skradną zapewne dwa gole Mo Salaha, Szoboszlai zaliczył kolejny występ godny miana zawodnika meczu. Może nie jest regularnym strzelcem czy asystentem, ale mecz po meczu, tydzień po tygodniu odciski jego palców są widoczne w każdym elemencie gry Liverpoolu.
W sobotę tylko Trent Alexander-Arnold (120) i Virgil van Dijk (116) mieli więcej kontaktów z piłką niż Szoboszlai, który był przy piłce 108 razy. Z celnością podań na poziomie 93 procent był pod tym względem gorszy jedynie od partnera z pomocy The Reds, Ryana Gravenbercha (96 procent), biorąc pod uwagę zawodników występujących w meczu od pierwszej minuty. Mapa jego kontaktów z piłką pokazuje nie tylko jego charakter, ale też sposób, w jaki wpływa na grę zespołu na całej szerokości boiska.
Szobo zademonstrował to wielokrotnie w pierwszych 10 minutach.
Nie minęły dwie minuty meczu, gdy zszedł głęboko po piłkę od Ibrahimy Konaté i szybko oddał ją do Alexandra-Arnolda.
Tu para wymienia podania, uwalniając tym samym przestrzeń do wprowadzenia piłki dla Anglika.
Po tym, jak Trent Alexander-Arnold dotarł z piłką na skraj pola karnego Evertonu, stracił ją. Nie będzie jednak zaskoczeniem, że pierwszym zawodnikiem gotowym do odzyskania piłki był Szoboszlai.
Wykorzystał dobrze ukierunkowaną agresję, by nie dać spokoju Dwightowi McNeilowi i zmusił go do wyjścia z piłką za linię boczną.
Atletyzm Szoboszlaia czyni go tak samo ważnym elementem w grze zespołu bez piłki jak i w jej posiadaniu. Ma energię, która dorównuje jego potężnej fizyczności. W meczu zremisowanym niedawno z Brighton 2:2 to po jego udanym kontrpressingu padły obydwa gole dla Liverpoolu.
Styl Evertonu jest na przeciwnym biegunie w porównaniu z Brighton, dlatego okazji w sobotę nie było zbyt dużo i nie były klarowne, jednak entuzjazm i ochota do gry Szoboszlaia sprawiały, że regularnie dyktował on tempo gry zespołu.
Mija 30 sekund i znowu to on jest w centrum akcji. Tym razem otrzymuje piłkę na skraju pola karnego otoczony przez zawodników w niebieskich koszulkach. Nie widać po nim paniki czy pośpiechu. Zamiast tego popisuje się dobrą wizją, dostrzegając Salaha i podcinając w jego kierunku piłkę. Egipcjanin jednak w nietypowy dla siebie sposób tylko musnął piłkę przy próbie zagrania wolejem.
Sześć minut później Szoboszlai znowu rozpoczyna natarcie Liverpoolu. Tym razem wygrywa główkę po bronionym rzucie wolnym i dopada do piłki przed mającymi przewagę zawodnikami Evertonu.
Podcinka Szoboszlaia do Salaha jest odrobinę za krótka...
… ale to bez znaczenia, ponieważ Węgier podąża za akcją i dopada do własnego podania, w ciągu zaledwie kilku sekund przechodząc z fazy obrony do ataku.
Są momenty w meczach, kiedy Szoboszlai wygląda jak zawodnik perfekcyjnie skrojony pod zespół Jürgena Kloppa, patrząc zarówno na jego zakres podań i umiejętność prowadzenia piłki. Na pełnym gazie jest trudny do zatrzymania, porusza się z piłką z dużą prędkością i determinacją.
W poniższej sytuacji Liverpool rusza z kontrą po rzucie rożnym. Szoboszlai otrzymuje piłkę w okolicy własnego pola karnego i w ciągu siedmiu sekund doprowadza Liverpool pod pole karne Evertonu,
Mimo biegu na pełnej prędkości wybiera dobrą opcję i zagrywa idealnie wymierzoną piłkę na dobieg do Luisa Díaza...
...tylko wspaniały wślizg w ostatniej chwili zapobiegł bramce Kolumbijczyka,
Szoboszlai rozkwita w fazach przejściowych i nie tylko kreuje sytuacje innym, ale tworzy je także sobie, gdy jest w posiadaniu piłki między liniami. Jakość jego uderzenia z dystansu sprawia, że chce wykorzystywać okazje do strzału i ufa swojej technice. Trzy spośród swoich pięciu prób uderzeń w meczu z Evertonem miało miejsce między wyrzuceniem z boiska Ashleya Younga (w 37. minucie) a gwizdkiem na przerwę.
Jednak to, co rzuca się w oczy, to to, w jaki sposób dochodzi do swoich sytuacji strzeleckich. Przy trzeciej, jego najlepszej próbie uderzenia zszedł po piłkę pomiędzy linie, zanim zwrotem zgubił Amadou Onanę.
