Na czym polega magia Pucharu Anglii
Josh Woods już sporządził swoją listę życzeń.
Gdy przyjdzie największy dzień w jego życiu - i życiu jego kolegów z Accrington Stanley - ma nadzieję zdobyć pamiątkę z wyprawy na Anfield, która nadal wydaje się dla niego jak sen.
- Nie wiemy jeszcze, kto zagra, ale na szczycie mojej listy życzeń są koszulki Trenta, Mac Allistera, Virga i Salaha - zdradza napastnik, którego sympatia do Liverpoolu aż bije ze sposobu, w jaki wymienia nazwiska zawodników drużyny The Reds.
- Aha, no i Ibou [Konaté] napisał do mnie na mediach społecznościowych, co było naprawdę miłe. Odpisał mi: "Let’s go" z serduszkiem.
Nazwisko Woodsa być może nie jest jeszcze rozpoznawalne wśród kibiców w Anglii, ale jego twarz może wydawać się znajoma.
Nagranie emocjonalnej reakcji zawodnika - skaczącego po salonie z radości - na wylosowanie drużyny z Premier League w trzeciej rundzie Pucharu Anglii obiegło internet, przypominając wszystkim, o co w tej rywalizacji tak naprawdę chodzi.
Sobota będzie surrealistycznym dniem dla 24-latka, zwłaszcza że przez długi czas nie wyobrażał sobie, że może zrobić karierę w futbolu. Gdy jego rówieśnicy trenowali w akademiach, on rozwijał zupełnie inne umiejętności - umiejętności fryzjerskie, które zresztą do dziś mu się przydają.
- Zaczęło się, gdy miałem jakieś 11 lat - wspomina Woods.
- Byłem chłopakiem na soboty, sprzątałem i robiłem herbatę w salonie Moores and Co Barbers w Skelmersdale.
- Potem, mając 12 czy 13 lat, zacząłem już sam strzyc. Od 14. roku życia pracowałem tam po szkole na pełen etat. Wchodziłem w szkolnym mundurku, a klienci patrzyli na mnie zdziwieni. Nie widuje się tego codziennie, prawda?
- Tak to wszystko się zaczęło. Nie byłem najlepszy w piłkę, gdy byłem młodszy, ale w tym roku, który minął mi na strzyżeniu, moje ciało się zmieniło i zacząłem robić postępy. Wciąż obcinam włosy dziadkowi i paru chłopakom z drużyny. Nie biorę od nich pieniędzy, ale teraz, jeśli mam być szczery, skupiam się głównie na piłce.
- W miejscu, z którego pochodzę - w lidze amatorskiej - takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Rozumiesz, o co mi chodzi?
- Moi kumple mają karnety na The Kop i chodzę tam, kiedy tylko mogę. Ostatni mecz, na którym byłem, to wygrana z Bayerem Leverkusen [4:0 w Lidze Mistrzów w listopadzie].
Woods nie jest jedynym członkiem zespołu, który ma do opowiedzenia ciekawą historię. Jest też trener John Doolan, który kiedyś trenował Alexandra-Arnolda w akademii Liverpoolu, a jako posiadacz karnetu na mecze Evertonu siedział na trybunie Park End podczas czwartkowego meczu z Peterborough United.
Jest także Billy Crellin, mistrz świata U-17 i bramkarz wypożyczony z Evertonu, który spróbuje powstrzymać jedną z najbardziej zabójczych formacji ofensywnych. Albo Liam Coyle, były junior Liverpoolu. 25-letni pomocnik, który kiedyś był kapitanem drużyny U-18 prowadzonej przez Stevena Gerrarda, teraz znalazł swoje miejsce w sercu Lancashire.
- To znaczy dla mnie absolutnie wszystko - mówi Coyle, który również podcina włosy u swojego kolegi z drużyny i dzieli z nim samochód w drodze na trening.
- Liverpool to chyba najlepsza drużyna na świecie. Dołączyłem do nich, mając dziewięć lat, a odszedłem w wieku 21. To było szaleństwo, gdy przyszedł Stevie. Zrobił mnie kapitanem i pamiętam, jak powiedział w wywiadzie: "Ewidentnie wyznaczasz standard dla wszystkich innych, dajesz z siebie wszystko". Wciąż staram się to robić.
- Na początku byłem załamany, że mnie zwolnili, choć wiedziałem, że to się stanie. Miałem kontuzje. Pojechałem na testy do kilku miejsc - Boltonu, Blackburn - ale gdy tylko trafiłem tutaj, to było jak nowe otwarcie.
"Trening u nich? Może od razu spytajmy Arne Slota, czy nie chce go poprowadzić"
Tydzień przed wielkim dniem Wham Stadium było centrum zainteresowania mediów. Wśród odwiedzających znalazł się David "Bumble" Lloyd, jedna z ikon miasta. Lloyd, były zawodnik Accrington z lat 60', a później gwiazda krykieta, wspominał stare czasy w rozmowie z właścicielem klubu, Andym Holtem.
Przechadzając się obok ciasnych szatni, zatrzymał się przy ścianie pełnej historycznych fotografii. Wskazując na znajome twarze, mówił:
- To Willie Devine, Mike Ferguson, George Hudson - napastnik nie do zatrzymania.
