Wywiad z Virgilem van Dijkiem
Virgil van Dijk z niecierpliwością czeka, by poprowadzić Liverpool ku — jak wierzy — niezwykle świetlanej przyszłości, zarówno w nadchodzących tygodniach, jak i w kolejnych latach.
Kapitan przedłużył swoją legendarną przygodę z The Reds, podpisując w czwartek nowy kontrakt w AXA Training Centre.
Jego czas jako zawodnika Liverpoolu rozpoczął się w styczniu 2018 roku i od tamtej pory zdobył siedem ważnych trofeów, rozegrał ponad 300 meczów i stał się jednym z najlepszych obrońców na świecie.
Numer 4, w rozmowie udzielonej ekskluzywnie dla Liverpoolfc.com tuż po podpisaniu nowej umowy, wyraził przekonanie, że przed nim i klubem jeszcze wiele pięknych momentów.
Pełny wywiad z Virgilem przedstawiamy poniżej.
Ta wiadomość ucieszy miliony kibiców Liverpoolu. A Ty? Jak się teraz czujesz, mając to już za sobą?
- Bardzo szczęśliwy, bardzo dumny. W tej chwili towarzyszy mi tyle emocji, kiedy o tym mówię. To uczucie dumy, radości. To po prostu coś niesamowitego. Droga, którą przeszedłem w mojej karierze, i fakt, że mogę ją przedłużyć o kolejne dwa lata właśnie w tym klubie — to coś wspaniałego i jestem ogromnie szczęśliwy.
To zawsze miał być Liverpool, prawda?
- To zawsze miał być Liverpool. Taki był plan od samego początku, to zawsze tkwiło w mojej głowie i nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Wiedziałem, że to jest miejsce dla mnie i mojej rodziny. Jestem częścią Liverpoolu. Ktoś ostatnio nazwał mnie „adoptowanym Scouserem” — i jestem z tego ogromnie dumny, usłyszenie takich słów daje mi naprawdę niesamowite uczucie.
Powiedziałeś przy pierwszym podpisaniu kontraktu, że czułeś, iż to jest właściwe miejsce. Czy teraz to uczucie jest jeszcze silniejsze?
- Zawsze czułem, że to jest właściwe miejsce. Mówiłem to od pierwszego dnia i myślę, że przez te wszystkie lata było to widać. A teraz przede mną kolejne lata tutaj. To jest miejsce, gdzie chcę być, gdzie chcę spędzać najlepsze lata mojej kariery, odnosić sukcesy z klubem — tak jak robiliśmy to do tej pory i, mam nadzieję, w przyszłości również. Kocham to miasto, kocham ten klub, kocham kibiców, kocham moich kolegów z drużyny. Kocham wszystko, co tworzy Liverpool. I liczę na jeszcze wiele pięknych chwil.
Czy ten moment może być jeszcze lepszy niż tamten pierwszy dzień, kiedy usiadłeś tutaj jako nowy zawodnik Liverpoolu?
- Nie wiem, nie chciałbym umniejszać żadnemu z tych momentów. Myślę, że kiedy dołączałem do klubu, było we mnie mnóstwo niepewności — co mnie czeka? Oczywiście, miałem swoje oczekiwania, ale rzeczywistość przerosła wszystko, o czym marzyłem. Nie tylko jeśli chodzi o boisko i moją karierę, ale także w życiu prywatnym. Te wszystkie oczekiwania zostały spełnione z nawiązką. A teraz, będąc kapitanem, mając na koncie tyle rozegranych meczów, tyle wygranych spotkań, niestety także kilka przegranych... czuję ogromną dumę i radość. Jak już mówiłem, to prawdziwy zaszczyt być tu, być kapitanem, grać dla tego klubu i być częścią historii Liverpoolu.
Miałeś swoje oczekiwania i marzenia — wiele z nich już się spełniło. Ale teraz, kiedy już wiesz, czym naprawdę jest Liverpool, jesteś liderem, ikoną, kapitanem tego zespołu...
- Tak, za każdym razem, gdy to słyszę... mam ciarki. Kapitan Liverpoolu — to brzmi ogromnie. Niewielu piłkarzy może to o sobie powiedzieć. Jednak to jest rzeczywistość i czuję się ogromnie błogosławiony i uprzywilejowany. To coś, czego absolutnie nie traktuję jako coś oczywistego i co bardzo, bardzo sobie cenię.
Wyglądasz na niemal wzruszonego...
