Co poszło nie tak na Wembley?
Gdy Arne Slot prowadził swoich zdruzgotanych zawodników po schodach, by odebrać srebrne medale za drugie miejsce, trybuny Liverpoolu na Wembley świeciły pustkami. Trudno się dziwić kibicom, że tak szybko opuścili stadion. Właśnie byli świadkami najgorszego występu ich drużyny w finale dużych rozgrywek w XXI wieku.
Liverpool nie tylko przegrał z Newcastle United w finale Carabao Cup - został wręcz zdominowany w każdym elemencie gry. Wynik końcowy i tak był dla The Reds łaskawy, bo różnica klas była wyraźna.
Po sezonie pełnym nadziei i pozytywnych emocji, nadszedł wyjątkowo bolesny tydzień - pierwsze dwa kolejne niepowodzenia w erze Arne Slota. O ile porażkę z Paris Saint-Germain w Lidze Mistrzów po rzutach karnych można było uznać za pechową, to występ przeciwko Newcastle był absolutnie kompromitujący - pełen błędów, bez ikry, bez cienia jakości.
Oczywiście, warto zachować odpowiednią perspektywę. Liverpool nadal ma 12 punktów przewagi nad Arsenalem na dziewięć kolejek przed końcem sezonu, co czyni ich głównym kandydatem do tytułu mistrzowskiego. Samo zdobycie Premier League uczyniłoby pierwszy sezon Slota na Anfield niezapomnianym.
Sugerowanie, że "tylko mistrzostwo" to mało, brzmi wręcz absurdalnie, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że Liverpool czekał aż 30 lat na poprzedni triumf w lidze, zanim po trofeum sięgnął zespół Jürgena Kloppa w 2020 roku.
Tego, co wydarzyło się w niedzielę na Wembley, nie można zamieść pod dywan. Jak to możliwe, że zespół, który prezentował tak wysoki poziom przez większość sezonu, zupełnie nie podołał presji finału?
Zmęczenie fizyczne i psychiczne
Wysokie tempo i ogromne emocje dwumeczu z PSG niewątpliwie odcisnęły piętno na drużynie. Do tego doszedł psychologiczny cios po odpadnięciu z Ligi Mistrzów w dramatycznych okolicznościach.
Aż dziewięciu z dziesięciu zawodników z pola, którzy rozpoczęli finał z Newcastle, wybiegło także na murawę w obu starciach z paryżanami.
Prywatnie Arne Slot zapewne żałuje, że nie zdecydował się na większą rotację w meczu z niżej notowanym Southampton, rozgrywanym pomiędzy tymi kluczowymi spotkaniami, kiedy to dokonał zaledwie trzech zmian w składzie. Mógł dać odpocząć podstawowym zawodnikom i zaufać takim graczom jak Wataru Endo czy Harvey Elliott.
Szkoleniowiec The Reds dał swoim podopiecznym wolny czwartek przed finałem, licząc, że to pozwoli im nieco się zregenerować. Jednak w niedzielę zobaczyliśmy drużynę bez życia, bez agresji, niemal bierną.
- Ten mecz nie miał nic wspólnego z bieganiem, tu chodziło tylko o pojedynki fizyczne. Nie da się ocenić, czy byliśmy zmęczeni, czy nie, bo nie potrafiliśmy ich naciskać. Nie było czego pressingować, bo oni grali ponad naszym pressingiem - stwierdził Slot po spotkaniu.
- Ten mecz potoczył się dokładnie tak, jak Newcastle sobie zaplanowało: walka, mnóstwo pojedynków, głównie w powietrzu. I jeśli 10 razy zagramy w taki sposób przeciwko nim, to oni wygrają 9 z tych spotkań, bo są silniejsi fizycznie od nas - dodał.
Liverpool został zdominowany, przegrywając niemal każdy pojedynek. Jeśli to nie była kwestia zmęczenia, to pozostaje pytanie o zaangażowanie i determinację, co stawia drużynę w jeszcze gorszym świetle. The Reds wygrali zaledwie 43% wszystkich pojedynków i tylko 32% pojedynków powietrznych.
