Dramaturgia w końcówce. Chiesa i Salah bohaterami!
Liverpool po niesamowitym boju pokonał Bournemouth 4:2 na inaugurację nowego sezonu Premier League. Po prowadzeniu 2:0, podopieczni Arne Slota roztrwonili prowadzenie i pozwolili doprowadzić do remisu. Z pomocą w samej końcówce przyszli Chiesa oraz Salah i zapewnili komplet punktów.
Liverpool zaczął mecz ofensywnie i już w drugiej minucie strzał oddał Ekitike. W 4 minucie Salah oddał bardzo mocne uderzenie ze skraju pola karnego. Obronił jednak bramkarz rywali. Piłka wyszła na rzut rożny. Zagrożenia nie było.
Chwilę później Salah dośrodkował piłkę w pole karne a Virgil główkował niecelnie.
Goście zaatakowali groźnie w szóstej minucie, kiedy to Semenyo oddał groźny strzał w środku pola karnego. Piłka przeleciała wysoko nad bramką. W 8 minucie Konate podawał do Alissona i ostatecznie piłka wyszła na rzut rożny.
Po obu stronach boiska zrobiło się ofensywnie, jedni i drudzy mocno naciskali na siebie. Ekitike wychodząc z własnej połowy stoczył pojedynek z obrońcą Bournemouth, który prawdopodobnie pomagał sobie ręką. Sędzia uznał, że do przewinienia nie doszło. Pierwszy kwadrans mijał spokojnie, ale bardzo fizycznie po obu stronach.
W 20 minucie Anfield po raz kolejny, w głośny i wyraźny sposób oddało hołd Diogo Jocie oraz jego bratu Andre Silvie. Liverpool rozgrywał jednocześnie swoją akcję. Salah próbował ominąć czterech przeciwników, ale stanął na ostatnim. Później Wirtz szukał Gakpo, ale obrońcy przerwali zagrożenie. Gospodarze zdobywali przestrzeń i starali się kontrolować mecz.
W 28 minucie Liverpool wykonywał rzut rożny. A w zasadzie miał wykonywać, ale gra została przerwana, gdyż na trybunach prawdopodobnie coś się wydarzyło. Nie otrzymaliśmy informacji do czego doszło, więc po chwili widzieliśmy strzał Virgila głową. Celnie, ale za lekko. Po kilku minutach okazało się, że prawdopodobnie doszło do rasistowskich komentarzy w kierunki Semenyo.
Pół godziny minęło a gra znowu zrobiła się fizyczna. Rywale próbowali często atakować długimi piłkami za plecy stoperów. The Reds wszystkie akcje starali się rozgrywać kombinacyjnie.
Chwila przestoju. Liverpool otrzymał piłkę. Mac Allister posłał podanie do Ekitike a ten agresywnie wszedł w pole karne. Minął obrońcę i spokojnym strzałem pokonał bramkarza. Liverpool prowadził od 38 minuty 1:0.
Kolejna akcja mogła przynieść dublet. Gakpo dośrodkował z lewej strony a strzał głową Hugo minął bramkę. Liverpool chciał podwyższyć prowadzenie do przerwy i było to widać w kolejnych akcjach.
Bournemouth postanowiło powalczyć o remis. Najpierw kilka strzałów zostało zablokowanych a w 43 minucie żółtą kartkę otrzymał Kerkez. Milos mocnym, ale niecelnym wślizgiem chciał odebrać piłkę. Niestety trafił wprost w nogi przeciwnika. Niskie dośrodkowanie nie przyniosło remisu a jedynie spalonego. Wznawiał grę Liverpool.
Sędzia doliczył trzy minuty a Macca sfaulował na około 30 metrze rywala. Była to ostatnia akcja pierwszej połowy. Rzut wolny nie przyniósł rezultatu. Później wydarzyło się bardzo wiele po obu stronach. Najpierw groźną akcję miały Wisienki, następnie kontrę posiadał Liverpool, ale Salah nie potrafił oddać groźnego strzału. Na koniec akcje miała jeszcze ekipa Iraoli, ale nie udało się zagrozić bramce. Sędzia zakończył pierwszą połowę.
