Ciekawy przypadek Curtisa Jonesa
Jest w klubie od siedmiu sezonów, nie zagrał do tego momentu w pierwszej drużynie stu meczów. Jedni powiedzą, że przeszedł cudowną drogę z młodzieżowych drużyn wprost do pierwszego składu Liverpoolu. Inni, że jest typową zapchajdziurą. Po drodze trapiły go kontuzje, jednak gdy ich nie miał nie potrafił wygrać walki o pierwszy skład, kiedy w klubie grał Naby Keita.
Fani zawsze będą go pamiętać z gola zdobytego przeciwko Evertonowi, natomiast w kolejnych derbach, w których brał udział nie ma go z czego już pamiętać a częściej wypadałoby o nim zapomnieć. Nie ma siły przebicia i czasem mam wrażenie, że w drużynie jest jak onegdaj Lucas Leiva. Jest, więc menadżerowie usilnie próbują znaleźć mu miejsce w składzie. Kiedy drużynę objął Arne Slot, w pierwszym wywiadzie oznajmił, że uwielbia jego metody treningowe i liczy na grę od pierwszych minut. W pierwszym spotkaniu towarzyskim opuścił boisko z urazem a zastąpił go nikomu nieznany Nyoni. Ten sam Nyoni, którego Slot pochwalił za to, że po wejściu zrobił różnicę. Anglik przegrał ten pojedynek w 31 minucie spotkania. Czy będzie z niego pożytek? Nie wiem, ale wysuwam tezę, że nie. Dwadzieścia spotkań we wszystkich rozgrywkach to maksimum. I tak z dużym optymizmem podchodzę do najbliższej kampanii w jego wykonaniu. Curtis Jones, bo o nim mowa oczywiście kolejny raz ma coś do udowodnienia światu. Czy kolejny raz podoła? Czy może kolejny raz nie podoła? W jego przypadku zawsze pozostaje więcej pytań aniżeli odpowiedzi. I tak od początku jego kariery.
Żeby być precyzyjnym należy nadmienić, że łącznie w swojej dotychczasowej piłkarskiej przygodzie rozegrał ponad dwieście spotkań, przy czym nie dobił jeszcze do stu w Premier League. Rozegrał spotkania na szczeblach młodzieżowych we wszystkich rozgrywkach. Grał w krajowych pucharach, występował w rozgrywkach Europejskich i w walce o Tarczę Dobroczynności. Gdyby patrzeć wyłącznie przez pryzmat sukcesów, to można by uznać, że jest całkiem spełnionym zawodnikiem jak na jego wiek. Zdobył jeden Puchar Anglii, jedną Tarczę Dobroczynności, dwa Puchary Ligi Angielskiej, Klubowe Mistrzostwa wiata i załapał się do tego aby zdobyć medal za Premier League. Wychodzi na to zatem, że zdobył na krajowym podwórku wszystko co tylko mógł zdobyć. Czy jednak był znaczącą postacią w tych sukcesach? Ciężko powiedzieć. Można by dołożyć oczywiście trofeum za wygranie Champions League ale nie oszukujmy się. Wtedy nie był liczącym się zawodnikiem. Nie rozegrał ani jednego spotkania w tych rozgrywkach, więc i o medalu nie mógł marzyć. Rozgrywał mecze na szczeblu młodzieżowej LM oraz młodzieżowej Premier League. Triumf mógł oglądać jako kibic z młodej drużyny Liverpoolu. Jego pozostałe występy w europejskich rozgrywkach nadal nie są jednak dowodem „ZA” w jego sprawie.
Najwięcej spotkań w Lidze Mistrzów rozegrał w sezonie 20/21 (łącznie sześć) i zdobył jednego gola. W kolejnych edycjach, w których występował (łącznie cztery) nie strzelił już żadnej bramki. Dorzucił do swojego dorobku trzy asysty (21/22) oraz dwie we wcześniej wymienionym sezonie 20/21. Sumując jego wszystkie występy nie nazbierało się nawet 700 minut (690 żeby być dokładnym). Co pokazuje dość dobitnie, że nigdy nie był znaczącą siłą w rozgrywkach europejskich. W ostatniej edycji Ligi Europy rozegrał sześć spotkań (393 minuty) i dorzucił dwie asysty. Jak na lidera drugiej linii to chyba za mało. W jego przypadku zdecydowanie lepiej wyglądają liczby w Uefa Youth League, czy też zwanej bliżej Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Rozegrał w tych rozgrywkach trzy sezony (17/18, 18/19 i 19/20) strzelając kolejno pięć bramek w ośmiu występach, trzy bramki w sześciu i pięć w czterech. Trochę te liczby mogą się mieszać w oczach, więc prostując i podsumowując wszystkie rozgrywki europejskie, wliczając również te młodzieżowe, bilans wygląda następująco: 35 spotkań, 14 goli, 10 asyst. Niby już nie tak tragicznie, jednak zapominając o rozgrywkach młodzieżowych zobaczymy niestety inną skalę.
