Virgil van Dijk wrócił do formy
W zeszłym sezonie Virgil van Dijk rozpoczął 21 z 22 meczów dla Liverpoolu i miał właśnie udać się na Mistrzostwa Świata w Katarze, gdzie rozegrał każdą minutę w meczu Holandii z Argentyną, zakończonym porażką w rzutach karnych.
Jego jedyna przerwa w drugiej połowie chaotycznej kampanii w Liverpoolu nastąpiła w wyniku kontuzji ścięgna podkolanowego w styczniu. W tamtym momencie rozpoczął oszałamiającą liczbę 91 meczów dla klubu i kraju w ciągu niespełna 18 miesięcy. Wszystko to po poważnej kontuzji kolana.
Nic dziwnego, że jego ścięgno podkolanowe dało o sobie znać, a jego forma spadła do poziomu, który opisał w zeszłym tygodniu jako „przeciętny, a czasem nawet zły”. Większość graczy wraca z ulgą do gry po kontuzji więzadła krzyżowego przedniego, takiej jak ta, której doznał w 2020 roku. Nie Van Dijk.
Potrzeba Liverpoolu była zbyt wielka. W odpowiedzi pomógł im stanąć na krawędzi historycznego poczwórnego triumfu w sezonie 2021/22. Ale obciążenie pracą zebrało obfite żniwo. Dopiero teraz, trzy lata po kontuzji, 32-latek znów wygląda jak dawniej.
- Moja kontuzja była bardzo poważna - dodał w zeszłym tygodniu.
- To nic dziwnego, że musisz ponownie poznać swoje kolano, że tak powiem. Ale teraz już tego nie odczuwam. Nie musiałem wiele zmieniać w moim sposobie gry. Czuję, że znów mogę robić wszystko.
Na to też wygląda. Na tym etapie poprzedniego sezonu Liverpool zajmował dziewiąte miejsce w tabeli, tracąc 15 punktów. Teraz są na drugim miejscu, tylko jeden punkt za liderującym Manchesterem City, z liczbami sugerującymi, że w rzeczywistości powinni być na szczycie.
Ma to wiele wspólnego z ich swobodnym atakiem, ale Van Dijk również odegrał kluczową rolę. Zawodnik, który wydawał się tracić swoją aurę w zeszłym sezonie, znów dominuje - i to pomimo ciągłych problemów z równowagą w środku pola przed nim.
- Od lata wszystko układa się bardzo dobrze - dodał.
Z jego pomocą Liverpool przegrał tylko raz w Premier League w tym sezonie. Stracili tylko 10 bramek - najmniej w lidze obok Arsenalu. Zwycięstwo 3:0 nad Brentford przed przerwą reprezentacyjną przyniosło trzecie czyste konto w czterech meczach.
Van Dijk był obecny przez cały ten czas, ale jego ogólny czas gry jest zarządzany w sposób, w jaki nie był wcześniej. Nie zagrał jeszcze ani minuty w Lidze Europy. W rzeczywistości nie został nawet włączony do składu na dwa z czterech meczów grupowych.
Ten odpoczynek pozwala mu zachować świeżość przed większymi zadaniami, a głębsze spojrzenie na liczby podkreśla jego dominację. Holender może nie jest już tak szybki, jak w swoich wcześniejszych latach, ale rzadko kiedy był tak trudny do pokonania.
Według Opta, wygrywa on 80,5 procent pojedynków i jeszcze wyższy odsetek - 82,3 procent - swoich akcji powietrznych, co oznacza wzrost z odpowiednio 69,5 procent i 73,7 procent w poprzednim sezonie.
Żaden zawodnik w Premier League nie wygrywa tak wysokiego odsetka pojedynków. To oczywiście tylko 10 meczów, ale jego obecny wskaźnik skuteczności jest wyższy niż w którejkolwiek z poprzednich kampanii.
Stanowi to dramatyczną zmianę w porównaniu z poprzednim sezonem, kiedy Van Dijk był dryblowany 11 razy, co jest jego najwyższym wynikiem w historii.
Jak dotąd w tym sezonie jest jedynym regularnie startującym środkowym obrońcą w rozgrywkach, który nie został jeszcze ani razu przedryblowany - wyczyn przypominający jego rewelacyjną kampanię 2018/19.
Od czasu do czasu zdarzały mu się wpadki, takie jak faul na Alexandrze Isaku, za który został ukarany w sierpniowym meczu z Newcastle, czy niecelne podanie, po którym Brighton zdobyło bramkę otwierającą wynik w październikowym remisie 2:2 na Amex Stadium.
Ale ogólny obraz przedstawia gracza, który odzyskał swoją jakość. Widać to zarówno w posiadaniu piłki, jak i bez niej przy nodze. Van Dijk wykonuje więcej podań na krótkich i długich dystansach. Jego straty w posiadaniu piłki spadły o prawie 20 procent.
Ponownie spełnia oczekiwania, a to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę standardy, które wyznaczył i kontekst, w którym to robi.
- Bycie środkowym obrońcą w czołowym klubie nigdy nie było trudniejsze - napisał Jamie Carragher w swojej kolumnie Daily Telegraph w październiku.
- Stało się to najbardziej wymagającą pozycją na boisku... Potrzebujesz tempa napastnika i umiejętności technicznych pomocnika obok każdego innego atutu.
Van Dijk wnosi to wszystko i wziął na siebie jeszcze większą odpowiedzialność zostając kapitanem Liverpoolu. Ostatnie dowody sugerują, że odziedziczenie opaski po Jordanie Hendersonie było raczej pomocą niż przeszkodą. On widzi to w ten sam sposób.
- Wiąże się z tym wiele, być może nawet więcej w klubie niż w drużynie narodowej - dodał w zeszłym tygodniu.
- Ale nie ma to negatywnego wpływu na moją grę. To bardziej zachęta.
Przeprowadził już drużynę przez trudne chwile, w tym bezprecedensowe porwanie rodziców Luisa Diaza, zapewniając jednocześnie wskazówki młodym zawodnikom Liverpoolu, w tym ich wschodzącemu środkowemu obrońcy Jarellowi Quansahowi, który opisał grę z Van Dijkiem jako „naukę 24/7”.
Wśród jego kolegów z drużyny panuje przekonanie, że płynnie dostosował się do roli kapitana.
- Obserwowanie, jak dobrze sobie z tym radzi, było naprawdę imponujące - powiedział Joe Gomez w niedawnym wywiadzie dla Sky Sports.
- Narzuca się, mówi do nas i krzyczy na nas, jeśli jest taka potrzeba.
To tylko kolejny sposób, w jaki pomaga i jasne jest, że jest w lepszym miejscu zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Van Dijk porównał kontuzję ACL do „zawalenia się świata” w poprzednim sezonie. Później nastały ciężkie czasy zarówno w klubie, jak i w kraju.
Ale wszystko to jest już za nim, a Liverpool odczuwa korzyści.
Sobotni wyjazd na Etihad Stadium sprawdzi ich szanse na tytuł. Ich problemy w środku pola wymagają ostrożności. Są jednak na miejscu, tracąc tylko punkt. I to w dużej mierze dzięki Van Dijkowi.
Komentarze (0)