Liverpool drugą połowę próbował zacząć szybkimi atakami. Florian Wirtz mógł mieć nawet asystę, ale jego podanie w akcji ofensywnej okazało się bardzo złe. Na szczęście Liverpool miał rzut rożny a po dośrodkowaniu Niemca, główką strzelał Ekitike. Niecelnie.
Gakpo odebrał piłkę jeszcze na połowie boiska i szybko pognał do przodu. Piłkę miał w polu karnym Ekitike. Odegrał ją do holendra a ten omijając dwóch obrońców oddał techniczny strzał na bramkę. Piłka wpadła idealnie przy słupku. Liverpool podwyższył prowadzenie w 49 minucie meczu.
The Reds bawili się grą. Mac Allister oddał strzał zza pola karnego i tylko doskonała interwencja Petrovicia przeszkodziła piłce wpaść do bramki. Liverpool miał rzut rożny. Zagrożenia jednak nie było.
Szoboszlai próbował strzału z dystansu w 54 minucie, ale jego uderzenia lepiej nie komentować. Bardzo niecelna próba, daleko od pola karnego.
W 60 minucie Slot zdecydował się na zmiany. Opuścili boisko Frimpong oraz Kerkez a na murawie pojawili się Robertson oraz Endō. Bournemouth próbowało atakować z rzutów rożnych, ale bez powodzenia. Dobrą akcję następnie rozegrali Salah z Szoboszlaiem. Ostatecznie piłkę otrzymał Wirtz, ale jego techniczny strzał okazał się niecelny.
W 64 minucie po błędzie Szoboszlaia kontrę miało Bournemouth. Piłka szybko powędrowała na prawe skrzydło a następnie do środka pola karnego, gdzie czekał Semenyo. Napastnik lekko kopnął piłkę obok interweniującego Alissona i zdobył bramkę kontaktową.
The Reds szybko zabrali się do akcji ofensywnych i minutę później mieli rzut rożny. Duże zamieszanie nie przyniosło niestety trzeciej bramki. Mecz otworzył się na całego a akcje rozgrywały naprzemian obie drużyny. Zbliżała się 70 minuta. Najpierw mało brakowało a asystę zanotowałby Alisson a później rzut rożny mieli goście. Również bez zagrożenia. Próbował później atakować skrzydłem Gakpo, ale jego strzał był zdecydowanie za lekki. Liverpool przeszedł do ataku pozycyjnego a goście czekali na odbiór i kontrę.
Slot widział co się dzieje i dokonał kolejnych zmian. Boisko opuścił Ekitike a zastąpił go Jones. Joe Gomez zameldował się na boisku za Macce. Ciężko powiedzieć żeby były to zmiany 1:1. Rozpoczynał się ostatni kwadrans meczu. Slot oczekiwał spokoju i kontroli, Iraola szybkiego doprowadzenia do remisu. Dużo pracy w środku pola miał Wirtz. Wyłączony z gry był Salah. Moment nieuwagi, kolejny w tym spotkaniu. Salah nie potrafił dograć celnie w pole karne a błyskawicznie rozegrana kontra skończyła się fantastycznym rajdem Semenyo. Napastnik gości uderzył obok Konaté i Alissona i doprowadził do remisu.
Liverpool miał rzut wolny, kombinacyjnie rozegrany zakończył się jedynie autem. Gomez próbował wrzucić piłkę odrazu w pole karne. Spore zamieszanie musiał uspokoić Endō wycofaniem piłki do bramkarza. Liverpool mógł jeszcze z tej akcji zrobić coś wielkiego, ale Szobo nie potrafił dobrze uderzyć na bramkę. W tej sytuacji powinien przynajmniej strzelić celnie. W następnej akcji już się poprawił, ale strzał był obroniony. Liverpool przeszedł do permanentnego ataku.
