Liverpool może utrzymać tempo w walce o tytuł
Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek sobotniego, zaciętego starcia na Anfield, Trent Alexander-Arnold ukrył głowę w dłoniach.
Liverpool nie będzie na szczycie tabeli Premier League w tegoroczne Święta Bożego Narodzenia - szansa na zadanie decydującego ciosu w meczu przeciwko Arsenalowi - rywalowi w walce o tytuł - nie została wykorzystana.
Wicekapitan Liverpoolu, jak nikt inny, wiedział, że The Reds powinni wygrać to spotkanie, jednakże Trent zamiast zakończyć kontratak wykorzstując stuprocentową sytuację trafił w poprzeczkę.
To obraz, w który niemal nie da się uwierzyć. Mohamed Salah biegnie z piłką przez całe boisko, mając Darwina Nuneza po lewej stronie i trójkę zawodników - Harveya Elliotta, Ryana Gravenbercha i Alexandra-Arnolda - pędzącą do przodu po jego prawej stronie.
Mając przeciwko sobie jedynie Declana Rice’a, wydawało się, że prowadzenie 2-1 dla Liverpoolu jest obowiązkiem.
- Mając taką szansę, powinniśmy byli wygrać ten mecz - powiedział menedżer Jürgen Klopp.
Jak kosztowne to będzie, okaże się dopiero w maju.
To rażące pudło - w połączeniu z decyzją o nieprzyznaniu rzutu karnego po zagraniu ręką Martina Odegaarda w pierwszej połowie - sprawiło, że drużyna Kloppa poczuła ogromny niedosyt po remisie 1:1.
Jednak to samo w sobie podkreśla, jak daleko Liverpool zaszedł w 2023 roku.
To był rok, który zaczął się od wielu kompromitacji. Porażka w fatalnym stylu w meczu przeciwko Brentford, dwie porażki w krótkim odstępie czasu przeciwko Brighton & Hove Albion. Wreszcie kompromitacja w meczu przeciwko Realowi Madryt na Anfield w Lidze Mistrzów.
Podczas poprzedniej wizyty Arsenalu w kwietniu Granit Xhaka po pojedynku z Alexandrem-Arnoldem rozwścieczył miejscowych i ożywił gospodarzy, co pozwoliło graczom Kloppa na odrobienie dwóch bramek straty i doprowadzenie do remisu 2-2. Wynik ten przyczynił się również do tego, że The Reds powstrzymali mistrzowskie zapędy piłkarzy Artety w zeszłym sezonie.
Teraz sytuacja się jednak zmieniła. Arsenal wszedł na wyższy poziom od czasu podpisania kontraktu z Rice'em. Wyglądają na znacznie bardziej opanowanych i lepiej przygotowanych, aby utrzymać tempo pozwalające na zdobycie mistrzostwa, ale wrócili do stolicy z zaaktualizowaną wiedzą co do siły nowego Liverpoolu Kloppa.
"Nasza tożsamość to intensywność" - tak głosi motywacyjny napis na ścianie przed szatnią gospodarzy na Anfield Road, który został ponownie odkryty po letniej przebudowie. Po remisie z Manchesterem United tydzień wcześniej, sobotni występ był na innym poziomie.
- To jeden z najbardziej emocjonujących meczów, jakie widziałem w tej lidze od 20 lat - powiedział menedżer Arsenalu Mikel Arteta.
- Sposób w jaki grali, bardzo mi się podobał. Podnieśli poziom naprawdę wysoko. Tworzą taki chaos. Gra przeciwko nim jest niezwykle trudna. Są najlepsi na świecie w robieniu zamieszania. Piłka wychodzi poza pole karne i za 0,1 sekundy wraca z powrotem pod naszą bramkę.
Arsenal czeka 11 lat na ligowe zwycięstwo na Anfield, ale Arteta był więcej niż szczęśliwy, że wrócił do domu z punktem.
Odpowiedź Liverpoolu była imponująca po tym, jak trafienie ze stałego fragmentu gry pozwoliło Gabrielowi wyprowadzić Arsenal na prowadzenie. Trio pomocników w składzie Wataru Endo, Dominik Szoboszlai i Curtis Jones niestrudzenie pracowało, aby odzyskać kontrolę nad meczem.
