Gakpo o Slocie, Lidze Mistrzów i Mundialu
Gail Davis z Sky Sports News odwiedza Eindhoven, by porozmawiać z Codym Gakpo. Tematy? Arne Slot, marzenia o Premier League, walka w Lidze Mistrzów i tęsknota za mundialowym sukcesem z Holandią. Wywiad przeprowadzono przed śmiercią Diogo Joty.
Wśród rzędów domów na obrzeżach Eindhoven znajduje się miejsce, w którym Cody Gakpo postanowił rozpocząć tę wyjątkową opowieść.
Cruyff Courts – bo tak dziś nazywa się te boiska – wyglądają nieco inaczej niż wtedy, gdy jako dziecko spędzał tu godziny. Zamiast betonu jest nowoczesna nawierzchnia, ale dusza tego miejsca pozostała niezmienna. To właśnie tutaj powstały jedne z najszczęśliwszych wspomnień młodego Gakpo.
Powrót w to miejsce – tym razem jako mistrz Premier League – napełnia go ogromną dumą.
– Kiedy jesteś dzieckiem, robisz po prostu to, co lubisz. A ja kochałem grać w piłkę, więc robiłem to bez przerwy – wspomina.
– Gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że zostanę mistrzem Premier League, nie uwierzyłbym. To nie mieściło mi się w głowie.
– Teraz, gdy tu stoję, wracają wszystkie wspomnienia. Uświadamiasz sobie, jak długa była ta droga. Osiągnęliśmy w tym roku coś naprawdę wyjątkowego.
Po kilku minutach wieść o jego obecności się rozchodzi – zaczyna gromadzić się tłum. Każdy liczy na zdjęcie lub choć krótką rozmowę z gwiazdą Liverpoolu.
Urodzony kilka minut spacerem od tych boisk, Gakpo stał się ucieleśnieniem marzeń wielu lokalnych dzieci. Powstał tutaj – w Eindhoven, Mieście Innowacji – i właśnie tu zbudował fundamenty kariery, która wciąż nabiera rozpędu.
Pytam, gdzie trzyma mistrzowski medal:
– W Anglii, ale jak mój tata wróci z Afryki, pewnie będę musiał mu go oddać. Nie mogę go zatrzymać dla siebie. Będę musiał zdobyć kolejny – śmieje się.
Zrobimy wszystko, by Jota żył w naszej pamięci wiecznie
– Trudno o tym mówić, ale kibice znów dziś (po meczu z Athletic Club) pokazali, jak bardzo go wszyscy kochaliśmy i jak wielkie miejsce zajmował w naszych sercach.
– To wciąż trudne dla każdego z nas. Zrobimy wszystko, by oddać hołd jego dziedzictwu i wspierać jego rodzinę zawsze, gdy będzie to możliwe.
– Klub, kibice i cały piłkarski świat okazali ogromne wsparcie. My jako drużyna i jako klub postaramy się, by pamięć o nim trwała wiecznie.
Rodzina, która buduje sukces
Ojciec Gakpo, Johnny, odegrał ważną rolę w tej historii. Bez niego Cody być może nigdy nie przeżyłby jednego z najbardziej pamiętnych sezonów w swojej karierze.
W minionych rozgrywkach zdobył 18 goli we wszystkich rozgrywkach. Szczególnie zapamiętał jedno trafienie – przeciwko Manchesterowi City w grudniu, gdy Liverpool wygrał 2:0.
– To był sygnał: „Jesteśmy tu i chcemy z nimi rywalizować” – mówi zdecydowanie.
W dniu, w którym Liverpool przypieczętował mistrzostwo w meczu z Tottenhamem, Gakpo również odegrał kluczową rolę. Od samego rana miał przeczucie, że nic tego dnia nie pójdzie źle.
– Nawet kiedy Tottenham zdobył bramkę, nikt na boisku się nie martwił. Wiedzieliśmy, że tego dnia przypieczętujemy tytuł.
Po swoim trafieniu podniósł koszulkę, odsłaniając napis „I belong to Jesus” – na wzór słynnego gestu Kaká z finału Ligi Mistrzów w 2007 roku.
– Ta koszulka leżała już jakiś czas w domu. Miałem przeczucie, że strzelę gola w takim momencie – mówi z uśmiechem i dodaje, że Brazylijczyk odezwał się do niego po meczu.
Arne Slot – perfekcja w szczegółach
Nawet najwięksi fani Gakpo w Eindhoven nie mogli przewidzieć, jak potoczy się jego historia pod wodzą Arne Slota, który zastąpił Jürgena Kloppa. Liverpool przeszedł metamorfozę, z której dumni byliby nawet innowatorzy z jego rodzinnego miasta.
– Jego dbałość o detale jest niesamowita – mówi Gakpo o swoim rodaku i nowym trenerze.
