Wywiad z Arne Slotem przed finałem Pucharu Ligi
Arne Slot wkrótce będzie mógł wykreślić występ na Wembley ze swojej listy marzeń. Teraz jednak zamiast myśleć o rzeczach przyjemnych, musi zająć się przygotowaniami do nadchodzącego finału Pucharu Ligi Angielskiej.
W niedzielne popołudnie The Reds zmierzą się z Newcastle United, aby spróbować obronić puchar zdobyty w niezapomnianych okolicznościach w zeszłym roku. Jeśli im się to uda, będzie to pierwsze trofeum w erze Slota – jest to też jego pierwsza w życiu wizyta na Wembley. Holender postrzega ten finał jako idealną okazję do odwrócenia uwagi swoich piłkarzy od rozczarowującego odpadnięcia z Ligi Mistrzów. Przed meczem Slot spotkał się z redakcją Liverpoolfc.com w AXA Training Centre i udzielił szczegółowego wywiadu. Zapewnił, że chce uczynić swoją pierwszą podróż na Wembley niezapomnianą chwilą, wspomniał o wiadomości do Pepijna Lijndersa po finale w zeszłym sezonie oraz podzielił się swoją analizą zespołu Newcastle i wiadomością dla kibiców Liverpoolu. Całość wywiadu przedstawiamy poniżej.
To twój pierwszy finał w roli trenera Liverpoolu – jak bardzo się na niego cieszysz?
– Bardzo. Nie tylko dlatego, że to finał, nie tylko dlatego, że gram w nim jako trener Liverpoolu, ale też dlatego, że to Wembley. To kultowy stadion dla Anglików, ale także dla Holendrów. Nadchodzący finał będzie świetną okazją, żeby się tam znaleźć, zwłaszcza po przegranej z Paris Saint-Germain. Nie możemy się doczekać aby tam zagrać, i to znów z bardzo dobrą i świetnie prowadzoną przez Eddiego Howe’a drużyną.
Czy to prawie idealny mecz, który można rozegrać zaraz po odpadnięciu z Ligi Mistrzów? Nie ma czasu na rozpamiętywanie tego rozczarowania, ponieważ teraz chodzi o skupienie się na finale na Wembley…
– Tak, to może być idealny mecz, ale myślę, że nasze pozostałe dziewięć meczów w lidze będzie również jak finały, więc gdybyśmy mieli w niedzielę spotkanie ligowe, myślę, że też bylibyśmy gotowi. Ale tak, zawsze miło jest grać o trofeum, i zawsze miło jest wygrywać. Chociaż przed nami dziewięć finałów w Premier League, następny [ligowy] mecz nie przyniesie nam od razu zwycięstwa w rozgrywkach, a ten z Newcastle będzie ostatni w turnieju. Zapowiada się więc ciekawe wydarzenie, na które warto czekać.
Po tym finale nadal będzie można walczyć o wielką nagrodę, ale jest szansa na wygranie trofeum w marcu, co samo w sobie byłoby czymś wielkim…
– Tak. Próbujemy zwyciężyć we wszystkich rozgrywkach, w których bierzemy udział. Niestety odpadliśmy z Pucharu Anglii, a we wtorek również z Ligi Mistrzów, więc zostały nam tylko dwa trofea, o które możemy walczyć. Myślę, że zasadniczo to Premier League jest najtrudniejsza, bo mamy w niej 38 meczów i trzeba zrobić dobrze wiele rzeczy. Puchary – a nawet Liga Mistrzów, choć rozgrywane są w dwumeczach – są „łatwiejsze” do wygrania, ale wciąż bardzo trudne! Ale teraz miło, że jesteśmy w finale i mamy szansę na nasze pierwsze trofeum.
Liverpool zdobył w zeszłym sezonie Puchar Ligi w niezwykłych okolicznościach. Wiem, że oglądałeś wiele spotkań, a nawet treningów przed przybyciem tutaj – widziałeś tamten finał na żywo, czy dopiero później?
– Nie, pamiętam, że tamtego dnia moja drużyna [Feyenoord] grała mecz. Ale tamten finał był rozgrywany nieco później, więc chyba załapałem się na końcówkę, albo obejrzałem skrót. Pamiętam, że pisałem potem do Pepijna, bo wiem, ile dla niego znaczyli, i wciąż znaczą, gracze z Akademii. To była wielka chwila dla całego klubu, ale zwłaszcza dla niego, kiedy ci młodzi piłkarze wybiegli na boisko i wygrali puchar. Więc napisałem do niego, tak, to był szczególny dzień – zawsze taki jest, kiedy grasz w finale.
