Od bohatera do zdrajcy - czy to przypadek TAA?
W marcu 2017 roku Trent Alexander-Arnold przygotowywał się do swojego pierwszego wywiadu jako zawodnik Liverpoolu. Towarzyszył mu Ben Woodburn, wtedy uznawany za większy talent – chłopak, który pobił rekord Michaela Owena, zostając najmłodszym strzelcem w historii klubu.
Rozmowa miała się odbyć w jednym z pomieszczeń przy recepcji starego ośrodka treningowego w Melwood. Tuż przed wejściem obu zawodników członek sztabu zajrzał do pokoju i powiedział do reportera: "Dziś będziesz rozmawiał z przyszłym kapitanem Liverpoolu – i nie chodzi o tego, o którym piszą nagłówki."
Naturalne zdolności przywódcze Alexandra-Arnolda były widoczne od razu. Młody zawodnik czuł się pewnie, kontrolował przebieg rozmowy, włączał się, gdy Woodburn miał trudności z odpowiedziami i nie szczędził komplementów swojemu koledze. Szczegółowo opisał, dlaczego tamten historyczny moment – potężne uderzenie pod poprzeczkę przed trybuną The Kop, które pozwoliło mu pobić rekord Owena o 98 dni – nie był przypadkiem.
Tego dnia opuszczając Melwood, można było dostrzec, że Alexander-Arnold – były napastnik, który został przekształcony w środkowego pomocnika, a następnie przesunięty na prawą obronę – jest skazany na sukces w pierwszym zespole Liverpoolu. Jego pewność siebie i silne poczucie celu były tak wyraziste, że nawet Jürgen Klopp widział w nim przyszły symbol klubu.
Dwa lata później Alexander-Arnold miał już na koncie swój pierwszy dokument na modłę filmów biograficznych. Miał wtedy 20 lat, wciąż unosił się na fali euforii po legendarnym "Corner Taken Quickly" i był o krok od zostania najmłodszym zawodnikiem w historii, który wystąpi w dwóch finałach Pucharu Europy z rzędu.
Chłopak z Liverpoolu rósł w siłę i zwiększał swój status. Spacerując obok majestatycznych Trzech Gracji – Royal Liver Building, Cunard Building i Port of Liverpool – co, ku zaskoczeniu, robił po raz pierwszy, rzucił zdanie, którego jego starsi koledzy raczej by nie wypowiedzieli:
- Jesteśmy światowej klasy zespołem - powiedział z typową scouserską zadziornością.
- Nie powinniśmy się bać tego mówić.
Liverpool nie tylko mówił – on to udowadniał. Zespół zdobył szósty Puchar Europy po sezonie, w którym zgromadził 97 punktów w lidze. Jego prawy obrońca, według słów Kloppa, był "jednym z najbardziej nieustępliwych profesjonalistów, jakich spotkał" i "ucieleśnieniem hasła: ‘nigdy się nie poddamy'".
W ramach świętowania triumfu w Lidze Mistrzów, nagradzana produkcja fanowska The Anfield Wrap zleciła stworzenie muralu, oddalonego o zaledwie minutę drogi od stadionu.
Na jego tle narodziła się nowa iskra dla lokalnej społeczności – pusta ściana przy Sybil Road zmieniła się w inspirujące przesłanie i wezwanie do działania. Wyblakła ceglana fasada pokryła się gigantycznym wizerunkiem Alexandra-Arnolda świętującego triumf, obok którego widniały słowa:
"Jestem tylko zwykłym chłopakiem z Liverpoolu, którego marzenie właśnie się spełniło."
Obok muralu znalazło się logo "For Fans Supporting Foodbanks" (dla fanów wspierających banki żywności) – przypomnienie, by kibice nie zapominali o wsparciu dla potrzebujących w dni meczowe.
- To nie tylko uczczenie piłkarza – to uczczenie człowieka, który tak dobrze reprezentuje swoją społeczność, którego wartości rezonują z nami jako kibicami. Dlatego tak ważne było, by lokalna społeczność również na tym skorzystała – wyjaśnił Craig Hannan z The Anfield Wrap.
Alexander-Arnold osobiście wziął udział w odsłonięciu muralu i wezwał do przekazywania darowizn na rzecz banków żywności.
Liverpool – klub, miasto, kibice – był zahipnotyzowany obecnością rodowitego Scousera w zespole. Alexander-Arnold pomógł drużynie z Merseyside zdobyć każdy możliwy puchar, łącznie z tym najważniejszym – kończącym 30-letnie oczekiwanie na mistrzostwo Anglii. Jego marka osobista była nierozerwalnie związana z byciem liverpoolczykiem.