Wtorkowy poranek przypomniał jednak, że magia Pucharu Anglii często zderza się z rzeczywistością. Śnieg pokrył boiska treningowe klubu, zmuszając drużynę do przeniesienia zajęć do Soccerdome w pobliskim Blackburn. Trening odbywał się na boiskach nazwanych na cześć George’a Besta i Marco van Bastena, a nad zawodnikami górował olbrzymi portret Mohameda Salaha, który zdawał się czujnie obserwować godzinny trening.
W tym czasie w bazie klubu trwały gorączkowe próby znalezienia miejsca na kolejne sesje treningowe w tym tygodniu. Dyrektor zarządzający Dave Burgess i menedżer John Doolan obdzwaniali lokalne kluby, ale większość z nich odmawiała pomocy. W pewnym momencie pojawił się nawet pomysł, by poprosić Liverpool, sobotniego rywala.
- To szaleństwo. Wszędzie są tam kamery. Równie dobrze moglibyśmy spytać Arne Slota, czy nie chce poprowadzić sesji - żartował pochodzący z Kirkby Doolan.
- Aż przypomniała mi się sytuacja z Marcelo Bielsą i jego szpiegowaniem Derby County, gdy prowadził Leeds.
56-letni Doolan, który również grał dla Accrington, śmieje się, ale ma też powody do dumy w swoim życiu zawodowym. Jego drużyna opuściła strefę spadkową League Two po dwóch zwycięstwach nad Grimsby Town i Colchester United, co wyraźnie podniosło morale w szatni.
Doolan osobiście oglądał Liverpool w ich ostatnim meczu ligowym - zremisowanym 2:2 z Manchesterem United - i wrócił z pomysłami na to, jak podejść giganta Premier League.
- Powiedziałem po meczu Gedowi [Brannanowi, asystentowi trenera]: "Wiem, jak ich ugryźć, naprawdę wiem, jak ich ugryźć" - przyznaje z uśmiechem.
- Widziałem pewne rzeczy, ale czy naprawdę możemy to zrealizować? To magia pucharów, musisz w to wierzyć. Trzeba zagrać tak, by kibice byli dumni, bo taki mecz może już nigdy się nie powtórzyć… Choć, kto wie, może w kolejnej rundzie znowu będziemy mieli taką okazję.
Dla Doolana magia pucharów nie jest nowością. Zaczynał od trenowania młodzieży w Liverpoolu - co ciekawe, za jego czasów do zespołu wszedł 6-letni wówczas Trent Alexander-Arnold, który grał jako napastnik i strzelał mnóstwo goli - potem trafił do Evertonu, aż w końcu wylądował w Wigan Athletic. Był członkiem sztabu trenerskiego Uwe Röslera, gdy w 2014 roku piłkarze Wigan przegrali po rzutach karnych półfinał Pucharu Anglii z Arsenalem, rok po sensacyjnym triumfie nad Manchesterem City w finale rozgrywek.
W 2016 roku, jako asystent Alana Stubbsa w Hibernian, Doolan świętował zwycięstwo nad Rangers w finale Pucharu Szkocji, przerywając 114-letnią passę bez trofeum.
Tym razem różnica między rywalami jest jeszcze większa - w hierarchii angielskiego futbolu Liverpool, lidera Premier League, i Accrington, które zajmuje 19. miejsce w League Two, dzieli 85 miejsc.
Przez pewien czas w grudniu, gdy wyniki były słabe, w siedzibie klubu obowiązywało nieoficjalne embargo na słowo "Liverpool". Wszystko po to, by uniknąć dekoncentracji. Jednak Shaun Whalley, 37-letni weteran drużyny, wie, jak trudno ignorować takie wydarzenie. Whalley był w zespole Shrewsbury Town, który w 2020 roku doprowadził do powtórki meczu z Liverpoolem w czwartej rundzie Pucharu Anglii. Prawie strzelił gola, ale jego trafienie zostało anulowane przez VAR, a Shrewsbury przegrało 0:1 po bramce samobójczej.
- Shaun ma doświadczenie w takich sytuacjach - mówi Doolan.
- Powiedział mi: "Trudno o tym nie myśleć". Sam pamięta, jak walczył ze swoją drużyną o play-offy w League One, ale gdy w pucharze trafili na Liverpool, spadli w tabeli. Tym razem to również wpłynęło na zawodników, ale na szczęście mamy to już za sobą.
Niebieska przeszkoda na drodze The Reds
Dla Billy’ego Crellina, bramkarza, który był w zespole Anglii U-17, zwycięstwo w Mistrzostwach Świata w Indiach w 2017 roku było jednym z największych sukcesów w karierze. W wygranym 4:0 meczu grupowym przeciwko Irakowi Crellin dzielił boisko z takimi graczami jak Marc Guéhi, Conor Gallagher, Jadon Sancho czy Emile Smith Rowe. Phil Foden i Morgan Gibbs-White wchodzili wtedy z ławki. Anglia zakończyła turniej, triumfując w finale nad Hiszpanią.
