Szoboszlai - złote dziecko węgierskiego futbolu
Miejscem akcji jest akademia piłkarska na obrzeżach węgierskiego miasta Szekesfehervar.
W Fonix Gold posiadającym dwa kryte małowymiarowe boiska oraz małą salę gimnastyczną obiekty są skromne, jednak osiągnięcia klubowej akademii pod względem rozwoju młodych piłkarzy są niezwykłe. Półki i szafki w budynku klubowym są pełne trofeów, a ściany zdobią oprawione w ramki zdjęcia zespołów z przeszłości, świętujących cenne triumfy. Wśród byłych zawodników klubu prym wiedzie Dominik Szoboszlai.
To tutaj obecny pomocnik Liverpoolu i kapitan reprezentacji Węgier spędził większość swojego dzieciństwa. Fonix Gold został współzałożony przez jego ojca, Zsolta, w 2007 roku, kiedy Szoboszlai miał siedem lat, i od tego czasu znacznie się rozrósł - od początkowych 20 do około 250 młodych chłopaków szkolących się w przedziale wiekowym 5-19 lat.
Co ciekawe, trzech absolwentów akademii gra dziś w reprezentacji Węgier - Szoboszlaiowi towarzyszy w kadrze Kevin Csoboth (ze szwajcarskiego St Gallen) i Bendeguz Bolla (z austriackiego Rapidu Wiedeń). Wielu innych wychowanków Fonix Gold gra w najwyższej klasie rozgrywkowej na Węgrzech, a kilkunastu zawodników z obecnej akademii reprezentuje swój kraj w różnych kategoriach wiekowych.
- To powód do dumy, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jak długo istniejemy i jacy mali jesteśmy - mówi Zsolt w rozmowie z The Athletic.
- Kiedy Dominik tu był, pracowaliśmy z dziećmi z małego obszaru. Teraz przyjeżdżają z odległości stu, a nawet dwustu km.
The Athletic porozmawiało z Zsoltem o jego motywacji do założenia Fonix Gold i niekonwencjonalnych metodach treningowych, które pomogły zmienić jego syna w najdroższego węgierskiego piłkarza w historii oraz kluczowego gracza we wczesnych dniach rewolucji Arne Slota na Anfield. Na rozmowę udało się także namówić byłych nauczycieli szkolnych Szoboszlaia z Szekesfehervaru, którzy wciąż pamiętają go jako "urodzonego lidera" i ucznia, który "nienawidził przegrywać".
- Gdy tylko Dominik zaczął chodzić, miał piłkę przy nogach - mówi za pośrednictwem tłumacza Zsolt po tym, jak usiedliśmy w Fonix Gold oddalonym o około godzinę jazdy od stolicy Węgier, Budapesztu.
- Od trzeciego roku życia dawałem mu do wykonania małe ćwiczenia - oczywiście tylko wtedy, gdy tego chciał. Z moją historią to było naturalne, że chciałem przekazać mu część mojej piłkarskiej wiedzy.
Zsolt grał zawodowo w swojej ojczyźnie i w niższych ligach sąsiedniej Austrii, zanim zajął się trenowaniem po doznaniu poważnej kontuzji ścięgna Achillesa.
Ćwiczenia, które przygotowywał dla swojego syna w domu polegały m.in. na układaniu butelek z wodą w salonie tak, by Dominik mógł wykonywać między nimi slalom z piłką. Jeśli jedna z butelek została przewrócona, musiał zaczynać od nowa.
- Gdy chciałem mu to trochę ułatwić, nalewałem do butelek wody - wyjaśnia.
- Jeśli chciałem, by było trudniej, to w butelkach było dużo mniej wody i wtedy znacznie łatwiej się przewracały. Dawałem mu też zawsze kilka gumowych piłek wraz z celem, w który musiał trafić oraz balonik do żonglerki.
Gdy w domu zadzwonił dzwonek do drzwi, syn z tatą zawsze ścigali się, kto pierwszy je otworzy.
