Pułapki trudnego terminarza
The Reds dobrze rozpoczęli tegoroczne zmagania w Lidze Europy i Pucharze Ligi, dokonując rotacji w składzie.
Niedzielny remis z Luton był pierwszym poważnym wybojem w obecnej kampanii, w której Liverpool radzi sobie lepiej niż się spodziewano i wykazał pierwszy wyraźny kłopot w zarządzaniu składem w systemie czwartek-niedziela, z którym klub musi się mierzyć po raz pierwszy od ośmiu lat.
Brak kreatywności i impetu sprawił, że the Hatters napsuli krwi drużynie Kloppa i o mały włos nie zgarnęli kompletu punktów po bramce Tahitha Chonga.
Po meczu menedżer powodu kiepskiego występu na Kenilworth Road dopatrywał się szczególnie w braku kontrpressingu.
Czy jednak można było coś zrobić inaczej? A może jest to po prostu nieodłączna część kłopotów, w których znaleźliśmy się w wyniku niedociągnięć z zeszłego sezonu?
Znaki ostrzegawcze
Liverpool stał się znany ze swojej nieskończonej energii, a fundamenty, które pozwoliły sięgnąć mu po wszystkie trofea, oparte były na nękaniu i niszczeniu przeciwnika.
Jeśli chcesz zagrzać miejsce w drużynie Kloppa musisz szybko zaakceptować, że twoja rola nie będzie ograniczać się do jednej pozycji oraz że zespół jest ważniejszy niż jego części składowe.
Bierzesz odpowiedzialność za wszystko, w obu kierunkach. Gdy coś idzie nie tak, a błędy doprowadzają do katastrofy, nie możesz szukać usprawiedliwienia gdzie indziej.
Luton, w przeciwieństwie do innych rywali Liverpoolu, miało po przerwie więcej radości, co nie licuje z zespołem, który przez większość sezonu będzie uporczywie walczył o utrzymanie.
The Hatters byli obiektem drwin z powodu swoich dotychczasowych starań o pozostanie w lidze na kolejną kampanię, ale dzięki the Reds wyglądali, jakby zależało od tego ich życie.
- To, co szczególnie mi się nie podobało to fakt, że w pierwszej połowie mieliśmy zero kontrpressingu - stwierdził Klopp w pomeczowej konferencji.
- Szczerze, to jest coś, co odbieram osobiście. Powiedziałem chłopakom, że to nie jest w porządku. Wiem, że chcieli to robić, ale pytanie brzmiało: "czemu tego nie robią?". Musiałem sobie z tym poradzić.
I należy sobie z tym poradzić, bo Liverpool czeka w tym tygodniu kolejne wyjazdowe starcie w Lidze Europy, a następnie domowe starcie z Brentford przed przerwą na reprezentację.
Niepożądane przeszkody
Jeśli Liverpoolowi brakowało wigoru, to należy przyjrzeć się ich poprzedniemu meczowi.
The Reds musieli poradzić sobie w trudnych, deszczowych i wietrznych, warunkach na południowym wybrzeżu, ale pokonali Bournemouth i awansowali do ćwierćfinału Pucharu Ligi. Działo się to zaledwie cztery dni przed podróżą na Kenilworth Road.
Joe Gomez, Dominik Szoboszlai i Mohamed Salah byli jedynymi zawodnikami, którzy zagrali od pierwszej minuty w obu starciach, przy czym dwaj ostatni wyszli w pierwszym składzie także siedem dni wcześniej w domowym meczu z Nottingham Forest.
W meczu z Luton Szoboszlai po raz pierwszy pokazał oznaki bycia człowiekiem z krwi i kości i wyczerpany opuścił boisko 25 minut przed końcem. Salah również był daleki od maksimum swoich możliwości.
Liverpool może marnować szanse i nie sprostać wszystkim wyzwaniom, nawet tym pozornie łatwym, ale to, czego Klopp nigdy nie zaakceptuje to brak intensywności, której oczekuje od tej grupy zawodników, którym całkowicie zaufał.
Fakt, że menedżer przyznał, że zdaje sobie sprawę, "że oni naprawdę chcieli to robić" jest szczególnie interesujący. Sugeruje to, że nawet on wie, że w systemie jest usterka, która będzie wymagała pewnych rozwiązań.
Być może łatwo jest nam powiedzieć, że skład można było wykorzystać bardziej efektywnie, ale czy Klopp rzeczywiście miał duży wybór?
Związane ręce czy problemy z planowaniem?
Kontuzja Bena Doaka sprawiła, że Mohamed Salah musiał zagrać trzy spotkania w przeciągu ośmiu dni, a do tego trzy dni przed tą serią wszedł jako rezerwowy w meczu z Tuluzą.
Klopp przyznał, że Kostas Tsimiskas "nie może grać we wszystkich spotkaniach" w czasie absencji Robertsona, przez co Joe Gomez był zmuszony rozegrać 157 minut w przeciągu dwóch spotkań na dwóch różnych pozycjach, w międzyczasie doznając urazu.
Curtis Jones, gdy w końcu mógł wrócić do gry w lidze, również doznał kontuzji, co sprawia, że sytuacja w linii pomocy również staje się skomplikowana.
Nasuwa się pytanie, jak można sprawić, żeby sytuacja menedżera była łatwiejsza, ale odpowiedź wcale nie jest taka prosta.
Liverpool słusznie zbierał pochwały za pokazanie głębi składu, poprzez częstą rotację, która pozwoliła przebrnąć the Reds przez trzy mecze fazy grupowej Ligi Europy, dając odpoczynek tym, którzy tego potrzebowali.
Czy rozwiązaniem będzie postawienie na młodzież? A może położenie nadziei w tych, którzy znajdują się dalej w hierarchii? A może jedno i drugie?
Menedżer zawsze preferował mniejszy skład, a powodem, dla którego jego podopieczni chcą góry przenosić, jest to, że mogą mieć swój wkład w ten czy inny sposób.
Rozkładanie minut na mniejszą ilość graczy będzie wymagać poświęcenia, na które ani Klopp, ani jego piłkarze nie szczególnie będą mieli ochotę.
Bez znaczenia jaką opcję wybierze Klopp, terminarz nie będzie łatwiejszy, a dwumeczowy tydzień ponownie stanie się normą po listopadowej przerwie na reprezentacje. Potem pozostaje prosta droga do marca.
Komentarze (3)
Plus taki, że w LE teoretycznie łatwiejsi rywale i można pozwolić sobie na większą rotację. I Klopp musi rotować również graczami typu Salah czy Szobo, niezależnie od oczekiwań samych piłkarzy.
Na pewno kłopoty potęgowane są urazami graczy szerokiego składu (Doak, Bajcetic, Jones, Thiago), przez co liderzy są mocniej eksploatowani.