Właśnie dlatego, gdy Liverpool stoi u progu historycznego, dwudziestego mistrzostwa Anglii, a Real Madryt naciska na sfinalizowanie jego transferu jako wolnego zawodnika, emocje wokół jego przyszłości są tak silne.
Dla wielu kibiców perspektywa odejścia Alexandra-Arnolda z klubu, który jest gotowy walczyć o kolejne krajowe i europejskie trofea, to zdrada. Zwłaszcza że przez lata budował swój wizerunek w oparciu o swoje scouserskie korzenie.
Cóż, trzymają się jego własnych słów…
"Kiedy spojrzymy wstecz na tę erę, choć City zdobyło więcej tytułów i prawdopodobnie odniosło większy sukces, nasze trofea będą miały dla nas i naszych kibiców większe znaczenie – ze względu na różnice finansowe między klubami"
"Nie chciałem grać dla Bayernu Monachium ani podobnych klubów, chciałem być piłkarzem Liverpoolu"
"Gra dla klubu, który kocham, jest ważniejsza niż jakakolwiek pozycja na boisku"
"Każdy, kto ma moją koszulkę, każdy, kto nosi koszulkę Liverpoolu – jestem mu coś winien. Jestem mu winien wszystko, co mam najlepsze. Bo jestem jednym z nich. Jesteśmy rodziną"
Jeśli podpisze kontrakt z Realem Madryt – zgodnie z przewidywaniami, które krążą w mediach od dawna – Alexander-Arnold zacznie uosabiać coś zupełnie innego.
Liverpool jako klub podchodzi do sprawy bardziej realistycznie.
Zrozumiano tam, że przeciągające się rozmowy kontraktowe – jego, Virgila van Dijka i Mohameda Salaha – były efektem wewnętrznego chaosu. Brak zdecydowanych działań na poziomie dyrektorskim, a potem decyzja Kloppa o odejściu sprawiły, że sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Liverpool nie tylko uchylił drzwi przed ofensywą Realu Madryt – wręcz rozwinął czerwony dywan, po którym Hiszpanie kroczyli przez dwa lata, stopniowo podkręcając swoje zainteresowanie, zanim latem zeszłego roku wkroczyli do gry na poważnie.
Klub oferował Alexandrowi-Arnoldowi lukratywne warunki, by został, ale rozumie też pokusę nowego wyzwania, zmiany otoczenia i życia w innym kraju. A przede wszystkim – pokusę zostania zawodnikiem Realu Madryt.
Liverpool otoczył Alexandra-Arnolda ochroną, nie dopuszczając do pytań o jego przyszłość, podczas gdy on sam zmaga się z niezwykle trudną i silnie emocjonalną decyzją.
W klubie doskonale wiedzą, że byłoby hipokryzją oburzać się na jego ewentualne odejście do Realu Madryt, skoro tego lata bez wahania przyjęliby dobrą ofertę za Harveya Elliotta – piłkarza, który odrzucił gigantów właśnie po to, by móc nazywać Anfield swoim domem.
Nie mieli też żadnych skrupułów, gdy próbowali skusić Martina Zubimendiego do opuszczenia jego ukochanego Realu Sociedad.
I oczywiście wciąż trwa saga związana z Mohamedem Salahem i Virgilem van Dijkiem – obaj desperacko chcą zostać i podpisać nowe kontrakty, ale w tej kwestii nie nastąpił żaden przełom.
Lojalność w futbolu to ideał, który narzuca się zawodnikom, ale który nie obowiązuje klubów.
To w dużej mierze tłumaczy, dlaczego w szatni takie sytuacje nie wywołują większego poruszenia. Piłkarze Liverpoolu, podobnie jak cały klub, rozumieją położenie Alexandra-Arnolda – to nie tylko kwestia futbolu, ale też chęć poznania innego stylu życia.
Dorastał zaledwie dwie minuty od Melwood, dołączył do Liverpoolu w wieku sześciu lat i dopiero jako 17-latek wyprowadził się z rodzinnego domu w West Derby, który otaczał dawną bazę treningową.
Zawodnicy dobrze wiedzą, że pragnienie czegoś nowego nie zawsze oznacza przekonanie, że jest to coś lepszego.
