Opinia Slota o meczu z Mewami
Arne Slot był ogólnie zadowolony z występu Liverpoolu w ich porażce 2:3 z Brighton & Hove Albion w poniedziałkowy wieczór – meczu, który określił mianem „czystej przyjemności do oglądania”.
Ostatni wyjazdowy mecz mistrzów Premier League w tym sezonie zakończył się porażką na stadionie Amex po tym, jak gospodarze odrobili straty w drugiej połowie.
Gole Harveya Elliotta i Dominika Szoboszlaia dały The Reds prowadzenie 2:1 do przerwy, a pomiędzy nimi padło trafienie wyrównujące autorstwa Yasina Ayariego.
Jednak zmiennicy Kaoru Mitoma i Jack Hinshelwood szybko zaznaczyli swoją obecność na boisku, zdobywając kolejne bramki. Ten drugi ustalił wynik spotkania w 85. minucie, po interwencji systemu VAR.
Poniżej podsumowanie konferencji prasowej z udziałem holenderskiego trenera Liverpoolu.
O meczu…
Świetne widowisko piłkarskie. Dwie drużyny, które chciały grać, dwie drużyny, które chciały wygrać – bez zamiaru robienia rzeczy, których kibice zwykle nie chcą oglądać podczas meczu, czyli bez opóźniania gry, bez teatralnych upadków. Przez niemal 100 minut obie ekipy dążyły do zwycięstwa i oglądaliśmy wiele znakomitych, indywidualnych akcji. Widziałem kilka z naszej strony, ale na szczególną uwagę zasługuje akcja poprzedzająca gola na 2:2 – podanie bramkarza do pomocnika, który udawał zagranie na skrzydło, a następnie rozegrał piłkę do środka – to był świetny moment w ich wykonaniu. Również przed bramką na 3:2, sposób, w jaki Mitoma odbił piłkę za swoją stojącą nogą do nadbiegającego pomocnika, był znakomity. Z ich perspektywy to były świetne akcje – i podobnych momentów było w tym meczu wiele po obu stronach. Dlatego był to spektakl, który oglądało się z przyjemnością – niestety bez rezultatu, na który liczyliśmy.
O grze Federico Chiesy jako „dziewiątka” i jego debiucie w pierwszym składzie Premier League…
Myślę, że największym atutem Federico jest zdobywanie bramek. Im częściej znajduje się w polu karnym lub jego pobliżu, tym większe są szanse, że coś strzeli. Miał świetną okazję tuż przed tą sytuacją, gdy Mo [Salah] miał swoją dużą szansę. To właśnie Mo dograł mu piłkę, a dla Federico oddanie strzału z 18 metra to bardzo dobra okazja, bo jest znakomitym egzekutorem. Ale to była też świetna interwencja [Jan Paula] van Hecke, który zablokował ten strzał.
Myślę, że Federico zagrał nawet więcej, niż mogłem się po nim spodziewać. Bo jeśli przez cały sezon prawie w ogóle nie grasz, nie zaczynasz meczów, a potem trafiasz na wyjazdowy mecz z Brighton – świetnym zespołem, ósmym w tabeli, który może wprowadzić Mitomę na ostatnie 20 minut – to mówi wszystko o poziomie tej ligi. Dla niego, po tak długiej przerwie, zagrać mecz na takim poziomie to więcej, niż oczekiwałem.
Czy dowiedział się „czegoś więcej” o swoich zawodnikach…
Nie powiedziałbym, że czegoś więcej – bo jeśli pracujesz z zespołem przez 10 miesięcy, byłoby dziwne, gdybyś nagle odkrył coś zupełnie nowego. Utwierdziłem się w wielu rzeczach, które już wiedziałem – na przykład w tym, jak małe są różnice, które decydują o wynikach przez cały sezon.
Tym razem nie udało nam się zdobyć trzeciej bramki, a czasami brakuje nam tych dwóch–trzech procent w defensywie – i to od razu przekłada się na porażki. Choć zdaję sobie sprawę, że mówimy o meczach z Chelsea, Brighton czy Arsenalem, z którym nie przegraliśmy – ale mimo wszystko to topowe drużyny.
Wygraliśmy ligę dzięki konsekwencji, dzięki temu, że robiliśmy wiele rzeczy dobrze. Nie była to dominacja w stylu [Manchesteru] City z ostatnich czterech sezonów, gdzie mogli niemal z zamkniętymi oczami prowadzić 4:0. My byliśmy jakościowo bardzo blisko wszystkich, z którymi rywalizowaliśmy. Dlatego właśnie wygranie tej ligi z tak dużą przewagą to ogromne osiągnięcie – bo różnice jakościowe między nami a innymi zespołami nie były duże. A do tego doszły nasze kontuzje w trakcie sezonu. Prowadzenie teraz różnicą 12 punktów to wielki komplement dla moich zawodników.
O sytuacji, w której Salah był blisko zdobycia bramki…
Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, gdy widzę piłkę zmierzającą w stronę Mo, to: „To jest naprawdę duża szansa, to może się zakończyć golem”, bo właśnie to Mo zazwyczaj robi. Przez cały ten sezon był niemal nadludzki, ale były też momenty, w których był po prostu człowiekiem. To więc nie pierwszy raz, kiedy nie trafia do siatki przez jeden czy dwa mecze z rzędu. Dobrą wiadomością dla nas jest to, że zdarza się to bardzo rzadko, a jeśli już, to można być niemal pewnym, że strzeli w trzecim lub czwartym meczu.
O tym, czy Szoboszlai zamierzał strzelić gola…
To, co bardzo mi się podobało, to fakt, że zazwyczaj mamy określone schematy przy stałych fragmentach gry, ale mówimy zawodnikom: „Jeśli zobaczycie coś innego, spróbujcie to wykorzystać. Macie swobodę, jeśli czujecie, że pojawia się inna okazja.” Myślę, że Harvey i Dom uznali, że przy tym rzucie wolnym mają przewagę dwóch na jednego i rozegrali to. Jestem absolutnie przekonany, że Dom chciał uderzyć w światło bramki, bo ma znakomity strzał i stale mu powtarzamy: „Wykorzystuj go częściej, częściej, częściej”, bo na treningach trafia z każdej pozycji. Kiedy gra, to zawsze patrzy, gdzie jest Mo – co nie zawsze jest złym pomysłem, bo Mo też potrafi zdobywać bramki. Nie wiem, ile Dom ma już teraz goli, ale jak na ofensywnego pomocnika w Liverpoolu, to jego dorobek staje się coraz lepszy.
Komentarze (0)