- Cóż, to jest emocjonujący dzień — nie tylko dla mnie, ale i dla mojej rodziny. Moje dzieci są już właściwie prawie jak Scouserzy, nie znają niczego innego poza Liverpoolem, zwłaszcza dwójka najmłodszych. Żyjemy z dala od miejsca, z którego pochodzę, czyli Holandii, i prowadzimy bardzo dobre, błogosławione życie, ale to życie jest tak dobre również dzięki ludziom z Liverpoolu, klubowi, kibicom. To jest taka wspólnota, którą naprawdę, naprawdę doceniam. To mnie wspiera i w pewnym sensie definiuje, bo naprawdę kocham to, jaki jest ten klub, co sobą reprezentuje, a jego zasady i wartości są dla mnie i mojej rodziny bardzo ważne.
Zdradziłeś nam tu odrobinę tego, czego my — kibice piłki nożnej — często nie widzimy. To nie jest tylko decyzja o twojej przyszłości, ale decyzja, która dotyczy całej twojej rodziny, a twoje dzieci i żona mają na nią ogromny wpływ...
- Sto procent racji. Oczywiście, ten sezon był niesamowity i wiadomo, że z każdym dniem, który mija bez podpisania nowego kontraktu, pojawia się jakaś niepewność. Ale ogromne uznanie należy się mojej żonie. Jesteśmy zespołem. Musimy funkcjonować na najwyższym poziomie, ale robimy to razem, dlatego takie decyzje podejmujemy wspólnie — bo potrzebujemy siebie nawzajem. Mamy ogromne szczęście i jesteśmy błogosławieni, że jesteśmy w sytuacji, w której możemy powiedzieć: zostajemy tutaj na kolejne dwa lata.
To jest ta „domowa drużyna”. A zespół, z którym pracujesz od strony piłkarskiej, miał tego legendarnego lidera, o którym mówiłeś na początku, że liczyłeś, iż pomoże ci stać się lepszym zawodnikiem. Myślę, że było jasne, że tak właśnie się stało. A co z obecnym liderem? Jak duży wpływ miał on na twoją decyzję, żeby ten kolejny rozdział twojej kariery nadal był związany z Liverpoolem?
- Ogromny. Nie powinniśmy zbyt szybko pomijać tego, co Jürgen Klopp zrobił dla mnie i mojej rodziny przez te wszystkie lata, bo to on dał mi szansę, żebym został kapitanem Liverpoolu. Pozwolił mi też zrobić ten kolejny krok, jeśli chodzi o odpowiedzialność — taką, którą zawsze w sobie czułem, ale bycie kapitanem Liverpoolu to naprawdę ogromna odpowiedzialność. I oczywiście podjąłem się tego zadania z dumą, czerpałem z tego radość i nie traktuję tego jako coś oczywistego. Jeśli chodzi o ten sezon — przyszedł nowy menadżer, którego znałem wcześniej tylko z boiska, gdy graliśmy przeciwko sobie, ale nie mieliśmy żadnej osobistej relacji, więc to było coś w stylu: „Zobaczymy, jak to będzie.” Dla niego również, oczywiście. Myślę, że ma za sobą niesamowity sezon, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie miał okazji do przeprowadzenia prawdziwego okresu przygotowawczego.
- To, co naprawdę wyróżnia go dla mnie, to sposób, w jaki radzi sobie zarówno z dobrymi, jak i trudnymi momentami. Bo w trakcie sezonu te trudne chwile zawsze się pojawiają. Nawet jeśli wygrywasz wiele meczów, są też momenty, w których trzeba zarządzać kulisami — jak podejść do zawodników, którzy nie grają, jak poradzić sobie z rozczarowaniami. A sposób, w jaki on się zachowuje, nie tylko on, ale cały sztab — to naprawdę budujące. I to dało mi ogromną pewność co do tego, jak mogą wyglądać kolejne dwa lata. Wielkie uznanie dla niego.
Od momentu, gdy dołączyłeś, widać było, że ambicja to ogromna część twojej osobowości i coś, co napędza cię każdego dnia. Już w pierwszych dniach mówiłeś o ambicji, by zdobywać trofea. Od tego czasu wygrałeś wszystko, co mogłeś. Ale zakładam, że ta ambicja i to pragnienie, by wygrywać jeszcze więcej, tylko rośnie, prawda?
- Tak, sto procent racji. Kiedy przechodzisz przez te wszystkie sukcesy i widzisz, co one dają, co znaczą dla ludzi z Liverpoolu i dla wszystkich związanych z Liverpoolem na całym świecie — to chcesz tego doświadczyć znowu, i znowu, i znowu. To jest ta motywacja. Ja jestem zwycięzcą — chcę wygrywać każdy mecz, chcę robić wszystko, co w mojej mocy, żeby wygrać każdy kolejny mecz, który nas czeka. I to też jest mój cel na następne dwa lata: walczyć do samego końca i — mam nadzieję — być w tym wszystkim skutecznym.