To był duży krok naprzód dla Endo, który wreszcie się zadomowił i zaadaptował do stylu gry drużyny Liverpoolu. 42 z jego 48 podań (88 procent) było celnych, a do tego Japończyk zaliczył trzy odbiory i dwa przechwyty.
Alexander-Arnold nie miał za co przepraszać, biorąc pod uwagę jego wpływ na grę.
- Być może najlepsze podanie, jakie widziałem w życiu, a widziałem kilka - tak Klopp opisał asystę Anglika przy golu Salahu.
Wysokie podanie za Oleksandra Zinczenke było perfekcyjne i Salah minął lewego obrońcę reprezentacji Ukrainy, po czym zdobył swojego 16. gola w sezonie, pokonując Davida Raye.
Liverpool przegrywał w tym sezonie w 10 meczach ligowych, ale przegrał tylko raz. 19 punktów, które zdobyli z pozycji drużyny przegrywającej, to więcej niż jakakolwiek inna drużyna w Premier League.
Arsenal nie oddał ani jednego celnego strzału w drugiej połowie, a para środkowych obrońców w postaci Ibrahimy Konate i Virgila van Dijka trzymała ich na dystans.
Nie przegrali żadnego pojedynku w powietrzu. Nie można przecenić znaczenia utrzymywania Konate w dobrej kondycji. 37 z 44 podań(84 procent) środkowego obrońcy reprezentacji Francji była celna. Konate zaliczył także pięć odbiorów, dwa bloki i jedno wybicie. Żaden inny piłkarz nie zaliczył również więcej przechwytów niż Fracuz, który miał ich dziewięć.
Nadal jednak utrzymują się wątpliwości co do siły Liverpoolu w wyścigu o tytuł. Jednym z powodów jest możliwa niewystaczająca głębia składu, co po wczorajszym meczu może być jeszcze bardziej widoczne.
Klopp potwierdził, że Kostas Tsimikas złamał obojczyk po tym, jak w pierwszej połowie został wyrzucony w powietrze przez Bukayo Sakę. Andy Robertson jest na dobrej drodze do powrotu po kontuzji barku, ale oczekuje się, że do gry wróci dopiero pod koniec stycznia.
To sprawia, że Liverpool pozostaje bez uznanego lewego obrońcy. Joe Gomez wszedł na boisko i spisał się znakomicie w meczu przeciwko Arsenalowi, ale czasami będzie musiał grać także na środku obrony po stracie Joela Matipa z powodu zerwania więzadła krzyżowego przedniego. Inną opcją jest młodziutki Luke Chambers.
Alexis Mac Allister i Diogo Jota mają wrócić do gry na początku stycznia.
Niepokojący był widok Luisa Diaza, który został zdjęty z boiska w meczu z Arsenalem po tym, jak otrzymał cios w kolano, ale Klopp ma nadzieję, że to tylko niewielki uraz przed wyjazdem do Burnley w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.
Bardziej niepokojące jest to, kto z graczy z linii ataku będzie strzelał bramki, po tym, gdy Salah wyjedzie na Puchar Narodów Afryki po noworocznym meczu z Newcastle United na Anfield. Cody Gakpo, Nunez i Diaz mogą pochwalić się w sumie jednym golem w Premier League od początku listopada.
Jasne jest, że remis z Arsenalem raczej wzmocnił, niż zaszkodził wiarygodności drużyny Kloppa.
- Anfield było znakomite - powiedział Klopp, który w środku tygodnia rozpalił publiczność swoimi komentarzami.
- Wszyscy to czuli. To było brutalne. Miło było zobaczyć, co możemy razem zrobić. Wow, Arsenal to dobra drużyna, ale dzięki Bogu my też nią jesteśmy i dlatego było 1:1.
James Pearce
Komentarze (22)
Wesołych świąt czerwoni raz jeszcze . YNWA
Słowo klucz w tytule: "może"
Autorowi tego tekstu życzę żeby zaczął dawać sobie na wstrzymanie, że tak przy 24 grudnia powiem, a reszcie Wesołych Świąt.