Mistrzowska kampania oczami Sipke Hulshoffa
Sezon 2024/25 to dla pierwszego asystenta trenera Liverpoolu, Sipke Hulshoffa, czas, który z pewnością na zawsze zapisze się w jego pamięci.
Jako wieloletni współpracownik Arne Slota, Hulshoff może pochwalić się podwójnym krajowym triumfem: najpierw w Eredivisie z Feyenoordem, a teraz – już przy pierwszej próbie – w Premier League.
Po tym, jak pomógł poprowadzić Liverpool do 20. mistrzostwa Anglii, Hulshoff usiadł z redakcją liverpoolfc.com w ośrodku treningowym AXA, by z własnej perspektywy podsumować ten historyczny sezon.
Zacznijmy więc od początku.
W duecie ze Slotem i pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego, Hulshoff odpowiada za projektowanie i planowanie jednostek treningowych. W pierwszych tygodniach pracy w Liverpoolu nowy zespół trenerski musiał działać bez wielu doświadczonych zawodników – z uwagi na ich udział w Euro 2024 oraz Copa América.
Jednak Hulshoff – który po raz pierwszy współpracował ze Slotem dziesięć lat temu w SC Cambuur Leeuwarden – wspomina ten czas z uśmiechem:
– Oczywiście, jeśli chcesz wdrażać nowe rzeczy w zespole, to zawsze trochę szkoda, że brakuje wielu piłkarzy. Wiedzieliśmy jednak, że będą nieobecni, a ja długo pracowałem jako trener akademii i bardzo lubię pracować z młodymi zawodnikami.
– Dzięki tej pracy dobrze poznaliśmy młodzież. Dla mnie jednostka treningowa to po prostu jednostka treningowa – a ja uwielbiam prowadzić treningi. Gdy tylko zaczęliśmy, wszystko przyszło naturalnie. Czułem się bardzo swobodnie – jak mówimy w Holandii, jak ryba w wodzie.
– Dlatego naprawdę przyjemnie było zacząć z młodymi chłopakami. A potem nadszedł moment, gdy z radością przyjęliśmy powrót całego zespołu – bo wtedy mogliśmy w pełni przejść do pracy nad podstawowymi zasadami tego, jak chcemy grać w nowym sezonie.
– Na początku korzystaliśmy też z wielu nagrań treningów z udziałem młodzieży, żeby pokazać doświadczonym zawodnikom, o co chodzi, jaki mamy pomysł i czego oczekuje trener.
Gdy reprezentanci wrócili z międzynarodowych turniejów, Hulshoff szybko przekonał się, że ma do czynienia z piłkarzami absolutnie najwyższej klasy.
– Już od pierwszego treningu było widać, że to topowi piłkarze – mówi Hulshoff.
– Widać to w zachowaniu, mentalności, a także w sposobie, w jaki wykonują nasze ćwiczenia. W końcu to normalne, że jako trener korzystasz z ćwiczeń, które prowadziłeś wcześniej w innych klubach.
– I wtedy można zobaczyć różnicę poziomów. Jeśli to samo ćwiczenie wykonujesz najpierw w Cambuur, potem w Feyenoordzie, a potem tu, od razu widzisz, że ci chłopcy naprawdę potrafią grać.
– Nie znam dokładnego słowa, ale chodzi mi o jakość w powtarzalności. Na przykład: zawodnik Cambuur wykonuje dane ćwiczenie dobrze w trzech na dziesięć prób. W Feyenoordzie to może być sześć na dziesięć. A tutaj? Dziesięć na dziesięć – niemal za każdym razem. I myślę, że właśnie to odróżnia świetnego piłkarza od zawodnika światowej klasy.
– Nie byłem zaskoczony, ale bardzo ucieszyło mnie to, że widzę taki poziom – dodaje Hulshoff.
Następnie szkoleniowiec wyjaśnił, dlaczego wraz ze Slotem postawili na ewolucję, a nie totalną rewolucję.