Mówiłeś o swojej miłości do klubu, ale co z twoją miłością do domu, do Anfield? I do tej odpowiedzialności, którą masz, wyprowadzając drużynę na murawę, w tę czerwoną i białą falę, co dwa tygodnie...
- Anfield to dom, tak jak mówisz — nie umiem tego określić inaczej. To jest dom, czuję to całym sobą. Miałem wielkie szczęście być po stronie zwycięzców już wiele razy podczas mojego pobytu tutaj przez te wszystkie lata. To wsparcie jest zawsze kluczowe, zawsze niezwykle ważne — i tak powinno być. Dla nas, jako piłkarzy, to ogromne znaczenie, żeby czuć tę energię, to naprawdę potrafi ponieść. Widzieliśmy przez te lata, jak wielką różnicę to potrafi zrobić, ale oczywiście marzymy, żeby czuć to wsparcie w każdej sekundzie każdego meczu, choć wiemy, że czasami może to być za dużo, by tego oczekiwać. To jest coś niesamowitego. Niesamowite być na boisku i doświadczać takich chwil. I mam nadzieję, że jeszcze wiele takich przed nami.
To, co czyni ten klub wyjątkowym, to ludzie. Pewnie jeszcze zanim tu trafiłeś, ktoś ci mówił, jacy są Scouserzy, jacy są kibice Liverpoolu. Teraz znasz ich od podszewki — co dla ciebie znaczą?
- Bardzo, bardzo dużo. To oczywiście też jeden z głównych powodów, dla których chciałem przedłużyć umowę na kolejne dwa lata. Ci ludzie są niesamowici. Przez te wszystkie lata nawiązałem przyjaźnie i naprawdę doceniam te wartości, które wyznają, to co dla nich w życiu jest ważne i sposób, w jaki podchodzą do codzienności. Myślę, że to mnie z nimi łączy i to jest coś, co mnie bardzo cieszy i co uważam za naprawdę istotne.
Bardzo poważnie podchodzisz do roli kapitana. Jesteś takim nienasyconym motorem napędowym wysokich standardów — to jest coś, czego nauczyłeś się z czasem, ale też coś, co masz w sobie od zawsze. Te wysokie standardy pewnie tworzą w twojej głowie pewien obraz tego, jak będzie wyglądał kolejny etap Liverpoolu pod twoim przewodnictwem...
- Wiesz, myślę, że dla mnie osobiście najważniejsze jest, żeby ciągle się uczyć. Nigdy nie możesz przestać się uczyć. Przez te wszystkie lata grałem w różnych zespołach, byłem kapitanem w różnych klubach, spotykałem na swojej drodze różnych kapitanów podczas całej mojej kariery. Od każdego można się czegoś nauczyć. Jeśli miałbym mówić o kimś z ostatnich lat, to oczywiście Jordan Henderson, który przez wiele lat był kapitanem tego klubu — i był niesamowitym kapitanem. Nadal jest moim dobrym przyjacielem, ale nauczyłem się od niego bardzo wiele — zarówno na boisku, jak i poza nim. Sposób, w jaki ustala standardy podczas każdego treningu, to jak komunikuje się z drużyną poza boiskiem, jak dba o to, żeby każdy był na pokładzie — i to nie tylko zawodnicy, ale też wszyscy ludzie związani z klubem, czy to w ośrodku treningowym, czy gdziekolwiek indziej. James Milner — który jest w piłce już od bardzo dawna — od niego również nauczyłem się naprawdę wiele.
- Te dwie postacie odegrały ogromną rolę w tym, jak dziś prowadzę drużynę jako kapitan, i w tym, jak staram się nią zarządzać także poza boiskiem. To nie jest łatwe, ale musisz robić to na swój sposób. I myślę, że przez ten czas, odkąd objąłem tę rolę, wszystko idzie w dobrą stronę, ale cały czas chcę się rozwijać, chcę się upewniać, że każdy w drużynie czuje się komfortowo, żeby mógł wyrażać siebie we właściwy sposób, bo to jest bardzo ważne. Każdy musi być sobą, musi czuć, że może być sobą, bez poczucia, że się w jakikolwiek sposób powstrzymuje — bo to w końcu przekłada się też na to, jak wypadają na boisku. Więc robię to po swojemu i myślę, że wychodzi mi to całkiem nieźle. Trzeba po prostu iść dalej.
