RBL
RB Lipsk
Champions League
23.10.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 2224

We Are Supporters, We Are Liverpool!


Każdy większy klub składa się z setek tysięcy, jeśli nie milionów historii. Bo tworzą go nie tylko zawodnicy, sztab trenerski, zarząd czy nawet pozostali pracownicy dbający o stadion i ośrodek treningowy.

Klub to przede wszystkim kibice. A im jest ich więcej, tym historia bardziej złożona, żywa i pulsująca.

Kibicem można być niezależnie od miejsca, w którym się żyje i okoliczności temu towarzyszących. W samej tylko Polsce znajdziemy tak licznych fanów Liverpoolu, że z powodzeniem mogliby wypełnić nie znowu taki mały stadion.

Każdy z nich jest inny, posiada swoje własne doświadczenia, radości, zapewne też problemy. Jednak łączy ich miłość do klubu – niby tak odległego i obcego naszym realiom, ale jednak bliższego sercu niż niejedna inna rzecz z rodzimego podwórka.

Oto historie kilku z nich…

Mateusz. 29 lat.

[M]: Od kiedy i dlaczego kibicujesz The Reds? Czy pamiętasz okoliczności towarzyszące tej chwili?

[MAT]: Historia kibicowania LFC zaczęła się od sezonu 2004/05. Nie miałem jak śledzić wtedy Premier League, ale na mecze Champions League czekało się już od rana. Finał w Stambule był pięknym zwieńczeniem tego sezonu, ale już od ostatniego meczu fazy grupowej i bramki Gerrarda na awans z Olympiacosem w końcówce bardzo mi się podobało, jak Liverpool gra. Później jeszcze za Kirklanda wskoczył Jerzy Dudek, więc były 2 powody do kibicowania.

O finale to już nawet nie ma co mówić, poza tym, że lepszego już chyba nigdy nie będzie. Bramka Luisa Garcii z Juve wtedy tez przepiękna i słynny gol-widmo z Chelsea.

[M]: Jakie jest Twoje najcenniejsze wspomnienie związane z kibicowaniem LFC?

[MAT]: Poza sezonem 2004/05 najlepiej oczywiście wspominam lata za Jürgena Kloppa. Mam dobrego kumpla, kibica United (niestety). Zawsze sobie dokuczaliśmy [przy okazji derbów] i za czasów Sir Alexa wygrywał w tych „uprzejmościach”. Ale dzięki Jürgenowi, role się odwróciły!

Sezony zawodów za czasów Roya Hodgsona, Kenny’ego Dalglisha (jako trenera oczywiście), Brendana – lepiej już odstawić w zapomnienie… Szkoda tylko Stevena, że nie wygrał PL.
Z fajniejszych rzeczy związanych z The Reds:

– to, że cała najbliższa rodzina (tak się akurat przypadkowo złożyło – serio) kibicuje Liverpoolowi. Wspólne oglądanie meczy;

– chodzenie po Kijowie na kawalerskim kuzyna, kilka dni przed finałem CL w 2018 i śpiewanie przyśpiewek;

– rozwalenie sobie nogi po tym samym finale, gdy jechałem rowerem po papieroski na stację benzynową, wkurzony!

– odwrócony mecz z Norwich za Kloppa;

– półfinał z Borussią. Dwa piękne comebacki, a najsłynniejszy z Barceloną, oczywiście, kiedy nie mogłem oglądać, bo byłem w pracy na akcji serwisowej do późnej nocy. Kolega – kibic Barcelony – czytał relacje w internecie. Piękna sprawa.

Najfajniejsze wspomnienia zawsze z innymi ludźmi.

Adrian. 39 lat.

[M]: Od kiedy i dlaczego kibicujesz The Reds? Czy pamiętasz okoliczności towarzyszące tej chwili?

[A]: Generalnie moja przygoda z Liverpoolem rozpoczęła się w 1995 roku. Jako młody fan futbolu regularnie w kiosku ruchu miałem odkładany tygodnik „Piłka Nożna”, a także miesięcznik „Piłka Nożna plus”. Pamiętam jak w którymś numerze pojawił się obszerny artykuł o Liverpoolu, a także duże plakaty McManamana i Fowlera w wyjazdowych (z tego, co pamiętam) trykotach The Reds.

Od tego momentu rozpoczęło się śledzenie losów zespołu. W tamtych czasach było to dość trudne. Internet w Polsce „leżał”, jedynym źródłem informacji były wyniki z telegazety (magiczna strona 238) a także informacje z gazet, które wspomniałem powyżej.

Później było EURO 1996 i fantastyczne rajdy McManamana na skrzydle. Tak to wszystko się zaczęło i trwa do dziś.

[M]: Jakie jest Twoje najcenniejsze wspomnienie związane z kibicowaniem LFC?

