Konferencja prasowa przed meczem z Accrington
Liverpool rozpoczyna swoją przygodę w tegorocznej edycji rozgrywek FA Cup od trzeciej rundy, podejmując drużynę Accrington Stanley z League Two na Anfield, w sobotnie południe.
Sprawdźmy, co miał do powiedzenia Arne Slot podczas dzisiejszej konferencji prasowej w AXA Training Centre.
O spekulacjach transferowych...
- Moje zdanie na ten temat jest takie, że mamy styczeń. Już po meczu z West Ham mówiłem, żebyście nie rozczarowywali mnie tymi wszystkimi klubami i piłkarzami, którzy rzekomo są zainteresowani naszymi zawodnikami, lub tymi, którzy nie grają zbyt często u nas i mogą szukać innych miejsc pracy! Tak, teraz to się dzieje. Dziewięć na dziesięć razy, 99 razy na 100, pod koniec okienka transferowego okazuje się, że prawie wszystkie te historie były nieprawdziwe. Więc co mogę na to powiedzieć? Plotki krążą, ale z mojej strony brak komentarza.
O relacji między Liverpoolem, a Accrington Stanley...
- Zbyt wiele nie wiem, bo jestem tu dopiero od pół roku. Ale na pewno kojarzę reklamę z mlekiem – chyba każdy ją zna. Zaraz po losowaniu pojawił się filmik z piłkarzem, który był niezwykle szczęśliwy, że zagra na Anfield. Więc te rzeczy są mi znane. Wiem także, że kilku piłkarzy z tej okolicy gra w Accrington Stanley. To już sporo, co wiem! Oczywiście znam również wiele na temat samej drużyny, a dzisiaj dowiem się jeszcze więcej, bo będziemy ją analizować szczegółowo. To wszystko, co mogę na ten moment powiedzieć.
O występach w dwóch ostatnich meczach...
- Nie zauważam zbyt wielu różnic w porównaniu do innych spotkań, które rozegraliśmy. Jedyną różnicą jest to, że te mecze odbyły się po zwycięstwach 6-3 z Tottenhamem i 5-0 z West Ham. Po tych meczach wszyscy mówili: "Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrzy, ale że aż tak, to może nie do końca". Porównując te spotkania do tamtych, przyznaję, że mecze z Manchesterem United i ostatni z Tottenhamem były na niższym poziomie, jeśli porównamy je do naszych pozostałych występów. Nawet mecz z Leicester City, w którym prowadziliśmy 2-1 na 10 minut przed końcem.
- W ciągu całego sezonu, jak już wielokrotnie wspominałem, wygraliśmy wiele meczów i prawie każdy z nich zasłużenie – może jedynie mecz z Chelsea był wyjątkiem – jednak w pozostałych przypadkach zasłużyliśmy na wygraną, choć różnice bramkowe były minimalne. Zawsze było bardzo blisko. Kiedy ktoś pyta, co możemy poprawić, chodzi o zwiększenie tej różnicy. Bo w przeciwnym razie zawsze będziemy zależni od szczęścia, pecha lub decyzji sędziów. Musimy zadbać o to, by nie być uzależnionymi od takich momentów. To kolejny krok, który musimy podjąć, aby przestać polegać na szczęściu czy nieszczęściu. Przykładem może być mecz z Crystal Palace, gdzie mieli oni ogromną szansę na 10 minut przed końcem, ale nie wykorzystali jej, a my wygraliśmy 1-0.
- W piłce nożnej, jak to bywa wszędzie na świecie, ocenia się nas przede wszystkim po wynikach. A przez pryzmat wyników ludzie oceniają naszą grę. Rzadko zdarza się, by po remisie czy porażce ktoś mówił: "Zagrali naprawdę dobrze". Długi wywód, ale w meczu z Tottenhamem, gdyby sędzia ukarał ich czerwoną kartką, utrzymalibyśmy czyste konto, a może jeszcze strzelilibyśmy gola przeciwko 10 zawodnikom. Wszyscy uznaliby to za trudny mecz wyjazdowy z czystym kontem, pełną kontrolą gry – po prostu za dobry występ Liverpoolu.
- Teraz, po stracie bramki, cała uwaga skupia się na naszej niedokładności, na błędach. Taka jest specyfika tej branży i to do mnie należy odpowiedź na pytanie: "Czy naprawdę jest taka duża różnica między naszymi występami z Leicester City, Ipswich czy Crystal Palace?" Moim zdaniem wciąż jesteśmy tą samą drużyną, która prezentuje równą jakość gry.
O Harvym Elliottcie...
