Nie tak miało wyglądać pożegnanie z Kloppem
Od rozmów o poczwórnej koronie do momentu, w którym nad pożegnaniem Jurgena Kloppa zbierają się czarne chmury. Jak szybko potrafi zmienić się punkt widzenia.
Nagle domowe spotkanie Liverpoolu z Crystal Palace w Premier League urosło do rangi ważnego wydarzenia. Wóz albo przewóz.
Jeśli The Reds nie uda się wyjść z marazmu, który zawisł nad Anfield w czwartkowy wieczór, sezon, po którym tak wiele sobie obiecywano, może ostatecznie zakończyć się bardzo skromnie. To byłby skrajnie nieprzyjemny koniec złotej ery.
Marzenia Kloppa o wielkim finale 22 maja w Dublinie wiszą na włosku po tym, jak jego zespół poniósł sromotną porażkę 3:0 w pierwszym ćwierćfinale Ligi Europy z Atalantą.
Jeśli to był jego ostatni domowy mecz na arenie europejskiej, jak można zakładać, to był to fatalny sposób na pożegnanie. Człowiek, który poprowadził Liverpool do szóstego Pucharu Europy w Madrycie, wyglądał na skonsternowanego tym, co działo się na jego oczach.
Cała jego drużyna wyglądała fatalnie - nie dało się poznać, że to ten sam zespół, który w cuglach wygrał swoją grupę, a potem zdemolował Spartę Pragę 11:2 w dwumeczu 1/8 finału.
- Nie mam właściwie nic pozytywnego do powiedzenia. O mój Boże, to był po prostu zły mecz - powiedział po spotkaniu Klopp.
- Przy wielu indywidualnych występach, myślałem sobie: "Wow, nie sądziłem, że on jest w stanie tak zagrać”. Na boisku potrzebujesz ruchu całego zespołu. Wielu zawodników wyglądało dziś na osamotnionych i to w wielu momentach.
Klopp mówił o tym, jak Liverpool stracił animusz, narzekał też na brak dyscypliny taktycznej, nieumiejętność poradzenia sobie z kryciem indywidualnym Atalanty oraz praktycznie zerowy kontrpressing.
Mecz z Atalantą zakończył serię 33 meczów bez porażki na Anfield we wszystkich rozgrywkach, która rozpoczęła się 14 miesięcy temu. To najwyższa porażka Liverpoolu u siebie w europejskich rozgrywkach obok meczów przegranych 3:0 (w październiku 2014 roku) i 5:2 (w lutym 2023) z Realem Madryt.
Dla kontekstu, Atalanta jest szósta w Serie A i traci 32 punkty do prowadzącego Interu Mediolan. Mimo to wymiary zwycięstwa nad Liverpoolem nie są przesadzone. Według serwisu Opta Włosi wykreowali sobie siedem dużych okazji, a ich xG na poziomie 2,58 było najwyższym zanotowanym przez drużynę przyjezdną na Anfield od czasu spotkania z Manchesterem City w lutym 2021 roku (3,47).
Porażka 4:1 z City miała chociaż miejsce za zamkniętymi drzwiami. Ten mecz natomiast odbył się na oczach niedowierzającej publiczności. Atmosfera była tak kiepska jak występ Liverpoolu, a na The Kop brakowało obecnych zwykle barw, flag czy banerów – wszystko to ze względu na protest kibiców przeciwko podnoszeniu cen biletów.
Liverpool nie wyglądał tak słabo od mrocznych czasów zeszłego sezonu, kiedy wyraźnie przegrywał z Brighton czy Wolverhampton. jednak błędem byłoby sprowadzenie tej porażki do wypadku przy pracy.
W ciągu ostatniego miesiąca standardy w Liverpoolu obniżyły się. Zespół Kloppa wygrał tylko trzy z ostatnich siedmiu meczów we wszystkich rozgrywkach, w tym jeden to zwycięstwo nad kompletnie rozbitą Spartą Praga.
Do drużyny wkradł się chaos. Po porażce 4:3 w dramatycznych okolicznościach z Manchesterem United w FA Cup przyszły niezbyt przekonujące zwycięstwa z Brighton i Sheffield United. Potem przytrafił się jeszcze remis 2:2 z United na Old Trafford, który mocno osłabił szanse The Reds w wyścigu mistrzowskim po meczu, w którym podopieczni Kloppa nie potrafili udokumentować swojej dominacji.
Liverpool to obecnie zespół nie działający sprawnie. Dramatyczne końcówki są ciekawe i pokazują mentalną siłę do odwracania wyników z przegranej pozycji, jednak nie możesz polegać tylko na tym, jeżeli chcesz wygrywać ważne trofea. W ostatnim czasie tak bardzo skupiano się na braku skuteczności pod bramką rywali, że zapomniano o tym, jak duże problemy Liverpool ma po drugiej stronie boiska.