– Czasem wystarczyło, że powiedział Virgilowi o drobnej zmianie, i nagle cały zespół się do tego dostosowywał. Albo strzelaliśmy gola, albo lepiej się broniliśmy. Kiedy widzisz, że to działa, zaczynasz naprawdę wierzyć w jego wizję.
– Wiesz, jak chce grać, i musisz się do tego dostosować.
A jaki jest Slot poza boiskiem?
– On jest po prostu bardzo normalny. Gdy zaczynamy trening albo mamy odprawę, jest maksymalnie skoncentrowany na tym, co chce nam przekazać i czego chce nas nauczyć. Jest bardzo poważny, bardzo wymagający – zarówno pod względem jakości, jak i intensywności. Ale gdy trening się kończy, robimy jakiś wspólny wyjazd czy aktywność drużynową, potrafi być bardzo wyluzowany.
– Myślę, że wszyscy go lubią jako człowieka. Oczywiście, wygrywanie zawsze pomaga, ale to nie wszystko. Na przykład w derbach z Evertonem zobaczyliśmy u niego trochę surowych emocji, ale ogólnie rzecz biorąc, to bardzo spokojny człowiek, który często kieruje się logiką. Nie pozwala, by emocje brały nad nim górę.W cieniu rodzinnego domu
Tam, gdzie wszystko się zaczęło
Kolejny etap naszej rozmowy to krótki spacer przez park – z Cruyff Courts do miejsca, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Największa piłkarska inspiracja Gakpo była tuż obok, na trawiastym skrawku ziemi w cieniu domu, w którym się urodził.
Choć trenował pod okiem takich nazwisk jak Ruud van Nistelrooy, Ronald Koeman, Jürgen Klopp czy Arne Slot, to – jak mówi – najtrudniejszym trenerem był ktoś zupełnie inny.
– Tata. Bez dwóch zdań – wskazuje w kierunku boiska.
– Gra w tamtej klatce to była zabawa, ale prawdziwa praca odbywała się tutaj. Najtrudniejszy, ale też najlepszy. No i nie mogę go zwolnić! Zostaje ze mną jako trener.
– Gdy byłem nastolatkiem, nie zawsze mi się to podobało. Ale teraz, kiedy patrzę, dokąd mnie to doprowadziło i że nadal to robimy – naprawdę sprawia mi to radość.
Nawet po meczu Ligi Mistrzów, gdy coś poszło nie po jego myśli, można ich było zobaczyć w ogrodzie, jak razem ćwiczą.
– To też forma spędzania czasu razem. Nie mieszkam już w Holandii, więc takie momenty są dla nas ważne. Bardzo to lubimy, choć nadal bywa ciężko.
Rodzice, którzy podjęli odważne decyzje
Ojciec Gakpo był piłkarzem w Togo, mama – reprezentantką Holandii w rugby. Poznali się podczas jej podróży po świecie, a potem razem osiedlili się w Eindhoven.
W ciągu całego dnia Gakpo często mówi o podejmowaniu ważnych decyzji – i jak te decyzje ukształtowały jego życie.
– Trzeba się nad tym zastanowić – mówi, siedząc razem z dwoma braćmi w ogrodzie nowego domu rodziny Gakpo.
– Mama podjęła ogromną decyzję, by zostawić wszystko i wyjechać. Tata też zdecydował się opuścić Afrykę i przeprowadzić do Europy. To były wielkie kroki.
– W takich momentach trzeba być silnym psychicznie. Rodzice nauczyli się, jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami i jak patrzeć na siebie z dystansu: co mogę zrobić lepiej, jak być wobec siebie szczerym, jak się rozwijać.
To właśnie ta wewnętrzna siła przekonań odgrywa dziś kluczową rolę – może nawet ważniejszą niż same sportowe geny, choć i one miały znaczenie. Wiara w siebie, ambicja, determinacja i jak żartują bracia, pewna doza uporu – doprowadziły go tu, gdzie jest.
Gakpo – od siedmiolatka w PSV po inspirację dla kolejnych pokoleń
Już jako siedmiolatek trafił do akademii PSV Eindhoven. Nawet zanim klub zbudował nowoczesny kompleks treningowy, słynął z rozwijania młodych talentów. Z murów patrzą z dumą tacy zawodnicy jak Phillip Cocu, Arjen Robben, Memphis Depay, a dziś – również Cody Gakpo.
Twan Scheepers, który pracował z Gakpo od początku jego pobytu w klubie, wspomina:
– Piłka nożna była całym jego światem. Już jako dziesięciolatek to pokazywał. Był inspiracją nie tylko dla trenerów, ale i dla kolegów z drużyny. Patrzyliśmy na jego umiejętności i mówiliśmy: „OK, z niego będzie piłkarz”.