- Robiliśmy sobie zawody ze wszystkiego, z czego mogliśmy - ścigaliśmy się nawet o to, kto pierwszy się ubierze - uśmiecha się Zsolt.
- Chodziło o zaszczepienie w nim ducha rywalizacji, a to nigdy nie zaszkodzi - w końcu bez względu na to, jaką karierę wybierzesz, zawsze z kimś rywalizujesz.
Dominik w wieku sześciu lat dołączył do młodzieżowego zespołu Fehervar FC (wówczas znanego jako Videoton ze względu na umowę sponsorską), ale jego pobyt w lokalnym klubie najwyższej klasy rozgrywkowej był krótki, ponieważ Zsolt podjął odważną decyzję o usunięciu syna z zespołu i uruchomieniu własnej akademii.
- Czułem, że młodzieżowa piłka nożna potrzebuje innych pomysłów - mówi.
- Wraz z dwoma innymi rodzicami zostaliśmy współzałożycielami Fonix Gold. Chcieliśmy zrobić coś innego niż dotychczas. Położyliśmy duży nacisk na umiejętności techniczne. Uważaliśmy, że im bardziej uzdolniony technicznie jest zawodnik, tym lepiej radzi sobie z rozwiązywaniem problemów podczas meczu.
- Po zakończeniu kariery piłkarskiej trenowałem jedną dorosłą drużynę, ale to pomaganie młodym zawodnikom zawsze było moją największą pasją. W wieku sześciu czy siedmiu lat widać było, że Dominik ma talent. Potrafił kontrolować piłkę i dość łatwo wychodził z trudnych sytuacji.
W małych gierkach treningowych Zsolt zamiast narzutek dawał młodym zawodnikom opaski na głowę, a w każdej ręce zawodnicy musieli trzymać piłeczki golfowe.
- Celem opasek było zmuszenie chłopaków do ciągłego spoglądania w górę, aby znaleźć kolegę z drużyny. Jeśli zaś chodzi o piłeczki golfowe, chcieliśmy upewnić się, że nie będą popełniać fauli, ciągnąc za koszulkę przeciwnika. Chodziło o nauczenie ich techniki wykorzystywania swojego ciała tak, by dostać się przed rywala, a nie ciągnięcia za koszulkę.
- Dominik był dość szczupły, więc nie zawsze szukał sytuacji jeden na jeden. Wolał używać mózgu. Najważniejsze było jednak nauczenie się wszystkiego o samej grze. Jego celem nie było zostanie profesjonalnym piłkarzem, ale bycie tak dobrym, jak to tylko możliwe.
- Nadal chodził do kina i na wycieczki jak normalny dzieciak, ale robił to we właściwym czasie. Kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje, zawsze znajdowaliśmy czas i miejsce na trening.
Lokalne sukcesy Fonix Gold doprowadziły do zaproszeń na prestiżowe europejskie turnieje młodzieżowe - jak choćby Cordial Cup, w których uczestniczyły drużyny z czołowych klubów, takich jak austriacki Red Bull Salzburg czy niemiecki Bayern Monachium.
49-letni Zsolt wskazuje na wiszący na ścianie oprawiony kolaż zdjęć z triumfu w 2011 roku. 10-letni Dominik stoi dumnie w pierwszym rzędzie z medalem zwycięzcy zawieszonym na szyi.
- Mieliśmy dobry zespół i pokonaliśmy kilku dużych faworytów, a Dominik był naszą siłą napędową - mówi jego ojciec.
- Zawsze grał ze starszymi dziećmi. Urodził się w 2000 roku, ale zawsze grał z dziećmi urodzonymi w latach '98 i '99. Grał na całym boisku, ale zawsze był pomocnikiem.
- W 2011 roku, dzień przed meczem z Salzburgiem, Dominik był chory i wymiotował. Następnego dnia zaliczył jednak świetny występ. Ludzie z Salzburga byli pod takim wrażeniem, że zaprosili go do siebie na kolejne zawody kilka tygodni później. Ludzie zaczęli dostrzegać, że tutejsze dzieci są naprawdę zdolne.