Ten nowy kontrakt to nie tylko kwestia tego, co tu i teraz, ale też tego, jak podekscytowany jesteś wizją przyszłości Liverpoolu...
- Sto procent racji. Przed nami wciąż oczywiście kilka meczów do rozegrania, trochę pracy do wykonania. I na pewno zachęcam każdego, kto przychodzi na Anfield, żeby sprawił, by końcówka tego sezonu była czymś wyjątkowym. Mam nadzieję, że kiedy sezon dobiegnie końca, będziemy mogli razem urządzić niesamowitą imprezę. Ale póki co mamy jeszcze robotę do zrobienia i musimy być tego świadomi. A jeśli spojrzeć jeszcze dalej w przyszłość — myślę, że to naprawdę ekscytujące. To, co przed nami, naprawdę budzi emocje. Mam nadzieję, że przed nami udany okres przygotowawczy, a przyszły sezon Premier League zapowiada się na piekielnie trudny, bo każda drużyna będzie chciała się wzmocnić, poprawić, tak jak i my powinniśmy. Potem trzeba będzie konkurować, pokazywać swoje umiejętności, pokazywać konsekwencję. A co może jeszcze ważniejsze — trzeba czerpać z tego przyjemność. Ja na pewno zamierzam, bo naprawdę wiem, jak wielkim przywilejem i błogosławieństwem jest dla mnie możliwość grania dla Liverpool FC.
To chyba jedna z kluczowych rzeczy, prawda? Czerpać z tego przyjemność. Bo jednak cały czas jesteście pochłonięci tylko jednym — "wygrać kolejny mecz, wygrać ten mecz"...
- Jesteśmy tylko ludźmi, to trudne. Trudno jest to zrobić, ale trzeba próbować. Trzeba znaleźć odpowiedni balans, żeby to pogodzić. I ja zawsze będę próbował to podkreślać, ale nie zmienia to faktu, że to wciąż bywa trudne. Mimo to zachęcam wszystkich, żeby starali się robić to jeszcze częściej.
Niektóre z tych doświadczeń zmieniły twoje życie — parady, trofea, chwile, ikoniczne momenty. Czy nadal masz poczucie, że te największe chwile dopiero są przed tobą?
- Tak, mam taką nadzieję. Normalnie w życiu nie powinno się patrzeć zbyt daleko w przyszłość — ja też staram się tego unikać. Ale nie będę nikogo okłamywał, bo byłoby to nieuczciwe, gdybym powiedział, że czasami tego nie wyobrażam sobie w głowie. Wszyscy wiemy, że byliśmy już blisko, więc te wizje są teraz o wiele wyraźniejsze niż były może w styczniu czy grudniu. Ale jeśli ten moment nadejdzie, to pewnie od razu zobaczysz na mojej twarzy, jak wiele będzie to dla mnie znaczyć — nie tylko dla mnie, ale też dla mojej rodziny, dla całej drużyny i oczywiście dla Liverpoolu. To będzie ogromne.
Możemy zakończyć rozmowę czymś, o czym tak naprawdę mówiłeś cały czas — tym, czym ty jesteś dla kibiców, czym kibice są dla ciebie i czym jest dla ciebie to miasto. Na ile dużym motywującym czynnikiem, w tych ostatnich kilku meczach, jest to, że możesz wreszcie świętować z nimi — bo wcześniej nie miałeś takiej okazji?
- Myślę, że wszyscy widzieliśmy, jak Mo [Salah] mówił o tym, że zasługujemy na to wszystko — i w pewnym sensie całkowicie go rozumiem. Ale z drugiej strony wiem też, że mamy jeszcze robotę do wykonania. Jednak gdy już to zrobimy, to będziemy mieć pełne prawo do świętowania — jak długo tylko będziemy chcieli, przez tyle dni, tygodni, ile nam się podoba — bo na to zasługujemy. Bo to jest ciężka praca. I to będzie coś niesamowitego, jestem tego absolutnie pewien. Tak jak już mówiłem, nie lubię za dużo wybiegać w przyszłość — co pewnie już zdążyłeś zauważyć — ale mogę powiedzieć jedno: zachęcam każdego, kto przyjdzie na Anfield na te ostatnie mecze sezonu, żeby ubrał się na czerwono, przyszedł w czerwonym albo od stóp do głów w czerwieni, żeby Anfield wyglądało jak jedna wielka czerwona ściana — bo to będzie niesamowity widok. I niech zrobią jak najwięcej hałasu, bo wtedy będą się z tego cieszyć jeszcze bardziej, niż już powinni, moim zdaniem.
Komentarze (0)