[A]: Jeśli chodzi o spotkania oglądane w telewizji, to było ich naprawdę sporo.

Pierwszy mecz Liverpoolu, jaki oglądałem, to był bodajże świąteczny wyjazd do Newcastle (rok 1998 albo 1999) i wygrana 2:1 po golach McManamana.

Generalnie jest wiele fantastycznych wspomnień z naszymi meczami, gdyż Liverpool nie zwykł rozgrywać „normalnych” finałów, no może poza finałem LM w Madrycie. Tak więc można wskazać finał Pucharu UEFA z Alaves, Stambuł, finał Pucharu Anglii z Młotami w Cardiff, niesamowite dwumecze z Borussią i Barceloną w europejskich pucharach pod wodzą Kloppa.

Ten klub ma w swoim DNA mecze, przy których kibice nie zwykli się nudzić.

Debiut na meczu Liverpoolu w Anglii też miałem wymarzony. Poleciałem na Wyspy w sezonie, kiedy Brendan Rodgers i spółka bili się o mistrzowski tytuł. To było spotkanie z Man City na Anfield i słynne 3:2, po którym fanom wydawało się, że tytuł po wielu latach stagnacji jest na wyciągnięcie ręki. Rzeczywistość była brutalna, ale wspomnienia z tamtej wizyty w Liverpoolu były fenomenalne. Sam stadion, miasto, klubowe muzeum, otoczka, atmosfera. „Oddychałem” całym Liverpoolem przez okrągłe 4 dni.

Mariusz. 62 lata.

[M]: Od kiedy i dlaczego kibicujesz The Reds? Czy pamiętasz okoliczności towarzyszące tej chwili?

[MAR]: Nie mam pojęcia, mimo że często słyszę to pytanie! Trudno wskazać dokładny moment, bo było to tak dawno. Lata 70. – to na pewno.

Oczywiście wtedy trzymało się kciuki za polskie kluby, które święciły sukcesy w Europie i naprawdę należało się z nami liczyć. Poza tym było czymś nie do pomyślenia, żeby móc oglądać w telewizji mecze zagranicznych lig, tak jak możemy to robić dzisiaj.

Mimo to człowiek interesował się światową piłką, kupował gazety, np. „Dziennik Ludowy” i sprawdzał wyniki. A wtedy, chcąc nie chcąc, trzeba było zwrócić uwagę na Liverpool, który znajdował się w złotej erze Boba Paisleya, a na boiskach szalał Kevin Keegan.

Prawdopodobnie było to wtedy.

Uwielbiam też muzykę, w tym zespół The Beatles. A to kolejny czynnik kierujący uwagę właśnie na Liverpool.

Po latach, kiedy pojawiało się coraz więcej możliwości oglądania piłki w telewizji, naturalnie skierowałem się właśnie ku LFC.

[M]: Jakie jest Twoje najcenniejsze wspomnienie związane z kibicowaniem LFC?

[MAR]: Może z Liverpoolem nie jest to związane bezpośrednio, ale nigdy nie zapomnę legendarnych meczów Anglików z reprezentacją Polski. W obronie grał Emlyn Hughes!

Z nieco nowszej historii – finał w Stambule i cuda, jakie wyczyniał w bramce Jerzy Dudek.

O kibicowaniu


Powyższe historie, mimo że różnią się między sobą, mają kilka wspólnych elementów. W każdej rozmowie pojawiał się jakiś impuls – bodziec definiujący uczucia i przyszłą pasję, jak się okazuje, rozciągającą się na kolejne dekady.

I o tym też warto pamiętać. Bo choć możemy mieć inne zdania i poglądy, nasze początki kibicowania były podobne!

A jak to jest z autorem tekstu?

Pierwsze wspomnienia są dość trudne do sprecyzowania i umiejscowienia w czasie, jednak w związku z tym, że dotyczą Michaela Owena, przyjmijmy, że działo się to około roku dwutysięcznego.

Wtedy też dostawałem od rodziców pierwsze koszulki piłkarskie, jako dzieciak zafascynowany tą grą i nieustannie biegający za piłką po dworze. Jedną z nich była koszulka właśnie Owena – tak zwana targówka: plastikowa, nieprzepuszczająca powietrza i raczej nieprzyjemna w dotyku. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, bo przecież były z herbami i nazwiskami! (Miałem jeszcze między innymi Christiana Vieri z Interu czy mundialowego Rivaldo).