Skauci nadal przybywali, by oglądać grę Dominika. Spędził również czas we włoskiej Atalancie i holenderskim ADO Den Haag, zanim zaakceptował ofertę dołączenia do akademii Salzburga.
- To nie były tak naprawdę testy. Wyjazd do Atalanty i Den Haag miał na celu pokazanie mu, jak wygląda piłka na światowym poziomie - wyjaśnia Zsolt.
- Nie planowaliśmy go tam oddać. Chodziło tylko o uzyskanie informacji zwrotnej na temat tego, na jakim etapie się znajduje.
- Nie myśleliśmy o profesjonalnej karierze, kiedy zdecydowaliśmy się na Salzburg, chodziło bardziej o ich dział rozwoju młodzieży, który szkolił zawodników w wieku od 15 do 18 lat. Zasady były wtedy takie, że Dominik mógł wyjechać za granicę dopiero po ukończeniu 16 lat. W Fonix mieliśmy tylko drużyny do lat 15, więc spędził jeszcze pół roku grając w MTK (klub najwyższej klasy rozgrywkowej z Budapesztu), zanim przeniósł się do Austrii.
Pięć minut jazdy od Fonix, w szkole Mihalya Vorosmartyego wita nas ciepło dyrektorka Bernadett Makaine. Gdy 400 dzieci w wieku od sześciu do 14 lat przygotowuje się do powrotu do domu, otwiera ona w swoim biurze puszkę ciastek, aby uczcić wizytę The Athletic.
Jej syn Andras, obecnie studiujący prawo na uniwersytecie w Budapeszcie, uczęszczał do tej samej klasy, co Dominik.
- Dominik jest wielką gwiazdą w naszym kraju, ale wciąż wraca do swojej starej szkoły, kiedy zjeżdża do kraju - mówi Makaine.
- Był tu uczniem od siódmego roku życia, mieliśmy wtedy umowę o współpracy z Fonix. Popołudniami mógł tam trenować. Zawsze był bardzo oddany grze w piłkę nożną. Kiedy tylko dzwonek dzwonił na przerwę, zawsze jako pierwszy wychodził na dziedziniec i zaczynał grać.
- Dominik jest inspiracją dla wszystkich tutejszych uczniów. Wszyscy o nim mówią, wszyscy ubierają się jak on. Wszyscy oglądają mecze Liverpoolu.
Csaba Szili uczył Szoboszlaia historii, a w tamtym czasie był także dyrektorem szkoły i menedżerem szkolnej drużyny piłkarskiej.
- Jestem dumny z tego, co osiągnął, ale jeszcze bardziej jestem dumny z tego, jaką jest osobą i jak się zachowuje - mówi Szili, obecnie przedstawiciel samorządu lokalnego.
- Dominik zawsze był dobrym uczniem, ale bardziej zaangażowanym w grę w piłkę niż w naukę. W szkole robił to, co musiał.
- Mieliśmy wtedy legendarną drużynę, wygrywaliśmy każde zawody, w których braliśmy udział. Dwukrotnie wygraliśmy Olimpiadę Studencką na Węgrzech. Bendeguz Bolla (obecnie kolega Szoboszlaia z kadry) był w tej samej szkolnej drużynie co Dominik.
Csaba Slett, jego nauczyciel wychowania fizycznego i szkolny trener piłki nożnej, dołącza do nas, wyposażony w zdjęcia wspomnianej zwycięskiej drużyny.
- Dominik szybko został kapitanem, był urodzonym liderem. Zawsze brał na siebie odpowiedzialność - mówi.
- Miał bardzo dobrą wizję na boisku. Jego zaangażowanie i umiejętności były ewidentne, ale nie mogę powiedzieć, że spodziewałem się, że osiągnie taki poziom. W przypadku węgierskiego zawodnika ciężko tego oczekiwać. Niewielu osiąga taki poziom jak on.
