LIV
Liverpool
Premier League
02.04.2025
21:00
EVE
Everton
 
Osób online 1887

Nie pierwszy raz, nie ostatni


Futbol nauczył nas jednej rzeczy: nigdy nie patrz zbyt długo na porażkę, jeśli wciąż masz przed sobą największą nagrodę. W tym tygodniu dostaliśmy dwa ciosy. Pierwszy padł na Anfield, drugi na Wembley. Dwa razy oglądaliśmy, jak ktoś inny się cieszy, jak ktoś inny świętuje, jak ktoś inny bierze to, co mogło być nasze. Ale to nie pierwszy raz i nie ostatni.

Carabao Cup nigdy nie był celem samym w sobie. Rok temu podnieśliśmy ten puchar, bo wygrywanie to nawyk, bo każdy finał jest wart tego, by go wygrać, ale nikt nie buduje sezonu wokół tego trofeum. Było dodatkiem, a teraz jest stratą. Nie jest dramatem. Jest momentem, który trzeba przyjąć i iść dalej. To Newcastle bardziej go potrzebowało, to oni grali z tą desperacją, którą często widuje się u zespołów, które czekają na swój moment. Nie mieliśmy w sobie tego samego głodu. Nie można wygrać wszystkiego. Nie można rzucać się na każdy mecz z taką samą intensywnością, bo w końcu organizm powie stop. 

Może właśnie to było powodem, dla którego przez długie fragmenty finału wyglądaliśmy, jakby brakowało nam czegoś, jakbyśmy grali w mgle. To Newcastle było szybsze, bardziej zdecydowane, bardziej agresywne. My goniliśmy, szukaliśmy, ale gdzieś w tym wszystkim brakowało tej jednej iskry, tego błysku, który kiedyś przechylał takie mecze na naszą stronę. Przegraliśmy, bo byli lepsi w tych kluczowych momentach.

Nic więcej, nic mniej. Nie można z tego robić tragedii, bo sezon wciąż trwa i jego finał rozegra się gdzie indziej. Wembley mogło być kolejnym punktem na mapie, ale nie miało być metą. Metą jest coś większego. Nie zmienia to jednak faktu, że ten tydzień był trudny. Tydzień temu Anfield, teraz Wembley. Dwa razy ten sam scenariusz. Dwa razy drużyna przeciwna grająca z większą furią, większym zaangażowaniem, z poczuciem, że dla nich to mecz, który zmienia wszystko.

Przeciwko nam stanęły zespoły, które widziały w tym meczu coś więcej niż my. I to wystarczyło, byśmy dwa razy zeszli z boiska w ciszy. Ale jeśli ktoś myśli, że to koniec, to się myli.

Bo to nigdy nie działało w ten sposób. Nie przegrywa się dwóch meczów i nie zamyka się sezonu. Nie opuszcza się głowy, nie zaczyna się rozliczeń, nie podważa się wszystkiego, co działało dotąd. To nie był tydzień, po którym trzeba się załamać. To był tydzień, po którym trzeba się obudzić. Ostatnie lata nauczyły nas jednej rzeczy – w tym klubie nie liczy się to, ile razy zostaniesz uderzony. Liczy się to, ile razy się podniesiesz. I jeśli ktoś myśli, że dwa ciosy zmienią ten sezon w rozczarowanie, nie rozumie tej drużyny. To był cios w naszą dumę, ale nic więcej. To był moment, w którym zobaczyliśmy, że nie jesteśmy niezniszczalni, ale to nie znaczy, że się zatrzymamy. Niezniszczalność nie polega na tym, że nie dostajesz ciosów. Polega na tym, że po nich wstajesz.

Ten sezon wciąż ma swój cel. Nie zatrzymaliśmy się w martwym punkcie. Przegrane mecze nie zmieniły faktu, że ta drużyna nadal jest najlepszą wersją samej siebie od dawna. Przeciwnicy patrzą na nas i widzą drużynę, która wciąż kontroluje własny los. Wciąż wszystko jest w naszych rękach. Wciąż wszystko możemy wygrać. Przed nami ostatnia prosta i to nie jest moment, by zwalniać. To jest moment, by przyjąć te porażki i zrobić z nich paliwo. To jest moment, by nie pozwolić, by ktokolwiek myślał, że to koniec.

Bo to nigdy nie działało w ten sposób. Każdy sezon ma swoje zakręty. Każdy sezon ma momenty, które wydają się przeszkodami nie do przejścia, ale historia uczy, że to właśnie te momenty oddzielają wielkie drużyny od dobrych. Nie wygrywa się trofeów bez cierpienia. Nie wygrywa się ligi, nie mając za sobą trudnych chwil. Można się potknąć, można nawet upaść, ale pytanie brzmi, co robisz potem.

Jeśli podniesiemy ten najważniejszy puchar, nikt nie będzie pamiętał o tym tygodniu. Jeśli zakończymy ten sezon na szczycie, te dwie rysy będą tylko wspomnieniem. Nic więcej.

Dziś boli. Dziś jest ten dzień, w którym oglądamy zdjęcia rywali trzymających puchar, w którym słyszymy ich świętowanie, w którym zdajemy sobie sprawę, że to nie był nasz tydzień. Ale jutro jest inna historia. Jutro zaczyna się to, co naprawdę się liczy. Bo ten sezon wciąż może być wielki. Ten sezon wciąż może się skończyć tak, jak tego chcemy. I jeśli ten sezon ma zakończyć się na naszych warunkach, to zaczyna się teraz. To zaczyna się od momentu, w którym patrzymy w lustro i mówimy sobie: nie pierwszy raz i nie ostatni.
Bo wciąż stoimy. I wciąż idziemy po swoje.

Przemysław Frąckowiak 

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Przegląd prasy po finale Carabao Cup  (0)
17.03.2025 12:55, FroncQ, thisisanfield.com
Co poszło nie tak na Wembley?  (19)
17.03.2025 12:31, Bartosz_Becker, The Athletic
Kelleher: To nie był nasz dzień  (3)
17.03.2025 12:15, AirCanada, liverpoolfc.com
Skrót meczu  (0)
17.03.2025 11:25, Piotrek, liverpoolfc.com
Howe po finale Carabao Cup  (5)
17.03.2025 08:23, FroncQ, Liverpool Echo