Czy to mówi coś o duchu jedności w klubie, gdy zawodnicy i kibice jednoczą się, aby zwyciężyć wbrew przeciwnościom losu, jak tamtego dnia?
– Możliwe, chociaż kiedy Liverpool gra w finale, zawsze są duże szanse, że zwycięży. Ale masz na myśli to, że biorąc pod uwagę tak wiele kontuzji i skład Chelsea, który mieli wtedy i mają nadal, to było wielkie osiągnięcie dla Liverpoolu, że udało się wygrać, mając na boisku tak wielu młodych zawodników. Ten finał jednak pokazuje mi raz jeszcze, jak ważne są stałe fragmenty gry, ponieważ to właśnie po nich Liverpool strzelił gola. We wtorek mieliśmy ich, o ile pamiętam, trzynaście. Byliśmy bardzo, bardzo blisko zdobycia bramki, a pod koniec nawet trafiliśmy w słupek. To jest na marginesie futbolu, ale wszyscy wiemy, zwłaszcza po tym, co zrobił Arsenal w ciągu ostatniego roku czy dwóch, że znaczenie stałych fragmentów stało się bardziej zauważalne. A tamten gol Virgila [Van Dijka] także mówi o tym, jak są ważne.
Czy mam rację mówiąc, że to będzie pierwszy raz kiedy pojedziesz na Wembley jako trener? Czy kiedykolwiek byłeś tam, żeby po prostu obejrzeć mecz?
– Tak [to będzie pierwszy raz], i nie, nie byłem [na Wembley]. Jak już mówiłem, to jest kultowy stadion nie tylko dla angielskich kibiców, ale dla holenderskich także. Myślę, że pierwsze moje wspomnienie z nim związane, to Ronald Koeman strzelający zwycięskiego gola dla Barcelony [w finale z 1992 roku]. Później rozegrano tam kilka spotkań Anglii z Holandią – chyba odbyło się tam Euro, i może nawet ten mecz Anglii z Holandią, w którym Paul Gascoine zagrał tak dobrze. Dlatego kiedy przyjechałem do Anglii, wiedziałem, że to będzie coś wyjątkowego, móc pojechać na mecz do [Aston] Villi, do [Manchesteru] United, do Arsenalu, do Newcastle i do wszystkich tych klubów z wielkimi stadionami, odwiedzić je jako trener. Jestem naprawdę szczęśliwy, że po niedzieli Wembley także znajdzie się na tej liście.
W angielskiej piłce tradycją jest, że menedżerowie wyprowadzają swoje drużyny z tunelu przed finałami pucharów. Wiem, że najważniejszy jest zespół jako kolektyw, ale będzie to dla ciebie moment wielkiej dumy…
– Nie z powodu tych pięćdziesięciu czy stu metrów do przejścia, nie wiem, ile tam jest dokładnie, ale dlatego, że zawsze jestem dumny z bycia trenerem tej drużyny i nie muszę z nią wychodzić, żeby to czuć. We wtorek też byłem z nich bardzo dumny, bo wiem, jak ciężko pracowali. To jest powód do dumy, i oczywiście miło jest im przewodzić przy wychodzeniu na boisko, ale czuję, że zawsze muszę to robić, nawet gdy mnie tam z nimi nie ma. Tak więc, zapytaj mnie po wszystkim, jak się wtedy czułem. Ale dobrze jest być w finale, i cieszę się, że po dwumeczowym zawieszeniu znowu stanę przy linii!
Czy pomaga fakt, że finał odbywa się na końcu długiej serii meczów? Chociaż wielu zawodników od razu wyjeżdża na zgrupowania swoich reprezentacji, nie mają w głowie następnego spotkania w Premier League za kilka dni i mogą dać z siebie wszystko?
