Barnes o finale na Wembley
Liverpool opuścił Wembley w poszukiwaniu odpowiedzi, nie znajdując żadnego sposobu na bardziej kliniczne i waleczne Newcastle. Virgil van Dijk odrzucił jedną z teorii na temat przyczyn porażki, ale były zawodnik The Reds ma na ten temat inne zdanie.
Nie umniejszając osiągnięcia Newcastle, drużyna Eddiego Howe’a nie musiała nawet zbytnio się wysilać, by pokonać Liverpool, który nie przypominał zespołu na dobrej drodze do zdobycia ponad 90 punktów w Premier League. Mecz zaczął przypominać prawdziwą rywalizację dopiero wtedy, gdy Arne Slot w desperacji sięgnął po zawodników rezerwowych.
Niewielu spodziewałoby się, że na listę strzelców wpisze się rzadko widywany Federico Chiesa. Harvey Elliott, który zanotował idealnie wymierzoną asystę, w tym sezonie również pojawiał się na boisku jedynie sporadycznie.
Można dostrzec pewne podobieństwa do tego samego etapu poprzedniego sezonu, kiedy Jürgen Klopp zdobył Carabao Cup, stawiając na młodych zawodników i rezerwowych. Ostatecznie było to jednak tylko odwlekanie nieuniknionego – starsi gracze zespołu zbiorowo opadli z sił, co wykoleiło resztę sezonu.
Zmęczenie, w takiej czy innej formie, wydaje się więc oczywistym powodem, dla którego Liverpool zaprezentował tak niemrawą próbę obrony trofeum. Van Dijk jednak zaprzeczył, jakoby The Reds wciąż odczuwali skutki wyczerpujących 120 minut rozegranych w środku tygodnia na Anfield.
Liverpool odpadł z Ligi Mistrzów z rąk PSG po rzutach karnych, co było zdecydowanie najgorszym możliwym scenariuszem. Od momentu, gdy piłkarze padli na murawę po ostatnim gwizdku, pojawiły się obawy o konsekwencje takiego meczu przed finałem na Wembley.
Van Dijk odrzucił tę wymówkę, ale John Barnes uważa, że spotkanie z PSG musiało odegrać swoją rolę. Przyznaje, że zauważył w finale Carabao Cup coś, czego nigdy wcześniej nie widział:
- Liverpool to zazwyczaj bardzo fizyczna drużyna, która biega więcej, walczy mocniej i dominuje rywali pod względem siły – powiedział Barnes w rozmowie z PokerScout. - Tymczasem Newcastle zrobiło Liverpoolowi coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem.
- Myślę, że mecz z Paris Saint-Germain kosztował ich bardzo dużo. Nie tylko sam wynik był rozczarowujący, ale także gra, bo trzeba przyznać, że Newcastle na to zasłużyło. Stworzyli więcej okazji.
- Zazwyczaj w piłce nożnej trudno przewidzieć wynik. Jeśli spojrzymy na pierwszy mecz Liverpoolu z Paris Saint-Germain, to Liverpool wygrał, ale to PSG dominowało.
- Spodziewałbym się, że Liverpool zdominuje Newcastle, ale mimo przewagi w posiadaniu piłki to Newcastle wykreowało lepsze sytuacje. To była rozczarowująca gra i oczywiście rozczarowujący wynik.
Barnes dodał, że jeśli ktoś miał pokonać Liverpool, cieszy się, że było to Newcastle – kolejny z jego byłych klubów. Dzięki temu zwycięstwu Sroki przerwały wieloletnią posuchę bez trofeów.
W takim kontekście łatwo powiedzieć, że Newcastle po prostu bardziej chciało tego zwycięstwa. Byłoby to jednak znacznie bardziej niepokojące wyjaśnienie niż zmęczenie.
Liverpoolowi nie brakowało determinacji – w ostatnich tygodniach piłkarze coraz częściej przegrywają pojedynki, co wydaje się bardziej kwestią fizyczną niż mentalną. Van Dijk może nie chcieć tego przyznać, ale drużyna wygląda na wypaloną.
Nie można jednak przypisać tego jednemu trudnemu meczowi, jak spotkanie z PSG, więc być może Barnes również nie ma całkowitej racji. To efekt wielu miesięcy walki na różnych frontach z niemal niezmienioną grupą zawodników, którzy wielokrotnie musieli dawać z siebie wszystko jeszcze pod wodzą Kloppa.
Na szczęście Van Dijk i jego drużyna wykonali już wystarczającą pracę, by znaleźć się w świetnej pozycji w Premier League, co zasługuje na ogromne uznanie. Nawet osłabiony Liverpool powinien być w stanie dowieźć to do końca – ale Slot musi latem zadbać o to, by jego kadra otrzymała niezbędne wsparcie, pozwalające zajść jeszcze dalej w przyszłym sezonie.
Komentarze (0)