Co wiemy po pierwszej połowie sezonu?
Liverpool jest na prowadzeniu w tabeli Premier League, ale czego powinni spodziewać się kibice w drugiej połowie sezonu?
Orkan Darragh mógł mieć inne pomysły na dwa kluby Merseyside. Jednak dla wszystkich innych w Premier League, połowa sezonu już została osiągnięta.
Pewne zwycięstwo Arsenalu 3:1 nad Brentfordem w Nowy Rok oznacza, że z wyjątkiem Liverpoolu i Evertonu po przełożeniu derbów Merseyside, które miały odbyć się w ubiegłym miesiącu, każda drużyna grała z 19 innymi drużynami najwyższej klasy rozgrywkowej po jednym spotkaniu.
Jak od dawna podkreśla Arne Slot, jest to doskonała okazja, aby dokonać podsumowania i ocenić to, co się wydarzyło, a co ważniejsze, co jeszcze przed nami w wyścigu o tytuł mistrza Premier League.
Slot ostatnio mówił o tym przełomowym wydarzeniu przed wizytą Liverpoolu w Londynie na mecz z Tottenhamem Hotspur niecałe dwa tygodnie temu.
- Jak mówiłem przez ostatnie trzy lub cztery miesiące, oceńcie tabelę po 19 meczach, ponieważ wtedy wszyscy grali z tymi samymi przeciwnikami – powiedział.
- Prawdopodobnie mieliśmy trochę szczęścia, na przykład Arsenal miał dużo czerwonych kartek na początku sezonu i dlatego stracili punkty. Teraz dostaliśmy czerwoną kartkę i straciliśmy punkty (u siebie z Fulham). Teraz mamy Tottenham na wyjeździe, który Arsenal miał na początku sezonu, Chelsea też już tam grała.
Warto pamiętać, że wchodząc w weekend przed świętami, gdyby Chelsea wygrała z Evertonem, a Liverpool nie pokonał Tottenhamu - co nie jest nie do pomyślenia - londyńczycy byliby na szczycie w święta.
Zamiast tego, niecałe dwa tygodnie później, znajdują się na czwartym miejscu 10 punktów za The Reds po bezbramkowym remisie na Goodison, po którym nastąpiły porażki u siebie z Fulham i na wyjeździe z walczącym o utrzymanie Ipswich Town.
To dowód na to, jak szybko sytuacja może się zmienić, a także przestroga dla tych, którym grozi załamanie, gdy Liverpool ma sześciopunktową przewagę nad Arsenalem, a do rozegrania jest jeszcze mecz z Evertonem.
Jeśli chodzi o wyniki w poszczególnych meczach w porównaniu z poprzednim sezonem, Liverpool ma pięć punktów więcej, a gdyby udało się rozegrać mecz z Evertonem wynik ten mógłby być jeszcze lepszy.
Ich dwaj główni rywale, Arsenal i Manchester City, ucierpieli w porównaniu z poprzednim sezonem. Kanonierzy mają o pięć punktów mniej, podczas gdy City ma aż o 12 punktów mniej, niż w zeszłym sezonie. Chelsea, z 10 punktami więcej, poczyniła największe postępy, ale w zeszłym roku zakończyła sezon z 19 punktami za trzecim w tabeli Liverpoolem.
Jeżeli chodzi o mecze pomiędzy tradycyjną wielką szóstką - Liverpoolem, Arsenalem, Tottenhamem, Chelsea i klubami Manchesteru City i United - Liverpool prowadzi w mini-tabeli z czterema zwycięstwami i jednym remisem, tuż za nim znajduje się Arsenal z dziewięcioma punktami.
Choć tylko głupiec skreśliłby City, potrzeba gigantycznego wysiłku ze strony Pepa Guardioli, aby nie tylko odrobić 14-punktową stratę do Liverpoolu, rozegrawszy jeden mecz więcej, ale także dotrzymać kroku The Reds, a jednocześnie odeprzeć pozostałych rywali. City przegrało już sześć meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej w tym sezonie i tylko raz wcześniej drużyna wygrała Premier League, będąc pokonana więcej razy - ale miało to miejsce w 42-meczowej kampanii, kiedy Blackburn Rovers przegrało siedem meczów w 1994/95.
Chelsea natomiast zajęła w zeszłym sezonie 10. miejsce i tylko dwukrotnie w historii Premier League – Leicester City w sezonie 2015/16 i sama Chelsea w kolejnym sezonie – udało się drużynie, która zdobyła tytuł, mimo że w poprzednim roku plasowała się poza pierwszą czwórką.
Nottingham Forest jak dotąd okazało się niespodzianką sezonu - jest to jedyna drużyna, która pokonała drużynę Slota - i traci osiem punktów do The Reds. Na pewno ucieszy ich fakt, że czterech głównych pretendentów - Liverpool, Arsenal, City i Chelsea - będzie musiało przyjechać na City Ground.
Ale coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że wyścig o tytuł Premier League sprowadzi się do bezpośredniej walki pomiędzy Liverpoolem i Arsenalem. Jeśli chodzi o pozostałe mecze, nie ma wątpliwości, że The Reds mają o wiele trudniejsze zadanie.
Choć już rozgrywali trudne mecze na wyjeździe z Arsenalem, Tottenhamem i Manchesterem United, drużyna Slota - która jest niepokonana na wyjeździe - muszą udać się do siedmiu drużyn z obecnej pierwszej dziesiątki, a także na Goodison Park na mecz z Evertonem. Tymczasem Kanonierzy muszą odwiedzić tylko trzy z obecnej pierwszej połowy.
Bardziej niepokojący dla Liverpoolu będzie jednak sposób, w jaki odpadli w zeszłym sezonie z walki o tytuł, tracąc 17 punktów w drugiej połowie rozgrywek, podczas gdy Kanonierzy stracili tylko osiem. Nerwy trzeba będzie trzymać na wodzy.
Arsenalowi pomaga również kalendarz Premier League, w której jest tak dużo londyńskich klubów. Między 6 listopada a 25 stycznia rozegrają tylko dwa z 18 meczów poza stolicą, z czego jeden odbędzie się zaledwie 70 mil dalej w Brighton w sobotę.
Zaplanowane ostatnie pięć meczów sezonu wskazuje, że drużyna Slota może potrzebować silnej przewagi przed końcem sezonu. Liverpool rozegra mecze wyjazdowe z Chelsea i Brighton oraz podejmie u siebie Tottenham i Arsenal, zakończy zaś sezon meczem na Anfield z Crystal Palace. Arsenal natomiast, oprócz wizyty na Anfield w 36. kolejce, kończy na wyjeździe w Southampton, ale ma Crystal Palace, Bournemouth i Newcastle United na Emirates.
Arsenal zatem wydawałby się na papierze nieznacznym faworytem, choć niewątpliwie woleliby mieć punkty w kieszeni, które Liverpool już zdobył. Jednak The Reds wiedzą, że walka o tytuł Premier League dopiero się zaczyna.
Ian Doyle
Komentarze (2)