Następnie Szoboszlai ponownie zszedł bliżej prawej strony i oddał strzał, który poszybował tuż nad poprzeczką Jordana Pickforda.
Pod koniec drugiej połowy mecz zaczął się otwierać – Liverpool był w natarciu i grał z przewagą zawodnika przez ponad godzinę.
W następnej sytuacji Szoboszlai sprytnie unika dwóch starć...
...by otworzyć sobie kolejną szansę na strzał. Tym razem jednak wykończenie było kiepskie.
Posiadanie kogoś stanowiącego takie zagrożenie na skraju pola karnego potrafi otwierać także opcje do rozegrania. Jedna z najlepiej wypracowanych akcji Liverpoolu miała miejsce wtedy, gdy Szoboszlai zamarkował uderzenie, jednak zamiast strzelać, włączył do gry Alexandra-Arnolda, którego płaskie dośrodkowanie nie znalazło adresata.
Wytrzymałość Szoboszlaia sprawia, że jeśli sam akurat nie wyprowadza ataku, jest pierwszym chętnym do wsparcia kolegów przy piłce.
Nawet pod sam koniec sobotniego meczu, gdy rezerwowy Darwin Núñez wraz z Salahem wypracowują drugiego gola dla Liverpoolu, tuż za nimi podąża Szoboszlai – na pełnym biegu, wciąż pełen energii.
Nie chodzi jednak tylko o jego bieganie.
Szoboszlai zbudował mocne relacje z Trentem Alexandrem-Arnoldem. Gdy nominalny prawy obrońca Liverpoolu akurat nie pociąga za sznurki i nie dostarcza piłek przez całą długość boiska, prawdopodobnie robi to były zawodnik RB Lipsk.
Tu widać, jak Szoboszlai odnajduje Díaza mierzonym podaniem...
...a jego energia sprawia, że jest pierwszy do zebrania podania zwrotnego i zagrania na tzw. klepkę.
W ten sposób utworzyła się przestrzeń na boisku, a Szoboszlai był bardzo bliski zagrania perfekcyjnej piłki za plecy obrońców do nadbiegającego Alexandra-Arnolda.
Liverpool mógł cieszyć się 77-procentowym posiadaniem piłki w meczu przeciwko lokalnemu rywalowi, w dużej mierze dzięki grze w przewadze jednego zawodnika od końcówki pierwszej połowy. Na szczęście oprócz efektownych sprintów i cieszącej oko kreatywności Szoboszlai, mimo swojego młodego wieku, ma chłodną głowę i potrafi utrzymywać piłkę w ruchu.
Sobotni mecz był dla niego trzecim, w którym przekroczył liczbę 100 kontaktów z piłką w Premier League (po dziewięciu występach). Spośród wszystkich pomocników w lidze tylko Rodri z Manchesteru City i Enzo Fernandez z Chelsea (po cztery razy) więcej razy przekraczali granicę stu kontaktów z piłką w tym sezonie. Ex-aequo z Szoboszlaiem jest pod tym względem Yves Bissouma z Tottenhamu.
Szoboszlai czuje się komfortowo, schodząc głębiej i pozwalając Trentowi Alexandrowi-Arnoldowi czy Alexisowi Mac Allisterowi wychodzić do przodu.
Co zrozumiałe, gra zmieniła się po czerwonej kartce dla Younga. Everton cofnął się, przechodząc do formacji 5-3-1, która ograniczała okazje do kontrowania. Szoboszlai przeszedł z pozycji prawej ósemki na lewą stronę po tym, jak na boisko po godzinie gry wszedł Harvey Elliott.
Mapa podań Szoboszlaia odzwierciedla zmianę w grze – widać to po jego licznych podaniach tuż sprzed pola karnego rywali, gdy starał się przyczynić do przełamania ich zaciętej obrony. W końcu to podanie Szoboszlaia uwolniło na lewej stronie Díaza, umożliwiając mu wejście w pole karne i wywalczenie decydującego rzutu karnego, podyktowanego po ręce Michaela Keane'a.
Występy Szoboszlaia nie umykają niczyjej uwadze, jednak efekt „Wow!” towarzyszący niektórym jego zagraniom staje się powoli czymś normalnym przez to, że robi to tak często.
Zobaczcie jego wszystkie występy w tym sezonie, widać w nich te same obrazki.
Jeśli Szoboszlai nadal będzie łączył w taki sposób prostotę ze spektakularnością, wkrótce nie będzie możliwe, by znaleźć kogoś nie doceniającego jego wpływu na grę.
Andy Jones
Komentarze (16)
Szobo powoli staje się moim ulubionym piłkarzem.
Chyba że nadal będziemy dymani przez sędziów
Nie mieliśmy takiego jakościowego i wszechstronnego zawodnika w środku pola od czasów Gerrarda.