I właśnie ta skala jest tutaj największym problemem. Będąc w klubie od siedmiu sezonów należałoby oczekiwać progresu, poziomu odpowiedniego do danej drużyny. Curtis pomimo kilku przebłysków nigdy nie był znaczącą personą w drużynie Liverpoolu. Tylko w dwóch kampaniach rozegrał więcej niż 20 spotkań (jego ulubiony sezon 20/21 - 24 mecze) oraz ostatni za rządów Kloppa sezon 23/24 gdzie na boisku zobaczyliśmy go 23 razy. Jeśli przypomnimy sobie jednak problemy z kontuzjami w drugiej linii czy nawet po prostu mówiąc - w ofensywie ten rezultat nie jest wcale porywający. Dodatkowo przypominam, że Jurgen często usilnie na niego stawiał nawet kosztem Harveya Elliotta, o którym w końcu powiedział, że żałuje, że grał tak rzadko. Mądry Niemiec po szkodzie. Dodam z kronikarskiego obowiązku, że Curtis znacznie lepiej radził sobie w młodzieżowej Premier League, ba, nawet w sezonie 19/20 zdobył 9 bramek w 14 spotkaniach. Był to dość przełomowy na niego sezon, gdyż później zaczął występować w najwyższej klasie rozgrywkowej i zaowocowało to sześcioma spotkaniami z jedną bramką strzeloną.
Czy jest on potrzebny w drugiej linii the Reds? Czasem ciężko mi wydawać takie osądy, bo łatwo nam przychodzi krytykowanie piłkarzy i wyrzucanie ich z klubu po nawet jednym rozegranym sezonie (vide Szoboszlai czy Endo) natomiast w przypadku Anglika mówimy jednak o tendencji spadkowej jeśli chodzi o formę. Skupiając się na ostatnim sezonie zobaczymy, że Curtis nie jest zawodnikiem, który mocno działa ofensywnie. Dwanaście strzałów, z czego sześć celnych. Jeden strzał na spotkanie nie jest czymś wybitnym biorąc pod uwagę styl gry, który ma być ofensywny a od pomocników będzie wymagało się goli (żadna to nowość tak przy okazji).
Oczywiście liczba straconych bramek nie jest winą wyłącznie Curtisa. Ostatnią rzeczą jaką bym miał zrobić byłoby obwinienie Jonesa o to, że drużyna przegrywa spotkania. Ostatni sezon, zwłaszcza końcówka to było pomieszanie z poplątaniem. Piłkarze wyglądali na zmęczonych, nie potrafili wykorzystywać prostych sytuacji (tutaj niestety spora w tym wina m.in Nuneza ale i Anglik dołożył cegiełkę). Jednak problemy defensywne często zaczynały się już w drugiej linii. Liverpool otwierał się na przeciwników, którzy często posyłali szybkie piłki za plecy pomocników. Brak skutecznych odbiorów wręcz zachęcała ligowych rywali do atakowania naszej bramki. Curtis nie jest klasyczną szóstką, co z kolei zadziałało jak płachta na byka. Mało rzeczy w futbolu jest zero-jedynkowych natomiast w przypadku bronienia liczy się jedno. Czy potrafisz przejąć piłkę w odpowiednim momencie czy też nie. Curtis jest walecznym, charakternym, dużo biegającym zawodnikiem, natomiast w odbiorach nie wygląda to dobrze. Często nie nadąża za rywalami, przez co pozostawia spore luki w drugiej linii. Bez typowego defensywnego pomocnika takie zachowanie niestety często jest karane w postaci straconej bramki.