Decyzja Alexandra-Arnolda nie będzie miała żadnego wpływu na sytuację Salaha i van Dijka – wszystkie oferty kontraktowe są opracowywane indywidualnie, na podstawie danych i okoliczności. Wciąż panuje duży optymizm, że obaj pozostaną na Anfield.
Jeśli chodzi o Alexandra-Arnolda, wszystkie strony – włącznie z Realem Madryt – jasno dały do zrozumienia, że decyzja nie będzie podyktowana kwestiami finansowymi.
Zarówno Liverpool, jak i Real wyrażają też zdziwienie plotkami, które pojawiły się w tym tygodniu, bo od stycznia nie nastąpił żaden przełom – nie osiągnięto porozumienia, nie podpisano umowy, nie przekazano też żadnej decyzji żadnemu z klubów.
Real, jak zawsze, jest pewny siebie, wierząc, że dopnie swego. Alexander-Arnold, podobnie jak przez cały sezon, wykazuje duże zainteresowanie przenosinami do Madrytu, ale jego priorytetem pozostaje teraz walka o kolejne trofea.
Na pewno doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli odejdzie z Liverpoolu na zasadzie wolnego transferu, przy obecnej pozycji klubu, jego lokalna legenda zostanie nadszarpnięta.
W końcu to on sam powiedział:
"To miejsce jest inne. Ludzie spoza Liverpoolu pewnie myślą, że przesadzamy, ale to dlatego, że jesteśmy naprawdę pasjonatami tego, co kochamy. W ważnych sprawach zawsze stoimy ramię w ramię i walczymy o to, w co wierzymy, całym sercem."
Melissa Reddy
Komentarze (82)
zdrajcą by był jak by szedł do United czy city.
Oszukał kibiców. Poczytaj sobie jego deklaracje, pieprzenie o miłości klubu, a w międzyczasie za kulisami od 2023 roku zaplanował sobie odejście. Kolejny co ucieka do Realu jak pies za suką nie patrząc na klub który go wychował i stworzył.
Obecnie jesteśmy w ścisłej czołówce. Nie musimy się wcale uważać za gorszych od Madrytu, sami sobie budujemy kompleksy. W Bayernie umieją odmówić Realowi.
Ostatecznie najważniejsze jest to jakim Cię zapamiętają gdy odchodzisz. Mnie nie boli to że Arnold odchodzi, tylko jak odchodzi. Tylko to ma dla mnie znaczenie.
Arnold odchodzi z klubu topowego, który od lat bezwzględnie jest w ścisłym topie i próbuje co roku walczyć o najwyższe trofea. Taka roznica.
“I understand what Liverpool means. We can say Dalglish, Rush, Hansen, Souness, Suarez, Gerrard.
“I’ve been here quite a few years already, it’s not like I am new. I understand.
“To have signed a new contract at this club, my goal is to be thought of one day in the same way as these players. They are legends."
:D
No właśnie kwestia Coutinho jest inna, bo to właśnie dzięki temu, że podpisał wczesniej nowy kontrakt, pozwolił nam później na nim zarobić gruba kasę i rozpocząć marsz na szczyt. I za te jego "bolące plecki" to ja akurat będę Filipkowi zawsze wdzięczny.
Trent wydoił klub który dał mu wszystko czego młody piłkarz potrzebuje, do cna, a teraz odchodzi bo kumpel z Madrytu i dodatkowy milion w kontrakcie, jest dla niego ważniejszy niż wszystko to co zbudował przez swoje lata w Liverpoolu.
"Spłacił z nawiązką cały dług wobec klubu, który go wychował. Niech da z siebie wszystko w ostatnich meczach"
- no właśnie nie dawał wszystkiego w ostatnim czasie, wiele razy przechodził obok meczu i grał jakby za karę. Tradycja wśród kopaczy którzy zapragnęli sobie odejścia.
Historię to piszą legendy które same z siebie nie chcą odejść od ukochanego klubu. Pódzie w ramki między Owenem a Mc Manamanem.
Ale na 220k tygodniówki nas stać. Teraz Arnold zarabia 180k funtów, a więc finanse problemem nie były.
Arnold odchodzi, bo chce sobie pożyć w cieplejszym i ładniejszym kraju, pewnie więcej zarobić i ogólnie dobrze spędzać czas ze znajomymi. To nie jest jakaś teoria spiskowa tylko rzeczywistość.
