Vítězslav Jaroš kontynuuje tradycję Liverpoolu
Momentami w trakcie środowego meczu Carabao Cup na Amex Stadium z Brighton można było odnieść wrażenie, że jesteśmy świadkami kolejnego świetnego występu Caoimhina Kellehera.
W ostatnich latach drugi bramkarz The Reds wyrósł na najlepszy numer dwa w Anglii, choćby dzięki wybitnym występom w dwóch pucharowych finałach przeciwko Chelsea. Tym razem jednak to trzeci bramkarz Liverpoolu Vítězslav Jaroš zasłużył na pochwały, pomagając swojemu zespołowi wygrać 3:2 i awansować do grudniowego ćwierćfinału rozgrywek z ekipą Southampton, będącą czerwoną latarnią Premier League.
Kontuzja ścięgna udowego Alissona Beckera sprawiła, że wszyscy dziś kierują wzrok na obsadę pozycji bramkarza w Liverpoolu. Kelleher po raz kolejny godnie zastępuje Brazylijczyka w Premier League oraz Lidze Mistrzów, dlatego dostał dzień wolnego od Arne Slota, który zdecydował dokonać sporej rotacji w składzie na pucharowy mecz w środku tygodnia. Jaroš, który przez cały wieczór radził sobie z dośrodkowaniami piłkarzy Brighton, wykorzystał swoją szansę.
Slot wielokrotnie przywoływał nazwisko 23-letniego bramkarza reprezentacji Czech, mówiąc o głębii na pozycji bramkarza. W swoim pierwszym pełnym występie dla pierwszego zespołu Liverpoolu Jaroš udowodnił, że zasługuje na komplementy pod swoim adresem.
Wyglądał na dużo bardziej zaadaptowanego niż w meczu z Crystal Palace, w którym niespodziewanie musiał zmienić w drugiej połowie kontuzjowanego Alissona pod nieobecność Kellehera spowodowaną chorobą. Dokonał wtedy kluczowej interwencji po strzale Eberechiego Eze krótko po wejściu na boisko, jednak jego koledzy starali się minimalizować ryzyko pod swoją bramką. Nerwowość była aż nazbyt widoczna.
Tym razem było inaczej.
Jaroš po tym, jak został poinformowany dzień wcześniej przez Arne Slota, że zagra mecz z Brighton od pierwszej minuty, był w stanie odpowiednio się przygotować. Gdy momentami piłka trafiała w jego pole karne pod pressingiem rywali w pierwszych minutach spotkania, wyglądał na kogoś, kto komfortowo czuje się w nowej sytuacji.
Jaroš nie jest żółtodziobem. Grał na wypożyczeniu w St Patrick's Athletic (gdzie został wybrany najlepszym bramkarzem w lidze irlandzkiej), Notts County, Stockport County i austrackim Sturm Grazie, gdzie wygrał rozgrywki ligowe oraz krajowy puchar.
Być może nie mierzył się wtedy z rywalami na poziomie Premier League, jednak przeciwko Brighton pokazał, że potrafi poradzić sobie na tym poziomie, wykonując kilka kluczowych interwencji.
Wykazał się w sytuacji jeden na jeden z Tariqiem Lampteyem na początku meczu, ale najlepszej interwencji dokonał w drugiej połowie, gdy musiał zmienić kierunek i rzucić się w lewo, by sparować strzał głową Simona Adingry na słupek. Jego występ udowodnił słuszność decyzji klubu o pozostawieniu go w zespole, mimo letniej prośby bramkarza o odejście.
Miał pecha, że wpuścił dwa gole w końcówce. Może czuć, że dało się zrobić więcej przy utracie pierwszej bramki dla Brighton, gdy sparował piłkę wprost pod nogi Adingry, jednak przy golu Lampteya nie mógł nic zrobić, ponieważ piłka odbiła się od obrońcy. Jego spokój i pewność z piłką przy nodze była równie imponująca. Zespół Brighton bardzi szybko i wysoko pressował, jednak Jaros był przy wyprowadzeniu piłki spokojny i opanowany. Nie był zestresowany.
- Wszyscy widzieliśmy, jak ważne były jego interwencje - mówił Slot w pomeczowym wywiadzie.
- Rywale mieli pierwszą dobrą okazję w tym meczu, gdy nasz bramkarz wybronił sytuację sam na sam. Pamiętamy też jego interwencje z drugiej połowy.
- Do tego komfortowo czuł się z piłką przy nodze - wiedział, kiedy zagrać krótko, a kiedy posłać długie podanie. Pomogła mu również obecność jakościowych partnerów w rozegraniu na obronie w osobach Joe Gomeza i Jarella Quansaha. Podobała mi się cała ta trójka.