The Reds nie zdołali utrzymać czystego konta w żadnym z ośmiu ostatnich meczów we wszystkich rozgrywkach i stracili w nich 14 bramek. Gdy zespół Kloppa wygrywał ligę w sezonie 2019/20, miało się pewność co do wyniku, gdy tylko The Reds wychodzili na prowadzenie. Obecny skład nie jest w stanie tak kontrolować meczów. Zdecydowanie zbyt łatwo jest dobrać się Liverpoolowi do skóry.
Spójrzmy tylko na sposób, w jaki Liverpool tracił gole z Atalantą. Przy pierwszej bramce błąd Kostasa Tsimikasa pozostawił wyrwę w ustawieniu zespołu. Dzięki temu Davide Zappacosta zdołał dośrodkować piłkę, a Gianluca Scamacca pokonał Caoimhina Kellehera.
Nieco później Scamacca w pełni wykorzystał olbrzymią przestrzeń między Ibrahimą Konaté a Joe Gomezem i po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Trzeci gol był jeszcze gorszy. Najpierw Dominik Szoboszlai beztrosko stracił piłkę, którą przejął Scamacca, a po chwili Kelleher sparował strzał Martena de Roona wprost pod nogi Mario Pasalicia, który dobił gospodarzy.
- Jesteśmy bardzo rozczarowani tym, jak traciliśmy gole - przyznał kapitan Virgil van Dijk.
- Powinniśmy spisać się lepiej pod każdym względem. Zagraliśmy poniżej krytyki. To boli, ale nie możemy się użalać, jeśli chcemy osiągnąć sukces w tym sezonie. Musimy się odgryźć.
Pomoc Liverpoolu została stłamszona. Alexis Mac Allister wygrał tylko pięć z 12 pojedynków, Wataru Endō dwa z pięciu, Szoboszlai nie wygrał żadnego z czterech starć, a Curtis Jones wygrał tylko jeden z pięciu swoich pojedynków.
Z przodu wcale nie było lepiej. Darwin Núñez został zdjęty z boiska, mimo że The Reds przegrywali. Urugwajski napastnik, który zmarnował dwie duże okazje w tym meczu, nie zdołał wpisać się na listę strzelców w pięciu z siedmiu ostatnich występów. W trakcie tego okresu zatracił swoje atuty. W meczu z Atalantą wygrał tylko jeden z ośmiu pojedynków i gospodarzom brakowało centralnej postaci w ataku.
Wprowadzenie z ławki Diogo Joty po dwóch miesiącach absencji natychmiast dało Liverpoolowi to, czego wcześniej brakowało.
Być może swoją rolę odegrało zmęczenie - to był w końcu 50. mecz Liverpoolu w tym sezonie. Być może chodziło o zlekceważenie Atalanty, choć Klopp bronił swojej decyzji o wprowadzeniu sześciu zmian w wyjściowym składzie, które z pewnością przyczyniły się do tak słabego występu.
- Gdybym miał się cofnąć w czasie, zrobiłbym dokładnie tak samo - upierał się Klopp.
- Jeśli chcesz być w dobrej dyspozycji na koniec sezonu, musisz dokonywać zmian. Za ten wynik odpowiedzialny jestem przede wszystkim ja.
Klopp stwierdził, że nie jest w nastroju, by rozmawiać o szansach Liverpoolu na kolejny europejski comeback. Jedyna w historii wizyta Liverpoolu w Atalancie zakończyła się zwycięstwem 5:0 (w listopadzie 2020 roku).
- To nie jest moment, by prężyć muskuły i opowiadać, czego nie zrobimy w rewanżu. Pod względem jakości występu rozegraliśmy nasz najgorszy mecz w tym sezonie - dodał Niemiec.
Odpadnięcie z FA Cup, utrata pozycji lidera Premier League, a teraz jeszcze dotkliwa porażka w Lidze Europy. Liverpool musi szybko wylizać się z ran i zagrać dużo lepiej z Palace. Od tego zależy cały ten sezon.
James Pearce
Komentarze (15)
Miłego weekendu
Trochę Klopp zlekceważył przeciwnika tym wyjściowym składem (Tsimikas, Jones, Gomez) Prędzej Gomez strzeli pierwszą bramkę w PL niż my 3
Ale wiara zostaje, mam nadzieję, że to nie będzie smutny koniec JK w tym klubie, nie taki. Bo zapracował sobie na więcej.
Przewinął mi się czarny scenariusz tego sezony, mianowicie odpadnięcie z Włochami, remis z kimś w lidze tuż po tym jak Arsenal gubi punkty i przegrywamy wyścig o jeden punkt. Z kim? Z City.
Przegrać raz to nie wstyd. Przegrać dwa razy, to już dziwna sprawa, ale przejebac trzy razy o punkt z tą samą druzyna to już by bylo frajerstwo.
Majster to coś co przed sezonem mi się nie śniło, a teraz jest 7 kolejek do końca i wszystko jest możliwe.