- Od zawsze nienawidził przegrywać. To było coś, czego musiał się nauczyć. Kiedy był w trzeciej klasie, grał przeciwko chłopcom starszym o dwa lata. Jeśli przegrywaliśmy, czasami się złościł. Tu widać na twarzy Dominika (Slett odnosi się do następnego zdjęcia), że nie jest zadowolony z takich sytuacji!
- Zazwyczaj jednak wygrywaliśmy. Pamiętam, jak graliśmy mecz kwalifikacyjny przeciwko innej drużynie z Fehervaru o udział w pucharze pięciu drużyn i byliśmy od nich znacznie silniejsi. Za każdym razem, gdy zdobywaliśmy bramkę, Dominik ścigał się, by wyjąć piłkę z siatki i umieścić ją z powrotem na środku boiska. Chciał jak najszybciej rozpocząć grę od nowa.
- Po 10 minutach prowadziliśmy 31:0! Sędzia skończył mecz, bo miał problemy z zapisaniem wszystkich bramek. Wygraliśmy mistrzostwa kraju w futsalu w wieku 12 i 13 lat, a Dominik został wybrany najlepszym zawodnikiem. Tak naprawdę nie potrzebowaliśmy bramkarza.
W trakcie zwiedzania szkoły dotarliśmy do miejsca, w którym nazwisko Szoboszlaia jest wyryte w granicie obok innych członków składu z 2014 roku, z podpisem: "Kivalo Labdarugocsapat" (z węgierskiego: doskonała drużyna piłkarska).
- Dominik miał odpowiednią osobowość, by poradzić sobie z wyprowadzką z domu w wieku 16 lat - mówi Zsolt, wspominając przeprowadzkę do Red Bulla Salzburg, która zapoczątkowała profesjonalną karierę jego syna.
- Już wcześniej pomogliśmy mu się do tego przygotować. Zawsze wpajaliśmy mu, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, prawdopodobnie będzie musiał odejść.
W Austrii notował szybkie postępy. Jego forma w siostrzanej drużynie FC Liefering doprowadziła w końcu do debiutu w pierwszej drużynie Salzburga w wieku 17 lat i siedmiu miesięcy w maju 2018 roku.
Rywalizacja między ojcem i synem nadal była silna. Kiedy nastoletni Dominik chciał wytatuować sobie na ramieniu cytat byłego kapitana Liverpoolu Stevena Gerrarda, usłyszał, że może dostać błogosławieństwo Zsolta pod jednym warunkiem.
- Powiedziałem: "Ok, ale tylko jeśli ukończysz na pierwszym miejscu wszystkie testy sprawnościowe w okresie przedsezonowym" - dodaje.
- Nawet dzisiaj rekordy tych testów w Salzburgu nadal są w posiadaniu Dominika.
- Kiedy chciał kupić własny samochód, powiedziałem: "Ok, pod warunkiem, że Salzburg zakwalifikuje się do Ligi Mistrzów, a ty będziesz miał coś wspólnego z tym, że się tam dostaną". Grali wtedy z Maccabi Tel Awiw (w ostatniej rundzie kwalifikacyjnej we wrześniu 2020 r.), a on strzelił gola w obydwu meczach. Mógł więc sprawić sobie samochód.
Jego rozwój był kontynuowany po przeniesieniu się za granicę do innego klubu ze stajni Red Bulla, RB Lipsk, w styczniu następnego roku. Szoboszlai pomógł swojemu nowemu zespołowi wygrać, a następnie utrzymać DFB-Pokal - niemiecki odpowiednik FA Cup w Anglii - w 2022 i 2023 roku.
Miał zaledwie 22 lata, kiedy został mianowany kapitanem Węgier po głosowaniu wśród członków drużyny trenera Marco Rossiego. Poprowadził swoją kadrę do tegorocznego Euro, gdzie Węgrom niewiele zabrakło do miejsca w 1/8 finału.
- Zawsze miał osobowość przywódcy - mówi Zsolt.