Nie chcę się pastwić nad Curtisem, nie chcę negować jego prób walki o wejście do drużyny. Jednak biorąc pod uwagę jak mocna jest druga linia w klubie, zakładając do tego kolejne transfery i na samym końcu stawiając na ten moment tajemniczą ale jednak formę wracającego po kontuzji Bajceticia wydaje mi się, że czas "młodego" Anglika powoli dobiega końca. Ugruntowanie pozycji w klubie przez siedem lat nie miało miejsca, więc tym bardziej nie sądzę aby doszło do jakiejś rewolucji w tej kwestii. W sparingu z Sevillą można było zobaczyć kilkukrotnie zagęszczenie środka pola, wysoki odbiór jeszcze na połowie przeciwnika, który skutecznie niwelował ataki hiszpańskiej drużyny. To wszystko działo się bez udziału 23 latka. Ryan Gravenberch, (mimo, że nie jestem przekonany do tej pozycji) spisał się całkiem dobrze. Endo, który pewnie będzie rezerwowym i zawodnikiem wchodzącym na puchary krajowe bądź ogony w lidze, nadal może mieć większą wartość w drużynie od Curtisa. Miejsce w pierwszym składzie docelowo będzie dla Szoboszlaia oraz MacAllistera. W sytuacji transferu Zubimendiego, kolejne już miejsce zostanie obsadzone. W drugiej linii nadal jest Diaz, Jota, Elliott, Gravenberch. Jones nie będzie grał za Salaha czy Darwina Nuneza. Jego sytuacja jest dość skomplikowana na ten moment a widzę również inny problem.
Jego kontuzje. Na ten moment licząc z przymróżeniem oka (okres przygotowawczy i mecze sparingowe nie będą tu wliczane) opuścił 22 spotkania z powodu urazów. Ciężko jest liczyć, że rozpocznie mecz inauguracyjny przyszłej kampanii w pierwszym składzie. Bardzo wątpliwym jest, że stanie się istotną personą w składzie Liverpoolu. Póki the Reds grają na wszystkich frontach, póty szeroka kadra jest wielkim atutem. Szeroka kadra nie może być jednak jakaś. Za szerokością powinna iść również jakość. Z tym często jest problem. W idealnym świecie, Liverpool nie będzie miał wielu kontuzji w zbliżających się wielkimi krokami rozgrywkach. Wtedy rotacja będzie ważna o tyle, o ile wyniki będą korzystne. Doskonale wiemy, że przy dobrej formie, menadżerowie nie lubią wprowadzać zmian do składu. Puchary krajowe będą szansą na grę dla rotacji, piłkarzy młodych oraz ogrywających się w pierwszej drużynie. Patrząc jednak na zawodników takich jak np. Nyoni możemy dojść do wniosków, że Curtis nie będzie często wąchał murawy.
Co w takim razie powinien zrobić Arne Slot?
Wierząc, że jego sztab doskonale zdaje sobie sprawę z atutów Jonesa, z tego, że jest wychowankiem, że raczej nie będzie narzekał na siedzenie na ławce i będzie odporny na swoją konkurencje w składzie, możemy założyć, że Anglik spędzi kolejny sezon w Liverpoolu. Nie będzie istotną postacią w klubie, natomiast będzie w odwodzie na wszystkich frontach tak długo, jak długo będzie klub na tych frontach rywalizował z innymi drużynami. Tylko wtedy Curtis może okazać się zawodnikiem przydatnym drużynie.
Zakładając bardziej pesymistyczny scenariusz, Liverpool szybko odpadnie z Carabao Cup, w Lidze Mistrzów będzie bić się do ostatniej kolejki o awans do fazy pucharowej a w lidze będzie gorąco od pierwszej kolejki do samego końca. Curtis będzie miał spore problemy z wywalczeniem sobie miejsca w pierwszym składzie. Co za tym pójdzie, jego liczba występów, minut, goli i asyst spadnie jeszcze bardziej. Czy nie lepiej byłoby pójść drogą Fabio Carvalho i spieniężyć Anglika, póki jest coś wart? Widać powoli, że nastąpił czas zmian i piłkarze nie będą trzymani z sentymentów vide wspomniany wcześniej Carvalho czy odchodzący powoli do Salzburga Bobby Clark. Oczywiście sytuacja nie będzie dotyczyła Nata Philipsa i Rhysa Williamsa, gdyż oni zostaną w klubie do końca życia. A co z naszym głównym bohaterem tego artykułu? Skoro rozpocząłem trochę filmowym tytułem, to pozwólcie, że zakończę parafrazując pewną filmową kwestię.
Chciałbym (jeśli już zostanie na ten sezon) móc parę razy krzyknąć z radości:
- „Jesus Christ that's Curtis Jones.
Sebastian Borawski
Komentarze (5)