Przeciążony Ryan Gravenberch jest jednym z symboli tego kryzysu. W poprzednim sezonie rozegrał 1,839 minut, a w obecnym ma ich już prawie dwukrotnie więcej - 3,516 minut. W finale wygrał zaledwie 3 z 7 pojedynków, a inni pomocnicy, jak Alexis Mac Allister (2 z 7) czy Dominik Szoboszlai (3 z 8), również nie potrafili odpowiedzieć na fizyczną agresję rywala.
Brak kontroli i kreatywności
- Zostaliśmy pokonani w ich stylu, tak, to prawda. I to można nazwać byciem zdominowanym - przyznał Arne Slot.
- Wygrali z nami więcej pojedynków. Dla mnie bycie zdominowanym to wtedy, gdy nie dotykasz piłki, gdy rywal gra przez ciebie, a każda próba pressingu jest spóźniona. To dla mnie prawdziwe bycie "poza grą". Zgadzam się, że Newcastle zasłużyło na wygraną, bo grało dokładnie tak, jak sobie to zaplanowało. Tak, zasłużyli na zwycięstwo. Choć nie było tak, że tylko za nimi biegaliśmy. Musieliśmy bronić się przed długimi piłkami i zbierać drugie piłki, a to ich największa siła.
Zapomnijmy jednak o bezpośrednim stylu gry Newcastle – to Liverpool nie potrafił narzucić swojego rytmu. Gdzie podziała się ich kontrola, spokój w rozegraniu, gdzie były przebłyski kreatywności? Dlaczego wszystko wyglądało tak chaotycznie? Mimo posiadania piłki na poziomie 66%, Liverpool nie potrafił nic z tym zrobić. Zabrakło odwagi, jakości i zdecydowania.
Do przerwy zaledwie dwa kontakty z piłką w polu karnym Newcastle. Pierwszy celny strzał dopiero po godzinie gry, gdy Curtis Jones – jeden z nielicznych pozytywów – zmusił Nicka Pope’a do interwencji. Według danych Opta, jedynie Dominik Szoboszlai i Luis Diaz z podstawowego składu stworzyli choć jedną sytuację bramkową.
Liverpool sam utrudniał sobie życie, nieustannie oddając rywalowi stałe fragmenty. Środek pola był kompletnie zdominowany, a w końcówce, gdy Van Dijk został przesunięty do ataku, Liverpool sam grał długimi, chaotycznymi podaniami – na co liczyli?
Statystyki nie kłamią: 17 strzałów Newcastle do 7 Liverpoolu, 6-2 w strzałach celnych, xG (oczekiwane gole) 1.84 do 0.89. To była pełna dominacja.
Brakowało także błysku kreatywności Trenta Alexandra-Arnolda, którego nieobecność była aż nazbyt widoczna. Jeśli rzeczywiście latem odejdzie do Realu Madryt, mecze takie jak ten pokazują, jak wielką stratą będzie jego odejście. Jarell Quansah, choć solidny, nie ma jego wizji gry i nie był w stanie zagrozić rywalowi prostopadłymi podaniami.
Slot przegrany taktycznie
Jednym z największych atutów Arne Slota w tym sezonie była zdolność do szybkiego reagowania taktycznego. Tym razem jednak Holender został prześcignięty przez Eddiego Howe’a.
Od samego początku Liverpool wyglądał źle, a z każdą minutą było tylko gorzej. Już na początku Dan Burn o mało co nie zdobył gola po stałym fragmencie. A jednak Liverpool nie wyciągnął wniosków.
Dlaczego to Alexis Mac Allister musiał kryć Burna, gdy ten trafił do siatki po rzucie rożnym Trippiera? To fizycznie niemożliwe, by Argentyńczyk wygrał taki pojedynek.
- Mogę to wyjaśnić. Gramy strefą, pięciu zawodników kryje strefowo przy bramce, a trzech kryje indywidualnie. Macca był jednym z tych trzech. Normalnie Burn wbiega do strefy, lecz jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś z takiej odległości uderzył piłkę z taką siłą w długi róg. W 99 przypadkach na 100 nie ma z tego gola, ale w tym jednym, jak się okazało, był - tłumaczył Slot.