Wyczyny Jaroša pokazują, że trend widoczny za czasów Jürgena Kloppa utrzymuje się również pod wodzą Arne Slota - w razie potrzeby młodzi piłkarze Liverpoolu stają na wysokości zadania i zapewniają tak potrzebne wsparcie. W zeszłym sezonie w składzie na finał Carabao Cup znaleźli się Conor Bradley, Quansah, Bobby Clark, James McConnell, Jayden Danns, Lewis Koumas i Trey Nyoni.
Tyler Morton był jednym z młodych zawodników The Reds przebywających na wypożyczeniu - na poziomie Championship w Hull City - więc akurat jego zabrakło.
Liverpool latem nie chciał pozwolić na kolejne wypożyczenie Mortona, był za to gotów wysłuchać ofert transferowych za zawodnika, którego wycenił na 20 milionów funtów (26 milionów dolarów po obecnym kursie wymiany).
Niemiecki RB Lipsk oraz włoska Atalanta wyraziły zainteresowanie, podobnie jak Bayer Leverkusen Xabiego Alonso, który wysoko ceni umiejętności pomocnika. Nic konkretnego jednak się nie wydarzyło i ostatnie miesiące były ciężkie z perspektywy 22-latka. Po tym, jak przyzwyczaił się do regularnej gry w ciągu ostatnich dwóch sezonów, nie dostał możliwości, by móc kontynuować swój rozwój. Jego nastawienie jest jednak wyśmienite - ciężko pracuje na treningach, czekając na swoją szansę.
Ta wreszcie przyszła wczorajszego wieczoru i Morton zaliczył niezły występ - pełen energii, agresji i utrzymywania rytmu w środku pola. Szczególnie wyróżnił się sprytnym podaniem do Cody'ego Gakpo, które zaowocowało golem na początku drugiej połowy.
Jaroš i Morton nie są już dzieciakami, ale nie są też doświadczeni na najwyższym poziomie. Nie ma wielu takich zawodników w kadrze Liverpoolu. Clark został sprzedany w sierpniu do Red Bulla Salzburg, w jego ślady poszedł Stefan Bajčetić na roczne wypożyczenie, a do Championship wypożyczeni zostali Ben Doak (Middlesbrough) i Koumas (Stoke City). Danns i McConnell również mieli zostać wysłani na wypożyczenie, jednak na drodze stanęły urazy. Zamiast nich na ławce wczorajszego wieczoru pojawił się Ranel Young z drużyny U-21.
Slot żartował przed meczem o ściągnięciu z powrotem Bena Doaka ze względu na kontuzje Diogo Joty i Federico Chiesy, które sprawiły, że w dorosłej kadrze The Reds zostało czterech nominalnych napastników. To oznacza więcej minut w nogach dla zawodników pierwszego zespołu niż preferowałby Slot, jednak na tym polega trudność w balansowaniu między rozwojem młodych zawodników w drużynie seniorów.
17-letni Nyoni po raz kolejny pokazał przebłyski swojego talentu w drugiej połowie meczu. Był dostępny do gry przeciwko Brighton, ponieważ klub widzi dla niego najlepszą ścieżkę rozwoju w treningach z pierwszym zespołem, a nie w posyłaniu go na wypożyczenie.
To, że Bradley i Quansah nie są już postrzegani jako juniorzy, jest najlepszym dowodem ich rozwoju.
Bradley radził sobie lepiej po powrocie do gry po kontuzji. Quansah osunął się na ławkę rezerwowych po tym, jak został zmieniony w końcówce i to było najlepsze podsumowanie jego nastroju. Środkowy obrońca przeżywa trudny okres. Jego słabe podanie doprowadziło do pierwszej bramki Brighton, a przy drugiej to od niego odbiła się piłka, która zmyliła bramkarza. W ostatnim meczu Carabao Cup strzelił gola samobójczego, a w sierpniu, w weekend otwierający sezon ligowy, został zmieniony w połowie spotkania. Slot nie szczędził jednak pochwał zarówno jemu, jak i partnerujacemu mu Gomezowi.
Ostatnim razem to młodzi adepci akademii Liverpoolu zapewnili wsparcie dla gwiazd klubu w drodze do zwycięstwa w rozgrywkach. W lutym to Virgil van Dijk zdobył na Wembley bramkę przeciwko Chelsea, która zapewniła zwycięstwo w Carabao Cup. Tym razem na południowym wybrzeżu to jego rodak Gakpo zdobył dwa gole, zanim Luis Díaz trafił do siatki na pięć minut przed upływem 90. minuty.
Andy Jones
Komentarze (0)