Ja chłopa rozumiem, ale klaskać na pożegnanie nie będę, bo na więcej liczyłem. I to jest normalnie podejście do tej sprawy
Real jest najbardziej utytułowany ale nie jest obecnie najlepszą drużyną.
ZDRAJCA! Po trzykroć ZDRAJCA!
ZWŁASZCZA, gdy w obecnym klubie do tej pory nie wiadomo co z przyszłością dwójki innych największych gwiazd w zespole. Może Trent jeszcze bardziej wiedział coś czego my nie widzimy. Może wiedział już sam że i Salah i VVD nie wiążą swojej przyszłości na Anfield. Lepiej zawsze wyjść z tarczą niż na tarczy.
Bo że zarząd najprawdopodobniej nie ma dużych ambicji wie każdy kto nie jest niedzielnym kibicem klubu i interesuje się tylko w dniu meczowym. Współczuję każdemu naiwnemu kto wieży że tutaj od razu zostaną zastąpieni nowymi.. wielkimi nazwiskami.
Najpewniej nie, tutaj nawet po dziennikarzach ze środowiska klubu czuć narracje że będzie stawiane na młodzież. A zarząd obudzi się dopiero kiedy za 2 lub 3 sezony klub może stać w opcji braku europejskich pucharów. A europejskie puchary to chyba jest nawiększy przychód dla zespołu.
Niestety szkoda że nie mamy już Kloppa, ale on sam już wiedział przed swoim odejściem że ten wielki i potężny bastion zaczyna się kruszyć.
Do największych optymistów dajcie mi proszę pomysł jak w tych czasach nie być aż tak pesymistycznych względem przyszłości naszego ukochanego klubu. Tylko wspomnę że jestem już dawno po okresie wiary w bajki i nadziei ŻE MOŻE BĘDZIE DOBRZE, i że wiara czyni cuda. Bo realistycznie nie czyni :>
"To był rzut z dźwignią" – ocenił Paweł Nastula, mistrz olimpijski w dżudo, dwukrotny mistrz świata. W dżudo za taką dźwignię grozi dyskwalifikacja, ale przepisy piłkarskie są bardziej liberalne.
i ten real zabrał nam puchar w chamski sposób i szkoda że nie było Varu na tą bandę sędziowską ,ramos był by wy....ny z boiska po 1 minucie po gwizdku
Jedynymi winnymi tej sytuacji jest zarząd i właściciel - FSG. Dopuszczenie do sytuacji, gdzie 3 najważniejszych piłkarzy, perełki nie mają przedłużonych kontraktów, to tylko ich wina. Jasne - nie mogli ich zmusić do podpisania, ale mogli dać coś od siebie, pokazać pomysł na projekt, dosypać szmalu i sprowadzić prawdziwych grajków. TAA spędził tu lata, dał od siebie wiele, nie raz ratował nam mecz asystami, golami i potem nawet dobrymi interwencjami.
Teraz, gdy wdał się marazm i brak perspektyw w klubie ma ofertę od Realu - w ciepłym Madrycie, gdzie życie jest piękniejsze, z prezesem, który wyciąga perły z innych klubów, często na zasadzie Free Agent - tak jak może z Trentem. Poza tym wiecie jak mówią: jak nie możesz ich pokonać, to dołącz do nich.
Odejmijcie od tego klubowy romantyzm i zastanówcie się, czy byłby mądry, gdyby tu został.
Rozumiem rozczarowanie, ale "zdrajca" to naprawdę za duże słowo.
Syndromem sztokholmskim jest bronienie zawodnika, który właśnie olał nas ciepłym moczem i odchodzi do drużyny, która wielokrotnie niszczyła nasze marzenia w Lidze Mistrzów w ostatnich latach i to nie zawsze uczciwie.
NIE MA obiektywnego powodu dla którego Trent może zmienić barwy, bez pretensji i żalu z naszej strony. Owen, Torres, Sterling, Coutinho - każde ich odejście bardzo bolało, ale ze względu na okoliczności, oni mieli powody by nas opuścić, które jako kibice możemy rozumieć. Trent ich absolutnie nie ma* (z małym wyjątkiem, ale to później). Owen odchodził gdy przez długi czas nie mogliśmy skutecznie włączyć się w walkę o mistrzostwo, a skład był coraz słabszy, ponadto dostał ofertę 2x przebijającą tę od Liverpoolu w tamtym czasie, ponadto Real był faktycznym "galacticos" a nie farcąca wydmuszką jadącą na wsparciu sędziów i wstrząśnieniach mózgu u bramkarzy przeciwników. Torres i Sterling polecieli za kasą, której Liverpool nie mógł im wtedy zaoferować oraz za trofeami, których w tamtym czasie nie gwarantował. Cou podpisał wcześniej kontrakt i pozwolił nam na nim sowicie zarobić, rozpoczynając nasza złotą erę. Więc za ten jego "ból plecków" można być nawet wdzięcznym. Na wszystkich tych piłkarzach zarobiliśmy. prawdopodobnie każdy żałował później swojej decyzji o odejściu (może Sterling nie). Trent odchodzi jak ostatni zdrajca i tyle w temacie.