Co gorsza, Slot zwlekał ze zmianami. Gdy Curtis Jones i Harvey Elliott pojawili się na boisku, Liverpool przegrywał już 0:2 po golu Isaka. Co ciekawe, Jones i Elliott stworzyli łącznie trzy sytuacje – więcej niż cała wyjściowa jedenastka. Jednak presji nie udało się utrzymać, a Newcastle mogło spokojnie kontrować.
Uzależnienie od Salaha
Mohamed Salah rozgrywa sezon marzeń. 32 gole i 22 asysty w 43 meczach to kosmiczny wynik. Finał dobitnie pokazał, że jeśli Egipcjanin nie zagra na swoim poziomie, reszta ofensywy nie daje rady.
Salah był skutecznie kryty, miał tylko 23 kontakty z piłką i po raz trzeci w 392 występach dla Liverpoolu nie oddał strzału ani nie stworzył okazji.
Diogo Jota? Fatalny występ. Zaledwie cztery celne podania na dziesięć prób, fatalnie zmarnowana jedyna szansa w pierwszej połowie. Jota nie strzelił gola od 10 spotkań i jest kompletnie bez formy.
Luis Diaz? Jeszcze gorzej. Kolumbijczyk, który tak dobrze rozpoczął sezon, strzelił tylko jednego gola w ostatnich 18 meczach.
Skoro Liverpool grał tak wiele długich piłek, dlaczego Slot nie postawił od początku na Darwina Nuneza? Urugwajczyk wszedł dopiero później, ale i on od dawna zawodzi – jeden gol w 13 meczach.
Cody Gakpo, po kontuzji, był wyraźnie bez formy. Jedynym pozytywem w ataku był Federico Chiesa, który w 20 minut zrobił więcej niż Jota i Diaz razem wzięci. Po świetnym podaniu Elliotta Włoch zdobył honorowego gola.
Slot będzie musiał przeanalizować hierarchię w ofensywie przed decydującą fazą sezonu. Chiesa zasługuje na więcej minut.
- To był trudny tydzień, ale mamy 12 punktów przewagi w Premier League, więc nie wszystko było złe. Wiemy, że na tym etapie rozgrywek rywale są coraz mocniejsi. Nawet Liverpool może przegrać mecz - próbował pocieszać się Slot.
Liverpool nie może przegrywać finałów w taki sposób. Nie w taki sposób, gdy na szali jest trofeum.
James Pearce
Komentarze (19)
Po co się aż tak rozpisywać czy pudrować trupa po fakcie? Wszystko w tym meczu było źle. Jeden Van Dijk wyszedł na ten mecz ze świadomością i chęcią wygrania, reszta razem ze Slotem chyba myśleli że grają sparing i będą ćwiczyć nowe taktyki np czy da się zatrzymać przy rożnym Dana Burna za pomocą Macallistera, który jest met niższy. To już wiemy, że się nie da.
A poza tym uwazam ze Diaz i Nunez powinni zostac sprzedani i to w trybie ekspresowym.
Boli? Spójrzmy prawdę w oczy i zobaczmy że znaczna część goli Liverpoolu przeszła przez Salaha który zanotował kosmiczną liczbę goli i asyst. Brak Salaha w formie pokazuje że my tworzymy beznadziejną liczbę akcji z przodu.
I trzeba powiedzieć to sobie wprost, jeżeli Salah nie wróci do choć 50% swojej formy po kadrze, to ja naprawę widzę scenariusz w którym te mistrzostwo będzie zagrożone.
Ale spokojnie, polecam dalej żyć w bajce Slota i wierzyć że oddanie Salaha i brak transferów sprawi że my utrzymamy taki sam poziom w kolejnych sezonach. Ale uprzedzam, oderwanie tego plastra może być dla wielu bardzo bolesne.
Sedzia obsrany, do Tonaliego wzywany lekarz po czym sędzia mu pozwala zostać na boisku 😒.
Sprawdzanie pół metrowego spalonego 3
minuty, brak czerwonej dla joelingtona a mogło tam pójść jeszcze dośrodkowanie w pole karne właśnie po tym faulu. Myślę ze było nas stać na bramkę na 2:2.
Przecież tego meczu nawet Laguna by nam nie wydrukował.
Powinni pójść śladami Lewego i zgodzić się na obniżenie pensji, bo lepsi już nie będą.