Dziesięć minut pozostało do końca a Chiesa zastąpił Wirtza. Do ataków próbował się podłączać Robertson. Niestety brakowało precyzji a w 84 minucie został złapany na prostym spalonym. Goście nie śpieszyli się z rozegraniem piłki.
W ekipie Slota pojawiała się frustracja. Salah nie potrafił znaleźć partnerów, Virgil szukał długim wybiciem Jonesa, ale zagranie było niecelne. Kapitan sygnalizował od razu podejście jeszcze wyżej. W 87 minucie Truffert faulował Mo Salaha a Szoboszlai szykował się do rozegrania rzutu wolnego. Nie doszło jednak do strzału.

Kiedy wydawać by się mogło, że nic już się nie wydarzy, po dużym chaosie w polu karnym, na bramkę huknął Federico Chiesa. Piłka w niesamowity sposób wpadła do siatki i w samej końcówce Liverpool objął prowadzenie. Zapowiadała się niesamowita końcówka meczu. Wisienki podchodziły w 90 minucie do rzutu rożnego. Zagrożenia udało się uniknąć a sędzia doliczył sześć minut. Anfield stało się głośne.
Liverpool miał jeszcze szansę kiedy Gomez wznawiał grę z autu. Szobo stracił piłkę, ale Endō potrafił ją odebrać i wybić na aut. Koncentrację zachowywał Alisson i przechwytywał piłki zagrywane za obrońców Liverpoolu. Gościom się śpieszyło a podopieczni Arne Slota chcieli za wszelką cenę utrzymywać się przy piłce. Nieskutecznie.
W 95 minucie o bezpańską piłkę poszedł jakby w ogóle nie miał meczu w nogach Mo Salah. Odebrał piłkę, wyprzedził obrońców rywali i w niesamowity sposób pokonał bramkarza. To oznaczało jedno. Liverpool prowadził 4:2 i było pewne, że już nic złego się nie wydarzy! Komplet punktów pozostał na Anfield!
Liverpool: Alisson; Frimpong (Endō 60′), Konaté, Van Dijk, Kerkez (Robertson 60′); Mac Allister (Jones 72′), Szoboszlai, Wirtz (Chiesa 82′); Salah, Gakpo, Ekitike (Gomez 72′)
Bournemouth: Petrovic; Smith (Hill 90′), Diakite, Senesi, Truffert; Adams (Kroupi 90+1′), Scott (Traore 74′); Brooks (Winterburn 84′), Tavernier, Semenyo; Evanilson
Sędzia: Anthony Taylor
Komentarze (101)
Ekitike wygląda jak kołkowate drewno ale bramka jest.
Gakpo to jest tak jednowymiarowy zawodnik, że głowa mała, każdy w tej lidze wie, że typo będzie ścinał do środka.
Wirtz słabo, ale do wybaczenia jeszcze, bo jednak przeskok między Bundes a PL jest spory.
Konate to momentami jak Lovren.
Mało w tym meczu Szobo.
Slot z tym Endo na PO to poleciał, chociaż te bramki to i tak w głównej mierze wina Szobo, który odwalał takie straty, że głowa mała.
Semenyo przy drugiej bramce zrobił z Konate juniora.
Powiem tak - przepychanie spotkań, które nie idą, to cecha mistrzów, patrz United Fergusona, czy choćby nasz ostatni sezon, także nie jest źle.
Jak Graven wróci, to ogarnie ten syf w środku pola, bo gra boxtoboxem i ofensywnym pomocnikiem w Jego miejsce nie działa.
Szobo powinien dostać opierd… od Slota za te zabawy i głupie straty.
Najważniejsze 3 pkt dobrej nocy
Co do słota to jak on wpadł na pomysł że Endo na po i wpuszczenie robbo. Obie bramki na konto panów. Tak szobo stracił piłkę ale po prawej stronie. Dlaczego robbo był tak wysoko.
Co do słota to jak on wpadł na pomysł że Endo na po i wpuszczenie robbo. Obie bramki na konto panów. Tak szobo stracił piłkę ale po prawej stronie. Dlaczego robbo był tak wysoko.