– Jego siła wynikała z codziennej pracy. Chciał wydobyć maksimum ze swoich możliwości. Niesamowita była jego mentalność – chciał być najlepszy w drużynie, najlepszy napastnik.
– Strzelił dwa gole? Chciał trzeciego. Jeśli miał trudniejszy okres, potrafił się podnieść. Miał w sobie odporność, której wielu może mu pozazdrościć.
Chcemy tworzyć historię w Liverpoolu. Następny cel? Liga Mistrzów i mundial z Holandią”
Twan Scheepers wciąż pracuje w PSV i pozostaje blisko związany z rodziną Gakpo. Miał też okazję z bliska śledzić jego rozwój w Liverpoolu.
– Pierwszy rok zawsze jest trudny, żeby się zaadaptować – przyznaje.
– Ale Cody zawsze miał tę umiejętność, by się rozwijać i dostosowywać. Przejście do Liverpoolu to był ogromny krok. Bardzo duży, ale dał radę.
W jego opinii dużą rolę odegrała pewność siebie, którą Gakpo zyskał pod wodzą Arne Slota – poczucie, że jest na swoim miejscu, że jest częścią czegoś większego. Właśnie wtedy pokazuje pełnię możliwości.
Pytam Scheepersa, czego spodziewa się po Gakpo w kolejnych pięciu latach, po zdobyciu pierwszego tytułu mistrzowskiego w Premier League.
– Przepraszam fanów Liverpoolu, ale nie wiem, gdzie kończy się jego sufit, jeśli utrzyma formę i zdrowie. Jego mentalność może go zaprowadzić wszędzie – do Madrytu, Monachium… Takie słyszę plotki. A może zostanie w Liverpoolu na pięć lat? Cokolwiek wybierze, najważniejsze, żeby był szczęśliwy.
Chcemy zostawić po sobie dziedzictwo
Nazwisko Gakpo było tego lata wielokrotnie łączone z Bayernem Monachium, ale gdy dochodzimy do ostatniego przystanku naszej podróży – muralu przedstawiającego Cody’ego przy stadionie Philipsa – nie sposób odnieść wrażenia, że sam zawodnik gdziekolwiek się spieszy.
– Jeśli trafiasz do klubu, a ja jestem wdzięczny, że mogę grać dla Liverpoolu – jednego z najlepszych klubów na świecie – to celem jest zdobywanie trofeów i zostawienie po sobie dziedzictwa dla kolejnych pokoleń.
– Kiedy jesteś częścią drużyny, która wygrywa, stajesz się elementem historii klubu. I właśnie o to będziemy walczyć.
Wspominam, że jego dawny trener, Scheepers, mówił o tym, jak dobrze Gakpo funkcjonuje w znanym i przyjaznym środowisku.
– Tak, to prawda – przyznaje Cody.
Czy w takim razie chciałby zostać w Liverpoolu na dłużej?
– Mam nadzieję, że zostanę tak długo, jak to możliwe. Bo to, co powiedział Twan, jest trafne – kiedy czujesz się jak w domu, czujesz miłość ze strony klubu, ludzi, kibiców – a kibice Liverpoolu są niesamowici – to daje ci jeszcze więcej energii i motywacji, by im coś dać w zamian.
– Mamy drużynę, która w kilku pozycjach jest wciąż młoda. Jeśli uda nam się ją utrzymać w takim składzie, możemy osiągnąć coś naprawdę pięknego.
– Dla klubu takiego jak Liverpool celem musi być Liga Mistrzów. To największe europejskie trofeum, jakie można zdobyć i o to będziemy walczyć w przyszłym sezonie.
Czas na reset i nowe marzenia
Najbliższe tygodnie to dla Gakpo okazja do złapania oddechu. Spędza czas z braćmi, wybiera się z ojcem do Togo, by znów poczuć więź z rodziną i przyjaciółmi – i symbolicznie oddać to, co sam dostał na swojej drodze.
Droga, która zaprowadziła go z Eindhoven do Liverpoolu. Ale w przyszłe lato Gakpo planuje pójść jeszcze dalej – na mundialowej scenie, jako część reprezentacji Holandii walczącej o pierwsze w historii mistrzostwo świata.
– To byłoby niesamowite – przyznaje.
– To jeden z naszych głównych celów. Mamy coraz więcej zawodników, którzy grają w topowych klubach, a to daje nam jako reprezentacji więcej jakości i głębi. Mam nadzieję, że zajdziemy naprawdę daleko.
W tym momencie pod muralem pojawia się kolejna grupka ludzi, prosząca o wspólne zdjęcie. Ktoś opuszcza szybę w samochodzie i krzyczy: „Kochamy cię, Cody!”.
Komentarze (0)