- Zgadzam się z tobą, to niezwykle utalentowany piłkarz, który od dłuższego czasu wnosi ogromną wartość do naszej drużyny. W ostatnich tygodniach regularnie wchodzi na boisko, zdobywając cenne minuty. Jednak, tak jak dla niego, tak i dla innych zawodników, konkurencja w zespole jest ogromna, ponieważ rywalizują z wieloma wyróżniającymi się piłkarzami. Miał nieszczęście, ponieważ, jeśli dobrze pamiętam, po zaledwie dwóch meczach doznał kontuzji, która wykluczyła go na dłuższy okres.
- Z doświadczenia wiem, że zawodnicy, którzy wracają po dłuższej przerwie, mają trudności z osiągnięciem pełnej formy. W tej lidze, przy tak wysokim tempie i intensywności, zarówno nasza drużyna, jak i nasi rywale, prezentują bardzo wysoki poziom, więc powrót do optymalnej dyspozycji nie jest łatwy.
- Nie dotyczy to tylko Harveya, ale także niemal wszystkich zawodników, którzy wracali po przerwie wynoszącej kilka tygodni. Trzeba znaleźć odpowiednią równowagę, by dać im czas na boisku, aby odzyskali pełną formę, ale jednocześnie, by drużyna mogła dalej wygrywać każde spotkanie. Jak już wcześniej wspomniałem, nasze marginesy są wciąż wąskie, dlatego ważne jest, by wygrywać konsekwentnie. Gdy prowadzimy 5-0, możemy pozwolić sobie na więcej czasu gry dla tych, którzy wracają po kontuzjach, jednak to nie jest sposób, w jaki zwykle wygrywamy mecze. Dlatego, kiedy zdarza się pechowy moment, mogą się zdarzyć remisy lub porażki.
O postrzeganiu, że Liverpool jest atakowany głównie po prawej stronie...
- Może to także sugerować, że my sami atakujemy głównie tą stroną, co powoduje, że przeciwnicy przejmują piłkę i wyprowadzają kontratak właśnie po prawej stronie. Jeśli to tylko 12 procent, to nie widzę w tym niczego niepokojącego. Musimy jednak skupić się na tym, jak tracimy bramki i jakie szanse dajemy rywalom. Z pewnością nie jest to związane wyłącznie z naszą prawą stroną, ponieważ nawet jeśli rywale atakują ją, nadal muszą wejść do środka, by stworzyć sytuację bramkową. Wówczas zawodnicy grający w środku oraz ci z lewej strony również muszą włączyć się w obronę. Zauważam pewien wzór w bramkach, które tracimy, ale nie sądzę, by miało to jakikolwiek związek z Trentem, jeśli o to pytasz. Zdecydowanie nie. Trent rozegrał jeden trudny mecz, a może kilka, które były przeciętne lub dobre, ale w większości przypadków był jednym z najlepszych zawodników w tym sezonie. Wiem, że teraz jest na niego duży nacisk, ale chciałbym również zwrócić uwagę na jego świetną postawę, kiedy wszedł na boisko na ostatnie pół godziny [w meczu z Tottenhamem] i jak pozytywnie zareagowali na niego nasi kibice. To właśnie sprawiło mi jeszcze większą satysfakcję.
O wyzwaniach związanych z grą przeciwko drużynie z niższej ligi w Pucharze Anglii...
- Każda drużyna, która gra przeciwko nam, traktuje to jako wyjątkową okazję – a szczególnie zespoły z niższych lig. Będą maksymalnie zmotywowani, żyli tą myślą przez wiele tygodni, a 9 na 10 razy wszyscy zawodnicy są w pełni sprawni i nie ma zawieszeń. Wyzwanie polega na tym, by wydobyć z siebie to, co najlepsze. Każdy rozumie, że w finale Ligi Mistrzów wszyscy są podekscytowani i gotowi – a dla tych drużyn, które z nami grają, ten mecz będzie właśnie takim „finałem Ligi Mistrzów”. Musimy być tego świadomi. Z doświadczenia wiem, że pierwsze 25 minut lub pół godziny to zwykle najtrudniejsza część meczu, ponieważ drużyna przeciwna będzie niezwykle intensywna. To na nas spoczywa odpowiedzialność, by być gotowym na to, że będą chcieli rozegrać najlepszy mecz w swoim życiu. I musimy postarać się zrobić to samo.
O znalezieniu „równowagi między odpoczynkiem, a rytmem” dla zawodników...
- Nie jest to trudne, ponieważ w lidze takiej jak ta, w której rozgrywanych jest tak wiele meczów, jednym z kluczowych aspektów jest zapewnienie zawodnikom odpoczynku, gdy tylko jest to możliwe. Zawsze zastanawiasz się, czy zawodnicy powinni dostać kilka dni wolnego, co zdarzało się w tym sezonie i po tych przerwach osiągaliśmy dobre wyniki. Zawsze analizujesz swoje decyzje, zastanawiasz się, co można było zrobić lepiej.