Tak więc padło na Owena, zapewne losowo, bo i meczów LFC nie miałem wtedy gdzie oglądać. Tata opowiadał mi o nim, jako jednym z ostatnich piłkarzy, dla których barwy klubowe mają znaczenie; wychowanków, którzy prawdopodobnie do końca kariery reprezentować będą jedne i te same barwy. Jak się skończyło, wszyscy wiemy, jednak dla kilkuletniego mnie była to wizja niesamowita, romantyczna, piękna. Też tak chciałem. Być jak Owen: wierny swojemu klubowi, grać dla Liverpoolu!

Później różnie to bywało, moją uwagę rozpraszały inne kluby (i wydarzenia), aż do finału w Stambule…

Oprócz tego meczu lubię wracać we wspomnieniach do początków kariery Kloppa na Anfield. Szalonych spotkań, jak z Norwich i połamanych okularów Niemca, fenomenalnej przewrotki Emre Cana z Watfordem czy główki Lovrena na 4:3 z Borussią…

Mam 31 lat. Moja historia kibicowania trwa około 20.
I wiecie co? Nie mogę się doczekać dalszego ciągu…

Bohaterom tekstu serdecznie dziękuję!

Maciej Szmajdziński

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (8)

ZeroOsw 05.09.2024 11:25 #
Jeśli macie ochotę, podzielcie się swoimi początkami. ;) Pozdro!
Scofield1111 05.09.2024 12:37 #
Piękne historie, pewnie jak większości z Nas ;) u mnie akurat to był 2001 rok i przyjście Jurka Dudka. Szans na oglądanie meczu nie miałem, tylko ta słynna telegazeta i jakiś Flash z bramkami po wiadomościach :D później przyszedł ten niesamowity sezon z LM w 2004-2005 roku... czy gdy Steve płakał po tym meczu z $ity o którym już było wspomniane.. płakałem razem z nim ;) czasów Roya nie chce pamiętać czy odejścia Torresa tym bardziej :D później już było co raz lepiej! YNWA
Arvedui 05.09.2024 12:56 #
U mnie wszystko zaczęło się podczas mistrzostw świata w 1998 roku. Bardzo chciałem, żeby tata kupił mi na naszym bazarku argentyńską koszulkę Gabriela Batistuty, ale nie było. I dostałem białą angielską z numerem 20 i nazwiskiem Owen na plecach (przez jakiś czas dzięki temu na podwórku wołali za mną Owen).
W gazetce Bravo Sport co numer był opisywany jakiś klub i niedługo później przypadkiem trafiłem na zespół tego Owena, Liverpool. Te trzy strony ze zdjęciami Anfield i schematem składu pełnym takich graczy jak David James, Steve Staunton, Phil Babb, Paul Ince, Steve McManaman mam gdzieś schowane do dziś. Później poszło już z górki: szalik pod choinkę, plakaty, mała flaga z Krupówek i co jakiś czas sprawdzanie wyników w telegazecie, list wysłany do klubu i przesyłka zwrotna z klubową broszurą. Tak, wiem, to było bardzo dawno temu.
Figa 05.09.2024 16:11 #
U mnie zupelnie inaczej i zdecydowanie mniej romantycznie, miałem z 9 lat. Kibicowałem tym ktorzy wygrywali, bylem sezonowcem, raz kibicowalem barcelonie, raz realowi. Pewnego razu padło na chelsea, przez moment sie z nimi utozsamialem. Zagrali oni z liverpoolem i przegrali ten mecz. Zostałem kibicem The Reds, dodatkowo strasznie fascynowalem sie wtedy coutinho i tak juz zostalem przy liverpoolu
Kalbiafka87 05.09.2024 16:53 #
Moja przygoda jako fana Liverpool rozpoczęła się w 1996 roku. Kolega w szkole podstawowej zaczął mnie porównywać do Michaela Owena. Ze podobnie gram jako napastnik:) Tak się zainteresowałem Liverpoolem. Mam do dziś zeszyt z wycinkami z gazet na tema Livepoolu i piłkarzy aktualnie grającymi w tamtych latach 90' to jest dla mnie złoto. Od tamtych czasów po dziś dzień jestem fanem liverpoolu. Moja garderoba to praktycznie większość akcentów w ukochanym klubie. Dzis moja 4,5 letnia córka w przedszkolu miała dzień piłkarza ,dzieci miały się ubrać w stroje pilkarskie. Oczywiście wiadomo jak poszła ubrana moja córeczka :) Spełniłem też marzenie z dzieciństwa ,żeby być na najlepszym stadionie świata i ogladac mecz ma żywo. Teraz jestem na takim etapie życia, że mogę robić to regularnie. Pozdro,dla wszystkich :) YNWA
hoster 05.09.2024 19:30 #