– Jeszcze zanim dołączyłem do sztabu, obejrzałem mnóstwo meczów i wiedziałem, że w ostatnich latach Liverpool miał świetnego trenera – mam na myśli Jürgena [Kloppa] wraz z Pepijnem [Lijndersem]. Widać było, że ta drużyna już ma wyrobioną mentalność.
– Cieszyliśmy się, że od samego początku zespół prezentował określony poziom. A my, oczywiście podążając za wizją pierwszego trenera, staraliśmy się wprowadzić też coś od siebie, swój własny rys jako nowy sztab szkoleniowy.
– Myślę, że dużo zaczerpnęliśmy z pracy poprzedników, ale też dodaliśmy elementy naszego stylu. Połączyliśmy to – i myślę, że efekt widać było w przebiegu sezonu.
– Każdy trener chce wnieść coś własnego – i tak powinno być, bo w przeciwnym razie wszyscy trenerzy byliby tacy sami. Jednak byłoby głupotą nie skorzystać z dobrych rzeczy, które zostawili tu ludzie pracujący przed nami. I właśnie tak zrobiliśmy.
– Mentalność tych zawodników jest znakomita. A "zawodnik światowej klasy" to nie tylko ten, który świetnie gra nogami – liczy się też głowa. Liczy się cały obraz piłkarza. I to właśnie dlatego ci gracze tak szybko się adaptują i grają na tym poziomie.
Liverpool rozpoczął swoją kampanię spokojnie i skutecznie.
W pierwszych trzech meczach Premier League zdobył komplet dziewięciu punktów, strzelił siedem bramek i nie stracił ani jednej. Ipswich Town i Brentford zostali pokonani po 2:0, a następnie The Reds rozbili Manchester United aż 3:0 na Old Trafford.
Do tego momentu wszystko układało się idealnie. Jednak rozpęd Liverpoolu z początku sezonu został przerwany przez pierwszą przerwę na mecze reprezentacyjne – i spotkanie, które nastąpiło tuż po niej.
Liverpool 0:1 Nottingham Forest.
To było bolesne popołudnie, ale i cenne doświadczenie, które potwierdziło wcześniejsze przypuszczenia sztabu dotyczące specyfiki Premier League.
– To nie był może kubeł zimnej wody, ale byliśmy bardzo rozczarowani – wspomina Sipke Hulshoff.
– Mieliśmy już na koncie trzy świetne wyniki i teoretycznie taki mecz u siebie trzeba po prostu wygrać.
– Ta porażka dała nam jednak pewność co do tego, co już przeczuwaliśmy – że w tej lidze nie ma słabych drużyn. I to był pierwszy raz, kiedy naprawdę się o tym przekonaliśmy.
– Już w Ipswich mieliśmy przedsmak tego, co nas czeka. To przecież zespół, który dopiero co awansował z Championship, a do przerwy było tam 0:0. Pomyśleliśmy wtedy: "Jeśli taki poziom prezentuje beniaminek, to jak mocna jest reszta ligi?".
– Po meczu z Forest rozmawialiśmy o tym otwarcie: "Musimy być naprawdę przygotowani na 100% na każde spotkanie, jeśli chcemy zdobywać punkty". To nie tyle otworzyło nam oczy, co uświadomiło, że ta liga wymaga pełnej gotowości w każdym momencie.
Odpowiedź zespołu była wymowna. Wkrótce nadszedł tydzień, który – zdaniem Hulshoffa – był najlepszym okresem całego sezonu.
– Tydzień, w którym graliśmy u siebie z Realem Madryt i Manchesterem City. W ciągu czterech dni pokonaliśmy obydwa zespoły po 2:0 – mówi z uśmiechem.
– Dla mnie to był niesamowity tydzień. Piłka na najwyższym poziomie – nasz pressing, intensywność tych meczów, reakcja trybun... Gdybym miał wskazać jeden tydzień, który najlepiej oddaje jakość naszych występów, to właśnie ten. Przeciwnicy po prostu nie nadążali. To była futbolowa dominacja.
Po tamtej porażce z Nottingham Forest, Liverpool wszedł w rytm, który ostatecznie przesądził o losach mistrzostwa. Seria 26 meczów bez porażki w Premier League uczyniła tytuł formalnością.