- W obu meczach [przeciwko Manchesterowi United i Tottenhamowi] intensywność była bardzo wysoka, bo tego wymagały oba spotkania, zwłaszcza mecz z Kogutami. Jeśli spojrzymy na fizyczny wysiłek, był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie, choć niekoniecznie oznacza to, że graliśmy najlepiej piłką. W kontekście fizycznym było to jedno z najbardziej intensywnych spotkań. To pokazuje, że odpoczynek pomógł zawodnikom być w pełni gotowymi do rywalizacji. Trudno uwierzyć w twierdzenia, że jesteśmy zmęczeni – absolutnie nie, wręcz przeciwnie, jesteśmy na wyższym poziomie. Zmiana, której nie wszyscy zauważyli, polega na tym, że w porównaniu do meczu sprzed dwóch tygodni zmieniliśmy pięciu zawodników, z których kilku nie miało zbyt wielu minut w ostatnich sześciu czy siedmiu tygodniach.
- Jak już wcześniej mówiłem: jeśli zawodnik wraca po sześciu czy siedmiu tygodniach przerwy, trenuje indywidualnie, a potem ponownie musi zmierzyć się z intensywnością tego poziomu, to czasami musi znaleźć swój rytm w pierwszych 10, 15, czy 20 minutach meczu. Myślę, że to właśnie było widoczne w meczu z Tottenhamem, co mogło zostać w głowach wielu osób na dłużej. Jednak patrząc na całe spotkanie, w tym ostatnich 70 minut, widzę, że byliśmy w stanie – tak samo jak w meczu sprzed dwóch tygodni – dotrzeć do strefy ataku Tottenhamu. Zdecydowanie była różnica w końcowej fazie akcji, nie stworzyliśmy tylu sytuacji w tych samych pozycjach co wcześniej, ale to zupełnie naturalna sytuacja w trakcie trwania sezonu. Strefa końcowa to zawsze najtrudniejszy obszar boiska – czasami napastnicy tworzą okazje jedna za drugą, a czasami jest to po prostu trudniejsze.
O tym, czego oczekuje od Federico Chiesy w drugiej części sezonu i czy sobotni mecz to dla niego szansa na zdobycie minut…
- Jak już wspomniałem, każdy mecz to dla każdego zawodnika okazja, by zaprezentować się na boisku. Trudności Federico nie wynikają wyłącznie z kwestii, o których wcześniej wspomniano – nie będę powtarzać tych szczegółów – ale także z rywalizacji z takimi zawodnikami jak Cody Gakpo, Luis Díaz, Diogo Jota, Darwin Núñez czy Mo Salah. Wszyscy doskonale wiedzą, jakie wyniki osiąga Mo Salah; trudno znaleźć powód, by ściągnąć go z boiska podczas meczu lub przed nim, zwłaszcza że jest w doskonałej formie. Wielokrotnie podkreślałem, że to on był najsprawniejszym zawodnikiem podczas okresu przygotowawczego i codziennie podejmuje wysiłek, aby utrzymać swoją formę meczową. Chce grać w każdym spotkaniu i pojawia się na każdym meczu.
- Więc chodzi nie tylko o Federico, gdy mówimy o jego ograniczonym czasie gry, ale także o innych zawodników. Jeśli chodzi o Federico, ma to związek z tym, jak dołączył do drużyny. Pozostali zawodnicy trenowali od dłuższego czasu, a on musiał nadrobić zaległości w kwestii przygotowania fizycznego. To połączenie czynników sprawia, że nie grał jeszcze tak często, ale poczekajmy i zobaczymy w nadchodzących tygodniach i miesiącach, czy będzie w stanie nam pomóc, ponieważ druga część sezonu będzie jeszcze ważniejsza niż pierwsza.
O tym, czy Rio Ngumoha i Trey Nyoni mogą zostać powołani do kadry na mecz z Accrington…
- Musimy jeszcze przeprowadzić trening. Wczoraj nie było to możliwe, ponieważ nasz lot powrotny z Londynu był opóźniony, więc daliśmy zawodnikom dzień wolnego. Musimy poczekać i sprawdzić, jak zawodnicy czują się dzisiaj, a następnie podejmiemy decyzję, którzy z nich znajdą się w kadrze meczowej. Trey wielokrotnie był już powoływany do kadry. Rio pojawił się tylko raz, podczas meczu wyjazdowego z Southampton. Obaj zawodnicy radzą sobie bardzo dobrze podczas treningów z pierwszym zespołem oraz w meczach drużyny U-21. Jeśli będą kontynuować tę dobrą formę, ich szanse na grę w pierwszej drużynie na pewno wzrosną.
Komentarze (0)