Ja też od 2001 i też pamiętam, że głównym źródłem informacji była telegazeta. Ze względu na Dudka gole Liverpoolu były czasami pokazywane w sporcie po wiadomościach poza tym można były jeszcze transmisje pucharu UEFA.
Pomimo Stambułu czy potrójnej korony za Houlliera to i tak najlepiej wspominam całe panowanie Jurgena. To były lata kiedy czuło się, że jesteśmy topem Europy. To był świetny czas żeby żyć jako fan LFC.
Man_In_Red 06.09.2024 04:34 #
Jak u kolegi poniżej wszystko zaczęło się od FRANCE98 i występie Owena przeciwko Argentynie. Tego lata biała koszulka Anglików z bazaru była moja. Całą średnią szkołę wołali na mnie Owen bo większość zajęć wf mi towarzyszyła. Na początku jak wielu innych śledziłem wyniki na telegazecie. Potem doszedł puchar UEFA w tv, sezon 00/01 z pamiętnym finałem przeciwko Alaves. Debiut ligowy wyszedł trochę zabawnie bo poszliśmy z kolegami na imprezę. Wchodzimy do klubu a tam na wielkim telebimie leciał mecz domowy przeciwko Leeds. Oczywiście impreza się dla mnie skończyła i z otwartą buzią oglądałem, bez głosu jak remisujemy 1:1 po golach Murphy’ego oraz Kewella dla gości. Nikt mnie kompletnie nie rozumiał tamtej pamiętnej nocy :) Pierwsza koszulka to rok 04 - domowa reeboka o rozmiar za duża ale kogo by to wtedy obchodziło. Po Istambule dumny jak paw wyjechałem na Wyspy i zamieszkałem 3h na północ od stadionu. Jedną z pierwszych decyzji w samodzielnym życiu było kupienie Canal+ żebym mógł nareszcie oglądać premier league ale nie każdy mecz był wtedy transmitowany. Trzeba było głosować itp. Benitez był pierwszym menago, którego kochałem. Toczył niezapomniane boje przeciwko Chelsea. Rok 2009 pierwszy wyjazd na Anfield: 4:0 przeciwko Burnley. Ostatnim meczem, który widziałem była konfrontacja przeciwko kanonierom, 1:1 tuż przed świętami. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to będzie ostatni raz za Jurgena. Strasznie wyłem kiedy odchodził. I tak to się kręci po dziś dzień no bo jak ich nie kochać. Arne Slot! Na-na-na-naaa …
Rush68 07.09.2024 00:08 #
Moje kibicowanie Liverpoolowi zaczęło się od...porażki z Widzewem w 1983.Spotkaly się drużyny z charakterem a Liverpool chyba trochę zlekceważył Widzewa.Wtedy Widzew też był niesamowity.Potem był finał z Romą i tańce Grobbelaara.Potem Heysel i 10 lat zakazu gry w pucharach.Wtedy najlepsza gazeta opisująca ligę ang było,,Tempo"Będąc w wojsku poprosiłem o zostawianie mi gazet do przeglądnięcia i wyobraźcie sobie te stosy papieru kiedy na urlopie wycinałem ciekawsze artykuły z ,,Tempa"i ,,Sportu"Szkoda że gdzieś się to pogubiło podczas przeprowadzki bo byłaby niezła kronika.Idolem moim był i jeszcze chyba jest Ian Rush.Taki sęp pola karnego.W trudnym okresie życia był finał w Stambule i trzy ciosy Milanu a potem nie patrzyłem na karnego Alonso i pobeczalem się jak było 3:3.Pozniej prawie zwariowałem...Wiadomo-mecze z Borussia czy Barceloną minimalne przegranie mistrzostwa pojedynki z City albo z porażka z Atletico Madryt główka Allisona...rzeklbym cuda.Panowie piłkarze jak Gerard Owen Torres-wiatr,Suarez Sturrige wiadomo Manę i oczywiście Salah albo pracusie jak Risse Kuyt Alonso...przyszłość nie wygląda aż tak źle jak się wydawać mogło po odejściu Jurgena.Walczymy do konca

Pozostałe aktualności

Curtis Jones jest uosobieniem stylu Slota  (2)
21.10.2024 22:50, B9K, The Athletic
Jones graczem meczu z Chelsea  (0)
21.10.2024 21:08, AirCanada, własne
Mellor komplementuje Jonesa i Trenta  (0)
21.10.2024 20:52, Olastank, liverpoolfc.com
Opinie prasy po wygranej z Chelsea  (0)
21.10.2024 20:03, Wiktoria18, Liverpool Echo
Carragher i Sturridge o przyszłości Salaha  (0)
21.10.2024 20:01, Mdk66, thisisanfield.com
Van Dijk potwierdza rozmowy o kontrakcie  (22)
21.10.2024 13:34, AirCanada, The Athletic
Kelleher: Zasłużyliśmy na 3 punkty  (1)
21.10.2024 12:36, AirCanada, Liverpool Echo