– Tak, ale ci zawodnicy dawali z siebie wszystko w każdym meczu, w którym grali przez ostatnie siedem czy osiem miesięcy. Dziś jak zawsze próbuję się zastanowić się nad przyczyną [wtorkowej] porażki i jedną z interesujących rzeczy jest to, że Paris Saint-Germain miało przerwę zimową, a ich intensywność w obu meczach była bardzo duża. Poradziliśmy sobie z nią we wtorek, może nawet udało nam się ich zdominować, tak jak oni nas w zeszłym tygodniu. Oni jednak mieli zimowa przerwę, więc pytanie, czy są teraz w szczytowej formie, i czy będą w stanie ją utrzymać? My gramy intensywnie nieprzerwanie od czterech miesięcy, i będzie ciekawie zobaczyć, jak radzą sobie z tym inne drużyny, jak Paris Saint-Germain. Czy uda im się utrzymać poziom? To, co wiem, to fakt, że my robimy to czwarty miesiąc z rzędu bez odpoczynku, i tak, w niedzielę na pewno zrobimy to znowu. Jednak takie jest też Newcastle – to drużyna, która potrafi grać z dużą intensywnością, jak my i jak Paris Saint-Germain. To dlatego tamci awansowali w Lidze Mistrzów i dlatego Newcastle zagra w finale, bo taki jest współczesny futbol: potrzeba intensywności, by wygrywać mecze.
Już dwa razy w tym sezonie graliście przeciwko Newcastle, w tym zaledwie kilka tygodni temu na Anfield. Czy tak niedawne doświadczenie jest pomocne dla trenerów i zawodników?
– Tak, to zawsze pomaga – ale pomaga obu drużynom, bo piłkarze mogli poczuć jakość przeciwnika. Dlatego zawsze w europejskich pucharach bardziej interesują mnie rewanże, niż pierwsze spotkania, ponieważ obaj menedżerowie wiedzą, czego się spodziewać, i oba zespoły też to wiedzą, i jest się ciekawym przed meczem rewanżowym – gdzie my się poprawiliśmy, a gdzie oni? Dlatego też, powtórzę, tak bardzo podobał mi się nasz wtorkowy występ. Jeśli chodzi o Newcastle, graliśmy z nimi dwa razy. W drugim meczu nie był dostępny [Alexander] Isak, w pierwszym mógł grać. On jest dla nich tak ważnym zawodnikiem, stanowi niewiarygodne zagrożenie i ma szybkość, jaką mieli na przykład napastnicy Paris Saint-Germain we wtorek – a oni w obu meczach byli lepsi, niż bym chciał na miejscu Aliego [Alissona Beckera]. Musimy zatem zachować się jeszcze lepiej niż ostatnio, zwłaszcza jeśli chodzi o bronienie kontrataków. Ale przez większą część meczu [z PSG] nie mógłbym prosić o więcej.
Czy przygotowania stały się dla ciebie nieco trudniejsze ze względu na fakt, że Newcastle nie będzie mogło skorzystać z kilku ważnych zawodników z powodu kontuzji i zawieszeń, i nie możesz być pewien, jaki będzie ich skład?
– Nie, [nie mogę być pewien], ale myślę, że na tym etapie sezonu każdej drużynie brakuje zawodników, i my też nie możemy skorzystać z kilku. To normalne. W Premier League dobre jest to, że prawie każdy klub ma dużo pieniędzy, więc mają więcej niż tylko jedenastu piłkarzy na poziomie. My jesteśmy tego przykładem, ale Newcastle również. Myślę zatem, że Eddie żałuje, że nie może wystawić Anthony’ego Gordona, ale poczekajmy czy Trent [Alexander-Arnold] będzie dostępny w niedzielę, bo jeśli nie, ja też ja też będę żałował, że nie może zagrać. A jeśli tak, to będę też żałował, że nie mogę wystawić Conora [Bradleya], który oczywiście też jest niedostępny, ale to Premier League i wciąż mam jeszcze Jarella Quansaha, który zagrał świetny mecz [z PSG] po wejściu na boisko. To dużo mówi o jakości każdej drużyny w Premier League – naszej, ale także Newcastle.
Na koniec chciałbym wspomnieć o niesamowitej atmosferze stworzonej przez kibiców Liverpoolu na Wembley. Czy masz jakieś przesłanie dla nich, a także dla milionów fanów, którzy będą was wspierać na całym świecie?
– Tak, to znowu będzie coś wielkiego. We wtorek imponowały nie tylko dwie drużyny grające na boisku, myślę, że obie grupy kibicow też były imponujace. Fani Paris Saint-Germain byli głośni, a nasi byli niesamowicie głośni i myślę, że możemy się tego spodziewać też w niedzielę. Obie grupy kibiców będą tam, aby wesprzeć swoje drużyny, a jedyne, o co mogę prosić, o co możemy prosić fanów, to żeby dali nam takie samo wsparcie, jakie zawsze dają. Jeśli to zrobią, mam nadzieję, że wydobędą to, co najlepsze z naszych piłkarzy i mam nadzieję, że będziemy mieli trochę więcej szczęścia niż we wtorek wieczorem.
Komentarze (3)