Damy sobie radę. Właśnie dzięki niemu
Piątkowe wieści spadły na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba. W obecnym położeniu, przy szybkim rzucie oka na ligową tabelą i postępy na pozostałych frontach, wszystko zdawało się zmierzać w idealnym, sielankowym kierunku. Jürgen Klopp zaskoczył nas wszystkich, wywołał konsternację, smutek, zakłopotanie i niepewność. Jednak niewątpliwie każdy z nas musi wykazać się czymś o co sam Niemiec wczoraj apelował - zrozumieniem. Zrozumieniem wobec jego decyzji i wobec zmęczenia wywołanego niewiarygodną pracą wykonaną przez te wszystkie lata.
Kiedy w październiku 2015 roku Klopp podpisywał kontrakt i podejmował się misji odbudowy, każdy doskonale wiedział, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Mimo to, można chyba zaryzykować stwierdzenie, że znacząco przerósł oczekiwania. Przywrócił Liverpool do świetności, do rywalizacji na wszystkich frontach. Tak jak, zapowiadał zmienił nas wszystkich z wątpiących, w wierzących. Sięgnął po upragnione i wyczekiwane mistrzostwo Anglii i każde możliwe trofeum poza Ligą Europy, na którą po wczorajszym ogłoszeniu apetyty z pewnością wzrosły.
Jego aura, podejście do życia, rozumienie tradycji, kultury i wszystkiego co magiczne wokół klubu z Anfield sprawiły, że on i Liverpool zdawali się tworzyć niemal nierozerwalne połączenie. Ta historia w założeniu miała trwać właśnie do 2024 roku, ale ku radości wszystkich, na fali genialnego sezonu 2021/22, Niemiec zdecydował się związać nową umową do 2026 roku, co dawało wszystkim kibicom poczucie bezpieczeństwa.
Tym większym zaskoczeniem były wczorajsze wieści, które mimo towarzyszących emocji musimy obrócić w coś pozytywnego. Damy sobie radę. Damy radę właśnie dlatego, że to Klopp w 2015 roku objął zespół i doprowadził do miejsca w którym jest teraz. Do miejsca w którym jest on pełen genialnych piłkarzy o ponadprzeciętnych umiejętnościach. Miejsca, w którym stanowi kolektyw i prawdziwą rodzinę zarówno na boisku jak i poza nim.
Ten kto obejmie The Reds w sezonie 2024/25 pisze się na trudne zadanie, bo wejście w buty takiego poprzednika nigdy nie jest łatwe. Jednak ktokolwiek podejmie się tej misji (Xabi Alonso uśmiecham się do Ciebie) będzie w znacznie korzystniejszym położeniu niż Jürgen w 2015 roku. Właśnie dzięki włożonemu sercu i pracy jaka przez te lata została na Anfield wykonana.
Mignolet; Clyne, Skrtel, Sakho, Alberto Moreno, Lucas, Can, Milner, Coutinho, Lallana, Origi. Na ławce rezerwowych Bogdan; Toure, Randall, Allen, Ibe, Teixeira i Sinclair. Tak wyglądał wielokrotnie przywoływany na przestrzeni kadencji Kloppa skład wystawiony w jego debiucie przeciwko Tottenhamowi. Trochę się pozmieniało…
To nie koniec tej historii. Czekają nas cztery miesiące pasjonującej walki. Cieszmy się wszystkimi spotkaniami jakie nas czekają na wszystkich frontach. - Mam nadzieję, że te najpiękniejsze chwile dopiero przed nami - powiedział Niemiec podczas wczorajszej konferencji. Kluczowa walka o wymarzone zwieńczenie pięknego rozdziału w historii klubu właśnie się zaczęła. Na pożegnania jeszcze przyjdzie czas.
Adam Porażyński
Komentarze (6)
Jeżeli Steve G miał zostać naturalnym następcą, lepiej posłane mu nie będzie. Z asystentem Xabim Alonso hmm.. marzyć każdemu wolno. A na jawie - śmiało w buty wejść mógłby ten, z którym LFC nie do końca radził sobie w drodze na szczyt. Carlo Ancelotti doskonale wie jak grać w czerwonych jak i białych butach. Powodzenia FSG!