Znaczenie Pucharu Ligi dla Arne Slota i Liverpoolu
Arne Slot nie wydaje się być kimś, kto wierzy w przesądy. Jeżeli jednak byłby w stanie w takowe uwierzyć, być może poczuje, że Liverpool ma szansę na potencjalne trofeum.
Nie minęło nawet pełne 12 miesięcy od kiedy Liverpool ostatni raz pokonał u siebie West Ham w Pucharze Ligi 5:1. Finalnie The Reds zwyciężyli tamte rozgrywki po raz rekordowy, 10 raz i to w niezwykłych okolicznościach.
Należy cofnąć się zaledwie 10 miesięcy wcześniej, do grudnia poprzedniego roku, kiedy to Młoty otrzymały poprzedni raz identyczne lanie. Swoją drogą, muszą oni być nieźle wyczerpani przyjeżdżaniem tutaj w ramach Puchar Ligi - ostatnie dwie wizyty West Hamu to aż 10 straconych goli. O ile wynik niekoniecznie oddawał przebieg całego meczu i stanu drużyny Lopeteguiego, tak pokazał, jaki głód zdobywania bramek panuje wśród piłkarzy Slota.
Zauważyć można ciekawą serię, a najbardziej imponujące we wczorajszym zwycięstwie mogło być to, że Liverpool nie myślał o zdjęciu nogi z gazu. The Reds strzelili 18 goli w 7 spotkaniach pod wodzą Holendra i zdaje się, że proporcja bramek do rozegranych meczów będzie tylko rosła.
Każdy, kto miał przywilej być na Anfield w lutym, kiedy to główka Virgila van Dijka dała zwycięstwo nad Chelsea wie, jak przyjemnym uczuciem jest wygrać ten puchar. Nawet jeżeli wielu twierdzi, że te rozgrywki są pomijane i lekceważone przez wielu uczestników, takie uczucie z pewnością nie panuje w Liverpoolu - w klubie, który najczęściej triumfował w tych rozgrywkach. Dwa z dziesięciu łącznych wygranych miały miejsce na przestrzeni ostatnich trzech sezonów, więc wspomnienia te są nadal żywe wśród fanów.
Dla Slota Carabao Cup również jest istotne. Nie jest może tak ważne jest jak pozostałe rozgrywki, w których The Reds biorą udział, jednakże jest to dla niego szansa, aby dokonać rotacji w składzie oraz dać szanse na grę tym, którzy normalnie są graczami rezerwowymi. Możliwość zwyciężenie trofeum nie powinna być także obojętna dla nowego trenera. Slot ma szansę pozytywnie zapisać się w księgach Liverpoolu już na przestrzeni pierwszych miesięcy.
Główny trener wybrał właśnie rezerwową drużynę, dokonując 9 zmian w wyjściowej XI względem poprzedniego spotkania, a ta stanęła na wysokości zadania i pokazała, jaka głębia istnieje w składzie Liverpoolu. Obecnie tylko Harvey Elliott i Alisson Becker nie są dostępni do dyspozycji trenera z powodów urazów. To pozwoliło Slotowi dokonać odpowiednich zmian w drużynie.
Wyjściowa XI, w której od pierwszej minuty zadebiutował Federico Chiesa, a wraz z nim w ofensywie wystąpili Cody Gakpo, Diogo Jota oraz Darwin Núñez, była odważna i nastawiona na atak. Tylko Urugwajczyk i Caoimhín Kelleher utrzymali miejsce w składzie względem spotkania z Bournemouth. Cała ofensywna czwórka odegrała swoją rolę w zwycięstwie.
Fakt, że Mohamed Salah, Luis Díaz oraz Dominik Szoboszlai mogli odpocząć na ławce rezerwowych pokazuje ów siłę składu, jeżeli ten jest tylko pozbawiony dużej ilości kontuzjowanych graczy. Oby tak dalej.
Zazwyczaj elegancko grający Jarell Quansah niewiele mógł poradzić przy pierwszej bramce dla West Hamu, która otworzyła wynik tego starcia. Wataru Endō nabił młodego Anglika próbując wybić piłkę z pola karnego. Można tu mówić o pechu młodzieżowego reprezentanta Anglii, który z pewnością pragnął zaimponować Slotowi w pierwszym występie od niezbyt udanego meczu wyjazdowego z Ipswich Town.
Jota ponownie pokazał swój zabójczy instynkt przy trafieniu wyrównującym stan rywalizacji, kiedy to wyskoczył najwyżej ze wszystkich w polu karnym, aby przeciągnąć strzał z woleja Federico Chiesy i skierować piłkę do siatki. To był kolejny dowód na jego intuicję strzelca i wydawać się może, że Portugalczyk może zdobyć jeszcze wiele goli w tym sezonie, o ile tylko pozostanie zdrowy. To samo tyczy się także drugiego trafienia - kliniczne wykończenie po sprytnej akcji Curtisa Jonesa, który prostopadłym podaniem odnalazł Jotę.
Podsumowując, mieliśmy do czynienia z typowym występem Diogo Joty. Nie brał może udziału w wielu akcjach, jednak jego wykończenie dało dwie kluczowe bramki The Reds. Protugalczyk bywa nieomylny.
Salah, w tym meczu w roli zmiennika, doczekał się nagrody za rewelacyjne podanie do Conora Bradleya. Młody Irlandczyk podał następnie do Mac Allistera, który oddał strzał, obroniony jednak przez Fabiańskiego. Polski bramkarz nic nie mógł jednak poradzić na dobitkę Salaha, która powędrowała pod poprzeczkę, nie dając szans na skuteczną interwencje. Ten gol dał już pewne zwycięstwo Liverpoolczykom, ale Gakpo postanowił jeszcze dobić Młoty zdobywając czwartego i piątego gola tego wieczoru.
Napastnicy Liverpoolu mają łącznie 15 goli w 7 spotkaniach, co daje świadectwo mocy ognia, jaką dysponuje w swojej drużynie Arne Slot. Posiadając tak wiele opcji w ataku, przeciwnicy będą musieli się mocno napracować aby ich uciszyć. Być może to będzie największą zagwozdką dla Holendra - jak sprawić, aby każdy z nich był zadowolony z otrzymywanego czasu na boisku, kiedy każdy z nich spisuje się tak dobrze?
Biorąc pod uwagę niemalże idealny start kariery na Anfield, Slot z pewnością poradzi sobie z tym przyjemnym bólem głowy.
Następne spotkanie w tych rozgrywkach to wyjazdowy mecz z Brighton. Po raz kolejny w czwartej rundzie Pucharu Ligi Liverpool zmierzy się z drużyną z południowego wybrzeża, jako że rok temu podejmowali Bournemouth. Taki tam kolejny przesąd dla Arne Slota. O ile ten w ogóle w nie wierzy.
Komentarze (0)