Oficjalne potwierdzenie przyszło pod koniec kwietnia, na cztery kolejki przed końcem sezonu – w niezapomnianej scenerii Anfield, gdzie Tottenham Hotspur został rozbity 5:1.
– Tydzień, w którym zostaliśmy mistrzami, na zawsze zostanie w mojej pamięci. Nigdy go nie zapomnę – mówi uśmiechnięty Sipke Hulshoff.
– Już sam przyjazd na stadion był czymś niesamowitym. Ilość ludzi, których tam zobaczyliśmy, była oszałamiająca. Siedzimy z przodu autokaru, więc mieliśmy najlepszy widok! Cały obraz tego dnia – atmosfera, emocje – to coś, czego nie da się zapomnieć. Bardzo się cieszę, że mam filmy i zdjęcia z tego wydarzenia. Czuć było, że tego dnia wydarzy się coś wyjątkowego.
– Potem jednak straciliśmy gola na 0:1 i przez chwilę na stadionie zapadła cisza. Po 10 sekundach trybuny znów ożyły – i właśnie wtedy poczułem: "Tego meczu nie przegramy. Nigdy w życiu".
– Kiedy padła bramka na 4:1, można już było zacząć cieszyć się chwilą. Rozejrzałem się wtedy wokół – zobaczyłem ludzi z dziećmi, ich radość, emocje. I poczułem ogromną dumę.
Kolejne słowa Hulshoffa zdradzają, jak on i Arne Slot postrzegają swoją rolę w klubie – z jakim nastawieniem podchodzą do pracy oraz jak dużą odpowiedzialność czują wobec kibiców.
– Dla mnie to najpiękniejsze w futbolu – mówi asystent trenera.
– Widzieć, jak bardzo ludzi cieszy to, co wspólnie robimy. Dlatego zostałem trenerem – i wiem, że Arne też tak ma, bo znamy się od lat. Dla mnie stadion piłkarski jest jak teatr.
– Niedawno byliśmy na koncercie Bruce’a Springsteena w Manchesterze – jestem jego wielkim fanem. Zawsze podobało mi się w nim to, że ludzie przychodzą na jego koncerty szczęśliwi. Wszyscy się uśmiechają, tańczą… I ja jako trener chcę dawać ludziom dokładnie to samo.
– Dlatego uwielbiam ofensywny futbol. Nawet jeśli przegrasz, ale grasz do przodu, walczysz, tworzysz okazje – kibice i tak mogą wrócić do domu z poczuciem, że przeżyli fantastyczny wieczór.
– Oczywiście, w wielkim klubie nie możesz często przegrywać – ale jeśli już się to zdarzy, a zespół dał z siebie wszystko, nikt nie będzie miał pretensji.
– Dla mnie to jak przedstawienie, widowisko – i zawsze porównuję to do koncertu Bruce’a. Chcemy dawać ludziom coś pięknego. To właśnie dla mnie jest futbol.
Na zakończenie rozmowy pada pytanie: jaka lekcja z minionego sezonu może pomóc Hulshoffowi, Slotowi i ich sztabowi w obronie mistrzostwa?
Odpowiedź pada bez wahania.
– Lekcja, że nie da się wygrać meczu, jeśli jesteś gotowy tylko na 90 procent – mówi zdecydowanie Hulshoff.
– Każdy zespół w tej lidze ma w składzie jakościowych piłkarzy albo ich sprowadza. Musimy być perfekcyjnie przygotowani na każdy mecz – taktycznie, fizycznie, technicznie i mentalnie. Jeśli jesteś gotowy tylko na 90 procent, w Premier League nie wygrasz.
– Myślę, że to największa lekcja: każda drużyna ma jakość – i to nie tylko jakość zespołową, ale też indywidualną. Każdy mecz może rozstrzygnąć przebłysk pojedynczego piłkarza albo stały fragment gry.
– Trzeba być gotowym na wszystko. Wiedzieliśmy to już wcześniej, ale ten sezon tylko to potwierdził.
Komentarze (0)