Prasa po meczu z Leicester
Już prawie na miejscu, drodzy Państwo. Liverpool zbliżył się na trzy punkty do zdobycia tytułu mistrza Premier League po nerwowym zwycięstwie 1:0 nad Leicester City w niedzielne popołudnie, które jednocześnie przypieczętowało spadek gospodarzy z ligi.
Rezerwowy Trent Alexander-Arnold zdobył jedynego gola pięć minut po wejściu na boisko w 71. minucie, zapewniając drużynie Arne Slota utrzymanie 13-punktowej przewagi na szczycie tabeli przy pięciu pozostałych meczach do końca sezonu.
To był satysfakcjonujący finał na King Power Stadium. Chociaż ECHO było na miejscu, oferując jak zwykle szczegółową relację, oto jak ogólnokrajowe media oceniły kolejne ważne zwycięstwo drużyny Slota.
Paul Joyce, niegdyś związany z tą redakcją, pisze w The Times o tym, że strzelec zwycięskiego gola był postacią wyjątkowo trafną w kontekście całego meczu.
- Następny mecz, następny mecz – notuje.
- Arne Slot wiernie trzymał się tej mantry od chwili, gdy przybył do Anglii, nigdy nie pozwalając sobie na odwrócenie uwagi od bieżącego zadania. Teraz ma ku temu dobry powód, by ją powtarzać.
- Jeszcze jedno zwycięstwo i tytuł Premier League ponownie trafi w ręce Liverpoolu. Fakt, że to Trent Alexander-Arnold wyniósł ich na próg koronacji, wygląda jak coś zapisanego w gwiazdach.
- Prawy obrońca być może pozostanie w klubie, a być może nie, gdy prawdopodobna obrona tytułu ruszy w sierpniu — ale kreując tak dramatyczny scenariusz, po raz kolejny udowodnił, że potrafi kształtować wielkie chwile i sypnąć odrobiną magii wtedy, gdy najbardziej tego potrzeba.
Jason Burt z The Daily Telegraph również zwrócił uwagę na tę swoistą „nieuchronność” Alexandra-Arnolda.
- To musiał być on – pisze.
- Po prostu musiał. The Scouser in our team – śpiewali rozradowani kibice Liverpoolu, gdy Alexander-Arnold pobiegł do nich, goły od pasa w górę, i zawiesił koszulkę z numerem 66 na chorągiewce rogu boiska. Prawy obrońca był na murawie zaledwie pięć minut, zastępując Conora Bradleya.
- Teraz oczy wszystkich zwrócone są na Arsenal, który w środę podejmie u siebie Crystal Palace. Jeśli przegra, Liverpool sięgnie po swoje 20. mistrzostwo Anglii, a Alexander-Arnold zapisze się jako kluczowy bohater tej historii.
- Choć Mohamed Salah i Virgil van Dijk przedłużyli kontrakty, wiele wskazuje na to, że Alexander-Arnold nie dołączy do nich w tym „hat-tricku” – zwłaszcza że Real Madryt czeka. Jeśli faktycznie odejdzie, to cóż za sposób na pożegnanie dla 26-latka z West Derby, który przeszedł przez akademię i zdobył z klubem wszystko, co było do zdobycia.
W Daily Mail - Riath Al-Samarrai szukał znaków po tym, jak Alexander-Arnold zdobył zwycięską bramkę.
- To, co nastąpiło później, było czystym paliwem dla tych, którzy doszukują się nadziei w mowie ciała – najpierw rzucił się sprintem w stronę narożnika boiska, potem zerwał z siebie koszulkę i wpadł w efektowny ślizg na kolanach, by na koniec stanąć z rozpostartymi ramionami, krzycząc w stronę kibiców Liverpoolu – relacjonuje.
- Przyjechali z nikłą nadzieją na koronację – Arsenal, pokonując Ipswich, zniweczył ją jeszcze przed pierwszym gwizdkiem – ale odjechali z pewnym wrażeniem, być może złudnym, że z tym lokalnym chłopakiem, który ponoć chce odejść, wcale nie wszystko jest takie, jak się wydaje.
Czy była to celebracja człowieka, który zaczyna mieć wątpliwości? A może tylko namiętny przystanek na drodze wielkiego pożegnania?
- To wszystko prowadzi do domysłów, które jednak należy rozważać w kontekście tego, jak Alexander-Arnold wymijał pytania o swój kontrakt po meczu. Ale jedno jest pewne – on wciąż głęboko przejmuje się losem klubu, do którego dołączył jako dziewięciolatek. A co za tym idzie – wszyscy, którzy twierdzą, że jego serce już opuściło Liverpool, okazali się po prostu gadać bzdury.
W Daily Mirror - John Cross uważa, że ewentualne zdobycie mistrzostwa przez Liverpool w przyszły weekend, na własnym stadionie przeciwko Tottenhamowi, byłoby jak najbardziej na miejscu.
- Byłoby znacznie bardziej symboliczne, gdyby Liverpool zdobył tytuł Premier League przed własnymi kibicami, zwyciężając na Anfield – zwłaszcza że poprzedni raz, gdy unieśli trofeum w 2020 roku, miało to miejsce na pustym stadionie w czasie pandemii – pisze.
- Spotkanie przez długi czas wydawało się bez większej historii, jakby nie było już o co grać – aż do momentu, gdy Alexander-Arnold napisał nowy scenariusz podczas swojego 350. występu w barwach Liverpoolu. Co więcej, zdobył też swoją pierwszą bramkę lewą nogą.
- Wspaniale było patrzeć, jak kibice, którzy przemierzyli Anglię, świętują z jednym ze swoich – wychowankiem, lokalnym chłopakiem, Trentem. Salah i Van Dijk dali klubowi ogromny impuls, przedłużając kontrakty o kolejne dwa lata – a te decyzje stanowią piękną klamrę spinającą ten niezwykły sezon.
- Ale jeśli Alexander-Arnold rzeczywiście zmierza do Realu Madryt na zasadzie wolnego transferu, to był to piękny sposób, by się pożegnać.
A oczywiście na miejscu był także Paul Gorst z ECHO, który uważa, że Alexander-Arnold udowodnił swoje oddanie klubowi zarówno golem, jak i późniejszą celebracją.
- Trent Alexander-Arnold był na boisku ledwie pięć minut, gdy już wirował koszulką nad głową i pędził w kierunku sektora gości, by świętować. Była to jedna z najdzikszych celebracji bramki Liverpoolu w tym sezonie – a fakt, że to właśnie wicekapitan w ten sposób wyraził swoje emocje, dosłownie i w przenośni, mówi wiele.
- Ślizg na kolanach bez koszulki pozostawił niewiele miejsca na interpretację jego dalszego zaangażowania w klub, nawet jeśli pewnego rodzaju symbolikę można było dostrzec w tym, jak chwilę później Alexander-Arnold zobaczył swoją koszulkę zawieszoną na flagę narożną. Mało prawdopodobne, by była to słodka metafora jego pożegnania z Anfield, ale ta kwestia wciąż pozostaje pytaniem za sześć milionów dolarów. Na razie.
Komentarze (0)