Wirtz był ekstra dziś, piękna płynność i wizja zagrań, tak jakby Ci nasi kwadratowi zawodnicy nie wiedzieli, że mogą być takie podania.
Z całym szacunkiem, ale nawet 10% Jego osiągnieć nie wymienił.
A co dobry był może? Chłop odwalał straty jakby pierwszy raz w tej lidze grał. Pierwsza bramka na Jego konto, przy drugiej spory udział, bo oczywiście musiał się wywalić przed polem karnym.
Żałosny mecz Węgra.
Finalnie - Chiesa gol, Endo asysta, czyli Slot zrobił, to z czego był dobrze znany z poprzedniego sezonu - bardzo dobre zmiany, czy to się komuś podoba czy nie.
Na minus przeciwko Wisienkom przede wszystkim elektryczny Konate. Salah też jakoś nie przekonuje ostatnio dyspozycją, ale jak trzeba to bramkę strzeli i mecz zamknie na podwójną kłódkę. Szobo drugi mocno przeciętny mecz. Czuję, że w następnym spotkaniu Węgier ława.
Z nowych nabytków najbardziej podobał mi się Hugo. Wierzę, że lada moment Wirtz na dobre odpali w środku pola, podobnie jak Kerkez na lewej stronie obrony.
Teraz wyjazd do Newcastle. Co prawda w tym spotkaniu Isak nie będzie jeszcze naszym piłkarzem, ale na pewno nie będzie straszył nas po przeciwnej stronie barykady, zatem jakiś pozytyw jest (Czuję, że kupimy Szweda w ostatnich 3 dniach okna transferowego). Wypadałoby na Srokach komplet punktów zainkasować, zwykle nie gra nam się tam łatwo, ale wierzę, że powrót Gravenbercha na pozycję numer 6 będzie dla tego zespołu sporym wybawieniem.
Także cieszmy się z 3 punktów. Wiem, że powodów do narzekań jest sporo, ale zrobiliśmy dziś pierwszy krok do obrony tytułu! :)
Bramka na 1:0 to idzie na konto Szobo, który odwalił żałosną stratę na wysokości linii środkowej boiska. Zachowanie VVD nie było najwyższych lotów, ale za to zachowanie, a właściwie zagranie, Węgra było poniżej jakiejkolwiek krytyki.
Gra obronna fatalna, nie wiem, chyba za szybkie zmiany tych boków, ale co ważniejsze brakuje prawdziwej szóstki. Okej, ktoś powie Gravenberch, ale on sam tego nie pociągnie. Endo się nie nadaje. Tak samo jak wystawianie dwóch 8. To były tylko Wisienki,
I na koniec fatalny Szobo, strata i bramka, później przewrócił się i też brał udział, ale nie wiem co odwalił Endo i po cholerę pchał się w pole karne.
Kamyczek też dla VVD, bo przy pierwszej bramce mógł pójść ostrzej na piłkę, nawet kosztem zderzenia się z Alissonem. Ogólnie często takie stykowe sytuacje VVD odpuszcza, zamiast jechać na dupie.
Dużo pracy jeszcze przed zespołem,
Za trenera Slota jest dobrze wykonana robota!
Brawo Fede, jego gol jakoś mnie cieszy podwójnie, a Mo wciąż to ma. Na minus niestety Boss, totalnie chybione zmiany i podejście taktyczne w drugiej połowie. Obroniła się jakość piłkarska. Ogólnie rzecz biorąc jest nieźle, a może być tylko lepiej, gdy chłopaki się zgrają. Potrzeba nam treningów, meczy, treningów i meczy, a moim zdaniem będzie tylko lepiej.
Stare Anfield dzisiaj też w formie. Pierwsza połowa, poza 20 minutą i początkiem meczu to flaki z olejem, ale nie miało też co grzać. Druga połowa, zwłaszcza końcówka to czerwone Trynidad Scorpion. Magia.
Nowe boki obrony na ten moment tragedia, van Dijk robi babola za babolem, a Konate dostosowuje się do jego poziomu.