Klub dał mu wszystko:
wychowanek ✔
duża pensja ✔
zaufanie ✔
trofea ✔
wsparcie kibiców ✔
wybaczanie głupich i licznych błędów w obronie ✔
To nie są czasy gdzie Real czy Barca mogły robić u nas zakupy jak w supermarkecie. To nie przypadek, że od czasu Coutinho, już nikt nie potrafił wyciągnąć od nas kluczowego gracza, bo ta polityka i przede wszystkim poziom sportowy się drastycznie zmieniły.
W porównaniu z Realem oferujemy tak jak on:
wysokie pensje ✔
grę w LM ✔
trofea ✔
piękną pogodę w Liverpoolu ⛔
Wychowanek, mając to samo w swoim rodzinnym klubie i odchodząc za darmo, po prostu pluje na kibiców. Szkoda, ze dla niektórych to "deszcz pada". Ale taki mamy klimat w północno zachodniej Anglii. Nie chcecie nazywać go zdrajcą, bo wam go szkoda? W porządku, możecie nazywać go po prostu najemnikiem, z powodu tego jak się zachował olewając klub i odchodząc, dla dodatkowego miliona, pokoju w hotelu z Bellinghamem i ciepełka w Madrycie.
*zmienię swoje zdanie jeżeli odejdą od nas latem także Salah i VVD. Wtedy faktycznie, argument znacznego osłabienia składu i strach przed brakiem konkurencyjności do walki o trofea w przyszłości, jest do zaakceptowania, a Trent mógłby to wiedzieć przed nami kibicami, po indywidualnych rozmowach z nimi.
Oni mają takie samo prawo jak każdy inny piłkarz by odejść gdzie indziej i spróbować swoich sił żaden z całej trójki nie jest nam nic winien bo wygrali dlatego klubu już nie jeden puchar i spałacili się tym samym wielokrotnie wiec takie gadanie wynika chyba tylko z jakiegoś futbolowego romantyzmu ale weź pod uwagę że nie każdy musi chcieć oddawać życie za jeden klub tylko dlatego bo Ty tak podchodzisz do piłki daj innym żyć i wybierać według własnej woli bo to co najwyżej jest przykre by zasłużonego gracza okraszać 'zdrajcą' jakby conajmniej odchodziło do mułów lub innego Evertonu
Jeżeli odejdzie to jest ZDRAJCĄ. Klub piłkarski to nie warzywniak gdzie możesz sobie zerwać umowę zlecenie i iść sprzedawać do sklepu papierniczego. Jeżeli tego nie rozumiesz, to nie wiem jak możesz być kibicem. To nie ma sensu jeżeli dla ciebie to tylko 22 chłopów ganiających za skórzanym obiektem żeby go kopnąć.
Bubek555 Ale tu nikt nie zrywa żadnej umowy tylko wypełnia kontrakt taka subtelna różnica a co do twojej tezy jakobym był kibicem patrzącym na 22 chłopów bez żadnych więzi to nie, nie masz racji bo nie patrzę tak na futbol po prostu uważam że każdemu należy się wolność wyboru bo nie każdy chce stać się legendą jednego klubu i trzeba to uszanować tacy lojalni piłkarze trafiają się raz na kilkadziesiąt lat i dziwię się że ludziom tak ciężko to zrozumieć ja sam wolę by zostali ci ktorzy chcą i to czują po co nam najemnik ktory by miał zostac tylko dla zasady bo jest wychowankiem ? Według waszej logiki to każdy jest zdrajcą jeśli nie zakończy kariery w Liverpoolu dlatego ja w tym miejscu kończę dyskusje bo to nie ma sensu niektórzy po prostu nie zrozumieją. Pozdro :)
Kim bym był, gdybym w takiej sytuacji odszedł, bo konkurencja oferuje mi 100 zł więcej do tygodniowej pensji?