- Niektórzy uważają to za dziwne, że byłem dla niego dość surowy, ale to też chłopak z dużą osobowością i takie podejście pomogło mu stać się człowiekiem, którym jest dzisiaj. Umiejętność radzenia sobie z presją jest jednym z powodów, dla których został kapitanem. Tak właśnie dorastał - zawsze pod pozytywną presją.
W lipcu ubiegłego roku Szoboszlai przeszedł z Lipska do Liverpoolu za 60 milionów funtów (78,8 miliona dolarów według obecnego kursu), stając się czwartym najdroższym zawodnikiem w historii klubu. Na Anfield wystartował bardzo dobrze, ale w drugiej połowie ubiegłego sezonu kontuzje nieco osłabiły impet, z jakim wchodził do zespołu. Po letniej przerwie wrócił jednak odświeżony i, jak do tej pory, wyróżniał się pod okiem nowego trenera Arne Slota w pierwszych tygodniach kampanii 2024/25.
- Rozwijał się etapami, od Salzburga przez Lipsk po Liverpool - mówi Zsolt.
- Razem rozmawialiśmy o przeprowadzce do Anglii. Była perspektywa dołączenia do innej drużyny angielskiej, a także do drużyny z Włoch, zdecydowaliśmy się jednak na Liverpool - klub z wielką historią i tradycją, który może utrzymać rozwój Dominika we właściwym kierunku. On może osiągnąć wszystko, co zechce.
Zsolt wierzy, że kariera jego syna skorzystała na tym, że ma małe stopy (rozmiar 7 w Wielkiej Brytanii; 8 w USA). Wyśmiał jednak sugestie o tym, że kiedykolwiek celowo zakładał synowi zbyt małe buty, aby powstrzymać wzrost jego stóp.
- Jeśli chodzi o buty dla dzieci, mamy tylko jedną zasadę: nie kupuj większych butów niż potrzebujesz - mówi.
- Jeśli but jest za duży, stopa się ślizga, a kostki wychodzą po bokach. Generalnie jednak zgadzam się: myślę, że posiadanie mniejszych stóp pomaga. Mając mniejszą stopę, można lepiej kontrolować piłkę i łatwiej jest nauczyć się dokładniej opanowywać piłkę.
Nasz czas powoli dobiega końca, gdy nagle Zsolt odbiera telefon od swojego syna, który wraca do Fonix Gold, aby wziąć udział w letnich obozach treningowych. W ten sposób chce zapewnić wsparcie młodym ludziom marzącym o pójściu w jego ślady.
Obserwowanie, jak jego syn wybiega na boisko jako kapitan reprezentacji swojego kraju - jego następnym zadaniem będzie zmierzenie się z Niemcami w Dusseldorfie w sobotnim meczu Ligi Narodów - i błyszczy na dużej scenie w Premier League, musi sprawiać, że wszystkie te poświęcone na pracę godziny były tego warte.
- Nigdy nie myślałem o tym jak o pracy - mówi Zsolt.
- Po prostu robiłem to, co kocham. Podobało mi się to i to samo tyczy się Dominika. To oznaczało też, że mogliśmy spędzać czas razem. Obaj byliśmy bardzo zmotywowani. Jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz naprawdę na to zapracować. Tak jest ze wszystkim w życiu.
- Jeśli miałbym komuś udzielić rady, to brzmiałaby ona: "Nie marz, tylko wyznaczaj sobie cele". Marzenia mogą po prostu zostać gdzieś w głowie.
James Pearce
Komentarze (7)
Mi imponuje od początku tego sezonu szczególnie w w tym jak biega jak pies po całym boisku pressując albo odbierając piłki przeciwnikom. Mega to efektowne i daje duże korzyści zespołowi.
A Szobo jak na razie u Slota daje rade, mozna powiedziec że przez dobrą formę Węgra, Harvey praktycznie nie ma szans na grę. Oby tak dalej, duża rywalizacja jest potrzebna, bo mam wrażenie że za Kloppa trochę tego brakowało