John Aldridge o przegranej w FA Cup
John Aldridge analizuje szokujące odpadnięcie Liverpoolu z Pucharu Anglii z rąk Plymouth Argyle w pierwszej części swojej cotygodniowej kolumny w Liverpool Echo.
Było to naprawdę rozczarowujące zobaczyć, jak Liverpool odpada z Pucharu Anglii po meczu z Plymouth Argyle. Występ zespołu był poniżej oczekiwań.
Rozumiem, dlaczego Arne Slot wystawił taki skład, ale moim zdaniem to był błąd. Wszyscy popełniamy błędy, ale myślę, że powinien mieć na ławce rezerwowych kilku kluczowych zawodników. Chociażby po to, żeby wpuścić ich na 15-20 minut pod koniec meczu, jeśli byłoby to konieczne do odwrócenia losów spotkania. Ale stało się.
Musimy to przyjąć na klatę. Nie zasłużyliśmy na nic więcej, a Plymouth w pełni zasłużyło na awans. To nie jest wina Arne Slotta. Gdy drużyna wychodzi na boisko, to od niej zależy wynik. Zawiedli go.
Rzut karny był ewidentny, nie mamy na co narzekać. Nie można wyskakiwać z rękami w górze. To lekcja nie tylko dla Harveya Elliotta, ale dla wszystkich zawodników. To trudne, wszystko dzieje się w ułamku sekundy. Nie myślisz o tym, że piłka trafi w twoje ręce. Niestety, Harvey je uniósł i piłka je dotknęła. Nie zrobił tego celowo, ale we współczesnym futbolu to oczywisty rzut karny, i tyle.
Powtórzę: jestem dinozaurem. Uwielbiam Puchar Anglii. Uwielbiałem w nim grać, uwielbiałem go wygrywać. Dorastając, to były najważniejsze rozgrywki pucharowe. Ale czasy się zmieniły i teraz już tak nie jest.
Nie będę wskazywał winnych, bo to była porażka całej drużyny. Byłem w takiej sytuacji wielokrotnie. Kiedy grałem w Oxfordzie, odpadliśmy z Pucharu Anglii po porażce 0:3 z Aldershot na wyjeździe. Ludzie oskarżali mnie o brak zaangażowania, bo byłem w trakcie transferu do Liverpoolu. Ale to kompletna bzdura. Wierzcie mi, dałem z siebie wszystko.
To był po prostu jeden z tych dni, kiedy nic nie wychodzi. Nikt nie miał w sobie tej iskry, która mogłaby nam dać gola. Tak bywa – za dużo słabych występów w tym samym czasie.
Musimy iść dalej. Kilku zawodników nie stanęło na wysokości zadania, ale nie sądzę, że chodziło o brak zaangażowania. Spójrzcie na Chiesę – biegał do końca, nie odpuszczał. Byłem w takiej sytuacji. Pamiętam jeden z moich pierwszych meczów w Realu Sociedad przeciwko Realowi Oviedo na wyjeździe – przegraliśmy 0:5. Pomyślałem wtedy: „Co do diabła?”. To był mój drugi albo trzeci mecz i nie mogłem w to uwierzyć. Ale biegałem, walczyłem. Czasami dzieją się szalone rzeczy. Po prostu chcieli tego bardziej – tak jak Plymouth chciało bardziej w niedzielę.
Szkoda mi Gomeza
Naprawdę mi szkoda Joe Gomeza. Ma po prostu ogromnego pecha z kontuzjami. Wciąż coś mu się przytrafia. To ciąży na nim cały czas, chłopak potrzebuje w końcu trochę szczęścia.
Wydawało się, że w zeszłym roku miał dobrą serię meczów, ale znowu przyszły problemy. Jest fantastycznym, sympatycznym facetem. Mam nadzieję, że tym razem to nic poważnego.
Widziałem trochę gry Trenta Kone-Doherty’ego – wygląda jak prawdziwy dynamit. Wynik do zapomnienia dla Liverpoolu, ale to był wielki dzień dla niego i Mabayi, którzy zadebiutowali.
To dobrzy zawodnicy, ci młodzi chłopcy. Kluczowe jest jednak to, że gdy przyjdzie moment, musisz być gotowy. Uważam, że dla młodych piłkarzy wiek 16-18 lat jest kluczowy.
Gdy masz 18 lat i trafiasz do pierwszego składu, musisz być gotowy, by zrobić różnicę. Trent, Curtis i Quansah już to pokazali. Musisz być na to gotowy, pokazać, że możesz być w kadrze meczowej i dać sobie radę.
Wembley wciąż czeka
Przynajmniej raz w tym sezonie jedziemy na Wembley. Fajnie byłoby pojechać dwa albo nawet trzy razy.
Skoro Arsenal i Chelsea już odpadły z Pucharu Anglii, to tak naprawdę tylko Manchester City mógłby nas powstrzymać. Żadna inna drużyna nie była w stanie nam zagrozić w drodze na Wembley, więc odpadnięcie w ten sposób to ogromna zmarnowana szansa.
To boli najbardziej. Wśród drużyn, które zostały w pucharze, nie było takiej, której nie moglibyśmy pokonać w dobrym dniu.
Ale cieszmy się tym, że mamy finał Pucharu Ligi. Mam nadzieję, że sprawi nam tyle samo radości co poprzedni finał – wtedy dzieciaki stanęły na wysokości zadania i daliśmy radę.
Komentarze (0)