Siedem lat później kariera Crellina rozwija się spokojniej niż u wielu jego ówczesnych kolegów z drużyny. W 2022 roku przeniósł się z Fleetwood Town do Evertonu - klubu, któremu kibicował jako dziecko - a obecnie jest wypożyczony do Accrington Stanley, licząc, że system wypożyczeń pomoże mu, podobnie jak kiedyś Jordanowi Pickfordowi.
Były trener bramkarzy Evertonu, Billy Mercer - który odszedł z klubu w czwartek wraz z Seanem Dyche’em - jeszcze do niedawna co tydzień sprawdzał postępy Crellina. Sam 24-latek uważa, że codzienne treningi z zawodnikami Premier League stanowią dziś dla niego bezcenne doświadczenie.
- Na treningach Evertonu każdego dnia mierzyłem się z pierwszą drużyną, teraz zagramy z zawodnikami na podobnym poziomie - mówi Crellin.
- To jest inna szybkość, siła, atletyzm. Nie jest to może przepaść w porównaniu do tego, co doświadczam w tym sezonie, ale na najwyższym poziomie myśli się nieco szybciej. Patrząc z perspektywy bramkarza, nie ma choćby dodatkowego kontaktu z piłką przed strzałem, strzały są oddawane bez zamachu itd.
"Accrington Stanley? A kim oni są? Słyszymy to cały czas"
Około 4700 kibiców Accrington wyruszy w sobotę na Anfield w 20 autokarach, a dyrektor zarządzający Dave Burgess podkreśla szybkość, z jaką rozeszły się bilety. Średnia frekwencja na Wham Stadium to zaledwie 1800-2000 osób.
- Liczba "51" będzie mi się chyba śnić do końca życia - mówi Burgess.
- Kiedy wylosowaliśmy Liverpool, musieli mnie zbierać z podłogi. Kocham romantyzm Pucharu Anglii. Pamiętam choćby jak Bristol City wygrał na Anfield, ale są też względy praktyczne.
- Budżet klubu na płace wynosi 1,4 miliona funtów - i to co do pensa. Za samą transmisję meczu Accrington otrzyma 85 tysięcy funtów, a w przypadku porażki dodatkowe 25 tysięcy. Ponadto klub zarobi 45 procent z wpływów z biletów na Anfield, co przy pojemności 61 tysięcy miejsc może przynieść ponad 350 tysięcy funtów.
- To dla nas różnica między być na plusie a mieć stratę - tłumaczy Burgess.
- Te pieniądze pozwolą nam się rozwijać, pomogą też w utrzymaniu się w League Two. Przeszliśmy naprawdę długą drogę. Dziesięć lat temu prysznice nie działały, jeśli ktoś spuścił wodę w toalecie. Miejscowa sieć wodociągowa przechodziła przez środek stadionu.
- Właściciel Andy Holt zainwestował w nową murawę, przebudował trybuny, zbudował nowoczesny bar i loże za 2,5 miliona funtów oraz postawił kioski gastronomiczne.
Accrington, z wiarą spoglądając w przyszłość, nie ucieka od swojej historii. Nawet od słynnej reklamy mleka z 1989 roku.
W reklamowym spocie rozmawia ze sobą dwóch młodych kibiców Liverpoolu. Jeden z nich mówi, że Ian Rush stwierdził, iż picie mleka pomoże mu zagrać w Accrington Stanley. "Accrington Stanley? A kim oni są?" - pyta drugi. "Dokładnie" - odpowiada pierwszy.
Legenda głosi, że Accrington zastąpiło Tottenham Hotspur, który nie zgodził się na użycie swojej nazwy.
W miniony weekend drużyna zatrzymała się w Norton Canes na autostradzie M6 i natknęła się na grupę fanów Evertonu. W odpowiedzi na widok zawodników w klubowych dresach usłyszeli znajome zawołania: "Accrington Stanley? A kim oni są?"
- Słyszymy to cały czas - śmieje się Doolan.
Teraz jednak Accrington będzie miało okazję zaznaczyć swoją obecność na piłkarskiej mapie Anglii. Klub zamówił na mecz z Liverpoolem specjalne niebieskie stroje, na których znajdzie się data spotkania. Piłkarze zagrają w pierwszej połowie w jednej wersji, którą zachowają na pamiątkę. Koszulki z drugiej połowy zostaną zlicytowane, a jedna z nich powędruje na wymianę z zawodnikiem Liverpoolu. Piątkowy wieczór drużyna spędzi w luksusowym hotelu.
Dopiero w drodze powrotnej z wygranego 2:0 meczu z Colchester zakaz rozmów o Liverpoolu został oficjalnie zniesiony. Myśli zawodników zaczęły więc krążyć wokół wyjścia na Anfield, gry przed trybuną The Kop i całej tej mieszanki ekscytacji, strachu i ogromnej szansy, jaka ich czeka.
- W drodze powrotnej towarzyszyła nam świetna atmosfera - wspomina z uśmiechem Burgess.
- Było dużo śmiechu i żartów. Nie umieliśmy się choćby zdecydować, która czwórka zawodników będzie kryła Salaha.
Paul Joyce
Komentarze (0)